„Mówisz ośmioma językami?” – wybuchnął śmiechem milioner. Ale jej odpowiedź zburzyła jego świat. – Page 4 – Pzepisy
Reklama
Reklama
Reklama

„Mówisz ośmioma językami?” – wybuchnął śmiechem milioner. Ale jej odpowiedź zburzyła jego świat.

Aleksiej siedział jak kamień. Patrzył, jak sprzątaczka, którą mentalnie podeptał i upokorzył, rozmawiała po niemiecku ze starym profesorem, a każde jej słowo było ostre jak brzytwa. Nie tylko mówiła.

To ona prowadziła rozmowę. Jej gesty były spokojne, a na twarzy malował się delikatny, pełen szacunku uśmiech. Starszy mężczyzna, który początkowo patrzył na nią z góry, teraz słuchał z autentycznym zainteresowaniem, kiwając głową i prosząc o wyjaśnienia.

Aleksiej nie zrozumiał ani słowa, ale dostrzegł sedno sprawy. To był dialog równych sobie. Kiedy Niemiec, serdecznie mu podziękowawszy, wyszedł, Sofia znów pogrążyła się w lekturze, jakby włączyła w sobie niewidzialny przełącznik.

Cisza. Spokój. Jakby ta rozmowa nigdy się nie odbyła.

Aleksiej poczuł dreszcz na plecach. To nie był przypadek, to nie była wyuczona fraza; to był drugi język w ciągu zaledwie godziny. Zmusił się, żeby odwrócić wzrok.

W głowie gorączkowo szukał wyjaśnień. Może pochodziła z rodziny imigrantów? Może jej rodzice byli Niemcami? Ale w aktach Borisa napisano, że była sierotą. Ciemnoskórą dziewczyną.

Skąd wziął się German? Jego świat, tak jasny i uporządkowany, gdzie każdy miał swoje miejsce, zaczął pękać. Czuł się nie tylko obserwatorem, ale i oskarżonym w niewidzialnym sądzie, gdzie głównymi oskarżonymi były jego własne przekonania. Minęło kolejne 20 minut.

Aleksiej właśnie zaczynał myśleć, że przedstawienie dobiegło końca, gdy do sali weszła młoda para. Rozglądali się zdezorientowani, trzymając w rękach mapę miasta. Rozmawiali szybko i z pasją w śpiewnym języku, który Aleksiej rozpoznał – portugalskim.

Prowadził własną firmę w Brazylii i poniekąd ją rozumiał. Turyści podeszli do dyżurującej bibliotekarki, starszej kobiety w okularach, i próbowali zadać pytania. Bibliotekarka jedynie bezradnie rozłożyła ręce i powtórzyła pytanie po ukraińsku.

„Nie rozumiem, przepraszam”. Napięcie rosło. Młody mężczyzna zaczął się irytować, jego głos stawał się coraz głośniejszy.

A potem… Sofia znów podniosła głowę. Spojrzała na nich, potem na bibliotekarkę i cicho wstała od biurka. Podeszła do pary.

„W czym mogę pomóc?” – zapytała perfekcyjnym portugalskim. Aleksiej skrzywił się; usłyszał zdanie wyraźnie, bez akcentu, bez najmniejszego zawahania, jakby urodziła się w Lizbonie. Twarze turystów natychmiast się zmieniły.

Rozmawiali z ulgą, wyjaśniając, że szukają ulicy, przy której znajduje się słynne muzeum sztuki nowoczesnej. Sofia uśmiechnęła się, wzięła mapę i zaczęła szczegółowo objaśniać trasę. Nie tylko wskazała im drogę.

Doradziła im, którym autobusem najlepiej pojechać, gdzie znaleźć niedrogi i smaczny lunch po drodze, a nawet ostrzegła, że ​​muzeum jest zamknięte w poniedziałek. Rozmawiała z nimi przez około pięć minut. Była to ożywiona, swobodna rozmowa, pełna śmiechu i przyjacielskich rad.

Gdy wychodzili, dziewczyna odwróciła się i powiedziała do Sofii: „Bardzo dziękuję! Naprawdę nas uratowałaś. Byliśmy w rozpaczy”. Sofia jedynie skromnie skinęła głową i wróciła do swojego stolika.

Trzeci język. Aleksiej poczuł suchość w ustach. Jego pewność siebie, cynizm, żelazna słuszność – wszystko to zaczęło topnieć jak lód pod palącym słońcem.

Spojrzał na tę kruchą dziewczynę i po raz pierwszy w życiu nie wiedział, co myśleć. Była zagadką, której jego umysł, przyzwyczajony do kategoryzowania wszystkiego i oceniania w kategoriach finansowych, nie był w stanie rozwikłać. Postanowił zostać do końca.

Zanim zamknął. Musiał zobaczyć wszystko. Przeszedł do innego stolika, bliżej, nie próbując się już ukrywać; nie obchodziło go, czy go zauważy, czy nie.

Był widzem w pierwszym rzędzie na przedstawieniu, które niszczyło jego wszechświat. Czas mijał. W bibliotece robiło się coraz ciszej.

A potem się pojawiła. Kobieta w jaskrawym sari, z czerwoną kropką na czole. Trzymała za rękę małego chłopca, około sześcioletniego.

Kobieta podeszła do dziecięcej biblioteczki i zaczęła czegoś szukać, gorączkowo macając grzbiety. Mówiła do syna w języku, którego Aleksiej nawet nie potrafił rozpoznać. Sofia zdawała się drzemać nad książką, ale słyszała.

Ponownie wstała, ale tym razem jej ruchy były jeszcze delikatniejsze, ostrożniejsze, by nie przestraszyć dziecka. Podeszła do kobiety i wypowiedziała kilka słów w jej języku. Kobieta wzdrygnęła się zaskoczona i odpowiedziała.

Wywiązała się krótka rozmowa. Sofia wzięła kobietę za rękę i zaprowadziła ją na kolejną półkę w najdalszym kącie pokoju. Na dolnej półce stało kilka cienkich książek z nieznanymi literami na okładkach.

Sofia wyjęła jeden i podała chłopcu, który spojrzał na niego z niedowierzaniem. Potem przykucnęła, by być na jego wysokości i zaczęła czytać na głos. Jej głos się zmienił, stał się śpiewny, melodyjny, pełen cudownych intonacji.

Nie czytała po prostu tekstu. Opowiadała historię. Chłopiec, wcześniej ponury i przestraszony, otworzył oczy.

Słuchał, wstrzymując oddech. Jego matka stała obok, patrząc na Sofię z miną, jakby była świadkiem cudu. Aleksiej wstrzymał oddech.

Siedział dziesięć metrów od nich i docierały do ​​niego urywki tej dziwnej, magicznej mowy. Czwarty język. Piąty, jeśli liczyć ukraiński.

Poczuł gulę w gardle. Nie widział poligloty. Widział człowieka, który dawał innym cząstkę ich domu, ich kultury, ich dzieciństwa.

On, Aleksiej Iwanowicz, który budował wieże ze szkła i betonu, czuł się teraz jak barbarzyńca w obliczu dziewczyny, która budowała niewidzialne mosty między duszami. Nie zauważył starszej bibliotekarki podchodzącej do jego biurka. „Mogę w czymś pomóc?” „Siedzi pan tu już od kilku godzin” – zapytała cicho, z zaciekawieniem patrząc na jego drogi garnitur.

Aleksiej skrzywił się i spojrzał na nią. „Nie, dziękuję, po prostu… czekam”. „Hę?” Kobieta skinęła głową ze zrozumieniem, podążając za jego wzrokiem.

„Zauważyłeś też naszą Sofię? Jest jak dobra wróżka, prawdziwy skarb”. „Czy ona… zawsze taka jest?” zapytał ochryple Aleksiej. „Zawsze” – uśmiechnęła się bibliotekarka.

„Od jak dawna ją znam?” – pyta, wchodząc po sprzątaniu i zostając do zamknięcia, zawsze komuś pomagając. Turyści już wiedzą, że jeśli się zgubisz lub czegoś nie rozumiesz, powinieneś pójść do biblioteki miejskiej i poszukać ciemnowłosej dziewczyny w kącie. Mówi we wszystkich językach; chyba słyszałem francuski, chiński, a nawet arabski.

Niesamowite, prawda? Taki skarb w dzisiejszych czasach. I nikt tego nie zauważa. Kobieta odeszła, zostawiając Aleksieja sam na sam ze swoimi słowami.

Nikt nie zauważa. Te słowa uderzyły go jak policzek. Zauważył.

Ale jak on to zauważył? Z pogardą. Z kpiną. On, wielki Aleksiej Iwanowicz, z wysokości swojej szklanej wieży, odważył się rzucić tej dziewczynie upokarzającą łyżkę swoich poglądów.

Wstyd. Po raz pierwszy od lat poczuł go – gorący, zjadliwy wstyd, który zarumienił mu policzki. Ale przedstawienie jeszcze się nie skończyło.

Późnym wieczorem do biblioteki wpadła grupa azjatyckich studentów. Głośno o czymś dyskutowali, próbując znaleźć informacje w katalogu komputerowym. Jeden z nich, widząc Sofię, podszedł do niej i grzecznie się skłonił, zadając pytanie łamaną angielszczyzną.

Sofia spojrzała na niego i odpowiedziała. Ale nie po angielsku. Odpowiedziała w jego ojczystym języku.

Aleksiej zobaczył, jak twarz studenta się wydłuża. Szybko powiedział coś do swoich przyjaciół i sekundę później całe ich kółko zebrało się wokół stolika Sofii. Zasypywali ją pytaniami w swoim ostrym, tonicznym języku…

Odpowiadała wszystkim cierpliwie i z uśmiechem. Szósty język. Potem był mężczyzna w średnim wieku, który szukał czegoś w dziale klasyki ukraińskiej.

Zapytał Sofię, czy w bibliotece znajduje się rzadkie wydanie dzieła Franco. Nie tylko pokazała mu półkę. Zaczęła z nim rozmowę o „Wschodzącym jastrzębiu”, cytując z pamięci całe fragmenty.

Po ukraińsku. Siódmy język. Aleksiej nie był już w szoku.

Był zdruzgotany. Każde nowe słowo w nowym języku było młotem rozbijającym jego świat na drobne kawałki. Wszystko, w co wierzył – potęga pieniądza, wyższość swojej klasy, lenistwo i głupota klas niższych – legło w gruzach.

Wszystko okazało się kłamstwem. Wielkim, ohydnym kłamstwem, które sam wymyślił. Ostatni epizod miał miejsce tuż przed zamknięciem.

Do pokoju wszedł elegancki mężczyzna, mówiący po ukraińsku z silnym francuskim akcentem. Szukał zbioru wierszy Paula Verlaine’a. Sofia wstała, podeszła do prawej półki i po chwili podała mu cienką książkę w zniszczonej oprawie.

„Proszę bardzo” – powiedziała perfekcyjną francuszczyzną. Mężczyzna uniósł brwi ze zdziwieniem. „Mówisz po francusku?” „Trochę” – odpowiedziała skromnie.

„Niesamowite” – mruknął, otwierając książkę. „Który jest twoim ulubionym?” Sofia zastanowiła się przez chwilę, po czym przeczytała kilka wersów cichym, niemal szepczącym głosem. Jej francuski był tak melodyjny i czysty, że Aleksiej, który znał ten język z negocjacji biznesowych w Paryżu, był głęboko poruszony.

Nie tylko znała słowa. Czuła muzykę tego języka. Ósmego języka.

Osiem. Nie kłamała. Kiedy bibliotekarka ogłosiła, że ​​biblioteka zostanie zamknięta za pięć minut, Sofia zaczęła zbierać książki.

Aleksiej wstał, nogi mu osłabły. Nie mógł odejść. Nie teraz.

Musiał coś zrobić, coś powiedzieć. Poczekał, aż wyjdzie z holu i poszedł za nią. Zeszła po starych schodach i ruszyła słabo oświetloną ulicą w stronę biednych dzielnic.

Szedł za nią, zachowując dystans. Nie wiedział, co powiedzieć. Nie wiedział zupełnie nic.

W jego głowie panowała ogłuszająca pustka, rozbrzmiewająca ośmioma różnymi głosami, wydobywającymi się z ust jednej małej dziewczynki. Szła szybko, nie oglądając się za siebie. Krucha postać, samotna, krocząca nocą.

A on – potężny Aleksiej Iwanowicz, właściciel fabryk, gazet i statków parowych – wlókł się za nią jak zbity pies, czując się jak najbardziej nic nieznacząca i żałosna osoba na świecie. Jego świat się zawalił, a w jego ruinach po raz pierwszy ujrzał prawdziwy świat: ogromny, złożony i nieskończenie odległy od tego, który widział z okna swojego penthouse’u. Chwila! Jego głos się załamał, brzmiąc żałośnie i obco.

Sofia zamarła, nie odwracając się. Ulica była prawie pusta. Tylko wiatr niósł jesienne liście po asfalcie.

Stała w słabym świetle pojedynczej latarni ulicznej. Jej drobna sylwetka wydawała się jeszcze bardziej krucha w zapadającym mroku. Aleksiej zrobił kilka kroków, pokonując dzielący ich dystans.

Serce waliło mu tak mocno, że czuł, jakby miało przebić mu klatkę piersiową. Przyzwyczajony do wydawania rozkazów, nie potrafił znaleźć odpowiednich słów. „Proszę” – powtórzył ciszej – „nie odchodź”.

Odwróciła się powoli. W jej oczach nie było strachu ani zaskoczenia, tylko ogromne, spokojne znużenie. Spojrzała na niego tak, jak patrzy się na coś nieuniknionego, jak niepogodę, którą trzeba po prostu przeczekać.

„Czego pan chce, panie Iwanowiczu?” Jej głos był spokojny, bez wyrazu. „Chce pan się jeszcze pośmiać? Nie udało się panu dzisiaj, więc postanowił pan spróbować jeszcze raz”. Jej słowa nie były uszczypliwością, lecz stwierdzeniem faktu.

A to jeszcze pogarszało sytuację. Oskarżenie można było podważyć, na zniewagę można było odpowiedzieć. Ale ta spokojna prawość była rozbrajająca.

„Nie” – wydusił z siebie. „Chcę przeprosić”. Sofia lekko przechyliła głowę na bok, jakby usłyszała coś dziwnego. „Już przeprosiłeś.

Tam, w bibliotece. Twoja mina mówiła wszystko, to wystarczy. „Nie, to nie wystarczy!” Zrobił kolejny krok.

„Nic mi nie wystarczy, zachowywałem się jak… kompletny idiota. Mówiłem okropne rzeczy. Myliłem się.

„Byłem ślepy”. Zamilkł, łapiąc oddech. Całe jego życie i wszystkie osiągnięcia wydawały się teraz niczym pył w porównaniu z godnością tej dziewczyny.

„Ludzie często są ślepi” – odpowiedziała cicho. „Zwłaszcza ci, którzy mieszkają bardzo wysoko. Stamtąd trudno zobaczyć, co się dzieje na dole”.

Odwróciła się, żeby znowu wyjść. „Proszę!” – jego głos brzmiał rozpaczliwie. „Pięć minut! Tylko pięć minut twojego czasu! Pozwól mi… pozwól mi chociaż postawić ci filiżankę kawy.

Jest mała kawiarnia za rogiem. Chcę tylko zrozumieć. Sofia spojrzała we wskazanym kierunku, a potem z powrotem na niego.

Zobaczyła przed sobą nie wszechmocnego magnata, lecz zagubionego, załamanego mężczyznę. W jego oczach malowała się szczera prośba. „Dobrze” – powiedziała po długiej pauzie.

„Dziesięć minut. Nie więcej. Moja siostra na mnie czeka”.

Mała kawiarnia była prawie pusta. Przy jednym stoliku siedziała starsza para, a przy drugim… młody mężczyzna czytał gazetę. W powietrzu unosił się zapach świeżych wypieków i mocnej kawy.

Usiedli przy najdalszym stoliku przy oknie. Aleksiej niezręcznie zdjął swój drogi płaszcz, nie wiedząc, gdzie go położyć na prostym drewnianym krześle. Sofia usiadła naprzeciwko niego, splatając szczupłe dłonie na stole.

Nie zdjęła starej marynarki. Kelnerka przyniosła dwie kawy. Aleksiej zamówił bez pytania i teraz wyrzucał sobie ten stary nawyk podejmowania decyzji za innych.

„Nie rozumiem” – zaczął, nie śmiąc podnieść wzroku znad kubka. „Jak? Jak nauczyłeś się tych wszystkich języków? Miałeś najlepszych nauczycieli? Prywatne szkoły?” Sofia upiła mały łyk. „Miałam najlepszych nauczycieli” – powiedziała powoli.

„Nazywali się Mama i Tata”. Aleksiej spojrzał na nią. „Byli nauczycielami? Językoznawcami?” „Byli dyplomatami” – odpowiedziała.

Mój ojciec, Wasilij, pracował w ambasadzie naszego kraju. A moja matka, Olga, była jego asystentką i tłumaczką. Znała dwanaście języków.

W porównaniu z nią jestem tylko studentem. Aleksiej zamarł. Dyplomaci.

Nie sprzątaczki, nie robotnice, nie żebraczki ze slumsów. Coś zaskoczyło w jego głowie. Jeden szczegół wskoczył na swoje miejsce, ale to jeszcze bardziej skomplikowało cały obraz.

„Twój kraj?” zapytał. „Tak. Jesteśmy z Burundi.

„To mały kraj w Afryce Środkowej”. Skinął głową, udając, że wie, gdzie to jest. W rzeczywistości ledwo mógł go znaleźć na mapie świata.

Dla niego istniały tylko kraje, w których prowadził interesy. „Często się przeprowadzaliśmy” – kontynuowała Sofia, patrząc przez okno na nocną ulicę. „Urodziłam się w Paryżu…”

zobacz więcej na następnej stronie Reklama
Reklama

Yo Make również polubił

Zupa z bobem i ziemniakami

 Gotujemy wodę, około 1,2l. Dodajemy płaską łyżeczkę soli. Bób myjemy i wrzucamy do gotującej wody. Gotujemy około 5 minut. Najlepiej po ...

10 rzeczy, które się dzieją, gdy jesz dwa jajka dziennie

Jajka są bogate w witaminę D, hormon, który pomaga aktywować geny regulujące układ odpornościowy i uwalnia neuroprzekaźniki, takie jak dopamina ...

Moi rodzice obcięli mi włosy, kiedy spałam, żebym wyglądała mniej ładnie na ślubie mojej siostry, więc wzięłam odwet

Uśmiechnęła się. „Wyobraź sobie to samo miasto – ale teraz to na tobie chcą zrobić wrażenie”. Więc się zgodziłam. Otworzyłyśmy ...

Brzmi to prawie niemożliwie, ale jest to absolutnie prawdziwe: wskrześ swoje martwe rośliny

Leczenie roślin martwych i chorych. Jeśli rośliny są już dotknięte   chorobami grzybowymi lub szkodnikami   , możesz użyć substancji jako środka leczniczego. Nanieś ...

Leave a Comment