Mara skrzywiła usta. „Więc niech najpierw przemówi gazeta. Ludzie, którzy się poddają, często są świetnymi mówcami”.
Następnego ranka przyjechała opieka społeczna – pani Alvarez, z włosami spiętymi w kok, torbą pełną formularzy i magiczną sztuczką, która pozwoliła jej wyczarować dla Milo bańki mydlane. Zachowywała się profesjonalnie, jak ktoś, kto słyszał już wszystkie wersje smutnej historii i wciąż wierzy, że może być lepiej.
Sprawdziła lodówkę, apteczkę, czujniki dymu. Sfotografowała moje dokumenty wypisowe i torby dzieci. Poprosiła Daisy, żeby pokazała jej łazienkę i zauważyła, że jest czysta. Patrzyła, jak zginam kolana, bo mój żołądek nie pozwala mi na nic innego.
„Robisz wystarczająco dużo” – powiedziała, a ja prawie oparłam czoło o stół i rozpłakałam się, gdy zobaczyłam, że w tym zdaniu jest słowo „pozwolenie”.
Podpisałam jej formularz upoważniający do przeglądu dokumentacji medycznej dzieci. Zostawiła mi plik papierów, listę numerów i kartkę ze swoim numerem telefonu komórkowego.
„Napisz do mnie, jeśli się odezwie” – powiedziała. „Napisz do mnie, jeśli będziesz musiał wrócić do szpitala. Nie zostawimy cię samej”.
Gdy Tessa zadzwoniła czwartego dnia, jej głos brzmiał jak bąbelki szampana.
„Wszystko w porządku, prawda? Myślałam, że traktujesz to tak osobiście. Nie dramatyzuj – to dopiero tydzień”.
„Dobrze” – powiedziałem, nagrywając rozmowę. „Za tydzień wyjaśnij pani Alvarez, dlaczego zostawiłaś opiekunkę z dwójką dzieci bez jedzenia”.
Na linii zapadła cisza. „Kim jest pani Alvarez?”
„CPS” – powiedziałem.
„Jezu, Lena. To przesada.”
„Szycie to przesada” – odpowiedziałem. „Zaniedbanie jest nielegalne”.
Rozłączyła się.
Złożyłam wniosek o tymczasową opiekę tego samego popołudnia. W formularzu poproszono mnie o opisanie mojej relacji z dziećmi. Napisałam: Ciocia. Opiekunka. Osoba, która odpowiadała, gdy rodzice nie odpowiadali. Wydawało się to sentymentalne i samouwielbiające. Ale jednocześnie prawdziwe.
Kiedy Nia przyniosła zupę tego wieczoru, zastała mnie z dziećmi na dywanie, budujących fortecę z koców i kuchennego stołu. Włosy Milo sterczały jak u maluchów, gdy grawitacja pozwalała im tylko na chwilę je dostrzec. Daisy zapytała mnie, czy Paryż ma plac zabaw. Powiedziałem, że nie wiem.
„Myślisz, że mama przyniesie nam zabawkę?” zapytała.
„Tak” – powiedziałem, a to słowo wbiło mi się w żebra jak pięść. „Myślę, że coś przyniesie”.
„Co ona ci przyniesie?” zapytała Nia później, gdy razem myłyśmy miski.
„Historia” – powiedziałem. „Zawsze miała ich pełną torbę”.
Część III – Lądowanie
Przyjechała w niedzielę, opalona, z blond włosami w kolorze złota, kupionymi w salonie fryzjerskim, za które zapłaciłem więcej niż czynsz. Jej walizka z hukiem potoczyła się po ścieżce. Zostawiłem łańcuch zabezpieczający z małostkowości czy z samozachowania – nadal nie jestem pewien. Kiedy potrząsnęła klamką, łańcuch napiął się i trzymał. Rozległ się cichy, metaliczny dźwięk ostrzegawczy.
„Lena!” krzyknęła. „Niespodzianka!”
Otworzyłem drzwi na tyle szeroko, żeby zobaczyć okulary przeciwsłoneczne na jej głowie. „Niespodzianką były wiadomości” – powiedziałem.
„O Boże, wciąż to robisz?” Zaśmiała się, jakbym przegapiła jakąś puentę. „Gdzie są moje dzieci?”
„Ludzie karmili cię, gdy robiłeś zdjęcia ciastkom.”
Pchnęła drzwi, a łańcuch zadrżał. „Jesteś niesamowity. Gdzie one są?”
„W Biurze ds. Młodzieży” – powiedziałem. „Jesteś bezpieczny. Wrócisz, jak tylko będziesz mógł to zagwarantować”.


Yo Make również polubił
Uczeń wylewa kawę na nowego czarnoskórego kolegę z klasy – nieświadomego, że jest mistrzem taekwondo…
Zalecane ćwiczenia w leczeniu zapalenia powięzi podeszwowej
People Apparently Still Don’t Know What Paprika Is Made From
Guzki na dłoniach: co warto o nich wiedzieć