Dyrektorka szkoły zadzwoniła do mnie do pracy: „Twój wnuk jest w moim gabinecie. Został wydalony. Proszę, przyjedź go odebrać”. Powiedziałam: „Nie mam wnuka”. Powtórzyła tylko: „Proszę, przyjdź natychmiast”. Kiedy weszłam, zamarłam. Siedziałam tam i płakałam…
Telefon zadzwonił w krytycznym momencie operacji. Moje dłonie były pewnie w jamie czaszkowej pacjenta, gdy mój asystent nachylił się do mojego ucha.
„Doktorze Reynolds, jest pilny telefon z Westridge Academy. Twierdzą, że nie może czekać”.
Nie podniosłem wzroku z tej delikatnej procedury. „Przyjmij wiadomość”.
„Dyrektor mówi, że chodzi o twojego wnuka. Został wyrzucony”.
Mój skalpel zawahał się milimetr nad odsłoniętą tkanką mózgową. „To niemożliwe. Nie mam wnuka”.
„Ona bardzo nalegała, doktorze Reynolds.”
Zanim odpowiedziałem, wykonałem ostatnie nacięcie. „Powiedz im, że trafili na niewłaściwego doktora Reynoldsa”.
Dziesięć minut później, gdy zamykałem, moja asystentka ponownie pojawiła się za moim ramieniem. „Dzwonili ponownie. Dyrektorka prosiła o dr Elizę Reynolds, ordynatorkę neurochirurgii w Memorial. Mówi: »Państwa wnuk jest u niej w gabinecie i musi pan natychmiast przyjść«”.
Coś w tonie mojej asystentki, nuta natarczywości wykraczająca poza zwykłe przekazanie wiadomości, sprawiło, że się zatrzymałem. „Czy podała imię temu rzekomemu wnukowi?”
„Jaime Parker. Powiedziała, że chciałbyś wiedzieć.”
Parker. Nazwisko uderzyło mnie jak fizyczny cios. Wspomnienia, które starannie tłumiłam przez siedemnaście lat, groziły rozerwaniem ich więzi. Parker to nazwisko Rachel. Rachel – dziewczyna, z którą mój syn William spotykał się przed śmiercią. Dziewczyna, która później zniknęła, której nigdy nie udało mi się odnaleźć pomimo lat poszukiwań.
Podałem moje instrumenty rezydentowi. „Zamknij dla mnie. Muszę iść”.
Pół godziny później wjechałam na parking dla gości Westridge Academy, a serce waliło mi w rytmie, którego nie potrafiłam opanować. Ceglane budynki i zadbane trawniki boleśnie przypomniały mi dzień, w którym po raz pierwszy zwiedzałam ten kampus z Williamem. Jego czternastoletni entuzjazm zmył moje obawy dotyczące czesnego.
Asystentka administracyjna zaprowadziła mnie prosto do gabinetu dyrektorki, a jej ciekawskie spojrzenia sugerowały, że już jestem obiektem domysłów. Dyrektorka Catherine Norwood wstała, gdy weszłam – wysoka kobieta o przedwcześnie posiwiałych włosach i współczujących oczach, które natychmiast postawiły mnie na baczność.
„Doktorze Reynoldsie, dziękuję za tak szybkie przybycie.”
„Zaszła pomyłka” – powiedziałem, pozostając przy drzwiach. „Nie mam wnuka. Mój syn zmarł siedemnaście lat temu”.
Norwood powoli skinął głową. „Rozumiem twoje zmieszanie, ale zanim przejdziemy do dalszej rozmowy, chciałbym, żebyś kogoś poznał”.
Otworzyła boczne drzwi prowadzące do małej sali konferencyjnej. „Jaime, proszę, wejdź.”
Chłopiec, który pojawił się w drzwiach, nie mógł mieć więcej niż trzynaście lat. Był szczupły, z niesfornymi ciemnymi włosami, które opadały mu na czoło w sposób tak boleśnie znajomy, że aż poczułam fizyczny ból w piersi. Ale to jego oczy – oczy Williama, moje oczy – sprawiły, że chwyciłam się framugi drzwi, żeby się podeprzeć. Ten sam zdumiewający odcień kobaltowego błękitu, który naznaczył trzy pokolenia Reynoldsów.
Przez chwilę żadne z nas się nie odezwało. Chłopak – Jaime – przyglądał mi się z intensywnością, która zdawała się wykraczać poza jego wiek. Jego wzrok błądził po moim fartuchu chirurgicznym, wciąż widocznym spod pospiesznie założonej marynarki, zatrzymując się na mojej twarzy.
„Wyglądasz dokładnie tak jak na zdjęciu” – powiedział w końcu, a w jego głosie słychać było nutę młodzieńczego entuzjazmu.
Stałem jak sparaliżowany, a medyczne wykształcenie całkowicie mnie opuściło, gdy mój umysł z trudem przetworzył to, co widziałem. Struktura kości, układ barków, nawet mały dołek w brodzie – podobieństwo było niezaprzeczalne. To dziecko nosiło w sobie genetyczny plan Reynoldsa.
„Kim jesteś?” – wykrztusiłem w końcu, a mój głos był ledwo słyszalny.
„James William Parker”. Wyprostował się lekko, jakby to imię wciąż do niego dorastało. „Moja mama to Rachel Parker. Mój tata to William Reynolds”.
Pokój zdawał się chwiać pod moimi stopami. Dyrektor Norwood zaprowadził mnie do krzesła, na którym opadłem, nie spuszczając wzroku z twarzy chłopca.
„To niemożliwe” – powiedziałam automatycznie, choć dowody stały przede mną w rysach, które najpierw widziałam w lustrze, potem na twarzy mojego syna, a teraz na twarzy tego dziecka. „William umarł przed…”
„Miałby siedemnaście lat, kiedy się urodziłeś. Prawie osiemnaście” – poprawiła Jaime. „Mama miała szesnaście”.
Daty pokrywały się z bolesną precyzją. William zmarł trzy tygodnie po swoich osiemnastych urodzinach. Gdyby Rachel była w ciąży, kiedy to się stało – gdyby zniknęła później, nie z żalu, lecz ze strachu lub wstydu…
„Gdzie jest twoja matka?” zapytałem, nagle zapragnąłem zobaczyć kobietę, która zniknęła z mojego życia, zabierając ze sobą, jak się wydawało, jedyną żyjącą cząstkę mojego syna.
Wyraz twarzy Jaime’a pociemniał. „W tym właśnie tkwi problem. Nie ma jej od trzech dni. Jej chłopak, Drew, powiedział, że wyjechała, ale nie chciała odejść bez mojej wiedzy”. Jego starannie zachowany spokój lekko się załamał. „Dlatego mnie wyrzucili. Uderzyłem syna Drewa, kiedy powiedział, że mama pewnie uciekła z jakimś facetem z pracy”.
Dyrektor Norwood wtrącił się delikatnie: „Jaime mieszka ze swoim przyrodnim bratem pomimo konfliktu. Sytuacja jest ewidentnie nie do utrzymania. Kiedy nie mogliśmy się skontaktować z panią Parker, Jaime w końcu opowiedział nam o tobie”.
„Znalazłem twoje nazwisko w pudełku mamy” – wyjaśnił Jaime. „W tym z rzeczami taty. Był tam twój adres. I zdjęcia”. Jego głos stwardniał z determinacją. „Potrzebuję twojej pomocy. Mama ma kłopoty. Wiem to”.
Burza emocji toczyła się we mnie: szok, niedowierzanie, nadzieja – i przytłaczający zawrót głowy, gdy siedemnaście lat żałoby nagle ustąpiło mi spod nóg. Wpatrywałam się w chłopaka – w Jaime – próbując pogodzić jego istnienie z pieczołowicie skonstruowaną rzeczywistością, którą zbudowałam od śmierci Williama.
„Masz dowód?” – zapytałem, a mój głos był pewniejszy, niż się czułem. „Że William był twoim ojcem?”


Yo Make również polubił
W wieku 65 lat mężczyzna ożenił się ponownie z młodą córką swojego przyjaciela. Jednak w noc poślubną zobaczył coś strasznego, zdejmując jej suknię ślubną…
Objawy demencji: 5 zachowań, na które należy zwrócić uwagę
Moja żona zmusiła moją ciężarną córkę do spania na materacu pneumatycznym – nie miała pojęcia, że się o tym dowiem
Eliksir z kurkumy i imbiru: popraw swoje zdrowie i pożegnaj się z bólem!