Kolacja przedślubna była istnym chaosem: przydzielane miejsca, dolewanie wina i boleśnie niezręczne toasty od dalekich krewnych. Siedziałem oczywiście przy stoliku dla singli, obok faceta o imieniu Grant, który niejasno twierdził, że „znaliśmy się kiedyś” i zasugerował, żebyśmy „spotkali się później”. Ivy pochyliła się raz i szepnęła: „Możemy wyjść razem, jeśli zrobi się dziwnie”. Już było dziwnie.
Powrót do dalszej rodziny był jak wejście do muzeum tego, kim kiedyś byłam. Wszyscy wciąż traktowali mnie, jakbym miała dwadzieścia pięć lat i była szaleńczo zakochana, jakbym się nie zestarzała, nie dorosła ani nie nauczyła mozolnie odbudowywać po tym, jak zostałam rozbita. Większość z nich chciała dobrze. Ale ich współczucie przylgnęło do mnie jak tanie perfumy – mocne, lepkie i nie do końca trafne.
Mimo to się uśmiechałam. Rozmawiałam o niczym. Podawałam puree ziemniaczane i mówiłam wszystko, co trzeba: „Ale ekscytujące”. „Musisz być zachwycona”. „Jaka piękna sukienka”. Zrobiłam to, po co tu przyszłam: przetrwałam to.
A potem, gdy już myślałam, że uda mi się wtopić w tło na resztę wieczoru, Mara wstała i powiedziała coś, co otworzyło wieczór na oścież, niczym upuszczony kieliszek szampana.
„To jest Sariah, nasza wieczna romantyczka, singielka, która nigdy tak naprawdę nie poszła naprzód”.
Wtedy wybuchnąłem swoim uprzejmym, pustym śmiechem. Wtedy ludzie chichotali. I wtedy Caleb, w desperackiej próbie załagodzenia sytuacji, spojrzał na tył sali i powiedział: „A teraz mój drużba, Nico, chciałby powiedzieć kilka słów”.
Moje serce zrobiło wtedy coś dziwnego. Nie do końca podskoczyło, raczej szarpnęło, fizycznie szarpnęło w piersi. Takie, jakie czuje ciało, gdy instynktownie zdajesz sobie sprawę, że zaraz wydarzy się coś ważnego i nie możesz nic zrobić, żeby to powstrzymać. Odwróciłam się i zobaczyłam go. Nico Veilena. I nagle nie byłam pewna, czy mam siedzieć, czy wybiec tylnymi drzwiami.
Nie widziałam Nico Veilena od czternastu lat. Przynajmniej nie na żywo. Kiedyś, może sześć lat temu, zobaczyłam jego nazwisko na internetowej liście prezentów ślubnych naszego wspólnego znajomego. Kliknęłam w nią, serce waliło mi w szalonym, głupim rytmie, ale link do niczego nie doprowadził. Żadnych zdjęć, żadnych aktualności, tylko nazwisko na liście. Powtarzałam sobie, że to nie ma znaczenia.
A teraz stał tu, we własnej osobie, szedł w stronę przodu sali spokojnym, zdecydowanym krokiem, któremu nie ufałem. Nie wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałem z tamtej letniej nocy. Miał wyraźniej zarysowaną szczękę, szerszą sylwetkę, chudego nastolatka zastąpił mężczyzna noszący garnitur z naturalną pewnością siebie. Jego włosy były krótsze niż kiedyś, a do tego ciemniejsze. Ale jego oczy – sposób, w jaki omiatały pomieszczenie, a potem na ułamek sekundy spoczęły na moich – nie zmieniły się. Nadal miały tę samą intensywną, zamyśloną szarość.
Nico nigdy nie miał się tu pojawić. Caleb nigdy o nim nie wspomniał, ani razu. Ani podczas żadnego świątecznego spotkania, ani w jednym tagu na Instagramie, ani w żadnym z rozmów o planowaniu ślubu. Założyłam, że stracili kontakt, jak to ludzie mają w zwyczaju. A może Caleb założył, że się nie pojawię i uznał, że nie ma nic złego w zaproszeniu go. Duch z przeszłości, którą głęboko skrywałam.
Nico wziął mikrofon od DJ-a i stuknął w niego raz – czysty, solidny dźwięk, który przykuł uwagę. „Wieczór” – powiedział. Jego głos był niski, jednostajny, nieco głębszy, niż pamiętałem, o gładkim, dźwięcznym brzmieniu, które wypełniło całe pomieszczenie. „Nie będę pana długo zatrzymywał. Caleb poprosił mnie, żebym przemówił, a kiedy Caleb poprosi, mówisz „tak”. Nawet jeśli cię to przeraża”.
Kilka uprzejmych chichotów przetoczyło się przez tłum. Nie roześmiałam się. Zamarłam. Nie do końca przestraszona, ale na krawędzi, jakby jakaś część mojego ciała rozpoznała jego obecność na poziomie komórkowym, zanim mój mózg zdążył ją w pełni przetworzyć. Nie spojrzał na mnie ponownie. Jeszcze nie. Ale wiedziałam, że to zrobi.
Spojrzałem na Ivy, której brwi zmarszczyły się w konsternacji. Pochyliła się i wyszeptała: „Czekaj… czy to… Nico?”
Skinąłem głową w ledwo zauważalnym geście.
Jej oczy się rozszerzyły. „Ten Nico?”
Skinąłem głową ponownie. Wypowiedziała bezgłośnie jedno słowo: „Wow”.
Próbowałem skupić się na jego przemowie. Była prosta, elegancka i dobrze wygłoszona. Nico opowiedział kilka zabawnych anegdot o Calebie ze studiów, wspomniał coś miłego z czasów liceum, po czym uniósł kieliszek. „Za miłość na zawsze” – powiedział, omiatając wzrokiem salę.
Kiedy oklaski ucichły i Nico oddał mikrofon, spojrzał na mnie ponownie, tym razem bezpośrednio. To było jasne, jednoznaczne spojrzenie. Chwila ciszy, przemyślana i napięta, jakby badał grunt. Najpierw odwróciłam wzrok, a moje oczy nagle, intensywnie zainteresowały się kwiatową ozdobą na moim stole.
Po przemówieniach ludzie zaczęli kierować się w stronę stołu z deserami. Rozmowy wróciły do normy, atmosfera w sali nabrała luzu. Ja jednak pozostałem na swoim miejscu, wpatrując się w nietknięty kawałek tiramisu, starając się nie czuć niczego. Wtedy usłyszałem jego głos tuż za sobą.
“Hej.”
Odwróciłam się. Stał tam, bliżej niż się spodziewałam, wciąż trzymając kieliszek szampana i wciąż patrząc na mnie, jakbym była zagadką, którą próbuje rozwiązać.
„Nico” – powiedziałem i nienawidziłem sposobu, w jaki mój głos załamał się przy drugiej sylabie.
Uśmiechnął się blado, smutnym, znaczącym uśmiechem. „Pamiętasz mnie”.
„Wzniosłeś toast dwie minuty temu. Trudno byłoby o tym zapomnieć.”
„Widzę, że nadal jesteś bystry.”
Wstałam, czując, że muszę wstać, strzepując nieistniejące okruszki z mojej granatowej sukienki. „Co ty tu robisz?”
„Badacz Caleba” – powiedział po prostu. „Planowałem to od miesięcy. Caleb ci nie powiedział, że mogę tu być?”
“NIE.”
„Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że będę miał okazję z tobą porozmawiać.”
Nie odpowiedziałam. Nie miałam gotowej dobrej odpowiedzi. Kręciło mi się w głowie. Rozejrzał się po sali, po szczęśliwych, mieszających się gościach, a potem z powrotem na mnie. „Wyglądasz dobrze, Sariah”.
„Nie masz prawa tak mówić” – warknęłam, ale słowa zabrzmiały ostrzej, niż zamierzałam.
„Wiem” – powiedział cicho. Kolejna pauza, gęsta od niewypowiedzianej historii.
„Zniknęłaś” – powiedziałam, a słowa wypłynęły z moich ust, surowe i niesprecyzowane. „Pocałowałaś mnie, potem wyjechałaś na studia i już nigdy się do mnie nie odezwałaś”.
„Wiem” – powtórzył, nie broniąc się, tylko przyznając, że to prawda. „Od dawna chciałem to wyjaśnić”.
„No cóż, masz fatalny timing.”
On się z tego zaśmiał, cichym, pozbawionym humoru dźwiękiem. Nie był to zarozumiały dźwięk. Był smutny. „Tak” – powiedział, patrząc na swoją szklankę. „Naprawdę tak jest”.
Nie ufałem tej jego wersji. Temu spokojnemu, zamyślonemu, obecnemu mężczyźnie. Nico, którego pamiętałem, był impulsywny i dziki, taki, który biegał boso po dachach, żeby zobaczyć wschód słońca. Taki, który obiecywał, że napisze, a potem tego nie robił.
Podszedł trochę bliżej. „Nie jestem tu po to, żeby ci utrudniać życie. Przysięgam. Ale mówiłem poważnie. Niektóre rzeczy zostają z tobą, nawet jeśli myślisz, że nie powinny”.
Odwróciłam wzrok, w stronę francuskich drzwi prowadzących na zewnątrz. „Nie jestem już tą samą osobą, którą byłam wtedy”.
„Liczę na to” – powiedział cicho.
Yo Make również polubił
Oto, co naprawdę musisz wiedzieć o dziwnych, przypominających pryszcze naroślach w gardle.
Ciasto z jabłkami i rodzynkami! Proste i pyszne
8 wczesnych sygnałów ostrzegawczych niedoboru składników odżywczych wypisanych na całym ciele
Zapiekany Ryż z Jabłkami