Byłam na weselu mojej siostry z moim pięcioletnim synem, gdy nagle złapał mnie i szepnął: „Mamo, chodźmy już do domu… ​​coś jest nie tak”. Drżącym głosem odpowiedział: „Zaglądałaś pod stół…?”. Pochyliłam się… Spojrzałam… i zamarłam… – Page 7 – Pzepisy
Reklama
Reklama
Reklama

Byłam na weselu mojej siostry z moim pięcioletnim synem, gdy nagle złapał mnie i szepnął: „Mamo, chodźmy już do domu… ​​coś jest nie tak”. Drżącym głosem odpowiedział: „Zaglądałaś pod stół…?”. Pochyliłam się… Spojrzałam… i zamarłam…

Jesienne słońce, już nie tak jaskrawe jak w Kijowie, wpadało przez świeżo umyte okno, rozświetlając nasz skromny salon. Stanowiło to uderzający kontrast z naszym przestronnym mieszkaniem w stolicy, ale tutaj panował spokój cenniejszy niż cokolwiek innego. „Mamo, idziemy dzisiaj do parku?” – zapytał Sasza, zajadając się ulubionymi płatkami kukurydzianymi na śniadanie.

„Oczywiście, kochanie!” – odpowiedziałam z uśmiechem. „Może poznasz tam nowych przyjaciół?”. Decyzja o opuszczeniu Kijowa nie była łatwa, ale nie miałam wyboru. Po tym dniu w Wiśniowym Sadzie nie poszłam na policję.

Wiedziałam, że w takich sprawach rodzinnych, zwłaszcza gdy nie ma jeszcze ciała, a jedynie notatkę i ustne wyznania, wymierzenie sprawiedliwości w naszym kraju jest praktycznie niemożliwe. Przerodziłoby się to w długi, bolesny proces, który tylko by mnie wyczerpał i jeszcze bardziej ztraumatyzował Saszę. Zamiast tego wybrałam inną drogę: natychmiast zerwałam wszelkie kontakty, zmieniłam numer telefonu, sprzedałam kijowskie mieszkanie i wyprowadziłam się jak najdalej.

Część dochodu ze sprzedaży mieszkania wpłaciłem na osobne konto dla Saszy, uzupełniając spadek po Andrieju. Reszta poszła na zakup tego mieszkania w Charkowie i pokrycie moich początkowych wydatków. Znalazłem pracę w małej lokalnej firmie księgowej.

Pensja była niższa niż w Kijowie, ale miałem więcej czasu dla Saszy. Nadal starannie gospodarowałem pieniędzmi, które Andriej zostawił na przyszłość syna. Na moim biurku leżały trzy nieotwarte listy.

Wszystkie były od mojej matki, Walentyny Iwanowny. Najwyraźniej dowiedziała się o adresie od jakichś dalekich wspólnych znajomych. Nigdy ich nie otwierałam i planowałam je wyrzucić.

Bez względu na to, ile przeprosin by napisano, fakt, że życie mojego syna było w niebezpieczeństwie, i że to niebezpieczeństwo stworzyła jego własna babcia, nie uległ zmianie. Zdrada tak wielkiej wagi nie może być odkupiona słowami. Sasza dobrze przystosował się do nowego otoczenia.

Zaprzyjaźnił się z miejscowym przedszkolem i wydawał się jeszcze bardziej radosny i otwarty niż wcześniej. Czasami pytał o babcię, a ja odpowiadałem. Mieszka bardzo daleko, więc jeszcze jej nie widzieliśmy.

Nie chciałam go okłamywać, ale nie mogłam też wyjawić całej strasznej prawdy pięciolatkowi. Nadejdzie czas, kiedy wszystkiego się nauczy, ale na razie jego dzieciństwo musiało być jak najbardziej spokojne. „Mamo, kiedy możemy pójść na grób taty?” – zapytała niespodziewanie Sasza pewnego wieczoru.

Przez chwilę byłem zagubiony. Grób Andrieja znajdował się w Kijowie i nie mogliśmy po prostu tam pojechać. Chciałem jednak chronić uczucia, jakie syn żywił do ojca.

„Na pewno kiedyś pojedziemy, kochanie. Tata jest taki szczęśliwy, że żyjemy razem dobrze i zdrowo”. Kilka dni później natknąłem się na artykuł w internecie.

Opisano w nim skandal wokół niejakiego Igora P., finansisty, którego firma „inwestycyjna” okazała się piramidą finansową. Został aresztowany pod zarzutem oszustwa na dużą skalę, oszukując dziesiątki inwestorów. W artykule wspomniano krótko, że jego pochopne małżeństwo z Eleną S. rozpadło się zaledwie dwa miesiące po ślubie.

Lena, poznawszy prawdę o machinacjach finansowych męża i jego prawdziwych motywach, natychmiast złożyła pozew o rozwód. Przeczytałam artykuł z mieszanymi uczuciami. Moja złość na siostrę jeszcze nie opadła, ale jednocześnie pomyślałam, że być może ona również padła ofiarą tej historii, została oszukana i wykorzystana.

Jednak nie miałem ochoty się z nią kontaktować. Rana była zbyt głęboka. Wiedziałem, że Walentyna Iwanowna mieszka teraz sama w swoim kijowskim mieszkaniu.

Sąsiedzi podobno mówili, że ostatnio sprawiała wrażenie bardzo samotnej i przygnębionej. Stracona przez córkę Lenę, która najwyraźniej również zerwała z nią kontakt po tym wszystkim, co się wydarzyło, i pozbawiona możliwości zobaczenia ukochanego wnuka, prawdopodobnie odczuła w pełni ciężar swoich czynów. Cóż, każdy zbiera to, co zasiał…

Zamknęłam zakładkę z wiadomościami. Przyszłość z synem była dla mnie ważniejsza niż współczucie dla przeszłości czy schadenfreude. Tego wieczoru, gdy Sasza bawiła się z innymi dziećmi na placu zabaw w naszym ogrodzie, rozmawiałam z młodą matką siedzącą na pobliskiej ławce.

„Masz takiego słodkiego chłopca” – powiedziała kobieta – „takiego bystrego i towarzyskiego. Od razu zaprzyjaźnił się z moją córką”. „Dziękuję” – uśmiechnęłam się – „właściwie dopiero co się tu przeprowadziliśmy”.

Rozumiem. Jeśli czegoś potrzebujesz, nie wahaj się pytać. Mamy tu przeważnie życzliwych i pomocnych ludzi.

Jej słowa mnie rozgrzały. To było zupełnie inne niż olśniewające, ale często fałszywe, kijowskie kręgi towarzyskie. Tutaj, w prostych interakcjach ze zwykłymi ludźmi, czułem więcej szczerości i ludzkiego ciepła.

Tej nocy, po ułożeniu Saszy do snu, długo stałam przy oknie, patrząc w nocne niebo. Charków był cichym miastem, gdzie gwiazdy świeciły znacznie wyraźniej niż w wiecznie rozświetlonym Kijowie. „Andriej, wszystko w porządku” – zwróciłam się bezgłośnie do mojego zmarłego męża.

„Sasha dorasta zdrowo i szczęśliwie. Dam sobie radę, obiecuję”. Prawdziwa rodzina to nie więzy krwi, ale troska, miłość i wzajemne wsparcie.

Wiedziałem to już na pewno. Straciłem wygodne życie w Kijowie, znajome otoczenie, iluzję dużej rodziny. Ale niczego nie żałowałem.

Tutaj, w nowym mieście, z moim synem, odnalazłam prawdziwe szczęście, takie, którego nie da się kupić za żadne pieniądze. I byłam pewna, że ​​bez względu na to, jakie trudności nas czekają, wspólnie je pokonamy. Ale wiesz, czego wciąż nie rozumiem? Jak ktoś, kogo znasz od dzieciństwa, ktoś, kogo nazywasz „Mamą”, mógł z takim spokojem i zimną krwią narazić życie twojego dziecka? Tylko po to, by podtrzymać czyjąś iluzję szczęścia.

Powiedz mi, czy byś mi to wybaczył? Co byś zrobił na moim miejscu? Napisz w komentarzach. Bardzo chcę to usłyszeć.

zobacz więcej na następnej stronie Reklama
Reklama

Yo Make również polubił

Tęczowe plamy na stali nierdzewnej? Oto 10-sekundowe rozwiązanie!

10-sekundowa naprawa: 1. Nałóż biały ocet: Namocz miękką ściereczkę lub gąbkę białym octem. Łagodna kwasowość octu pomaga rozbić tęczowe przebarwienia ...

Zacznij jeść jeden ząbek, a będziesz mi wdzięczny przez całe życie

Tylko w celach ilustracyjnych Mieszanka ta może okazać się bardzo pomocna, gdy niespodziewanie dopadnie nas ból zęba, ponieważ zawiera właściwości ...

Herbata, która usuwa całą flegmę z płuc, odtruwa drogi oddechowe i leczy astmę

Do przygotowania naparu będziesz potrzebować: 350 ml wody, 2 łyżek liści dziewanny, 1 łyżkę suszonej mięty i 2 łyżek miodu ...

8 ostrzegawczych objawów udaru i 9 wskazówek, jak mu zapobiegać

Objaw ostrzegawczy nr 5: Drętwienie lub osłabienie Mrowienie lub uczucie ciężkości w jednej ręce lub nodze, które pojawia się i ...

Leave a Comment