Wrócił do domu dwie godziny wcześniej, spodziewając się usłyszeć śmiech syna — ale zamiast tego usłyszał słaby głos szepczący: „Proszę, jestem zmęczony…”
Ojciec, dziecko i dom pozostawiony zbyt cichy
Kiedyś dom brzmiał inaczej.
Zanim trafił do szpitala, zanim zapiekanki przestały przychodzić, a kartki z kondolencjami zamieniły się w rachunki, zanim Daniel dowiedział się, jak samotny może być stół kreślarski architekta o 2:17 w nocy, rozbrzmiewał śmiech – dźwięczny, lepki, zwyczajny śmiech. Rozbrzmiewał w korytarzach i przyklejał się do drzwi lodówki, a deski podłogowe znały ciężar i rytm dziecięcego sprintu.
Po śmierci Claire dom zapomniał o swoich kwestiach.
Niektórymi popołudniami było zbyt cicho; innymi nocami cisza stawała się tak głośna, że przypominała pogodę. Daniel Brooks, lat trzydzieści osiem, dobry w rozwiązywaniu problemów na papierze, odkrył, że żal nie ma użytecznej skali. Nie da się go zmierzyć; można go tylko dotknąć w drzwiach i poczuć w ramieniu.
Nauczył się nowych obowiązków. Dowiedział się, że jajecznica może być przypalona na trzydzieści sześć sposobów. Dowiedział się, że jego ośmioletni syn Eli potrafi przespać burzę, ale nie w ciszy. Nauczył się, że na niektóre pytania nie ma jednoznacznych odpowiedzi – „Gdzie teraz jest mama?”, „Czy opuści mój mecz?”, „Ile uścisków dostaniemy jutro?” – i że zadaniem ojca jest i tak być obecnym.
Jednak problemem było samo pojawienie się.
Biuro Daniela kochało go z tego samego powodu, dla którego potrzebował go jego dom – dokończył wszystkie sprawy. Remont szkoły. Skrzydło biblioteki. Basen miejski, który próbowali przywrócić do życia przed latem. Rysował, aż bolały go łokcie, podpisywał pozwolenia, aż drukarka nagrzała pomieszczenie. Obiecał sobie, że wyjdzie o piątej. Obiecał ponownie o szóstej. O siódmej wysłał SMS-a do pani Harris: „Spóźniam się – znowu – dziękuję”.
Nie chciał pomocy; pragnął innego wszechświata. Ale pomoc była czymś, za co mógł zapłacić.


Yo Make również polubił
Na dostęp do naszego męża czteroletnia nasza córka prosto na kobietę i powiadomiła: „Mamusiu, to ta pani z robakami.”
Stefek Burczymucha – wiersz dla dzieci Marii Konopnickiej opublikowany w 1895 roku w zbiorze Szczęśliwy światek.
Mój mąż patrzył na mnie z góry-dopóki nie dowiedział się, że jestem właścicielem firmy, w której pracował
Imbir: naturalny sekret młodej skóry!