Mój szkolny łobuz oblał mnie winem na naszym zjeździe absolwentów – ale kiedy wszyscy się śmiali, jej mąż wpadł z krzykiem, że ukradła 200 tys. dolarów, a jej „markowa” torba była podróbką – Page 2 – Pzepisy
Reklama
Reklama
Reklama

Mój szkolny łobuz oblał mnie winem na naszym zjeździe absolwentów – ale kiedy wszyscy się śmiali, jej mąż wpadł z krzykiem, że ukradła 200 tys. dolarów, a jej „markowa” torba była podróbką

Obrzuciła mnie powolnym, okrutnym spojrzeniem od stóp do głów. „Wow, Lena” – mruknęła – „wyglądasz… dokładnie tak samo”. Jej uśmiech się wyostrzył. „Wciąż spłukana? Wciąż singielka? Wciąż… no i co z tego?” Kilka osób zachichotało, tym samym głuchym, nerwowym śmiechem, który pamiętałam z liceum. Nikt mnie wtedy nie bronił. Nikt nie bronił teraz.

Tara uniosła swoją ogromną torbę – oblepioną logotypami – na wysokość piersi, stukając w metalowe zapięcie. „To Louis Vuitton. Edycja LIMITOWANA”. Przechyliła głowę. „Słyszałaś o tym kiedyś? Och, czekaj… pewnie zarabiasz na życie oprawianiem podróbek plakatów”.

Twarz mi płonęła. Próbowałam uwolnić nadgarstek. „Tara, nie przyszłam tu po to”.

„Och, kochanie” – powiedziała, pochylając się ku mnie – „jesteś tym”.

A potem ruszyła. Szybko. Pewna siebie. Okrutnie.

Zatrzymała przechodzącego kelnera, wzięła kieliszek czerwonego wina, odwróciła się do mnie twarzą i z powolnym, powściągliwym uśmiechem przechyliła go do przodu. Głęboka, karmazynowa ciecz spływała kaskadą po mojej sukience, natychmiast przesiąkając materiał i kapiąc na buty. Wśród tłumu rozległy się westchnienia. Ktoś stłumił śmiech. Ktoś inny pstryknął zdjęcie. Zaparło mi dech w piersiach – zimny, lepki szok pochłonął mnie w całości.

Tara cofnęła się, by podziwiać swoje dzieło. „O nie” – powiedziała głośno do kelnera – „znów przecieka. Mógłbyś posprzątać ten bałagan?”. Krąg wybuchnął jeszcze głośniejszym śmiechem.

Stałem zamarznięty, upokorzony, przemoczony, oszołomiony.

A potem pokój eksplodował.

Ciężkie, podwójne drzwi otworzyły się z hukiem, gdy wpadł do środka mężczyzna, wysoki i wściekły, ubrany w pognieciony granatowy garnitur. Jego krawat wisiał luźno, jakby ubierał się w pośpiechu. Twarz miał czerwoną z wściekłości.

„GDZIE ONA JEST?!” krzyknął, a jego głos rozniósł się po całej przestrzeni. „GDZIE DO DIABŁA JEST TARA WHITMORE ?!”

Wszyscy się odwrócili. Uśmiech Tary zniknął. Krew odpłynęła jej z twarzy.

„Henry?” wyszeptała.

Jej mąż.

Wyglądał na niezrównoważonego. Pocił się. Ciężko oddychał. Jak człowiek pędzący ku katastrofie.

„No i masz” – warknął, dźgając ją palcem. „Ukradłaś DWIEŚCIE TYSIĘCY DOLARÓW z naszego konta – A TA TORBA, KTÓRĄ POKAZUJESZ, JEST FAŁSZYWA!”

W całym pomieszczeniu zapadła cisza.

I tak po prostu… władza się zmieniła.

Czas się zatrzymał. Wszystkie oczy zerwały się na Tarze. Jej usta otwierały się i zamykały, jakby próbowała oddychać pod wodą. „Henry, kochanie, porozmawiajmy o tym na osobności”. Jej głos drżał, zupełnie nie przypominał ostrego jak brzytwa tonu, którym zwracała się do mnie.

Henry całkowicie ją zignorował. Rozejrzał się po pokoju z zaciśniętą szczęką. „Mieliśmy dziś audyt w firmie” – powiedział. „Zginęło dwieście tysięcy dolarów. Wszystko wskazuje na CIEBIE”. Wyrwał jej torebkę z rąk i zarzucił ją na paski. „I miałaś czelność wydać moje pieniądze na ten podróbkowy szmelc?”

Kilka osób zamarło. Ktoś wyszeptał: „Fałszywe?”. Ktoś inny mruknął: „O cholera…”.

Tara rzuciła się na torbę, ale Henry ją oderwał. „Nie rób tego” – warknął. „To tandetny plastik. Sprawdziłem kod seryjny”. Pokręcił głową z obrzydzeniem. „Upokorzyłeś mnie. Ośmieszyłeś sam siebie. I najwyraźniej okłamywałeś WSZYSTKICH”.

Tara rozejrzała się rozpaczliwie, jakby spodziewała się, że ktoś – ktokolwiek – stanie w jej obronie. Ten sam krąg kolegów z klasy, który śmiał się ze mnie kilka minut wcześniej, teraz wpatrywał się w nią, jakby była płonącym budynkiem. Nikt nie wyciągnął do niej ręki. Nikt się nie odezwał.

Potem odwróciła się do mnie, szeroko otwierając oczy, a tusz do rzęs zaczął spływać. „Lena, pomóż mi… powiedz mu, że tylko się bawiliśmy…”

„Zabawne?” zapytałam cicho, patrząc na swoją przemoczoną sukienkę. „Było fajnie, jak wylewałeś na mnie wino?”

Przyglądała się, zdając sobie sprawę, że jej publiczność zmieniła zdanie.

Henry podszedł bliżej. „Wszystko w porządku?” Jego głos złagodniał. „Czy ona ci to zrobiła?”

Skinęłam sztywno głową. Spojrzał na Tarę z niesmakiem. „Taka właśnie jesteś. Okrutna. Fałszywa. I najwyraźniej złodziejka”. Upuścił podróbkę markowej torby na podłogę. Dźwięk rozbrzmiał jak wystrzał z pistoletu. Tara drgnęła.

Nagle fasada pękła. Pewność siebie. Blask. Blask. Wszystko opadło.

„Nie chciałam, żeby to się stało” – wyszeptała.

Spojrzałem jej w oczy. „Mówiłaś poważnie o wszystkim. Po prostu nie spodziewałaś się, że cię złapią”.

Ludzie wokół nas szemrali – współczucie dla mnie, szok na nią, złość na nią. Rozpadała się.

Henry przeczesał włosy dłonią, kręcąc głową. „Skończyliśmy, Tara. SKOŃCZYLIŚMY”. I tak po prostu wyszedł – zostawiając ją samą na środku pokoju, który kiedyś kontrolowała.

Tara zachwiała się, jakby miała zemdleć. Jej podkład rozmazał się. Szminka się rozmazała. Jej starannie wykreowana reputacja runęła wokół niej w mgnieniu oka.

Kiedy w końcu znów na mnie spojrzała, zdesperowana i pokonana, wyszeptała: „Proszę… nie mów nikomu innemu”.

O mało się nie roześmiałam. „Tara, rozejrzyj się. Już wiedzą”.


Po tym, jak Henry wyszedł, ludzie powoli odchodzili od spektaklu, szepcząc, kręcąc głowami, rzucając mi przepraszające spojrzenia, które powinni byli mi dać dekadę temu. Stałem tam, ociekając merlotem, niepewny, co czuć – usprawiedliwienie? Upokorzenie? Jedno i drugie?

Kobieta z moich dawnych zajęć z matematyki przyniosła mi serwetki. Facet, którego ledwo pamiętałem, zaproponował swoją marynarkę. Kelner przepraszał bez przerwy. Po raz pierwszy tego wieczoru poczułem, że ktoś dostrzega we mnie – nie cel, ale osobę.

Tara zamarła, wpatrując się w roztrzaskaną torbę na podłodze, jakby to był trup. Ciągle wycierała twarz, ciężko oddychała, próbując się opanować. Bez pewności siebie wyglądała o wiele drobniej… i o wiele młodziej.

W końcu podeszła do mnie – powoli, niepewnie, drżąc. „Lena” – wyszeptała. „Przepraszam…”.

Dziesięć lat za późno.

Przyglądałem się jej twarzy. Po raz pierwszy nie widziałem królowej pszczół, która rządziła naszą szkołą. Zobaczyłem kobietę, która zbudowała całą swoją tożsamość na wyglądzie – i obserwowałem, jak rozpada się w ciągu jednej nocy.

„Mam nadzieję, że pewnego dnia” – powiedziałem ostrożnie – „zrozumiesz, jak bardzo ranisz ludzi”.

Tara przełknęła ślinę. „Wiem”. Łza spłynęła jej po policzku. „I teraz wszyscy wiedzą, co zrobiłam. Wszyscy…”

zobacz więcej na następnej stronie Reklama
Reklama

Yo Make również polubił

Nie żartuję, to jedyny sposób, w jaki jem to danie, za każdym razem

3 łyżki oliwy z oliwek (lub roztopionego masła) 1 łyżeczka włoskiej przyprawy 3 ząbki czosnku, posiekane 1/2 szklanki startego parmezanu ...

„Ona ledwo utrzymuje się na posadzie!” – zeznawała przeciwko mnie moja mama. Prezes Sądu Najwyższego wstał: „Jest sędzią od ośmiu lat”. Twarz mamy zbladła.

Teraz ta cicha krytyka stała się bronią publiczną. „Znika na całe dnie” – kontynuowała moja matka, a w jej głosie ...

Ciasto czekoladowe bez pieczenia

3. Złożenie ciasta Aby złożyć ciasto, weź prostokątną formę do pieczenia. Uformuj pierwszą warstwę, umieszczając na dnie 400 g czekoladowych ...

Oczyść płuca i pozbądź się kaszlu w trzy dni

Sposób przygotowania: Zagotować wodę, a następnie zmniejszyć ogień. Dodać zmiażdżony czosnek i gotować przez 5 do 7 minut. Zdjąć z ...

Leave a Comment