Dzwonicie bez przerwy, naciskacie. I tak jest nam ciężko. Myślimy o dzieciach, pracy, kredycie. Kręci mi się w głowie.
Tak, Olgo, w tym tkwi problem. Postrzegasz moją miłość jako ciężar. Moje powołania jako obowiązek. Moje istnienie jako coś.
Potrzebuję od tego przerwy. Nie jestem już częścią tego programu. Ale nie możecie nas po prostu skreślić, prawda?
Wszystko nam się wali. Nie udało się kupić domu w Odessie. Nasze karty kredytowe są zablokowane. Rodzice Dmitrija domagają się wyjaśnień.
Dlaczego wciągnąłeś ich w nasze rodzinne sprawy? Powiedziałem im, że nie ma w tym żadnych pieniędzy. Nic nie wniosłem i nie zamierzam.
Jeśli ich okłamaliście, rozwiążcie to sami. Mamo, proszę, chodzi tylko o pieniądze. Ty nas tylko karzesz. To nie kara, to konsekwencje.
Całe życie przeżyłeś, nie myśląc, że każde twoje „zawołanie”, „znak”, „pożyczenie” nie jest gestem dobrej woli. To ciągłe wynajmowanie mnie.
Dla twojej wygody. Umowa najmu wygasła. Dima mówi, że zawsze byłeś manipulatorem. Celowo grasz na poczuciu winy.
Żeby nas kontrolować. Zaśmiałem się. Nie ze złością, raczej ze smutkiem. Prawda?
Mówi to człowiek, który latami namawiał mnie do podpisania gwarancji, żebym mógł kupić domek nad morzem. Powiedział mi, że nie mam wystarczająco dużo pieniędzy, żeby kupić bilety do mamy.
Masz ciekawą arytmetykę, Oleńko. Zamilkła. A potem: „To tylko rozmowa”. Czemu wszystko skreślasz z jego powodu?
Nie skreślam. Po prostu nie będę już przestrzegać twoich zasad. Chcesz, żebym została twoją matką?
Dobra, ale zacznij od prawdy. Przyznaj, że mówiłeś szczerze. I nie żartem, przyznaj, że mnie wykorzystałeś. I przestań czekać.
Że wrócę. W roli, którą dla mnie stworzyłeś. A co, jeśli powiem, że mi przykro? Że przeproszę za to, co usłyszałeś?
To nie są przeprosiny, to transakcja. Daję ci słowo, a ty dasz mi podpis. To nie zadziała przy kredycie hipotecznym. Nie jestem już twoim bankomatem.
Ani moralnie, ani prawnie. Wtedy to koniec. Ważniejsze jest dla ciebie udowodnienie, że masz rację, niż po prostu pozostaniesz moją matką.
Olgo, zawsze byłam twoją matką. I nadal nią jestem. Ale teraz jestem matką. Tą, która zna swoją wartość.
Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała porozmawiać. Nie o domu, nie o pożyczkach. Ale o nas, po prostu jako córka. Z mamą wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Ale nie zaczynaj rozmowy. Od słowa „podpisz”. Nacisnąłem „zakończ połączenie”. Bez drżenia palców.
Żadnego bólu w piersi, żadnych wątpliwości. Tylko jedno uczucie. Że w końcu powiedziałem prawdę. I nie bałem się za to kary.
Znów mnie zdradzą. Wiosna przyszła niepostrzeżenie do Nagornego. Podczas gdy ja porządkowałem testament. Sądy i banki.
Klon rosnący pod oknem, ten sam, który posadził Igor, wypuścił pąki. Liście, wciąż miękkie jak skóra noworodka, sięgały ku słońcu.
Spojrzałem na nie. I nagle zdałem sobie sprawę. Że zeszłego lata nie wypieliłem ani jednego klombu.
Byłem zbyt zajęty. Próbowałem ratować związek, który istniał tylko w mojej głowie. W tym roku postanowiłem.
Znów posadzę pomidory. Może nawet truskawki. Swietłana Iwanowna robi to od trzech lat. Chwali jakąś swoją polską odmianę powtarzającą.
Namawia mnie, żebym spróbowała. Mówi, że to się zakorzeni. I to na wiele lat. Myślę, że naprawdę nadszedł czas…
W wieku siedemdziesięciu lat nie jest jeszcze za późno, by wyhodować coś, co przyniesie radość. Nie tylko tobie, ale i wszystkim wokół.
Jeśli właściwi ludzie wciąż będą tu obecni. Sześć tygodni po tej podróży. Urządziłem sobie przyjęcie urodzinowe. Bez restauracji i wynajętych altan.
Jak Olga sugerowała co roku. „Mamo, nakręć to chociaż w pensjonacie”. Z animatorami, dawaj. We własnym ogrodzie.
Zgadza się, w swoim własnym. Bo on był jedynym, który przez lata nigdy mnie o nic nie prosił. Na stole leżały haftowane obrusy.
Stary serwis do herbaty. Ten jedyny, na specjalną okazję. Ten, który zbierałam przez czterdzieści lat. Przyszły moje dziewczyny z klubu książki.
Z biblioteki, gdzie kiedyś przesiadywałam. Przeglądałam katalogi kartkowe. Podeszła do mnie Tatiana Aleksiejewna, była dyrektorka szkoły. Kiedyś byłyśmy razem.
Wypełnialiśmy raporty rządowe do trzeciej nad ranem. Nawet Swietłana Iwanowna ubrała się elegancko. W swoim najlepszym stroju. Miała na sobie kwiecistą suknię.
Z słoiczkiem swojego firmowego likieru wiśniowego. Pojawiła się, jakby szła na paradę. Od progu powiedziała: „Dziś świętujemy ciebie”. Anya, czarownica, ale zasłużona.
A chwilę później pojawiła się Zoja, przyjaciółka Olgi. Z uniwersytetu. Jesteśmy razem od samego początku.
Rozmawiali szczerze. Kiedy układali kanapki z ogórkiem na talerzach, wyznała: „Olga powiedziała, że jeśli przyjdę”.
To byłaby zdrada. Wzruszyłem ramionami: „A ty i tak przyszedłeś”. „Tak, chyba lojalność się tam kończy”. Tam, gdzie proszą cię o milczenie.
Kiedy inni są upokorzeni, upiekłam inne ciasto. Nie to, które nosiłam w deszczu. To z skórką pomarańczową.
Z imbirem i kardamonem – nowe. Bo ja też jestem teraz inna. A życie nie jest stare. Ale zaczynam od czystej karty.
Gdy słońce stało się łagodne. Jak kompot brzoskwiniowy. Ludmiła Nikołajewna uniosła kieliszek. „Za Anię, za kobietę”.
Która mając siedemdziesiąt lat, odnalazła w sobie odwagę. Której brakuje tym, którzy nie mają nawet czterdziestu lat.
I Swietłana Iwanowna to zauważyła. I żebyśmy sami decydowali. Z kim powinniśmy być. I ile warta jest nasza miłość.
Rozejrzałem się. Twarze znajome z młodości. I te, które pojawiły się niedawno. Ale okazały się prawdziwe.
Rodzina, która nie jest dana z krwi, ale wybierana sercem. Olga, oczywiście, pisała. Nie codziennie, ale wytrwale.
I wciąż martwiła się tym samym problemem. „Mamo, bank wymaga potwierdzenia”. Dima musi oddać samochód do naprawy. Naprawdę zrobiłaś to przez jedno głupie zdanie.
Chcesz nas tak okrutnie ukarać? Nie odpowiedziałem, bo są lekcje. Te, których nie da się wytłumaczyć. Trzeba je poczuć.
A jej studia wciąż trwały. Zamiast tego zacząłem żyć. Tak, jak zawsze chciałem. Wróciłem do zarządu biblioteki.
Gdzie miejsce było dawno opuszczone. Z tabliczką z napisem „Anna Bondarenko”. Zapisałem się do ośrodka kultury. Po akwarele.
Igor zawsze mówił, że mam lekką rękę. Niech tak będzie. Zgłosiłem się też na ochotnika.
Do ośrodka kryzysowego dla kobiet pod Czernihowem, raz w tygodniu. Udzielam konsultacji, piszę CV i przygotowuję do rozmów kwalifikacyjnych.
Ale najczęściej po prostu słucham. Są tam różne dziewczyny. Ale wiele jest jak Olga. Albo jak ja, tylko bez wsparcia.
„Nie jesteś taka jak inne babcie” – powiedziała kiedyś jedna. „Po prostu rozumiesz. Jak to jest, kiedy ktoś wydaje się cię kochać”.
Ale to wciąż boli. „Mam takie doświadczenie” – odpowiedziałem. Ich historie są jak lustra.
Różne formy, ale ta sama treść. Kiedy dyrektor się dowiedział. Że przepisałem testament. I część zapisałem schronisku.
Zabrała mnie na lunch. To ogromna suma, Anno Siergiejewno. Czy mogę zapytać, dlaczego? Nie odpowiedziałem od razu…


Yo Make również polubił
Życzymy smacznego!
„Niepozorne piękno ogrodu – które rośliny warto usunąć, by uniknąć owadów w domu
Test Poznaj Siebie: Sposób, w jaki trzymasz telefon, ujawnia ukryte cechy Twojej osobowości
Faworki na piwie