Tak, wiedziałam, co to znaczy być w ciągłym napięciu świątecznym. W swoim życiu zorganizowałam trzydzieści dwa obiady z okazji Święta Dziękczynienia, w tym pięć od śmierci mojego męża Edmunda. Podtrzymywałam nasze tradycje, nawet gdy pękało mi serce, dbając o to, by Warren zawsze miał miejsce, w którym czułabym się jak w domu.
„Oczywiście” – powiedziałem. „Rozumiem”.
Ale kiedy odeszli, pożegnawszy się zdawkowo, ogarnął mnie dziwny spokój. Nie rozumiałem. Nie do końca. I po raz pierwszy od lat nie próbowałem.
Zamiast spędzać wieczór na przygotowaniach do kolacji, która nie miała się odbyć, otworzyłem laptopa i zajrzałem do skrzynki odbiorczej. Tam, wciąż nieprzeczytane, znajdowało się zaproszenie, które otrzymałem w zeszłym tygodniu – na ekskluzywny wernisaż w Galerii Prisma w Nowym Jorku, z udziałem znanego fotografa Dominica Thorne’a, człowieka, którego prace szczegółowo analizowałem na moim skromnym blogu o sztuce i który, ku mojemu zaskoczeniu, zaczął ze mną korespondować, omawiając moje interpretacje jego kompozycji.
„Zapraszamy na specjalny pokaz z okazji Święta Dziękczynienia, po którym odbędzie się kameralna kolacja z artystą” – głosiło zaproszenie.
Automatycznie odrzuciłam zaproszenie, zakładając, że jak zwykle będę gościć rodzinę. Mój kursor najechał na przycisk odpowiedzi. Cichy, nieznany głos w moim wnętrzu wyszeptał: Czemu nie?
Dlaczego nie?
Co trzymało mnie jutro w Chicago? Ciche mieszkanie? Resztki indyka dla jednej osoby? Kolejny wieczór, podczas którego starałam się nie przeszkadzać, nie sprawiać kłopotów, nie być zbyt głośna?
Zanim zdążyłam się zastanowić, wpisałam akceptację i nacisnęłam „Wyślij”. Następnie, z tą samą nieznaną mi stanowczością, otworzyłam stronę internetową z ofertami podróży i zarezerwowałam w ostatniej chwili lot do Nowego Jorku, z wylotem jutro rano. Nie rozmawiałam o swoich planach z Warren ani z Imagigen. Nie dzwoniłam z reklamacją ani błaganiem. Po prostu spakowałam małą walizkę, wybierając ubrania, których nie nosiłam od lat – zbyt odważne, zbyt kolorowe, zbyt ekstrawaganckie, według subtelnej krytyki Imagigen.
Następnego ranka, gdy siadałam w samolocie, ogarnęła mnie dziwna lekkość. Po raz pierwszy od śmierci Edmunda robiłam coś zupełnie nieprzewidywalnego, coś tylko dla siebie. Nowy Jork powitał mnie swoją charakterystyczną energią, pełną hałasu, kolorów i możliwości. Butikowy hotel, w którym zaszalałam, wynajmując pokój, miał widok na Madison Square Park, a jego drzewa zdobiły wczesne świąteczne lampki, które migotały na tle zapadającego zmierzchu.
Przygotowując się do wieczoru, przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze. Mając sześćdziesiąt trzy lata, nie byłam ani młoda, ani stara. Moje ciemne włosy z siwymi pasemkami okalały twarz naznaczoną zarówno radością, jak i smutkiem. Nałożyłam szminkę w odcieniu jaśniejszym niż ten, którego używałam od lat, i zapięłam na szyi perły mojej babci.
Galeria Prisma mieściła się w odnowionej przestrzeni przemysłowej w Chelsea, a jej ogromne okna ukazywały lśniący świat sztuki. Zawahałem się przy wejściu, na chwilę ogarnęła mnie niepewność. Co ja tu robię? Starzejący się profesor historii sztuki z Chicago, wtapiający się w tę wyrafinowaną nowojorską scenę.
Zanim mogłem się cofnąć, przede mną pojawiła się wysoka postać.
„Profesor Sinclair.”
Jego głos podczas spotkania był głębszy niż w naszej korespondencji wideo, a jego brytyjski akcent bardziej wyraźny.
„Przyszedłeś.”
Dominic Thorne nie był taki, jakiego się spodziewałam. Był wyższy, miał bujne siwe włosy, a jego prezencja była bardziej władcza, niż sugerowałyby to zdjęcia. Ale to jego oczy mnie przykuły – inteligentne, spostrzegawcze i autentycznie zadowolone na mój widok.
„Niespodziewanie poczułem się wolny” – odpowiedziałem, próbując zachować nonszalancję.
Jego uśmiech wskazywał, że nie dał się oszukać.
„W takim razie to dla nas szczęśliwy zbieg okoliczności. Chodź, chciałbym, żebyś kogoś poznał.”
Wieczór przebiegał jak sen. Wystawa, seria fotografii ukazujących zapomniane arcydzieła architektury z całego świata, zapierała dech w piersiach. Jeszcze bardziej zaskakujące było to, jak Dominic przedstawił mnie kuratorom i krytykom jako „profesor Margot Sinclair, której analiza gry światła i cienia w średniowiecznych budowlach zmieniła moje podejście do kompozycji”.
Ich szacunek był natychmiastowy, a pytania przemyślane. Godzinami dyskutowałem o perspektywie i kompozycji, historii i interpretacji, a mój głos stawał się coraz mocniejszy z każdą wymianą zdań. Ani razu nikt nie zasugerował, że moje poglądy są przesadne lub niewygodne.
Podczas kolacji, siedząc obok Dominica przy długim stole w prywatnej jadalni galerii, poczułem ciepło, które nie miało nic wspólnego z doskonałym winem.
„Jesteś inna, niż sobie wyobrażałem” – powiedział, przyglądając mi się z szczerym uznaniem.
„Inny? Jak?”
„Twoje teksty są takie pewne siebie, takie asertywne. Ale w twoich e-mailach jest przeprosiny, jakbyś prosił o pozwolenie na zajęcie miejsca”. Przechylił głowę. „A jednak dziś wieczorem dzielnie walczyłeś z najbardziej nieznośnymi krytykami sztuki w Nowym Jorku”.
Zaśmiałem się, zaskakując sam siebie tym dźwiękiem.
„Może powinnam sobie przypomnieć, kim jestem”.
„A kto to jest?”
Pytanie było proste, ale głębokie. Kim byłam bez Edmunda? Bez mojej roli matki Warrena, bez starannego umniejszania siebie, które praktykowałam, by uniknąć niezadowolenia Imagigen?
„Wciąż nad tym pracuję” – przyznałem.
Jego dłoń na chwilę przykryła moją.
„To była najszczersza odpowiedź, jaką słyszałem tego wieczoru”.
Później, gdy zgromadzenie przeniosło się na improwizowaną wycieczkę po pracowni Dominica nad galerią, ktoś zrobił grupowe zdjęcie. Bez namysłu opublikowałem je na moich kontach w mediach społecznościowych, co robiłem rzadko, z podpisem: „Nowe perspektywy z Dominicem Thorne w Galerii Prisma”.
Dopiero znacznie później, wracając do pokoju hotelowego raczej uradowany niż wyczerpany, zauważyłem lawinę powiadomień na telefonie. Sześć nieodebranych połączeń od Warrena, trzy coraz bardziej natarczywe SMS-y od Imagigena i, co najbardziej zaskakujące, wiadomość od samej Vivian Halloway z pytaniem, kim jest ten dostojny mężczyzna obok mnie.
Ostatnia wiadomość od Warrena sprawiła, że ścisnęło mnie w żołądku.


Yo Make również polubił
Szkoda, że nie dowiedziałem się o tym wcześniej!
Korzyści i właściwości arbuza
Wigilijny Piernik
7 oznak, że Twój Anioł Stróż wysyła Ci wiadomości, których nie możesz zobaczyć