Tej nocy Amy ponownie skonfrontowała się z Ryanem.
„Powiedziała, że pożyczyłeś od niej. Dziesięć tysięcy.”
Ryan zamarł. „To było lata temu…”
„Oddałeś jej pieniądze?”
„Myślałem, że tak. Firma upadła, zanim ja…”
„Powiedziała, że Tesla jest twoja.”
Przełknął ślinę. „Tak było. Sprzedałem jej to w zeszłym roku, kiedy wróciła do mojego życia. Myślałem, że to… zamknięcie”.
Amy wpatrywała się w niego. „Zamknięcie bardzo przypomina poczucie winy”.
Ramiona Ryana opadły. „Nie rozumiesz, Amy. Wtedy nie była tym, kim jest teraz. Była po prostu… ogniem. Sprawiała, że czułeś się żywy. A potem stała się kimś innym”.
„Kim się stałeś?” zapytała Amy.
Nie odpowiedział.
Przez następny tydzień Amy nie mogła przestać odtwarzać sobie w głowie słów Hannah: „Właśnie przestałam głodować”.
Chciała to zbagatelizować jako okrucieństwo, ale brzmiało to jak wyznanie.
Pod wpływem impulsu pojechała weekendowym autobusem do Portland. Powiedziała Ryanowi, że potrzebuje świeżego powietrza. Nie sprzeciwił się.
Miasto było szare, spowite mżawką. Biuro Lawrence & Co. mieściło się w szklanej wieży niedaleko nabrzeża. Recepcjonistka wyglądała na zaskoczoną, gdy Amy wymieniła jej imię.
„Jest na spotkaniu” – powiedziała kobieta. „Chcesz poczekać?”
„Tak” – powiedziała Amy. „Nie wychodzę”.
Trzydzieści minut później pojawiła się Hannah, stukając obcasami, z nieprzeniknionym wzrokiem. „Jesteś odważny” – powiedziała. „Albo głupi”.
„Może i jedno, i drugie.”
Hannah zaprowadziła ją do prywatnego salonu. „Co teraz, Amy? Mam cię przeprosić? Dać ci kolejny wyciąg z banku?”
„Chcę poznać prawdę.”
Hannah się zaśmiała. „To drogie”.
„Wypróbuj mnie.”
Hannah nalała dwie szklanki whisky i podała jedną. „Nie zniknęłam, bo chciałam. Po ukończeniu studiów operacja serca mojego taty nie powiodła się. Zmarł dwa miesiące później. Mama sprzedała dom. Tonęłam w długach. Byłeś jedyną osobą, która mi pomogła, a ja nie mogłam nawet spojrzeć ci w oczy, kiedy nie mogłam ich spłacić. Uciekłam. Wtedy Ryan mnie znalazł”.
Palce Amy zacisnęły się na szkle. „Znalazł cię?”
„Zaproponował mi pracę – freelancera w swoim startupie aplikacji. Powiedział, że chce pomóc. Zamiast tego przepuścił ostatnie moje oszczędności, goniąc za inwestorami. Kiedy firma upadła, on też zniknął. Straciłem wszystko”.
„A teraz jesteś bogaty.”
Hannah wzruszyła ramionami. „Odbudowa. Inni inwestorzy. Inna ja”.
Amy spojrzała na nią. „Więc wczoraj nie było zemsty?”
Uśmiech Hannah zbladł. „Chodziło o równowagę. Chciałam, żebyście oboje spojrzeli w lustro w tym samym czasie”.
Przez ułamek sekundy Amy niemal się nad nią zlitowała. Potem przypomniała sobie kopertę, upokorzenie, to, jak jej ślub obrócił się w popiół.
Wstała. „Chciałeś, żebym cierpiała”.
„Nie” – powiedziała cicho Hannah. „Chciałam, żebyś się obudził”.
Amy odwróciła się, żeby wyjść.
„Uważaj na niego” – dodała Hannah. „Mężczyźni tacy jak Ryan – zawsze myślą, że długi znikają, kiedy przestają je liczyć”.
Tej nocy Amy sprawdziła laptopa Ryana. Ręce zadrżały jej z poczucia winy, ale ekran odblokował się bez problemu.
Skrzynka odbiorcza wypełniła się e-mailami – umowami, listami klientów – i jednym folderem zatytułowanym „Akta Lawrence’a”.
W środku znajdowały się wyciągi PDF ze wspólnego konta firmowego. Przelewy między Ryan Carter LLC a Lawrence & Co., datowane na kilka miesięcy przed ślubem. Łączna kwota sięgała setek tysięcy.
Zaparło jej dech w piersiach.
Na dole jednego z oświadczeń znajdowała się notatka: Konwersja inwestycji na kapitał własny sfinalizowana – zgodnie z umową z HL
Przewinęła. Ostatni wpis brzmiał: Przelew – Prezent ślubny – 8000 dolarów.
Jej wzrok się zamazał. Nie spłacał jej długu. Prał w ten sposób poczucie winy.
Drzwi sypialni się otworzyły.
Ryan stał w nich blady, z deszczem spływającym po płaszczu.
“Co robisz?”
Amy podniosła wzrok. „Liczę.”
Ryan nie podniósł głosu. Nigdy tego nie robił.
To właśnie sprawiło, że Amy zadrżała – jego spokój, gdy wszystko wokół chyliło się ku chaosowi.
Wszedł głębiej do gabinetu, deszcz kapał mu z rękawów. „Przeszukałeś mój komputer”.
Amy nie spuszczała wzroku z monitora. „Przeszedłeś przez moje życie”.
„Zamknij to” – powiedział.
„Nie” – wyszeptała i ponownie kliknęła ostatni plik. Arkusz kalkulacyjny świecił w ciemności – przelewy, daty, tajemnicze notatki, które nic nie znaczyły dla jej serca, ale wszystko dla jej zdrowego rozsądku.
„Setki tysięcy, Ryan. Ty i Hannah. Miesiące przed ślubem.”
Potarł skronie. „To nie to, na co wygląda”.
„Wygląda na to, że razem założyliście firmę.”
„Ona chciała zainwestować…”
„Ona była twoją firmą” – warknęła Amy. „Podczas gdy ja planowałam ozdoby na stół, ty podpisywałeś umowy z kobietą, która zniknęła z moimi oszczędnościami”.
Ryan wypuścił powietrze przez nos, powoli, z umiarem. „Próbowałem wszystko naprawić. Nie rozumiesz, ile jej byłem winien”.
„Byłeś mi winien uczciwość.”
Coś w nim pękło. Opadł na krzesło naprzeciwko niej, opierając łokcie na kolanach i spuszczając głowę. Przez chwilę wyglądał młodo, przestraszony, jak człowiek.
„Miałem dwadzieścia dwa lata, kiedy poznałem Hannah” – powiedział cicho. „Uwierzyła w mój pierwszy startup, kiedy nikt inny nie wierzył. Wykorzystałem jej oszczędności – każdy cent – żeby utrzymać go przy życiu. Potem giełda się załamała. Obiecałem sobie, że jej odwdzięczę się, jak tylko uda mi się coś stabilnego wywalczyć, ale… firma upadła, ja zrezygnowałem, a wstyd po prostu…”. Urwał, zapierając dech w piersiach. „Zignorowałem ją. Myślałem, że jeśli zniknę, dług też zniknie”.
„Więc znalazła cię przeze mnie” – powiedziała Amy głuchym głosem. „Oboje mnie wykorzystaliście, żeby wyrównać rachunki”.
Spojrzał w górę, oczy miał zaczerwienione. „Nie. Ona chciała zemsty. Ja chciałem zamknąć ten rozdział. Ty…” Zawahał się. „Nigdy nie miałeś zostać zraniony”.
Amy zaśmiała się cicho, z dźwiękiem przypominającym tłuczone szkło. „Ludzie zawsze tak mówią, zanim zrobią ci krzywdę”.
Kolejne dni upłynęły na niespokojnej choreografii. Ryan pracował do późna. Amy udawała, że wcześnie wstaje. Krążyli wokół siebie po domu niczym duchy unikające luster.
Ale cisza rodzi pytania, a pytania domagają się odpowiedzi.
W czwartek nie mogła już tego znieść.
Zadzwoniła do Hannah.
„Dlaczego mu to robisz?” zapytała Amy w chwili, gdy tylko odebrała połączenie.
Po drugiej stronie głos Hannah był chłodny, zmęczony. „Robisz co? Zmuszasz go do powiedzenia prawdy?”
„Dostąpiłeś sprawiedliwości”.
„Sprawiedliwość?” Hannah zaśmiała się cicho. „Myślisz, że pieniądze czy upokorzenie równają się sprawiedliwości? Myślisz, że jeden przelew bankowy spłaci dekadę bycia wymazanym?”
Gardło Amy się ścisnęło. „Więc będziesz go dalej karać?”
„Nie” – powiedziała Hannah po chwili milczenia. „On już się karze. Właśnie dałam mu lustro”.
Linia się rozłączyła.
Tej nocy Ryan nie wrócił do domu.
W jego telefonie od razu włączyła się poczta głosowa.
O północy Amy chodziła po salonie, na wpół chora ze złości, na wpół ze strachu. Kiedy światła reflektorów w końcu oświetliły zasłony, zebrała się w sobie.
Wszedł, pachnąc whisky i deszczem.
„Spotkałem ją” – powiedział, zanim zdążyła się odezwać.
„Wiem”, odpowiedziała Amy.
„Chciała, żebym znowu zainwestował. Jakaś akcja charytatywna – inicjatywa na rzecz czystej wody pod szyldem jej agencji. Powiedziała, że to wszystko zrekompensuje. Ale ja słyszałem tylko kolejną pułapkę”.
Amy skrzyżowała ramiona. „Więc co zrobiłeś?”
Zaśmiał się gorzko. „Wyszedłem. Powiedziałem jej, że skończyłem płacić”.
Amy przyjrzała mu się uważnie. „Byłeś?”
„Nie wiem” – przyznał. „Część mnie wciąż jest jej winna to, kim byłem. Reszta po prostu chce zapomnieć, że w ogóle istniała”.
Powoli skinęła głową. „Zapomnienie nie wymazuje konsekwencji”.
Spojrzał na nią wtedy, naprawdę spojrzał – na obrączkę, której nie zdjęła, na wyczerpanie wyryte na jej twarzy. „Czy nadal mnie kochasz?”
Pytanie spadło na nią jak kamień wrzucony do wody. Chciała powiedzieć „tak”, ale prawda drżała gdzieś głęboko, niepewna.
„Kochałam cię taką, jaką cię sobie wyobrażałam” – powiedziała. „Jeszcze nie znam tej wersji”.
Ryan zacisnął szczękę. „W takim razie może powinieneś się dowiedzieć, zanim podejmiesz decyzję”.
Następnego ranka Amy pojechała ścieżką wzdłuż strumienia w pobliżu starego sadu – jej ulubionego miejsca do rozmyślań, zanim ślub zamienił jej życie w arkusz kalkulacyjny zdrady. Szła, aż hałas miasta ucichł. Pozostał tylko wiatr, liście i sporadyczny śpiew ptaków.
Jej telefon znów zawibrował.
Nieznany: Nigdy go nie zrozumiesz, jeśli nie poznasz całej historii.
Amy: To powiedz mi.
Nieznany: Dziś wieczorem. 20:00 Hotel St. Claire, pokój 904. Przyjdź sam.
Zawahała się, wpatrując się w wiadomość, aż słowa rozmyły jej się w głowie.
Każdy instynkt podpowiadał jej pułapkę, ale ciekawość była głośniejsza niż strach.
Hol hotelu St. Claire rozświetlił się bursztynowym światłem i delikatnym jazzem. Obcasy Amy stukały o marmurowe płytki, gdy wsiadała do windy. Podróż na dziewiąte piętro wydawała się nie mieć końca. Kiedy drzwi się otworzyły, Hannah czekała na korytarzu, tym razem z rozpuszczonymi włosami i bez makijażu na twarzy.
„Dziękuję, że przyszedłeś” – powiedziała cicho Hannah. „Nie byłam pewna, czy przyjdziesz”.
„Prawie tego nie zrobiłem”.
„W takim razie jesteśmy kwita” – mruknęła Hannah, otwierając drzwi.
W apartamencie unosił się zapach deszczu i drogich perfum. Na biurku leżały porozrzucane dokumenty – umowy, wyciągi bankowe, zdjęcia. W telewizji, w przytłumionych materiałach informacyjnych, widniał baner: „ŚLEDZTWO W SPRAWIE TECHNOLOGII CARTERA ROZSZERZA SIĘ”.
Amy wstrzymała oddech. „Co to jest?”
Hannah nalała wina do dwóch kieliszków. „Dowód na to, że Ryan wciąż pożycza to, czego nie może spłacić”.
Amy pokręciła głową. „On by tego nie zrobił…”
„Już to zrobił”. Hannah podała jej teczkę. W środku znajdowały się dokumenty – pożyczki na nazwisko Amy, sfałszowane podpisy, dokumenty korporacyjne łączące jej identyfikator podatkowy z Carter Tech.
Amy poczuła, że kolana jej słabną. „Nie.”
„Wykorzystał twoją linię kredytową” – powiedziała cicho Hannah. „Ustawił przelewy. Ostrzegałam go. Nie posłuchał”.
Amy opadła na krzesło. „Po co mi to pokazywałeś?”
„Bo jestem zmęczona” – powiedziała Hannah. „Zmęczona liczeniem punktów. Zasługujesz na to, żeby wiedzieć, zanim dowiedzą się o tym nagłówki gazet”.
Amy wpatrywała się w nią. „A co dostajesz?”
Oczy Hannah zabłysły. „Może spokój. Albo przebaczenie. Nie znam jeszcze ceny”.
Przerwało im pukanie.
Trzy mocne stuknięcia.
Hannah zamarła. „Nie powinien…”
Drzwi otworzyły się gwałtownie. Ryan stał tam z dzikim wzrokiem, deszcz znów spływał mu z płaszcza.
„Więc tu się ukrywasz” – powiedział.
Amy zerwała się na równe nogi. „Ryan, co robisz?”
„Zadzwoniła do mnie” – powiedział, wskazując na Hannah. „Powiedziała, że ma dowód, że kradłem. Próbując mnie szantażować, zanim transakcja dojdzie do skutku”.
Hannah zachowała spokojny ton. „Podrobiłeś jej nazwisko, Ryan. To nie szantaż, to prawda”.
Podszedł o krok bliżej. „Zawsze byłaś dramatyczna”.
Amy stanęła między nimi. „Przestańcie! Oboje!”
Ręka Ryana drgnęła, nie gwałtownie, tylko rozpaczliwie. „Amy, ona znowu tobą manipuluje”.
Hannah uniosła teczkę. „To wyjaśnij mi to.”
Przez długą chwilę w pokoju panowała cisza, zakłócana jedynie stukaniem deszczu o szyby.
Potem Ryan odetchnął. „Zrobiłem to”.
Amy powoli się odwróciła. „Co?”
„Tonąłem” – powiedział. „Inwestorzy się wycofali. Potrzebowałem pieniędzy na pomost, tylko kilka tygodni. Sfałszowałem dokumenty na twoje nazwisko, żeby zyskać na czasie. Chciałem to naprawić, zanim się dowiesz”.
Jej wzrok skupił się na tunelu. „Moje imię. Mój kredyt. Moje życie”.
Wyciągnął do niej rękę. „Amy, proszę.”
Cofnęła się. „Nie.”
Spojrzał na Hannah. „Jesteś teraz szczęśliwa? Wygrałaś.”
Spojrzenie Hannah złagodniało, niespodziewanie smutne. „Tu nie ma wygranej”.
Zaśmiał się gorzko. „Zawsze chciałeś być bohaterem, po tym, jak wszystko spaliłeś”.
Amy szepnęła: „Wyjdź”.
Żaden z nich się nie poruszył.
Więc krzyknęła: „WYPADAJ!”
Dźwięk zgrzytnął i coś się otworzyło. Ryan powlókł się do drzwi, zatrzaskując je za sobą. Cisza wdarła się do środka niczym zimne powietrze.
Hannah stała nieruchomo, z kieliszkiem wina lekko drżącym w dłoni. „Przepraszam” – powiedziała.
Amy otarła łzy. „Za co – za zrujnowanie ślubu czy za uratowanie życia?”
„Może i jedno, i drugie.”
Siedziały na podłodze do świtu, otoczone dokumentami i niedopitym winem. Po raz pierwszy od studiów rozmawiały – nie jako wrogowie czy ofiary, ale jak dwie kobiety porównujące blizny.
„Kochałam go” – przyznała Amy.
„Ja też” – powiedziała Hannah. „Może różne jego wersje. Tego, który wierzył, że może zmienić świat”.
Amy wpatrywała się w szare światło sączące się przez zasłony. „Co teraz się stanie?”
„Uwolnij go” – powiedziała Hannah delikatnie. „Złóż raport, zanim cię wciągnie w dół”.
“A ty?”
„Znowu znikam” – powiedziała. „Tym razem na dobre”.
Amy dotknęła jej ramienia. „Nie musisz”.
Hannah uśmiechnęła się blado. „Tak, wiem. Niektóre długi nigdy się nie kończą; po prostu zmieniają nazwy”.
W południe Amy była już z powrotem w San Jose, stojąc przed szklanymi drzwiami banku. Podała kierownikowi sfałszowane dokumenty i swój dowód osobisty.
„Muszę zgłosić oszustwo” – powiedziała.
Tym razem jej ręce nie drżały.
Kiedy wyszła na zewnątrz, niebo się przejaśniało. Usunęła kontakt Ryana, jedno naciśnięcie, jedno uderzenie serca. Potem przewinęła do innego imienia – Hannah – i zawahała się.
Na koniec napisała jedną linijkę:
Dziękuję za prawdę. Resztę zapłacę sam.
Kliknęła „Wyślij”.
Nie otrzymała odpowiedzi. Ale przechodząc przez ulicę, poczuła się lżej, jakby niewidzialny bilans jej życia w końcu się wyrównał.
Minął rok od nocy, kiedy Amy złożyła raport.
Czas nie wymazał wszystkiego – nigdy tego nie robi – ale złagodził krawędzie, szlifując żałobę w coś niemal delikatnego.
Małe mieszkanie w San Jose zniknęło; przeprowadziła się do jasnego apartamentu nad kwiaciarnią w Sausalito, miejsca pachnącego solą i piwoniami. Zamieniła bilanse na własną firmę księgową, która obsługiwała lokalnych artystów. Logo – krąg z przeplatających się dłoni – wisiało namalowane na oknie bladym złotem.
Każdego ranka otwierała laptopa, nalewała sobie czarnej kawy i zaczynała od nowa.
Proces Ryana trwał trzy miesiące. Zarzuty – oszustwo, fałszerstwo, fałszowanie dokumentów podatkowych – krążyły po blogach biznesowych przez wiele tygodni. Przyznał się do winy, zawarł ugodę i odsiedział wyrok w areszcie hrabstwa.
Kiedy ukazał się artykuł z wyrokiem, Amy przeczytała go raz, złożyła kartkę i wrzuciła do niszczarki. Nie zemsta. Po prostu zwolnienie.
Po Hannah nie było śladu.
Strona internetowa Lawrence & Co. wciąż istniała, ale jej biografia zniknęła, zastąpiona szarym tekstem zastępczym: „Na przedłużonym urlopie”. Plotki krążyły w branżowych biuletynach – sprzedaż inwestorom w Nowym Jorku, przeprowadzka do Europy – ale nic pewnego.
Czasami Amy zastanawiała się, czy Hannah w końcu odnalazła spokój, czy też po prostu kolejną maskę.
Późnym wiosennym popołudniem do biura dotarła przesyłka: proste brązowe pudełko, bez etykiety zwrotnej.
Wewnątrz leżał pojedynczy przedmiot owinięty w bibułkę – skórzany notes.
Serce jej się ścisnęło. Pismo na pierwszej stronie było nie do pomylenia.
Dla Amy.
Niektórych długów nie da się spłacić pieniędzmi.
Spłaca się je dobrze żyjąc.
— H.
Pomiędzy stronami, starannie przypięte, znajdowały się pokwitowania – darowizny na rzecz fundacji kardiologicznej w Oregonie, w imieniu jej ojca, każda oznaczona jako „Anonim”.
Amy uśmiechnęła się nagle przez łzy. „Zrobiłaś to, Hannah”, wyszeptała. „Naprawdę”.
Tego wieczoru zeszła na molo. Zatoka lśniła brązem w zachodzącym słońcu; mewy leniwie krążyły nad głowami. Usiadła na ławce z notesem na kolanach i w końcu pozwoliła sobie przypomnieć wszystko – nie zdradę, ale dziewczyny, którymi były. Dwie głodne marzycielki z pożyczonymi parasolkami, obiecujące sobie nawzajem cały świat.
Jej telefon zawibrował.
Nieznany numer.
Zawahała się, ale odebrała.
„Nadal czytasz księgi?” zapytał znajomy głos.
„Hannah” – wyszeptała Amy.
„Nie bądź taka zaskoczona.”
“Gdzie jesteś?”
„Wystarczająco daleko, żeby zacząć od nowa”.
Pauza, słaby wiaterek w słuchawce. „Słyszałem o twojej firmie. Gratulacje”.
“Dziękuję.”
Kolejna cisza. Potem: „Czy mnie nienawidzisz?”
Amy wpatrywała się w horyzont, gdzie niebo spotykało się z wodą. „Już nie”.


Yo Make również polubił
Wiktoriańska herbata ryżowa
Czerwony kardigan – ukryte przesłanie miłości przekazywane z pokolenia na pokolenie
Mąż szefowej wpadł do biura i krzyknął: „Gdzie jest ten bachor?!”
Ciasto cytrynowe z jabłkiem