Chwilę później ryk jego luksusowego samochodu ucichł na cichej amerykańskiej ulicy, pozostawiając Nalę samą w zbyt dużym domu.
Resztę poranka spędziła w swojej rutynie: sprzątała stół, zmywała naczynia, zmieniała pranie, sprzątała każdy pokój. Poruszała się z wprawą, prostując poduszki, wycierając powierzchnie, składając czyste ubrania.
Powtarzała sobie, że jeśli dom będzie wystarczająco nieskazitelny, jeśli jedzenie będzie wystarczająco smaczne, jeśli będzie wystarczająco cicho… może wróci stara wersja Tmaine. Ta, w której się zakochała. Ta, która śmiała się z nią w małych mieszkaniach i alejkach sklepowych.
Jednak ta wersja jego osoby najwyraźniej zniknęła dawno temu.
W południe Nala pojechała do prywatnej szkoły Zariah, żeby ją odebrać. To była jej ulubiona pora dnia. W kolejce SUV-ów i minivanów przed ceglanym budynkiem szkoły, Nala z niecierpliwości wyczekiwała znajomej małej postaci.
Kiedy Zariah wsiadła do samochodu, już rozmawiała.
„Mamo, dziś dostałam pięć złotych gwiazdek od nauczycielki! Dobrze odpowiedziałam na pytanie” – zaćwierkała radośnie, machając nogami.
„Wow, moja córka jest taka mądra” – powiedziała szczerze Nala, wyciągając rękę, by delikatnie uszczypnąć ją w nos.
W drodze powrotnej przez dzielnicę Georgia Nala chłonęła każde słowo córki o przyjaciołach, zajęciach plastycznych i lunchboxie. Przez te kilka minut wszystko wydawało się normalne.
Kiedy dotarli do domu, Nala uklękła, żeby pomóc Zariah zdjąć buty w przedpokoju.
Wtedy to usłyszała — warkot motocykla zatrzymującego się przed głównymi drzwiami.
Umundurowany kurier zawołał jej imię.
„Pani Nala? Mam dla pani przesyłkę.”
Zmarszczyła brwi. Niczego nie zamówiła.
Podeszła do drzwi i przyjęła dużą, grubą brązową kopertę. Nie było na niej nazwiska nadawcy, tylko logo kancelarii prawnej w prawym górnym rogu.
Serce Nali zaczęło walić w piersi.
„Kto tam, mamusiu?” zapytała Zariah, idąc za nią do drzwi.
„Nie wiem, księżniczko. Pewnie jakaś nudna poczta” – powiedziała Nala, starając się zachować spokój. „Idź się przebrać, a potem pójdziemy na lunch, dobrze?”
Zariah skinęła głową i pobiegła na górę.
Nala usiadła na sofie w salonie, trzymając kopertę ciężko w drżących dłoniach. Światło z dużego frontowego okna padało na stolik kawowy, gdy rozrywała kopertę.
W środku znajdował się gruby stos papierów.
Podniosła pierwszą stronę.
Pogrubiony nagłówek na górze sprawił, że powietrze uleciało jej z płuc.
„Petycja o rozwiązanie małżeństwa”.
Świat Nali zdawał się przestać wirować. Dzwoniło jej w uszach. Przeczytała słowa jeszcze raz, mając nadzieję, że się pomyliła, że jakimś cudem strona powie coś innego, jeśli mrugnie.
Ale to się nie zmieniło.
Powód: Tmaine.
Oskarżona: Nala.
Powód pozwu: Żona całkowicie nie wywiązała się ze swoich obowiązków małżeńskich.
Nala poczuła się źle.
Przegrany.
Porzuciła karierę na jego prośbę, poświęciła się temu domowi, ich córce. Dbała o to, by jego koszule były wyprasowane każdego ranka, posiłki gotowe, a w domu panował spokój.
Co miał na myśli mówiąc, że poniósł porażkę?
Czytała dalej, mimo że jej wzrok się zamazywał.
Żądania były okrutne.
Tmaine nie domagał się jedynie rozwodu. Domagał się pełnej opieki nad Zariah, twierdząc, że Nala jest niestabilna emocjonalnie i niezdolna do prawidłowego wychowania córki.
Co najgorsze, zażądał pełnej kontroli nad całym majątkiem małżeńskim, w tym domem, w którym mieszkali, argumentując, że Nala nie przyczyniała się do niego finansowo i że wszystko zostało zbudowane wyłącznie jego wysiłkiem.
Nala zsunęła się z sofy i osunęła się na zimną, drewnianą podłogę, a papiery rozsypały się wokół niej niczym odłamki po eksplozji.
I to było na tyle.
Dlatego przez miesiące był tak chłodny, tak zdystansowany i tak wyrachowany.
To było zaplanowane za jej plecami.
Drzwi frontowe się otworzyły.
Tmaine wrócił do domu niezwykle wcześnie.
Stał w drzwiach, patrząc na Nalę leżącą na podłodze i rozrzucone wokół niej papiery. Na jego twarzy nie było zaskoczenia. Żadnego poczucia winy. Tylko zimne, beznamiętne spojrzenie.
„Kochanie… co to znaczy?” Głos Nali drżał. Łzy napłynęły jej do oczu.
Tmaine powoli zdjął buty. Wszedł do środka, luzując krawat. Nie zaprzeczył. Nie spieszył się z wyjaśnieniami. Mówił po prostu spokojnym, lodowatym tonem.
„Znaczy dokładnie to, co czytasz” – powiedział. „Nie chcę już z tobą mieszkać, Nala. Zawiodłaś. Zawiodłaś jako żona i matka”.
„Nie udało się?” – powtórzyła oszołomiona Nala. „Zajęłam się tym domem. Wychowałam Zariah. Ja…”
„Zająłeś się domem?” Tmaine zaśmiał się krótko i pogardliwie.
„Jedyne, co zrobiłeś, to wydałeś moje pieniądze. Zariah zasługuje na lepszą mamę. Na kogoś kompetentnego. Nie na kogoś, kto umie tylko płakać i narzekać”.
„Ale nieruchomość, dom i Zariah… nie możesz mi ich odebrać” – krzyknęła Nala, a w jej głosie słychać było panikę.
Tmaine przykucnął, tak że jego oczy znalazły się na wysokości jej oczu. Wyraz jego twarzy był ostrzejszy niż kiedykolwiek widziała.
„Mogę. I zrobię to” – powiedział cicho. „Mój prawnik ma wszystko załatwione. Niczego nie zatrzymasz, Nala. Wyjdziesz z tego domu bez ani jednego dolara”.
Wstał, wygładził marynarkę, po czym spojrzał w stronę schodów, upewniając się, że Zariah nie słucha.
„I przygotuj się” – dodał, a kącik jego ust wygiął się w niepokojącym uśmiechu. „Mój adwokat mówi, że nawet twoja córka będzie zeznawać, jak bardzo nie nadajesz się na matkę”.
Nala zamarła.
Jej serce pękło.
Nie chciał jej po prostu zostawić. Chciał ją wymazać.
Tej nocy nie spała.
Po tej brutalnej konfrontacji Tmaine weszła do pokoju gościnnego i zamknęła drzwi, jakby była jakimś zagrożeniem, od którego powinien się oddalić.
Nala spędziła noc w pokoju Zariah, siedząc na krześle przy małym łóżku i obserwując spokojną twarz swojej śpiącej córki.
Jej łzy nie przestawały płynąć.
Jak mógł powiedzieć, że Zariah będzie zeznawać przeciwko niej? Zariah była całym jej światem.
Co mówił swojej córeczce?
Ta myśl dręczyła ją bardziej niż jakiekolwiek oskarżenie.
Następnego ranka Tmaine zachowywał się tak, jakby nic się nie stało.
Obudził Zariah, pomógł jej założyć szkolny mundurek, zrobił jej płatki i zawiózł ją do szkoły, jakby to był zwykły dzień powszedni.
Nie powiedział Nali ani słowa.
Kiedy Zariah zapytała, dlaczego oczy jej matki są takie opuchnięte, odpowiedział jedynie mimochodem:
„Mamo, księżniczko, nie czuje się najlepiej.”
Gdy wyszli, Nalę ogarnęło prawdziwe przerażenie.


Yo Make również polubił
Ogniste skrzydełka z kurczaka – przepis z pazurem na każdą okazję!
Ciasto Biały Lion – przepis na wyjątkowy deser
Wyrzucił mnie i moje dziecko dla swojej kochanki, roześmiał się i powiedział: „Beze mnie będziesz głodować”. Rok później podpisałem papiery, na mocy których zostałem największym udziałowcem w jego firmie.
Elena drżącymi palcami ścisnęła monety.