Nie mogła w to uwierzyć.
Vada wyjęła telefon i zaczęła szukać w Internecie lokalnych sklepów z artykułami szpiegowskimi i elektroniką.
Potrzebowała dowodu.
Musiała zobaczyć wszystko na własne oczy.
Minęły trzy dni.
Trzy dni, podczas których Vada żyła w dwóch rzeczywistościach.
Na zewnątrz wszystko było jak zwykle: praca, dom, obiad, rozmowy z mężem i córką. Odwożenie dzieci do szkoły, korki na autostradzie I-225, zakupy w lokalnym supermarkecie.
Ale w środku zakorzeniły się strach, gniew i nieufność. Pożerały ją od środka.
W poniedziałkowy poranek, po wizycie w Zinnia, Vada w drodze powrotnej zatrzymała się w dużym sklepie z elektroniką – miejscu pełnym płaskich telewizorów i rzędów gadżetów.
Sprzedawca, młody mężczyzna z uprzejmym, wymuszonym uśmiechem i plakietką z napisem KYLE, pokazał jej kilka modeli ukrytych kamer.
Wybrała najbardziej dyskretny aparat – miniaturową kamerę zakamuflowaną jako ładowarka do telefonu. Można ją było podłączyć do gniazdka w salonie i nikt niczego nie podejrzewał.
„Czy nagranie jest zapisywane na karcie pamięci czy w chmurze?” – zapytała Vada.
„Obie opcje” – wyjaśnił sprzedawca. „Możesz oglądać wideo w czasie rzeczywistym za pomocą aplikacji w telefonie lub pobrać plik później. Doskonała jakość. Nagrania audio również czyste”.
Vada zapłaciła i poszła do domu.
Sterling był w pracy.
Zainstalowała kamerę w salonie, podłączając ją do gniazdka w ścianie i ustawiając obiektyw tak, aby drzwi wejściowe, korytarz i część kanapy znalazły się w kadrze.
Przetestowała to za pomocą aplikacji.
Wszystko zadziałało.
Obraz był ostry. Dźwięk nagrywany bez zakłóceń.
Teraz pozostało tylko czekać.
Tego samego wieczoru Vada rozmawiała z Azorą.
Dziewczynka siedziała przy stole w jadalni i odrabiała zadanie domowe z matematyki. Vada usiadła obok niej i objęła ją ramieniem.
„Azora, kochanie, muszę cię o coś zapytać” – zaczęła.
„Co, mamo?” Dziewczynka podniosła wzrok znad notatnika.
„Pamiętasz panią, która dała ci witaminy? Jak ona się nazywa?”
Azora zmarszczył brwi i zamyślił się.
„Nie pamiętam. Nie powiedziała. Tata powiedział, że to jego koleżanka. Że razem pracują nad projektem. Przychodzi często, dwa, trzy razy w tygodniu, zazwyczaj po obiedzie, kiedy wracam ze szkoły. Tata otwiera jej drzwi. Mówią „cześć”. Potem pani daje mi witaminę i mówi, że muszę trochę pospać, żeby im nie przeszkadzać, kiedy pracują.”
„Biorę tabletkę, kładę się na kanapie i zasypiam. A kiedy się budzę, jej już nie ma”.
„A co robi tata, kiedy śpisz?” zapytała cicho Vada.
„Nie wiem, mamo. Śpię” – odpowiedziała po prostu dziewczynka. „Chyba pracuje z tą panią. Siedzą przy komputerze i coś omawiają. Tata powiedział, że to ważny projekt”.
Vada skinęła głową, próbując zachować spokój.
„Dobrze, kochanie. Tylko nie bierz już tych witamin, dobrze? Kupiłam ci lepsze. Są w lodówce. Wyglądają jak żelki.”
„Dobrze, mamo. Lubię żelki” – odpowiedziała posłusznie Azora i wróciła do odrabiania lekcji.
Vada wyszła z pokoju i oparła się o ścianę korytarza.
Dwa lub trzy razy w tygodniu.
Więc to się zdarzało regularnie. To nie było jednorazowe nieporozumienie.
Kim była ta kobieta?
Kolega z pracy.
Oh.
Myśl ta była tak oczywista, że Vada zdziwiła się, że nie wpadła na nią wcześniej.
Kochanka.
Sterling miał kochankę, która przychodziła do ich domu pod nieobecność Vady. Żeby córka im nie przeszkadzała, podali jej narkotyki.
Uświadomiwszy sobie to szaleństwo, Vada miała ochotę krzyczeć, coś rozbić, wpaść do salonu i natychmiast zażądać wyjaśnień od Sterlinga.
Ale nie mogła.
Potrzebowała dowodów.
Musiała wszystko nagrać, żeby później nie mógł się z tego wykręcić, nie mógł kłamać, nie mógł zniszczyć dowodu.
Następnego dnia, we wtorek, Vada zadzwoniła do swojej mamy, babci Uli.
Ula miała sześćdziesiąt trzy lata i mieszkała sama w małym, parterowym domu na obrzeżach miasta, w spokojnej okolicy ze starymi dębami i gankami, na których na wietrze powiewały amerykańskie flagi.
Pięć lat wcześniej, po śmierci ojca Vady na zawał serca, Ula przeszła na emeryturę — zajmowała się ogrodem, robiła na drutach i czytała powieści w miękkiej oprawie z lokalnej biblioteki w Denver.
„Mamo, potrzebuję twojej pomocy”, powiedziała Vada, gdy mama odebrała.
„Co się stało, kochanie?” – w głosie Uli słychać było zaniepokojenie.
„Wyjaśnię później. Czy możesz odbierać Azorę ze szkoły w tym tygodniu codziennie? Niech zostanie u ciebie do wieczora. Odbiorę ją po pracy.”
„Oczywiście, że mogę, ale co się dzieje?”
„Powiem ci później, mamo. Nie mogę teraz rozmawiać. Bardzo dziękuję.”
„Vada, przerażasz mnie.”
„Wszystko w porządku. Będzie dobrze. Obiecuję.”
Vada rozłączyła się i westchnęła.
Teraz Azora będzie bezpieczna.
Teraz kobieta nie mogła już podawać dziecku żadnych tabletek, a kamera nagrywała wszystko, co działo się w mieszkaniu pod nieobecność dziecka.
W środę babcia Ula odebrała wnuczkę ze szkoły. Azora była szczęśliwa. Babcia zawsze piekła ciasta i opowiadała ciekawe historie ze swojej młodości w małym miasteczku na Południu w Alabamie, gdzie dorastała.
Vada powiedziała Sterlingowi, że jej matka odbierze teraz Azorę, dodając, że dziewczynka ma problemy z ocenami i że babcia pomoże jej w odrabianiu lekcji.
Sterling nie protestował. Wydawał się nawet zadowolony.
„Świetnie” – powiedział. „Twoja mama jest mądra. Pomoże Azorze nadrobić zaległości”.
Vada spojrzała na niego i nie zrozumiała.
Czy on kłamał?
A może naprawdę nie wiedział o tych tabletkach? Może myślał, że ta kobieta po prostu przyszła z wizytą i szczerze wierzył, że tabletki to nieszkodliwe witaminy.
Ale dlaczego w takim razie spotykali się w ciągu dnia, kiedy Vady nie było w domu? Dlaczego nigdy nie powiedział żonie o tym koledze?
W czwartek, siedząc przy biurku w otwartym biurze w centrum miasta, Vada otworzyła aplikację aparatu w telefonie, leżąc pod stosem raportów.
Była 13:30
Na ekranie widać było pusty i cichy salon.
Przełączyła się na archiwum i przewinęła nagranie do poranka.
Sterling wyszedł do pracy o 7:30 jak zwykle. Potem mieszkanie było puste.
O 11:30 drzwi się otworzyły i Sterling wrócił.
Nie był sam.
Vada powiększyła obraz.
Obok męża siedziała młoda kobieta, może dwudziestopięcioletnia, wysoka i szczupła, ubrana w obcisłe dżinsy i krótką skórzaną kurtkę. Długie, ciemne włosy opadały jej luźno na ramiona. Miała mocny, wyrazisty makijaż.
Ona się śmiała.
Objęła Sterlinga w talii. Pochylił się i pocałował ją długo i namiętnie.
Vada poczuła, jak wszystko w niej się zaciska. Zaparło jej dech w piersiach.
Wiedziała, że to zobaczy. Przygotowała się.
Ale nadal bolało.
Bolało zarówno psychicznie, jak i fizycznie, jakby ktoś wbił jej nóż pod żebra i powoli przekręcał ostrze.
Przeszli do salonu i usiedli na kanapie.
Sterling wyjął z kredensu butelkę czerwonego wina i dwa kieliszki.
Pili, rozmawiali, śmiali się.
Vada włączyła dźwięk.
„Azora poszła z babcią” – mówił Sterling. „Więc mamy całą przerwę obiadową”.
„Dobrze” – odpowiedziała kobieta. „Tęskniłam za tobą, Sterling. Nie widzieliśmy się cały tydzień”.
„Ja też. Mam już dość tej sytuacji. Chcę być z tobą zawsze, ale muszę się ukrywać.”
„Wkrótce wszystko się zmieni” – powiedziała i pocałowała go w szyję. „Obiecałeś, że się rozwiedziesz”.
„Obiecałem i dotrzymam” – odpowiedział. „Potrzebuję tylko czasu. Współczuję Azorze. Jest jeszcze mała”.
„Dla dzieci jest lepiej, gdy rodzice są szczęśliwi osobno, niż gdy są nieszczęśliwi razem” – oświadczyła kobieta tonem wykładowcy.
Vada wyłączyła wideo.
Nie miała już siły na to patrzeć.
Zablokowała telefon i siedziała wpatrzona w beżową ścianę swojego boksu. Wokół niej klikały klawiatury. Koledzy omawiali raporty kwartalne. Ktoś śmiał się przy dystrybutorze wody. Za oknem amerykańska flaga powiewała leniwie na wietrze przed budynkiem biurowym.
Życie toczyło się dalej.
I dla niej wszystko się skończyło.
NIE.
To się nie skończyło.
Musiała być silna dla swojej córki.
Vada otworzyła przeglądarkę i zaczęła szukać informacji na temat rozwodu, podziału majątku i alimentów na dzieci zgodnie z prawem obowiązującym w Kolorado.
Czytała artykuły, studiowała informacje na temat prawników zajmujących się prawem rodzinnym w mieście, czytała recenzje.
Następnie zadzwoniła do kancelarii prawnej, która miała wysokie oceny w Internecie i umówiła się na spotkanie z prawnikiem na piątek.
W piątek po południu po pracy spotkała się z prawniczką Maxine Thorne, kobietą po pięćdziesiątce z krótką, ostro ostrzyżoną fryzurą i spokojnym, inteligentnym spojrzeniem odnoszącej sukcesy prawniczki.
„Opowiedz mi o swojej sytuacji” – zaproponowała Maxine, sadzając Vadę w fotelu naprzeciwko siebie w biurze w centrum Denver, gdzie półki z książkami prawniczymi były pełne książek.
Vada opowiedziała jej wszystko.
O tabletkach.
O aparacie.
O nagraniu, na którym jej mąż i kochanka rozmawiają o rozwodzie.
Maxine słuchała uważnie, robiąc notatki czarnym długopisem w żółtym notesie.
Kiedy Vada skończyła, prawniczka zamyśliła się, stukając długopisem o biurko.
„Rozwiążemy to” – powiedziała. „Po pierwsze, musimy udokumentować fakt podania leków psychotropowych nieletniemu. To przestępstwo. Po drugie, musimy zebrać dowody zdrady małżeńskiej na potrzeby postępowania rozwodowego. Po trzecie, musimy przygotować dokumenty do podziału majątku”.
„Co mam zrobić?” zapytała Vada.
„Kontynuuj nagrywanie wszystkiego kamerą. Zapisuj nagrania w wielu miejscach – na pendrive, w chmurze. Zbierz wszystkie paragony, wyciągi bankowe, dokumenty dotyczące mieszkania, samochodu – wszystko, co posiadasz. Złóż zawiadomienie na policji o przestępstwie popełnionym wobec Twojego małoletniego dziecka. Policja przetestuje pigułki. Przesłucha dziecko. Jeśli wszystko się potwierdzi, wszczęte zostanie postępowanie karne”.
„A mój mąż?” Vada przełknęła ślinę. „Czy on też pójdzie do więzienia?”
„To zależy od tego, czy wiedział o tabletkach, czy nie” – odpowiedziała spokojnie Maxine. „Jeśli udowodnią, że wiedział i pozwolił na ich podanie dziecku, tak, będzie ponosił odpowiedzialność. Jeśli nie, uniknie kary. Ale w każdym razie, w sprawie rozwodowej możesz wykorzystać fakt niewierności i roztrwonienia majątku małżeńskiego na swoją korzyść”.
„Chcę, żeby za wszystko zapłacił” – powiedziała cicho Vada.
Maxine skinęła głową.
„W takim razie działaj zgodnie z planem. Zbierz dowody. Kiedy będziesz gotowy, zgłoś się na policję. Pomogę ci we wszystkich kwestiach prawnych”.
Vada opuściła kancelarię prawniczą z jasnym celem.
Teraz wiedziała, co robić.
Teraz miała plan.
W sobotni poranek Vada udała się do oddziału banku, w którym miała konta i poprosiła o wydruki wszystkich wyciągów z kont i kart za ostatnie sześć miesięcy.
Siedząc w domu przy kuchennym stole, uważnie studiowała każdą linijkę i znalazła to, czego szukała.
Regularne przelewy na konto niejakiej Porshy Vance.
Pięćset. Siedemset. Tysiąc dolarów. Co tydzień.
Paragony z restauracji w centrum Denver, gdzie Vada i Sterling nigdy nie byli razem. Zakupy w sklepach jubilerskich – bransoletka za trzy tysiące dolarów, kolczyki za półtora tysiąca. Weekendowy wypad do hotelu w sąsiednim górskim miasteczku w dniach, w których Sterling twierdził, że był na szkoleniu firmowym.
Vada wszystko wydrukowała i trzymała w osobnym folderze: wyciągi, paragony, zrzuty ekranu przelewów.
Dowodów było więcej niż wystarczająco.
W niedzielę ponownie sprawdziła nagrania z kamer.
W ciągu tygodnia Porsha odwiedziła nas trzy razy.
Za każdym razem było tak samo.
Wino, dostawa pizzy, rozmowy, pocałunki.
Na jednym z nagrań Vada usłyszała, jak Sterling nazywa tę kobietę „moją dziewczyną”, obiecując jej wycieczkę na plażę w Kalifornii i mówiąc, że jego żona go nie rozumie i nie kocha.
Kłamstwa.
Wszystko kłamstwa.
Vada go kochała.
Ufała mu.
Ale najstraszniejszą rzecz odkryto w nagraniu z dnia poprzedzającego wyjazd Azory do Babci.
Vada kliknęła plik i zamarła.
Na ekranie widać, jak Sterling otwiera drzwi i pozwala Porshy wejść.
Kilka minut później Azora wróciła ze szkoły, wciąż mając na sobie plecak i trampki.
Dziewczynka przywitała się ze swoim ojcem i nieznajomą kobietą.
„Azoro, chodź tu” – powiedziała Porsha, klękając przed dzieckiem z szerokim uśmiechem. „Przyniosłam ci witaminę. Będziesz zdrowa i mądra”.
Wyciągnęła z torebki małą buteleczkę i wysypała tabletkę na dłoń.
Azora posłusznie wzięła napój i popiła go wodą z plastikowego kubka.
„Grzeczna dziewczynka” – pochwaliła ją Porsha. „A teraz połóż się na kanapie i odpocznij trochę”.
Azora poszła do swojego pokoju.
Dziesięć minut później wróciła senna, położyła się na kanapie w salonie i zamknęła oczy.
Zasnęła niemal natychmiast.
Sterling i Porsha spojrzeli na śpiące dziecko.
Potem spojrzeli na siebie i zaczęli się całować.
Vada wyłączyła nagrywanie.
Powiedziała już Azorze, żeby nie brała tabletek od tej kobiety, ale dziewczyna najwyraźniej zapomniała o tym pierwszym dniu po ich rozmowie.
Przynajmniej Vada widziała teraz wszystko na własne oczy.
Widziała, jak ta kobieta celowo podawała jej córce narkotyki.
Widziała, jak Sterling stał z boku i nic nie robił.
Może naprawdę nie wiedział, że to środek uspokajający. Może Porsha go okłamała, mówiąc, że to nieszkodliwe witaminy.
Albo może wiedział i się zgodził, po prostu po to, żeby córka mu nie przeszkadzała, gdy on bawił się z kochanką.
W poniedziałkowy poranek Vada udała się na lokalny komisariat.
Wzięła buteleczkę tabletek, pendrive z nagraniami z kamery i wszystkie dokumenty, które zebrała.
Dyżurny skierował ją do detektywa, mężczyzny w średnim wieku z siwiejącymi włosami i surowym wyglądem doświadczonego śledczego. Na jego odznace widniał napis DET. R. MURPHY.
„Słucham” – powiedział, wskazując na krzesło przed biurkiem.
Vada opowiedziała mu wszystko.
O tabletkach.
O kochance swojego męża.
O tym, jak odurzali Azorę w swoim salonie na przedmieściach Denver.
Detektyw dokładnie przestudiował dokumenty i obejrzał fragmenty nagrania.
„W porządku” – powiedział w końcu. „Przyjmiemy raport. Przeprowadzimy badanie laboratoryjne substancji. Przesłuchamy pani córkę i wszystkich zaangażowanych. Jeśli fakty się potwierdzą, wszczęliśmy postępowanie karne w sprawie o wyrządzenie krzywdy nieletniemu”.
„Ile to potrwa?” zapytała Vada.
„Tydzień lub dwa na badania laboratoryjne i wywiady” – odpowiedział Murphy – „a potem decyzja o wniesieniu oskarżenia”.
„Czy to możliwe…” Vada zawahała się, szukając słów. „Czy da się przeprowadzić jakąś operację, żeby złapać ich na gorącym uczynku, kiedy będzie próbowała podać tabletkę mojej córce?”
Detektyw zastanowił się przez chwilę.
„To możliwe” – powiedział powoli – „ale najpierw musimy dokładnie wiedzieć, kiedy ta kobieta powróci”.
„Przychodzi dwa, trzy razy w tygodniu” – odpowiedziała Vada. „Środa jest prawie pewna”.
„Zorganizujemy grupę operacyjną” – postanowił. „Musisz przyprowadzić córkę do domu tego dnia po szkole i poprosić ją, żeby zrobiła to, co każe jej detektyw. Azora będzie musiała zachowywać się naturalnie”.
Vada skinęła głową.
Plan stawał się rzeczywistością.
Środa okazała się ciepła i słoneczna. Wiosenne niebo nad Denver lśniło czystym błękitem. Na drzewach wyrastały pąki; w powietrzu unosił się zapach wilgotnej ziemi i odwilży.
Ale Vada nic z tego nie zauważyła.
Siedziała w swoim biurze, patrząc na zegar na szarej ścianie.
13:30
Jeszcze jedna godzina i zacznie się to, na co przygotowywała się przez cały poprzedni tydzień.
Poprzedniego wieczoru zadzwonił detektyw Murphy i szczegółowo wyjaśnił plan.
Azora musiała wrócić do domu zaraz po szkole – tym razem nie do domu babci, ale konkretnie do domu.
Vada powiedziała Sterlingowi, że nie może odebrać dziecka i że jej matka też nie jest dostępna. Poprosiła go, żeby wpuścił Azorę.
Sterling najprawdopodobniej zadzwoniłby do Porshy.
Azora musiałaby wejść do mieszkania i w obecności świadków i ukrytej kamery poprosić tę kobietę o więcej „witamin”.
Gdyby Porsha dała jej tabletkę, w tym momencie do mieszkania wkroczyłaby grupa specjalna — złapana na gorącym uczynku, skonfiskowano by narkotyki, przesłuchano wszystkich uczestników, zebrano dowody zgodnie z przepisami.
„Czy da radę?” – zapytał Murphy. „Ma dopiero osiem lat. To może być stresujące”.
„Może” – odpowiedziała stanowczo Vada. „Wyjaśnię jej, że to ważne, że w ten sposób pomoże chronić inne dzieci przed złymi ludźmi”.
Wczoraj wieczorem, gdy Sterling poszedł do sklepu spożywczego, Vada siedziała obok Azory na kanapie i mówiła ostrożnie.
„Azora, pamiętasz panią, która dała ci witaminy?”
Dziewczyna skinęła głową i zmarszczyła brwi.
„Te witaminy okazały się nie witaminami” – powiedziała cicho Vada – „ale lekarstwami, których dzieciom nie wolno brać. Dlatego czułeś się źle. Rozumiesz?”
„Rozumiem, mamo. Już ich nie wezmę.”
„Dobrze” – kontynuowała Vada. „Ale musimy dopilnować, żeby ta pani nigdy więcej nie dała tych tabletek innym dzieciom. Jutro wrócisz do domu po szkole. A jeśli ta pani będzie, podejdziesz do niej i poprosisz o więcej witamin. Powiesz, że ci smakują, a potem przyjdą policjanci i zabiorą tę panią, a ona już nikomu nie zrobi krzywdy. Dasz radę?”
Azora spojrzała poważnie na swoją matkę.
„Mogę, mamo” – powiedziała. „Nie boję się. Wiem, że policja to dobrzy ludzie. Chronią nas”.
Vada przytuliła córkę, ściskając ją mocno. Jej serce pękało z bólu i dumy jednocześnie.
Jej mała córeczka była taka odważna.
Teraz, siedząc w biurze, Vada sprawdziła swój telefon.
Wiadomość od detektywa:
„Zespół na pozycji. Czekamy na sygnał.”
Kolejna wiadomość od Mamy Uli:
„Wszystko pójdzie dobrze, kochanie.”
Vada wybrała numer Sterlinga.
Odebrał po trzecim dzwonku.
„Hej, kochanie. Coś się stało?” zapytał.
„Sterling, przepraszam” – powiedziała Vada spokojnym głosem. „Moja mama ma pewne sprawy do załatwienia. Nie może dziś odebrać Azory. Jesteś w domu? Możesz wpuścić naszą córkę po szkole?”
„Tak, jestem w domu” – odpowiedział Sterling. „Dziś pracuję zdalnie. Oczywiście, że ją wpuszczę. Nie martw się”.
„Dzięki. Będę w domu wieczorem. Przygotuję kolację.”
„Dobrze. Do zobaczenia wieczorem.”
Vada się rozłączyła i wysłała SMS-a do detektywa:
„Wszystko zgodnie z planem. Mąż jest w domu.”
Teraz pozostało tylko czekać – najtrudniejsza część. Czekać i nie popadać w nerwy.
O 2:30 na jej telefonie zawibrowało powiadomienie z aplikacji aparatu.
Wykryto ruch.
Vada otworzyła transmisję na żywo.
Na ekranie widać, jak Sterling otwiera drzwi mieszkania.
Porsha weszła, tak jak na poprzednich nagraniach.
Wysokie, rzucające się w oczy, obcisłe ubrania.
Przytulili się. Pocałowali.
„Azora wkrótce tu będzie” – powiedział Sterling. „Babcia nie mogła jej odebrać”.
„Nie ma problemu” – odpowiedziała Porsha, zdejmując kurtkę. „Dam jej witaminy. Wyśpi się i będziemy razem”.
„Jesteś pewien, że te witaminy są nieszkodliwe?” – zapytał Sterling, zniżając głos. „Moja żona ostatnio dziwnie się zachowuje, pytając Azorę o jakieś pigułki”.
Porsha zaśmiała się lekko.
„Sterling, to normalne witaminy dla dzieci, wzmacniające układ odpornościowy” – powiedziała. „Kupiłam je też dla mojej siostrzenicy. Nie martw się”.
Sterling wzruszył ramionami.
„Cóż, po prostu Vada nabrała podejrzeń” – mruknął. „Może podejrzewa nas”.
„Wkrótce i tak nie będzie to miało znaczenia” – powiedziała Porsha. „Rozwiedziecie się. Zamieszkamy razem. Jeszcze trochę.”
Vada obserwowała tę bezwstydną kobietę.
Więc Sterling naprawdę nie wiedział o tym środku uspokajającym. Porsha go oszukała, mówiąc mu, że to witaminy.
Uwierzył jej — albo nie chciał sprawdzać, bo tak było wygodniej.
Drzwi mieszkania się otworzyły i weszła Azora.
Dziewczynka trzymała plecak w rękach i wyglądała na spokojną.
Vada wstrzymała oddech.
„Cześć, tato” – Azora powitała ojca, po czym zwróciła wzrok na Porshę. „Cześć, proszę pani”.
„Cześć, kochanie” – powiedziała Porsha, klękając przed dziewczynką z szerokim uśmiechem. „Jak było w szkole?”
„Dobrze. Zadali nam mnóstwo pracy domowej” – odpowiedziała Azora.
„To wspaniale” – zagruchała Porsha. „Idź się przebrać, a potem pójdziemy jeść”.
Azora poszła do swojego pokoju, odłożyła plecak, po czym wróciła do salonu, usiadła na kanapie i spojrzała na Porshę.
Vada zobaczyła, jak jej córka wzięła oddech i zacisnęła pięści.
Jej odważna dziewczyna.
Jej dzielna córeczka.
„Proszę pani” – powiedziała cicho Azora – „czy mogę dostać więcej witamin? Lubię je. Dobrze po nich śpię”.
Twarz Porshy rozjaśnił uśmiech.
„Oczywiście, kochanie. Przyniosłam trochę tutaj” – powiedziała.
Wyciągnęła z torebki znajomą buteleczkę, wysypała tabletkę na dłoń i podała ją Azorze.
Dziewczyna wzięła tabletkę, przysunęła ją do ust i w tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem.
Cztery osoby po cywilnemu wtargnęły do mieszkania.
Trzech mężczyzn i jedna kobieta.
„Policja!” krzyknął jeden z nich. „Ręce na widoku! Niech nikt się nie rusza!”
Porsha krzyknęła.
Zbladła. Sterling zamarł z otwartymi ustami.
Azora upuściła pigułkę na podłogę.
Detektyw Murphy, ten sam mężczyzna, z którym Vada rozmawiała w poniedziałek, szybko podszedł do Porshy i pokazał jej odznakę.
„Porsha Vance” – powiedział wyraźnie – „jesteś aresztowana pod zarzutem popełnienia przestępstwa wyrządzającego szkodę zdrowiu nieletniego. Masz prawo zachować milczenie. Masz prawo do adwokata”.
„Co?” – wykrztusiła Porsha. „Jaka zbrodnia? Nic nie zrobiłam!”
Próbowała się wyrwać, ale funkcjonariusze trzymali ją mocno za ramiona.
„Podałeś nieletniemu lek psychotropowy bez recepty” – kontynuował spokojnie Murphy. „Mamy świadków. Mamy nagrania wideo. Konfiskujemy te leki. Proszę z nami”.
Policjantka podeszła do Azory i uklękła obok niej.
„Nie bój się, kochanie” – powiedziała łagodnie. „Zrobiłaś wszystko dobrze. Teraz ta pani już nikogo nie skrzywdzi”.
Azora skinęła głową.
Vada obserwowała na ekranie, jak jej córka trzymała się w ryzach, starając się nie płakać.
Mocny.
Tak silne.
Sterling w końcu odzyskał głos.
„Czekaj” – wyjąkał. „Nie rozumiem, co się dzieje. Jakie leki psychotropowe? To witaminy!”
Detektyw zwrócił się do niego.
„Panie Sterling” – powiedział. „Będzie pan musiał również pójść z nami, żeby złożyć zeznania. Czy wiedział pan, że ta kobieta podawała pańskiej córce środki uspokajające?”
„Środki uspokajające?” powtórzył Sterling, blednąc.
Spojrzał na Porshę.
„Mówiłeś, że to witaminy. Ja…”
„Sterling, po prostu nie chciałam, żeby ktoś nam przeszkadzał” – wyrzuciła z siebie Porsha w panice. „Spała tylko chwilę. Nic poważnego…”
Próbowała się usprawiedliwić, ale funkcjonariusze już wyprowadzali ją z mieszkania.
Murphy podszedł do Azory, podniósł pigułkę z podłogi i włożył ją do woreczka na dowody. Następnie zwrócił się do dziewczyny.
„Azora, będziemy musieli zadać ci kilka pytań, ale nie teraz” – powiedział. „Jutro, kiedy mama z tobą pójdzie. Dobrze?”
„Okej” – odpowiedziała cicho dziewczyna.
„W międzyczasie” – dodał – „zadzwoń do mamy. Powiedz jej, że to już koniec”.
Azora wyjęła telefon i wybrała numer.
Vada odpowiedziała natychmiast.
„Mamo, policja ją zabrała, tak jak mówiłaś” – powiedziała Azora.
„Dobrze, kochanie” – odpowiedziała Vada łamiącym się głosem. „Jesteś taka dzielna. Już idę. Zaczekaj na mnie”.
Vada chwyciła torebkę i wybiegła z biura, nie żegnając się z kolegami.
Podróż kolejką miejską trwała trzydzieści minut, a potem trzeba było przejść się kawałek od stacji.
Pędziła ulicami, przeciskając się między ludźmi, nie zwracając uwagi na nic wokół. W głowie miała tylko jedną myśl: dotrzeć na miejsce, przytulić córkę, powiedzieć jej, że wszystko jest w porządku, że niebezpieczeństwo minęło.
Kiedy wpadła do mieszkania, Azora siedziała na kanapie i przytulała swojego pluszowego misia.
Policjanci wciąż zajmowali się dokumentacją, fotografowali miejsce zdarzenia i zabezpieczyli buteleczkę z tabletkami.
Vada podbiegła do córki, przytuliła ją i ścisnęła tak mocno, jak tylko mogła.
„To już koniec, moja dobra dziewczynko” – wyszeptała. „Już po wszystkim. Już nigdy nie weźmiesz tych tabletek”.
Azora ukryła twarz w ramieniu mamy i w końcu rozpłakała się – cichym, przerywanym szlochem.
Vada pogłaskała ją po głowie, pocałowała we włosy i szepnęła kojące słowa.
Detektyw podszedł do nich.
„Proszę pani, jutro o 10:00 proszę przyjść na komisariat z córką” – powiedział. „Będziemy musieli sformalizować rozmowę z udziałem psychologa dziecięcego i zebrać pełne zeznania”.
„Dobrze” – skinęła głową Vada. „A mój mąż? Jego też przesłuchasz?”
„Zabieramy go teraz na przesłuchanie” – odpowiedział Murphy. „Wstępnie twierdzi, że nie wiedział o charakterze leku. Mówi, że myślał, że to witaminy. Jeśli nie znajdziemy dowodu na to, że został poinformowany, uniknie odpowiedzialności karnej. Ale możecie wytoczyć mu powództwo cywilne”.
„Zrobię to” – powiedziała Vada stanowczo.
Funkcjonariusze skończyli swoją pracę i odeszli.
Vada została sama z córką w mieszkaniu.
Zabrali Sterlinga na stację.
Nie wróci w najbliższym czasie.
Vada przygotowała na kolację makaron z serem, ulubione danie Azory.
Jedli w milczeniu, od czasu do czasu zerkając na siebie.
Następnie Vada ułożyła córkę do snu i przeczytała jej historię o Kopciuszku – dziewczynce, która przeszła przez wiele prób, ale znalazła szczęście.
Azora zasnęła słysząc głos matki, spokojny i bezpieczny.
Vada opuściła pokój i usiadła w kuchni z filiżanką herbaty.
Myślała o tym, co będzie dalej.
Rozwód.
Podział majątku.
Sąd.
Prawnicy.
To będzie długie i trudne, ale da sobie radę.
Dla jej córki.
Dla siebie.
Sterling wrócił dopiero o jedenastej nocy.
Wszedł cicho do mieszkania, zdjął buty i poszedł do kuchni.
Vada siedziała przy stole, trzymając w dłoniach kubek z zimną herbatą.


Yo Make również polubił
Dylemat Miejsca w Autobusie – Co Mówi o Twojej Osobowości?
1 szklanka miesięcznie i nawet suchy pień pokryje się kwiatami: moja orchidea kwitnie cały rok!
Lekki prezent świąteczny z niewiarygodnym skutkiem
Zaprosił swoją biedną byłą żonę, by wprawić ją w zakłopotanie na swoim ślubie, ale przyjechała limuzyną z trojaczkami…