Gdy wrócił, jego wyraz twarzy uległ zmianie, a cień irytacji zakłócił jego wcześniejszy spokój.
„To był ktoś z biura taty” – powiedział. „Chcieli z tobą porozmawiać o pewnych papierach”.
„Jakie papiery?” zapytałem.
„Nie wiem” – powiedział zbyt szybko. „Powiedziałem mu, że jesteś niedysponowany. Że mogą załatwić ze mną wszystko”.
Coś w jego tonie mnie zaniepokoiło. Coś w sposobie, w jaki unikał mojego wzroku.
„Marcus, twój ojciec pracował w tej firmie przez trzydzieści lat” – powiedziałem. „Jeśli chcą ze mną o czymś porozmawiać, mam prawo to usłyszeć”.
„Mamo, nie martw się o te rzeczy. Zajmiemy się całą papierkową robotą i sprawami prawnymi” – odpowiedział, odwracając się.
Tej nocy, gdy wszyscy już wyszli, a zmywarka w końcu przestała jęczeć, w domu zapadła ciężka cisza. Drzwi wejściowe zamknęły się za Marcusem i Kirą z cichym kliknięciem, a ja zostałem sam po raz pierwszy od trzech dni.
Szłam powoli korytarzem, przesuwając palcami po zdjęciach na ścianie. Marcus, lat osiem, z przerwą między zębami i szerokim uśmiechem u boku Elijaha na boisku Little League. Nasze zdjęcie z okazji dwudziestej piątej rocznicy ślubu, Elijah w granatowym garniturze, a ja w niebieskiej sukience, którą nalegał, żebym kupiła, mimo że twierdziłam, że jest za droga. Wyblakłe zdjęcie ślubne, na którym oboje wyglądaliśmy zbyt młodo, żeby powierzyć mu kluczyki do samochodu, a co dopiero ślub.
W naszej sypialni usiadłam na skraju łóżka i wpatrywałam się w okulary Elijaha, leżące na stoliku nocnym, starannie złożone na książce, którą czytał. Wgniecenie po jego stronie materaca wciąż tam było, delikatne wgłębienie, które sprawiało mi ból w piersi.
Wtedy zadzwonił mój telefon komórkowy.
Numer był nieznany.
„Halo?” Mój głos się załamał.
„Pani Lena Odum?” – odezwał się męski głos po drugiej stronie linii. „Jestem Theodore Vance, szef pani męża w Sterling and Grant Financial”.
„Panie Vance” – odpowiedziałem, przypominając sobie nazwisko. Elijah wspominał o nim kilka razy, zawsze z szacunkiem. Szef, który bronił swoich decyzji na spotkaniach. Ten, który wysłał mu butelkę wina na ostatnie Boże Narodzenie z odręcznie napisaną notatką.
„Proszę pani, bardzo mi przykro z powodu pani straty” – powiedział. „Elijah był niezwykłym człowiekiem i wszyscy w biurze niezmiernie go cenili”.
„Dziękuję” – mruknęłam, przełykając ślinę.
Zapadła cisza, a potem jego głos się zmienił. Zniżył się o pół tonu, jak to robią ludzie, kiedy dochodzą do prawdziwego powodu, dla którego dzwonili.
„Pani Odum, muszę się z panią pilnie zobaczyć. Jest coś, co musi pani wiedzieć o ostatnich miesiącach życia pani męża. Coś ważnego”.
Moje serce zaczęło bić szybciej.
„Co takiego?” – zapytałem.
„Nie mogę rozmawiać przez telefon” – powiedział. „Czy mogłaby pani przyjść do mojego biura jutro rano? I proszę pani, to absolutnie konieczne, żeby nie powiedziała pani synowi ani synowej o tej rozmowie. Elijah był w tej kwestii bardzo konkretny”.
Powietrze utknęło mi w płucach.
„Dlaczego?” wyszeptałam. „Co się dzieje?”
„Proszę, pani Odum” – powiedział, jego głos stał się teraz stanowczy. „Proszę przyjść jutro o dziesiątej rano. Pani mąż prosił mnie, żebym na wszelki wypadek z panią porozmawiał, ale tylko z panią”.
Tylko z Tobą.
Połączenie się zakończyło, a po nim zapadła głucha cisza.
Siedziałem w ciemności, z telefonem w dłoni. Elijah spodziewał się swojej śmierci. A przynajmniej spodziewał się, że coś się wydarzy. Zostawił szczegółowe instrukcje, a z jakiegoś powodu te instrukcje obejmowały trzymanie Marcusa i Kiry z dala od informacji.
Po raz pierwszy od jego rzekomej śmierci poczułam, jakby mój mąż przemawiał do mnie z jakiegoś dalekiego miejsca, namawiając mnie, żebym uważała i się obudziła. To nie był czas na delikatność. Coś było strasznie nie tak i tylko ja mogłam to zrozumieć.
Następnego ranka obudziłem się przed świtem, serce waliło mi jak młotem. Po raz pierwszy od miesięcy miałem jasny cel.
Wzięłam prysznic, wysuszyłam rzadkie siwe włosy i otworzyłam szafę. Moje palce przesuwały się między wygodnymi kardiganami i znoszonymi dżinsami, aż zatrzymały się na granatowym garniturze, o którym Elijah zawsze mawiał, że wyglądam w nim „jak żona senatora”. Na wieszaku wydawał się sztywny, wykrochmalony od starych wspomnień.
„Wyglądasz w tym potężnie” – powiedział kiedyś, prostując klapy marynarki przed bankietem. „Jak ktoś, kogo nikt nie powinien lekceważyć”.
Założyłem to.
Kiedy Marcus zadzwonił, byłam już ubrana i siedziałam przy kuchennym stole z kluczami przed sobą.
„Jak ci się spało, mamo?” – zapytał, nie czekając na odpowiedź. „Kira i ja myśleliśmy, że może powinnaś zostać z nami na kilka dni. Nie powinnaś być sama w tym domu”.
„Nic mi nie jest, synu” – odpowiedziałem, zmuszając się do spokojnego tonu. „Właściwie to muszę wyjść dziś rano”.
Zapadła cisza.
„Gdzie wyjść?”
Mój umysł pracował szybko.
„Do apteki” – powiedziałem. „Skończyły mi się tabletki na nadciśnienie”.
„Mogę ci przynieść pigułki. Nie musisz wychodzić” – powiedział natychmiast Marcus.
„Marcus” – powiedziałem, nadając głosowi stalowy ton – „mogę pojechać do apteki. Nie jestem inwalidą”.
Jego westchnienie było słychać w telefonie.


Yo Make również polubił
Dotarłem do domu córki i zobaczyłem jej ubrania i zdjęcia porozrzucane na trawniku. Jej mąż stał nad nią, wciskając jej papiery do rąk i krzycząc: „Tylko je podpisz!”. Mój wnuk krzyknął: „Tato, proszę przestań!”. Wyciągnąłem ich oboje w bezpieczne miejsce i wykonałem jeden telefon. Trzydzieści minut później rozległo się pukanie do drzwi – i to, co się stało, zmieniło wszystko.
Całkowicie naturalny „tajny” napój detoksykacyjny
Macocha zamknęła mnie, żebym nie przegapiła jej ślubu z moim ojcem, ale nie przewidziała tego małego szczegółu, który zmienił wszystko.
Przywróć życie bezlistnemu storczykowi: sprawdzone sposoby na jego przywrócenie