Wylał gorącą kawę na nowego ucznia, całkowicie ignorując czarny pas ukryty pod tym spokojnym uśmiechem
Hałas w stołówce był niemal ogłuszający – brzęk tacek, śmiech rozbrzmiewający po sali, skrzypienie trampek na linoleum. To była po prostu kolejna przerwa obiadowa w Jefferson High… dopóki nie wszedł nowy uczeń.
Marcus Johnson, lat szesnaście, niósł tacę ostrożnie, jakby nie chciał żadnych kłopotów. Nie nawiązywał kontaktu wzrokowego. Nie szedł za szybko ani za wolno. Po prostu szukał wolnego stolika – uniwersalny instynkt każdego przybysza, który chciał zniknąć.
Ale są ludzie, którzy nie lubią, gdy inni znikają.
Tyler Reed dostrzegł go z drugiego końca sali. Wysoki, barczysty i wspierany przez lojalną grupę zwolenników, Tyler był typem faceta, którego żarty były zabawne, nawet gdy nie były. Dlaczego? Bo ludzie bali się nie śmiać.
A dziś się nudził… a to znaczyło, że ktoś wkrótce stanie się rozrywką.
Marcus ledwo ugryzł pierwszy kęs, gdy Tyler podszedł do niego z kawą w dłoni i sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Na tyle głośno, by usłyszała go połowa stołówki, zawołał:
„Hej, Atlanta! Nie wiedziałem, że oni robią transfery z charakterem”.
Rozległo się kilka chichotów. Marcus nie zareagował. Już samo to zirytowało Tylera.
Pochylił się bliżej… i jednym nagłym, celowym ruchem przechylił całą filiżankę do przodu.
Gorąca kawa rozlała się po koszuli, tacy i dłoniach Marcusa. Wokół nich rozległy się westchnienia. Niektórzy uczniowie się śmiali. Inni wpatrywali się w niego, zamarli.
Marcus nie krzyczał. Nie popychał. Nawet nie zmarszczył brwi.
On po prostu… oddychał.
Spokojnie, cicho wstał. Otarł koszulę serwetką. Wzrok miał spokojny. Ramiona rozluźnione.
„Hej, Atlanta! Nie wiedziałem, że oni robią transfery z charakterem”.
Tyler zaśmiał się cicho. „Ups. Mój błąd. Chyba powinieneś był bardziej uważać”. Jego przyjaciele roześmiali się na zawołanie. Dla nich to był kolejny dowód dominacji Tylera w hierarchii społecznej liceum Jefferson.
Ale wzrok Marcusa był nieruchomy, a szczęka zaciśnięta. Spokojnie wstał, wytarł koszulę serwetką i nic nie powiedział. Jego milczenie jednak nie było oznaką słabości. To był wybór.
W stołówce uczniowie szeptali. Niektórzy podziwiali jego opanowanie. Inni zastanawiali się, jak długo będzie tolerował gierki Tylera. Tymczasem Marcus już kalkulował. Wiedział, że dręczyciele czerpią korzyści z uwagi i zastraszania. Wiedział też, że nie musi niczego udowadniać – chyba że Tyler będzie go jeszcze bardziej naciskał.
Yo Make również polubił
Mus Żelatynowy: Lekkie i Delikatne Słodkie Cudo
Moi RODZICE opuścili mnie na parkingu podczas podróży, aby skorzystać z humoru mojego SIOSTROWIE
Uprawa Borówek w Domu: Twój Przepis na Niekończące się Zbiory!
Na weekedzik takie cischo ukrecilam. Wisniowa poezja….Polecam pyszne.