Drodzy słuchacze, czy zastanawialiście się kiedyś, gdzie leży granica waszej cierpliwości?
Jako lekarz pogotowia ratunkowego – ktoś, kto żyje na granicy życia i śmierci – zawsze myślałem, że nie ma bólu, którego nie dałbym rady znieść. Ale się myliłem. Moja granica wytrzymałości roztrzaskała się pewnej niezapomnianej nocy.
Pracowałam na nocnej zmianie na oddziale ratunkowym, walcząc o życie pacjenta około północy, gdy przybyły dwie nowe ofiary wypadków drogowych. Ku mojemu zaskoczeniu, to byli mój mąż i moja szwagierka – kobieta, na której naprawdę mi zależało.
Widząc ich, nie płakałam. Nie krzyczałam. Jakimś cudem udało mi się zdobyć na zimny uśmiech, który przeszył mnie na wskroś.
A potem zrobiłem coś, w co moi teściowie nadal nie mogą uwierzyć.
Tej nocy – jak każdej innej nocy dyżuru – powietrze było ciężkie od antyseptyków, krwi i strachu. Rytmiczne pikanie monitorów, pospieszne kroki pielęgniarek i jęki pacjentów zlewały się w chaotyczną symfonię życia i śmierci.
Właśnie skończyłem zszywać skomplikowaną ranę. Zdejmując zakrwawione rękawiczki, miałem zamiar wymknąć się na świeże powietrze.
Zanim jednak zdążyłem dotrzeć do drzwi, na zewnątrz zawyła syrena karetki — pilna, przecinająca wszystko.
„Doktorze Callaway, mamy poważny wypadek drogowy” – powiedziała mi pielęgniarka oddziałowa o imieniu Shandra, a jej głos był napięty. „Dwie ofiary – mężczyzna i kobieta – są w drodze”.
Zmęczenie zniknęło natychmiast.
Ponownie wyprostowałam fartuch, włożyłam nową parę rękawiczek i pobiegłam sprintem do wejścia na SOR. To było nasze pole bitwy. Nie było tu czasu na zmęczenie.
Dwa nosze wjechały niemal jednocześnie.
Na pierwszej leżała kobieta.


Yo Make również polubił
W Święto Dziękczynienia rodzice pobili mnie na oczach wszystkich za to, że nie zapłaciłem czynszu mojej siostrze. Mama krzyczała: „ZAPŁAĆ JEJ CZYNSZ ALBO WYNOCHA!”
Dlaczego rolka papieru toaletowego w Twojej lodówce próbuje Ci coś powiedzieć
Chleb czosnkowy bez wyrabiania (przepis na filiżankę)
O drugiej w nocy drzwi wejściowe klubu otworzyły się z hukiem – ręka Ducha pomknęła w stronę broni… ale znieruchomiał. Maleńka dziewczynka, może sześcioletnia, stała boso w głębokim śniegu na zewnątrz, trzymając nieruchome niemowlę. Jej oddech był ledwie słyszalny, usta pociemniały od zimna. Potknęła się i upadła u jego stóp. „P-proszę… mój brat… on nie oddycha…” Duch poczuł, jak coś gwałtownie skręca mu się w piersi. Uświadomił sobie, że ten wieczór nie będzie taki jak poprzedni.