Na pogrzebie mojego męża nie było nikogo oprócz mnie. Nasze dzieci wolały imprezy niż ostatnie pożegnanie ojca. Następnego ranka…
Tylko ja przyszłam na pogrzeb męża. Ani nasz syn, ani córka, ani żadne wnuczę – tylko ja, stojąc przy jego trumnie, podczas gdy zimny wiatr smagał dziedziniec kaplicy, jakby nawet pogoda nie mogła znieść jego obecności.
Dyrektor zakładu pogrzebowego wyglądał na zakłopotanego, jego wzrok błądził między pustymi siedzeniami a moją twarzą. Odchrząknął raz, a potem drugi.
„Czy chce pani, żebyśmy poczekali jeszcze kilka minut, pani Holloway?”
„Nie” – powiedziałem. „Start. George nie cierpiałby opóźnienia”.
Był punktualny nawet w ostatnich dniach życia, brał tabletki co do minuty, oglądał wieczorne wiadomości punktualnie o szóstej, składał kapcie obok siebie przed snem. Człowiek z przyzwyczajenia. Człowiek z godnością. A teraz, człowiek, który spoczywa w samotności.
Siedziałam w pierwszym rzędzie, wszystkie pięć krzeseł wokół mnie było pustych. Pastor recytował Pismo Święte bez przekonania. Kwiaty były zbyt jaskrawe, trumna zbyt wypolerowana. Nie mogłam przestać myśleć o tym, jak George by się roześmiał z tego zamieszania, a potem rozejrzała się dookoła, marszcząc brwi i pytając, gdzie do cholery są dzieci.
Gdzie oni byli?
Tego ranka przyszła wiadomość. Nasz syn Peter przysłał krótką wiadomość: „Przepraszam, mamo. Coś mi wypadło. Nie mogę przyjść”. Bez wyjaśnienia. Bez telefonu.
Wyobraziłem go sobie w biurze — albo raczej na polu golfowym z klientami — udającego, że nie czuje ciężaru minionego dnia, udającego, że śmierć ojca to tylko drobne wydarzenie w napiętym kalendarzu.
Nasza córka, Celia, w ogóle nie odpisała. Dwa dni wcześniej zostawiła wiadomość głosową, rześką jak wiosenny wiatr.
„Mamo, naprawdę nie mogę odwołać wizyty u manikiurzystki, a wiesz, jak bardzo denerwują mnie zmiany terminów. Powiedz tacie, że odwiedzę go w przyszłym tygodniu”.
W przyszłym tygodniu. Jakby umarli czekali.
Po nabożeństwie szłam sama za niosącymi trumnę. Nie płakałam. Nie dlatego, że nie byłam w żałobie – byłam w żałobie od miesięcy – ale dlatego, że jest taki rodzaj smutku, który siedzi nieruchomo w człowieku jak kotwica. Tego dnia byłam już pod nim pogrzebana.
Cmentarz był prawie pusty. Jeden ze starych ogrodników obserwował z daleka, opierając rękę na łopatce. Trumna została opuszczona, modlitwy szeptano. Kurz spotkał się z drewnem. Drewno spotkało się z ciszą.
Stałem jeszcze chwilę, gdy inni odeszli. Moje obcasy lekko zapadły się w ziemię i poczułem, jak wiatr smaga mój płaszcz. Nagrobek miał zostać umieszczony później. Na razie była tam tylko prosta tabliczka z imieniem George’a.
George Holloway. Ukochany mąż. Ojciec. Zapomniany.
Ostatnie słowo utkwiło mi w pamięci jak kamień w bucie. Zapomniane.


Yo Make również polubił
Szarlotka „Niebo w Gębie” – Tradycyjny Polski Jabłecznik, Którego Nie Można Się Oprzeć
Mój tata kazał mi pójść na ślub mojej Złotej Siostry, grożąc anulowaniem czesnego. Nie miał pojęcia, że potajemnie ukończyłem szkołę jako prymus i zarobiłem sześciocyfrową sumę. Tuż przed ceremonią spokojnie wręczyłem mu kopertę. KIEDY JĄ OTWORZYŁ…
Płytka śmietanowo-truskawkowa: przepis na świeży i pyszny deser espresso
Przy barze kilku studentów kpiło z mojej żony i śmiało się ze mnie, gdy wychodziliśmy. Uśmiechnąłem się tylko – dwadzieścia lat w piechocie morskiej uczy cierpliwości. Ale kiedy wyszli za nami na zewnątrz, zrozumieli, dlaczego ten uśmiech nigdy nie znikał mi z twarzy.