Jarzeniowe światła Centrum Medycznego Saint Harlow rzucały sterylną poświatę na korytarz, ale niewiele to pomogło w ogrzaniu lodowatego napięcia w powietrzu. Porucznik Marcus Sterling przeszedł przez strefy działań wojennych, widział najgorsze oblicze ludzkości i przetrwał chaos miejskiej wojny – ale nic nie przygotowało go na pole bitwy, z którym teraz się zmierzył: poczekalnię przed szpitalnym pokojem jego dziadka.
Przyleciał z Nowego Jorku na urlop okolicznościowy. Harold Sterling, mężczyzna, który go wychował po tym, jak ojciec porzucił rodzinę, leżał kruchy na szpitalnym łóżku, a plątanina rurek i monitorów stanowiła jego jedyne połączenie ze światem. Marcus trzymał w dłoniach jedynie nadzieję, rozpaczliwe pragnienie, by znów zobaczyć go żywego.
Ale jego krewni mieli inne zdanie.
„Nie powinieneś tu w ogóle być” – syknął jego kuzyn Julian, blokując drzwi z pewnością siebie kogoś, kto przywykł do posłuszeństwa. Julian nigdy nie służył, nigdy nie stawił czoła zagrożeniu wykraczającemu poza jego własne odbicie i posługiwał się tą ignorancją jak zbroją. „Jesteś tylko biurowym robolem na Manhattanie, biegającym po pokoju i udającym, że ci zależy. Nie udawaj teraz bohatera”.
Obok niego, wyraz twarzy ciotki Margot był ostry jak szkło. „Dawno temu nas porzuciłeś” – powiedziała głosem ociekającym oskarżeniem. „A teraz wracasz, bo myślisz, że coś zyskasz? Naprawdę wierzysz, że ugniemy się przed mundurem?”
Marcus zacisnął szczękę. Stawiał czoła powstańcom i przydrożnym bombom; zajrzał śmierci w oczy więcej razy, niż potrafił zliczyć. Jednak ten jad z krwi, która powinna go kochać, kłuł o wiele bardziej. Spojrzał ponad nimi, na matowe okno pokoju dziadka. Każda sekunda spędzona na kłótni była sekundą straconą.
„Nie pasujesz tu” – kontynuowała Margot. „Porzuciłeś tę rodzinę w dniu, w którym zamieniłeś nasz dom na wojsko”.
Jej słowa uderzyły go mocniej niż odłamki. Jego serce płonęło powstrzymywaną furią, lecz pod spodem krył się głębszy ból, żal, którego żadne pole bitwy nie nauczyło go znosić.
I wtedy Marcus zareagował. Nie lekkomyślnie, nie gwałtownie, ale z precyzją wypracowaną przez dekadę służby wojskowej. Wyciągnął telefon i wybrał numer. Jeden telefon i wszystko się zmieniło.
W pomieszczeniu zapanowała konsternacja, gdy przemówił do słuchawki. „Tu porucznik Sterling. Rozpocząć procedurę. Wszystko musi zostać udokumentowane” – powiedział cicho, spokojnie, z cichym autorytetem, który sprawił, że Julian się zawahał.
„Co ty wyprawiasz, Marcus?” – warknął Julian, próbując ukryć drżenie głosu. „Wzywasz swoich kumpli, żeby nas zastraszyć? Myślisz, że się boimy?”
Marcus nie odpowiedział. Przeszedł obok Juliana, zachowując tę samą staranną kontrolę, na której polegał podczas niezliczonych operacji. Drzwi się otworzyły i oto stał tam on: Harold Sterling, z ledwo otwartymi oczami, oddychający płytko przez maskę.
Uklęknął obok niego, ściskając jego wątłą dłoń w swojej. „Jestem tutaj, dziadku” – wyszeptał. „Nie zostawiłem cię”.
W oczach Harolda błysnęło rozpoznanie, a potem powrócił lekki skurcz. To było wszystko, czego Marcus potrzebował.
Głosy za nim stawały się coraz bardziej oschłe, oskarżenia lały się strumieniami jak woda z przerwanej tamy. „Manipulujesz nim!” krzyknęła Margot. „Ty nawet tu nie pasujesz!”
A potem ktoś zapukał, zdecydowany i zdecydowany.
Weszło dwóch mężczyzn w szytych na miarę garniturach, których identyfikatory błyszczały w świetle szpitalnych lamp. Śledczy federalni. Zapadła cisza, przerywana jedynie jednostajnym dźwiękiem monitorów.
Yo Make również polubił
20 najlepszych produktów spożywczych dla zdrowia nerek
Wzmocnij swój układ odpornościowy domowym sokiem
Roladki z ciasta francuskiego ze szpinakiem i serem
Serce pod ochroną: domowa łyżka zdrowia na krążenie, zakrzepy i ciśnienie