Wiadomość grupowa pojawiła się na moim telefonie we wtorek o 23:47.
Ceremonia na plaży przeniesiona na tę sobotę. Cieszę się, że wszyscy już są. Nie mogę się doczekać, żeby świętować wielki dzień Jessiki.
Wpatrywałem się w ekran swojego mieszkania w Seattle, a kieliszek z winem zamarł mi w połowie drogi do ust.
Sobota.
Jak za cztery dni.
Zupełnie inna data niż 15 czerwca, którą zaznaczyłem w kalendarzu, poprosiłem o urlop i zarezerwowałem loty na odpowiednią porę.
Moje palce szybko przesuwały się po klawiaturze.
Czekaj, co? Ślub jest w tę sobotę? Mam to zapisane na przyszły weekend. Mój lot jest dopiero 14-tego.
Trzy kropki wskazujące, że ktoś pisze, pojawiały się, potem znikały, a potem pojawiały się ponownie.
W końcu pojawiła się odpowiedź mojej matki.
Sprawdź jeszcze raz swoją skrzynkę mailową, kochanie. Wysłaliśmy aktualizację kilka tygodni temu. Wszyscy ją dostali.
Poczułem ucisk w żołądku, gdy otworzyłem skrzynkę e-mail i wyszukałem hasło „ślub”.
Nic.
Brak aktualizacji. Brak zmiany planów. Tylko oryginalne ogłoszenie sprzed ośmiu miesięcy, wyraźnie wskazujące datę 15 czerwca.
Zadzwoniłem na komórkę mojej matki.


Yo Make również polubił
Polska Opowieść: Cichy Budzik
Czerwony kardigan – ukryte przesłanie miłości przekazywane z pokolenia na pokolenie
Pomagałem niewidomej matce mojego sąsiada – potem oskarżył mnie o kradzież
płatki owsiane i banany