Przeprowadzka ukochanej osoby zawsze wydaje się początkiem czegoś jasnego i długo oczekiwanego. Z radością wręczyła narzeczonemu klucze do swojego domku, ciesząc się na wspólne życie. Ale powrót z pracy był szokiem. Jego matka, w szlafroku, rządziła w domu.
A kiedy kobieta próbowała wejść do sypialni, pan młody zablokował jej drogę i krzyknął: „Nie wchodź do sypialni mamy!”. Witajcie, drodzy słuchacze! Cieszę się, że mogę Was powitać na moim kanale. Przedstawiam Wam nową, ciekawą historię.
Miłego słuchania! Anna poznała Siergieja pod koniec października, gdy miasto było już pokryte szarą warstwą deszczu, a ulice pachniały mokrymi liśćmi i zbliżającą się zimą. Imprezę firmową prowadziła Olga, stara przyjaciółka ze studiów, która pracowała jako menedżerka w firmie budowlanej. Często zapraszała ludzi na święta i po prostu uwielbiała hałaśliwe spotkania, śpiewanie przy gitarze i rozmowy do białego rana.
Tego wieczoru Anna przyjechała późno, prosto z pracy, nawet nie zatrzymując się w domu, żeby się przebrać. Cały dzień ślęczała nad swoim rocznym raportem, z głową pełną liczb i opadającymi powiekami. Chciała uciec z tej firmowej imprezy za pół godziny, ale Olga błagała ją, żeby przyszła, mówiąc, że za nią tęskni, że potrzebuje przerwy od bilansów i kalkulatorów. Musiała się zgodzić.
W mieszkaniu było tłoczno i głośno. Około dwudziestu osób tłoczyło się w salonie, siedząc na kanapie, podłodze i parapecie; niektórzy palili na balkonie, inni grali w gry planszowe w kuchni. Olga powitała ją z otwartymi ramionami, wcisnęła jej kieliszek wina w dłonie i pociągnęła w stronę ludzi. Większość twarzy była nieznajoma.
Anna uprzejmie skinęła głową, uśmiechnęła się i próbowała sobie przypomnieć imiona, ale szybko wyleciały jej z głowy. Siergiej siedział w rogu sofy, kartkując książkę i niespecjalnie angażując się w ogólną wesołość. Był wysoki i szczupły, ubrany w prostą ciemną koszulę i dżinsy. Miał krótko obcięte włosy, a na twarzy lekki zarost. Na pierwszy rzut oka nic specjalnego, ale coś w jego postawie i sposobie, w jaki trzymał książkę, przykuło moją uwagę.
Nie wpatrywał się w telefon ani nie krzyczał jak wszyscy inni; po prostu siedział i czytał, jakby był w innym wymiarze. „To Siergiej” – przedstawiła go Olga, popychając Annę w stronę sofy. „Pracuje w naszej firmie jako inżynier, inteligentny, ale cichy. Obudź go”.
Siergiej podniósł głowę, spojrzał na Annę uważnie, bez zbędnej ciekawości, i skinął głową. „Dzień dobry”. „Dzień dobry” – odpowiedziała Anna, siadając na pustym miejscu obok niego. „Ciekawa książka?”
Pokazał okładkę. „Kotsiubinsky. Cienie zapomnianych przodków”. Anna się uśmiechnęła.
„Poważna lektura na imprezę”. „Impreza to jedno, a ja to jedno” – Siergiej wzruszył ramionami. Olga namówiła go, żeby przyszedł, mówiąc, że będzie się nudził sam w domu. „Więc przyszedłem”.
„Z książką”. „To ma sens” – Anna skinęła głową. „Ja też nie jestem wielką fanką takich wydarzeń. Wyszłam z solidarności”.
Rozmowa płynęła naturalnie. Okazało się, że oboje uwielbiali czytać, obaj nienawidzili hałaśliwych tłumów, obaj pracowali do późna i cenili ciszę. Siergiej opowiadał o projektach, nad którymi pracował, o skomplikowanych obliczeniach i rysunkach oraz o tym, jak ważne jest dopracowanie wszystkiego w najdrobniejszych szczegółach. Anna dzieliła się historiami z działu księgowości, o niekończących się uzgodnieniach i pośpiechu przed terminami raportowania.
Śmiały się z tych samych rzeczy, natychmiast rozumiejąc swoje żarty. Czas leciał. Kiedy Anna spojrzała na zegarek, zdała sobie sprawę, że rozmawiają nieprzerwanie od trzech godzin. Goście zaczęli wychodzić, a Olga promieniała z satysfakcji i puściła oko do Anny, jakby chciała powiedzieć: „Mówiłam, że ci się spodoba”.
Siergiej odprowadził ją do samochodu. Szedł obok niej, z rękami w kieszeniach kurtki, i wspomniał, że miło byłoby się znowu spotkać, może pójść do kina albo po prostu na kawę. Anna zgodziła się i dała mu swój numer telefonu. Zapisał go w kontaktach, szybko się pożegnał i wyszedł, nie oglądając się za siebie.
Ich pierwsza randka odbyła się tydzień później. Spotkali się w małej kawiarni w centrum miasta, tej samej, którą Anna często odwiedzała po pracy. Siergiej przybył punktualnie, przynosząc w prezencie książkę. Zbiór opowiadań Raya Bradbury’ego. Powiedział, że wspomniała na przyjęciu firmowym, że uwielbia jego prozę.
„Dziękuję” – powiedziała Anna, zaskoczona, biorąc książkę. „Mówiłam to, ale nie sądziłam, że będziesz pamiętać”. „Pamiętam szczegóły” – odparł poważnie Siergiej. „Jestem do tego przyzwyczajony z pracy”.
Jeśli pominie się jakiś szczegół, cały projekt może się rozpaść. Drugie spotkanie, trzecie, czwarte. Spacerowali po jesiennym mieście, odwiedzali muzea, oglądali stare filmy w kinie studyjnym. Siergiej okazał się naprawdę oczytany; potrafił godzinami rozmawiać o literaturze, historii i architekturze.
Wiedział, gdzie zachowały się zabytkowe rezydencje w mieście, które budynki powstały przed 1917 rokiem, które mosty zbudowano w czasach sowieckich. Anna słuchała go z zainteresowaniem, zapominając o pracy, liczbach i ciągłym zmęczeniu. Był uprzejmy, uważny i nie wtrącał się w jej życie osobiste, nigdy jej nie poganiał ani nie naciskał. Po każdym spotkaniu odprowadzał ją do samochodu lub do domu, jeśli przyjechała komunikacją miejską.
Nigdy nie zostawał do późna, żegnał się krótko i odchodził. Idealny mężczyzna, pomyślała Anna. Spokojny, zrównoważony, łatwo było się z nim dogadać. Po miesiącu zaczęli się spotykać częściej.
Siergiej odwiedził ją w pracy i razem zjedli lunch w pobliskiej kawiarni. Opowiadał o swoich kolegach, problemach na budowie i o tym, jak kolejny klient w ostatniej chwili zmienił projekt. Anna narzekała na niekończące się kontrole i pośpiech, na dyrektora, który domagał się raportów na wczoraj, a dane dotarły dopiero dziś. Rozumieli się, wspierali i dodawali sobie otuchy.
Pod koniec listopada stało się jasne, że to nie tylko przelotna znajomość, ale coś poważniejszego. Siergiej zaproponował wspólne świętowanie Nowego Roku. Anna się zgodziła, choć zazwyczaj świętowała z przyjaciółmi albo jeździła do rodziców na wieś. Tym razem chciała zostać w mieście, spędzić wieczór z Siergiejem i poczuć, że ma kogoś bliskiego.
Sylwestra świętowali w jej miejskim mieszkaniu, małym, jednopokojowym mieszkaniu, które wynajmowała od pięciu lat. Domek pod miastem był zbyt daleko od pracy; Anna jeździła tam tylko w weekendy, a nawet wtedy nie co tydzień. Siergiej przyjechał z bukietem białych róż i butelką szampana, pomógł nakryć do stołu i pokroić sałatki, podczas gdy Anna zajmowała się daniem głównym. Wieczór minął spokojnie, bez zamieszania i pretensjonalności.
Po prostu siedzieli razem, oglądając jakiś stary film, słuchając fajerwerków na zewnątrz, stukając się kieliszkami o północy i składając sobie życzenia. Siergiej przytulił ją, pocałował i powiedział, że cieszy się, że się poznali. Anna poczuła ciepło i niezwykłą lekkość w duszy. Przez ostatnie kilka lat żyła jak na autopilocie.
Praca, dom, praca. Mało przyjaciół, zero życia prywatnego. Siergiej pojawił się jak dar losu. Zima przeleciała.
Spotykali się prawie codziennie. Siergiej poznał przyjaciół Anny, a ona jego kolegów. Wszyscy mówili, że dobrze do siebie pasują, że idealnie do siebie pasują. Anna też tak uważała.
Z Siergiejem życie było wygodne i spokojne, bez dramatów i skandali. Nie był zazdrosny, nie robił scen, nie domagał się ciągłej uwagi, po prostu był, kiedy trzeba było. Wiosną Siergiej się oświadczył. Było to niespodziewane, bez rozgłosu i zbędnych słów.
Spacerowali wzdłuż nabrzeża. Było ciepło, słońce zachodziło za horyzont, malując wodę na złotoróżowo. Siergiej zatrzymał się, wyjął z kieszeni małe pudełko, otworzył je i podał Annie. „Wyjdź za mnie”. Nie pytanie, lecz stwierdzenie…
Anna spojrzała na pierścionek – prosty, bez ozdób, srebrny z małym kamieniem – i poczuła, jak serce wali jej w gardle. „Serio?” – to było wszystko, co zdołała wykrztusić. „Na poważnie” – Siergiej skinął głową. „Nie żartuję na takie tematy”.
Zgodziła się. Pierścionek pasował idealnie, jakby znał już rozmiar. Później Siergiej przyznał, że pytał Olgę, a ona mu podpowiedziała. Anna roześmiała się, wzruszona taką dbałością i dbałością o szczegóły.
Postanowili wziąć ślub w lipcu, za trzy miesiące. Dałoby im to wystarczająco dużo czasu, żeby spokojnie wszystko przygotować, zarezerwować restaurację i zamówić suknię. Anna nie chciała wystawnego przyjęcia, a Siergiejowi również nie podobał się pomysł przyjęcia na 200 osób. Postanowili ograniczyć się do najbliższej rodziny i przyjaciół, maksymalnie 40 osób.
W połowie kwietnia Anna zaproponowała wspólne zamieszkanie przed ślubem. Chcieli się do siebie przyzwyczaić i dowiedzieć się, jak będzie wyglądało ich codzienne życie. Romans to romans, ale wspólne mieszkanie to coś zupełnie innego. Musimy poznać swoje nawyki, ustalić podział obowiązków: kto zmywa naczynia, kto wynosi śmieci, kto gotuje obiad.
„Mam domek za miastem” – powiedziała, siedząc w kuchni jej wynajętego mieszkania i popijając herbatę. „Odziedziczyłam go po babci; zmarła dwa lata temu. Wszystko jest zarejestrowane na moje nazwisko; dom jest mały, ale przytulny. Moglibyśmy tam zamieszkać”.
„Nie będziesz miał daleko do pracy. Ja prowadzę, mogę cię podwieźć, jeśli będziesz potrzebował”. Siergiej zamilkł, kalkulując coś w myślach. „Do pracy pociągiem jadę półtorej godziny” – powiedział w końcu.
„Ale to żaden problem. Możemy czasami podjechać, jeśli nie masz nic przeciwko”. Zgodziliśmy się. Wynajmuję obecnie kawalerkę w mieście, a właścicielka wymaga miesięcznego wypowiedzenia.
„Dam ci znać, będę wolna na początku maja”. „Doskonale” – ucieszyła się Anna. „Wyjeżdżam w podróż służbową w przyszłym tygodniu. Na jakieś trzy dni.
„Możesz wykorzystać ten czas na przeprowadzkę i osiedlenie się. Dam ci klucze”. Rzeczywiście, odziedziczyła ten domek po babci dwa lata temu. Był to stary dom piętnaście kilometrów za miastem, w spokojnej wiosce wakacyjnej.
Moja babcia mieszkała tam przez ostatnie dwadzieścia lat. Po śmierci dziadka nie chciała wracać do miejskiego mieszkania. Anna odwiedzała ją co tydzień, pomagała w pracach domowych i przynosiła zakupy. Po śmierci babci formalnie zarejestrowała spadek, uzyskała akt własności i przepisała wszystkie dokumenty na swoje nazwisko.
Dom był mały, parterowy. Trzy pokoje, kuchnia i łazienka. Działka miała sześćset metrów kwadratowych. W ogrodzie rosły jabłonie i wiśnie.
Latem było tu cicho i pięknie. Pachniało kwiatami i świeżo skoszoną trawą. Anna nie chciała sprzedawać domku, mimo że radzili jej przyjaciele. Był ostatnią rzeczą, jaka pozostała po jej babci.
Wspomnienia z dzieciństwa, wakacji, szarlotek i wieczorów na werandzie. Przyjeżdżała tu w weekendy, sprzątała, pielęgnowała ogród, po prostu siedziała na werandzie i patrzyła na zachód słońca. Dom uspokajał ją, przywracał do siebie. Teraz Siergiej miał się tu wprowadzić.
Anna martwiła się, czy mu się spodoba. Czy nie wyda mu się zbyt staromodne. Czy nie będzie nalegał na wynajęcie mieszkania w mieście. Ale kiedy pod koniec kwietnia zabrała go na oglądanie domu, Siergiej był zadowolony.
„To miłe miejsce” – powiedział, rozglądając się. „Cicho, spokojnie. Mogę pracować. Nikt mi nie przeszkadza”.
„A powietrze tutaj jest inne, nie takie jak w mieście”. Przeszli przez pokoje. Siergiej zajrzał do każdego z nich, ocenił układ, zorientował się, gdzie postawić biurko, gdzie powiesić regały na książki. Anna pokazała mu sypialnię główną, duży, jasny pokój z oknami wychodzącymi na ogród, przestronnym łóżkiem i zabytkową szafą.
Pokój gościnny był mniejszy, z małą sofą i komodą, ale nie było w nim miejsca na nic więcej. Trzeci pokój służył jako salon z telewizorem, fotelem i regałami na książki. „Będziemy tu spać” – powiedziała Anna, wskazując na główną sypialnię. „To pokój gościnny dla przyjaciół, gdyby ktoś wstąpił”.
„Ma sens” – skinął głową Siergiej. Pili herbatę w kuchni, a Anna pokazała im, gdzie wszystko jest, jak włączyć kuchenkę i gdzie jest pralka. Siergiej słuchał uważnie, zapamiętując. Potem wyszli do ogrodu i usiedli na ławce pod jabłonią. Było cicho i spokojnie, tylko ptaki ćwierkały w gałęziach.
„Podoba mi się” – powtórzył Siergiej. „Dziękuję, że zgodziłeś się tu zamieszkać”. „To teraz nasz dom” – uśmiechnęła się Anna. „Po ślubie zamieszkamy tu na stałe, jeśli się zgodzisz”.
„Nie ma problemu” – zgodził się Siergiej. W ostatni poniedziałek kwietnia Anna spotkała się z Siergiejem wcześnie rano, przed wyjazdem służbowym. Przyszedł do jej wynajętego mieszkania i odebrał komplet kluczy do domku. Dwa klucze, jeden do furtki, drugi do drzwi wejściowych.
Anna włożyła je do małej koperty i wręczyła Siergiejowi. „Proszę, weź to. Wrócę w czwartek wieczorem, postaram się nie spóźnić. Czuj się jak u siebie”.
„Czuj się jak u siebie. Jedzenie jest w lodówce, a pościel w szafie w przedpokoju. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, dzwoń”. Siergiej wziął kopertę i wsunął ją do kieszeni kurtki.
„Dobrze. Miłej podróży. Za kilka dni przeniosę swoje rzeczy i się zadomowię. Do zobaczenia w czwartek.”
Szybko się pożegnali. Anna się spieszyła; taksówka już czekała na dole. Wsiadła, pomachała Siergiejowi i odjechała. Czekały ją trzy dni pracy w innym mieście, negocjacje z klientami i sprawdzanie dokumentów.
Jej głowa była pełna pracy i nie miała czasu myśleć o domu. Podróż służbowa była stresująca. Anna mieszkała w hotelu, wstawała wcześnie i wracała późno. Klienci byli uparci, domagali się wyjaśnień w każdej kwestii umowy, sprawdzali kwoty, zadawali setki pytań…
Wieczorem trzeciego dnia była wyczerpana, marzyła tylko o powrocie do domu, prysznicu i pójściu spać. W czwartek wieczorem pojechała pociągiem podmiejskim na stację i wsiadła do samochodu. Szybko robiło się ciemno, a latarnie już się paliły. Anna jechała na autopilocie, myśląc o Siergieju czekającym na nią w domu, o tym, że w końcu będzie mogła odpocząć, zjeść razem kolację i opowiedzieć mu, jak przebiegła podróż służbowa.
Po drodze zatrzymała się w supermarkecie, kupiła artykuły spożywcze, spakowała dwie ciężkie torby i ledwo zaciągnęła je do samochodu. Chciała ugotować coś pysznego, żeby uczcić przeprowadzkę Siergieja, może zrobić zapiekankę – powiedział, że ją uwielbia – albo po prostu usmażyć ziemniaki z grzybami, coś prostego i domowego. Zbliżając się do domku, Anna poczuła lekki dreszcz podniecenia. Siergiej jakimś cudem się tam zadomowił.
Czy nudził się sam w pustym domu? Czy zmienił zdanie na temat wspólnego mieszkania? Zaparkowała samochód przy bramie, wzięła torby i ruszyła na werandę. Już w korytarzu poczuła dziwny zapach – ostry, słodkawy, jakiś tandetny, jak tanie perfumy, takie, jakie sprzedają w podziemnych przejściach.
W powietrzu unosił się zapach smażonego jedzenia, cebuli, czegoś ciężkiego i tłustego. Anna zmarszczyła brwi, ale uznała, że Siergiej prawdopodobnie gotuje obiad, a zapach perfum mógł pochodzić skądkolwiek. Zdjęła kurtkę, powiesiła ją na wieszaku i zamarła. Na wieszaku obok wisiała nieznajoma damska kurtka – kolorowa, z dużymi guzikami i jaskrawym wykończeniem.
Zdecydowanie nie jej. Anna nigdy nie nosiła takich ubrań, preferując stonowane kolory i klasyczne fasony. Ukłucie niepokoju przeszyło jej serce. Czy w domu był ktoś obcy?
Goście? Ale Siergiej ich nie ostrzegł. Kogo mógł tu przyprowadzić, do jej domu, bez pytania o pozwolenie? Anna weszła do salonu, wciąż ściskając ciężkie torby.
To, co zobaczyła, na kilka sekund odebrało jej mowę. W jej ulubionym fotelu, tym przy oknie, gdzie tak radośnie zasypiała wieczorami z książką, siedziała starsza kobieta. Była pulchna, o wyrazistych rysach twarzy i siwych włosach spiętych w staromodny kok. Miała na sobie frotté szlafrok. Frotté szlafrok Anny, beżowy z haftem, dokładnie ten sam, który przywiozła z Turcji trzy lata temu.
Droga, miękka, ukochana. Kobieta trzymała w dłoniach kanapkę, żując ją miarowo i głośno, z oczami wlepionymi w telewizor. Na ekranie leciał serial, głośność była podkręcona, a głosy aktorów grzmiały tak głośno, że aż ogłuszały. Na stoliku kawowym przed krzesłem stał talerz z niedojedzonymi kanapkami, kubek herbaty i rozsypane okruszki.
Anna stała na środku salonu, ściskając torby tak mocno, że aż zbielały jej kostki palców. Kobieta nawet się nie odwróciła ani nie przywitała, wciąż żując i wpatrując się w ekran, jakby Anny tam nie było. Jakby to ona, pani domu, wtargnęła w czyjąś przestrzeń, a nie odwrotnie. Siergiej wyszedł z kuchni z filiżanką herbaty w dłoniach.
Zobaczył Annę i nawet nie był zaskoczony. Nie uniósł nawet brwi, tylko mruknął, patrząc gdzieś w bok. „A, jest tutaj. Mama przyjechała z wizytą”.
„Przez tydzień. To wszystko”. Żadnych wyjaśnień, żadnych przeprosin, ani słowa o ostrzeżeniu czy pytaniu o pozwolenie. Proste stwierdzenie faktu, jakby rozmawiali o pogodzie albo korkach.
Anna otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale słowa utknęły jej w gardle. „Mamo? Tydzień? U niej w domu?”
„Na krześle? W szlafroku?” Siergiej minął ją i podał kobiecie kubek. Wzięła go, nie odrywając wzroku od ekranu, i wymamrotała coś niezrozumiałego.
Siergiej wrócił do kuchni, jakby nic się nie stało. Anna położyła torby na podłodze. Ręce jej się trzęsły. Fala w jej wnętrzu powoli narastała.
Żadnego gniewu, żadnego oburzenia, a jedynie zimne, obojętne zdumienie. Jak to możliwe? Jak można wprowadzić obcego do czyjegoś domu bez ostrzeżenia? Jak można pozwolić mu chodzić w czyimś szlafroku, zajmować czyjeś krzesło, jeść czyjeś jedzenie?
Wzięła głęboki oddech, zmusiła się do uspokojenia. Dobra. Dobra. Może to jakiś nagły wypadek.
Może matka Siergieja miała kłopoty i nie miała dokąd pójść. Może po prostu był zdezorientowany i nie pomyślał, żeby zadzwonić. Musieli porozmawiać spokojnie, dowiedzieć się, co się dzieje. Anna wyszła na korytarz i skierowała się do swojej sypialni.
Chciała się przebrać, zdjąć tę ciasną bluzkę i spódnicę, włożyć coś swobodnego, a potem wziąć prysznic, zmyć z siebie zmęczenie po trzech dniach, odświeżyć się i dopiero wtedy porozmawiać spokojnie i jak dorosła. Ale zanim zdążyła dotknąć klamki drzwi sypialni, Siergiej wypadł z kuchni i zablokował jej drogę. Stanął tuż przed drzwiami z wyciągniętymi rękami, jakby bronił wejścia do strefy zastrzeżonej. „Nie wchodź tam!”
„Co?” Wpatrywała się w niego przez kilka sekund, nie wierząc własnym uszom. Pokój mamy? Jej sypialnia?
Główna sypialnia w jej własnym domu? Co? To było wszystko, co mogła z siebie wydusić. „Mama tam śpi” – powtórzył Siergiej, nieco spokojniejszym tonem, ale w jego głosie wciąż słychać było irytację, jakby to Anna się wściekała.
Umieściłem ją w dużym pokoju, jest tam wygodne łóżko i szafa. Potrzebuje przestrzeni; jest starsza, a sofa nie jest dla niej wygodna. Możesz przenocować w pokoju gościnnym; tam sofa jest przyzwoita. Anna poczuła, jak coś w niej pęka, powoli, bezgłośnie, jak nić naciągnięta zbyt mocno.
Nie z hukiem, nie z rykiem, ale cicho. Coś w jej wnętrzu nagle zaskoczyło i ułożyło się w całość. Spojrzała na Siergieja. Na jego twarz, na której nie malował się żaden ślad zażenowania czy winy, jedynie irytacja i dziwna pewność co do własnej słuszności.
Naprawdę wierzył, że ma prawo rozporządzać jej domem, jej rzeczami, jej życiem. Przyprowadził tu matkę, dał jej najlepszy pokój, nawet nie myśląc, żeby o to prosić, a teraz stał tam, blokując wejście do sypialni pani domu i krzycząc na nią jak na niegrzeczne dziecko. „Pokój gościnny?” powtórzyła Anna powoli, jakby smakowała słowa. „W moim własnym domu?”
Yo Make również polubił
Ocet dla świeżego prania bez zapachu
Niesamowite doświadczenie sportowca: 17 minut między życiem a śmiercią
Po odkryciu tego genialnego pomysłu na dom nigdy więcej nie wyrzucisz plastikowych butelek
Zaczęłam konserwować pomidory, żeby nie musieć ich wyrzucać. Teraz nie mogę bez nich żyć i przechowuję je nawet przez całą zimę!