Kiedy zobaczyłem imię Danny’ego na ekranie, serce podskoczyło mi do gardła. Mój siedemnastoletni wnuk nigdy nie dzwonił o tej porze. Nigdy.
„Babciu?” Jego głos był ledwie szeptem, drżącym jak płomień świecy na wietrze.
„Danny, kochanie, co się stało?” Wyprostowałam się, zaciskając dłoń na telefonie.
„Babciu, proszę. Musisz mnie wysłuchać”. W jego głosie było coś, co zmroziło mi krew w żyłach – strach zmieszany z straszliwą nagłością. „Nie zakładaj dziś czerwonego płaszcza. Proszę”.
Zerknęłam przez ciemny pokój na wieszak, na którym wisiał mój wiśniowoczerwony zimowy płaszcz. Kupiłam go trzy lata temu w domu towarowym Billings, rozrzutność, którą usprawiedliwiłam, bo dzięki niemu byłam widoczna na ciemnych, wiejskich drogach, gdy szłam na przystanek autobusowy. Bezpiecznie. A przynajmniej tak mi się zdawało.
„Danny, o czym ty mówisz? Gdzie jesteś?”
„Nie mogę teraz tego wyjaśnić. Tylko proszę, Babciu, nie noś tego. Załóż coś innego. Obiecaj mi”. Jego głos załamał się przy ostatnich słowach.
„Przerażasz mnie, kochanie. Masz kłopoty? Jesteś bezpieczna?”
„Obiecaj mi!” Rozpacz w jego głosie przebiła się przez wszelkie moje pytania.
„Obiecałem. Nie założę czerwonego płaszcza. Ale Danny…”
„Zrozumiesz o dziewiątej. Muszę kończyć. Kocham cię, babciu. Bardzo mi przykro”. Połączenie zostało przerwane.
Siedziałam tam w narastającym świetle, z telefonem chłodzącym się przy uchu, wpatrując się w czerwony płaszcz niewinnie wiszący na wieszaku. Coś w głosie Danny’ego – ten babciny instynkt, który kierował mną w wychowywaniu syna Roberta, a teraz w pomaganiu Danny’emu – podpowiadał mi, żebym zaufała mu bezgranicznie, nawet jeśli nie rozumiałam.
Nie włożyłem czerwonego płaszcza. Zamiast tego włożyłem starą brązową kurtkę stodołową, tę z przetartymi łokciami i podartą kieszenią, którą zazwyczaj zostawiałem na karmienie kur. Pachniała sianem, dymem drzewnym i życiem, które zbudowałem na tej farmie przez czterdzieści lat.
Frank i ja kupiliśmy tę posiadłość w 1985 roku, jako nowożeńcy z marzeniami większymi niż pieniądze. Zbudowaliśmy ją od zera – hodowaliśmy bydło mięsne, uprawialiśmy pszenicę, przetrwaliśmy susze i kryzysy gospodarcze, które załamywały silniejszych mężczyzn. Frank zmarł pięć lat temu, na rozległy zawał serca, naprawiając płot na północnej czterdziestce. Czasami wciąż łapię się na tym, że parzę kawę dla dwojga, nakrywając do stołu dwa nakrycia.
O wpół do dziewiątej ruszyłem długim, żwirowym podjazdem w stronę drogi powiatowej, gdzie zatrzymywał się autobus. Jeździłem autobusem linii 47 do Billings w każdy wtorek i piątek od pięciu lat, odkąd sprzedałem większość bydła i ograniczyłem się do utrzymania posesji. Ten rytm dnia był kojący – wtorek na zakupy spożywcze i do biblioteki, piątek na klub książki i lunch z przyjaciółką Eleanor. Drobne rytuały, które nadawały kształt dniom.
Ale dziś, kiedy o dziewiątej dotarłem do drogi powiatowej, nie było autobusu. Zamiast tego stały radiowozy – cztery – których światła malowały szary poranek natarczywymi czerwieniami i błękitami. Żółta taśma policyjna rozciągnięta była na przystanku autobusowym, gdzie czekałem niezliczoną ilość razy, czytając książki z biblioteki i obserwując zmieniające się pory roku.
Szeryf Tom Brennan zobaczył, że się zbliżam, i zrobił krok naprzód, unosząc rękę. „Alexio Foster, musisz się odsunąć”.
„Tom, co się, u licha, stało? Muszę złapać autobus do miasta”. Tom i ja chodziliśmy razem do liceum Billings High czterdzieści pięć lat temu. On był rozgrywającym, ja należałam do kółka teatralnego. Spotykaliśmy się krótko, zanim poznałam Franka.
“There won’t be a bus this morning, Alexia.” His face was grave in a way I’d never seen, not even when he’d come to tell me about Frank. “There’s been an incident. A serious one.”
“What kind of incident?” My voice came out smaller than I intended.
He hesitated, glancing back at the crime scene investigators in their white suits. “A body was found here this morning. About six a.m. A jogger called it in.”
The world tilted slightly. I reached for the fence post to steady myself. “A body? Who?”
“We haven’t officially identified her yet, but Alexia…” He paused, his weathered face troubled. “She was wearing a red coat. Cherry red. Exactly like yours.”


Yo Make również polubił
„Ekspresowy deser bez pieczenia: Słodka przyjemność w 10 minut”
„Każda rodzina popełnia błąd” – zamieściła moja mama wraz ze zdjęciem mojej 9-letniej córki. Zarówno tacie, jak i siostrze spodobało się to. Moja córka powiedziała: „To ja”. Nie płakałam. Podjęłam działanie. Trzy dni później dostały list i zaczęły krzyczeć.
Przełom w leczeniu raka: Guz mózgu kobiety prawie zniknął w ciągu zaledwie pięciu dni
Kolor moczu