„No cóż, kolacja powinna być podana punktualnie o 14:00. Sandersowie wolą jeść wcześnie. Powiedziałbym, że dla bezpieczeństwa powinniście zacząć około 4:00 rano. Może 15:30, jeśli chcecie, żeby wszystko było idealne”.
„Czwarta rano” – powtórzyłem.
„Zacznij gotować o czwartej rano” – powiedziała tym razem bardziej stanowczo, podając mi listę gości. „I dopilnuj, żeby tym razem wszystko było idealne”.
Hudson podniósł wzrok, ale tylko po to, by dodać coś z naciskiem.
„Tak, i upewnij się, że tym razem wszystko będzie idealnie. Farsz był trochę suchy w zeszłym roku.”
Nadzienie, które przygotowałam, jednocześnie przygotowując sześć innych dań, podczas gdy on oglądał mecz piłki nożnej w salonie. Nadzienie, które wszyscy chwalili. Nadzienie, o które jego mama specjalnie prosiła, żebym zrobiła je ponownie w tym roku.
„Oczywiście” – usłyszałem swój głos. „Oczywiście, dopilnuję, żeby wszystko było idealne”.
Ale kiedy tak stałam, trzymając listę trzydziestu dwóch nazwisk i menu, które mogłoby stanowić wyzwanie dla restauracyjnej kuchni, coś zimnego osiadło mi w żołądku. Nie chodziło tylko o niewykonalność zadania, które mi powierzono. Chodziło o to, jak swobodnie mi je przydzielili, jakby mój czas, mój wysiłek, moje zdrowie psychiczne były towarem, którym mogliby bezkrytycznie dysponować.
Później tej nocy, kiedy Vivien poszła do domu, a Hudson zasnął, siedziałem przy kuchennym stole z kalkulatorem, próbując ustalić logistykę. Sam indyk musiałby wstawić do piekarnika o 6:00 rano, żeby był gotowy o 14:00, ale potrzebowałbym miejsca w piekarniku na inne dania. Matematyka się nie zgadzała. Czas był niemożliwy do ustalenia.
Przyłapałem się na tym, że wpatrywałem się w listę gości, po raz pierwszy naprawdę się jej przyglądając. Trzydzieści dwie osoby, ale mojego nazwiska na niej nie było. Gotowałem dla trzydziestu dwóch osób, a nawet nie byłem uważany za gościa na kolacji, którą przygotowywałem.
Wtedy zauważyłem coś jeszcze. Kuzynka Hudsona, Ruby, nie była na liście. Ruby, która przyjeżdżała na rodzinne Święto Dziękczynienia od lat. Ruby, która niedawno się rozwiodła i przeżywała trudne chwile.
Wziąłem telefon i do niej zadzwoniłem.
„Isabello, jest już trochę późno. Wszystko w porządku?”
„Zastanawiałem się tylko… czy przyjedziesz w tym roku na Święto Dziękczynienia?”
Zapadła długa cisza.
„No cóż, Vivien dzwoniła w zeszłym tygodniu. Powiedziała, że skoro jestem teraz singielką i przechodzę przez tak trudny okres, może lepiej byłoby, gdybym spędziła święta w miejscu bardziej odpowiednim do mojej sytuacji. Zasugerowała, że mogłabym czuć się bardziej komfortowo w mniejszym gronie.”
Ścisnąłem mocniej telefon.
„Ona cię nie zaprosiła?”
„Ona tego tak nie ujęła, ale tak, myślę, że tak.”
Ruby była częścią rodziny od ośmiu lat. Ale w chwili, gdy jej życie stało się chaotyczne, gdy zamiast dostarczać rozrywki, potrzebowała wsparcia, Vivien skreśliła ją z listy.
Po rozłączeniu się siedziałam długo w ciemnej kuchni. Lista nazwisk rozmywała się przede mną, gdy w końcu popłynęły łzy, które powstrzymywałam godzinami. Ale nie były to tylko łzy frustracji z powodu niewykonalnego zadania, które mnie czekało. Były to łzy rozpoznania, bo widziałam siebie w sytuacji Ruby. Widziałam, co się stało, gdy przestałaś być użyteczna dla Vivien. Gdy przestałaś być idealną synową, która potrafiła organizować niemożliwe kolacje i nigdy nie narzekać. Gdy stałaś się większym problemem, niż byłaś warta.
Byłem o jedno nieudane Święto Dziękczynienia od tego, żeby mnie nie zaproszono do mojego własnego życia.
We wtorek rano, o szóstej rano, sklep spożywczy był pustkowiem jarzeniówek i pustych alejek. Byłam tam od otwarcia, a mój wózek był przepełniony składnikami na posiłek, który z każdym kolejnym produktem wydawał się coraz bardziej niemożliwy do przygotowania. Dodałam trzy indyki, dwie szynki i kilogramy warzyw, które musiałam przygotować, pokroić i ugotować do syta.
Kiedy zobaczyłam kwotę do zapłaty, zadrżały mi ręce, gdy przeciągnęłam kartą kredytową. Wiedziałam, że Hudson później zobaczy kwotę i prawdopodobnie skomentuje wydatek.
Pani Suzanne z sąsiedztwa stała w kolejce za mną z torebką kawy i kilkoma muffinkami.
„Będziesz w tym roku robił wielką kolację?” zapytała, z niepokojem patrząc na mój przepełniony wózek.
„Święto Dziękczynienia za trzydzieści dwa lata” – odpowiedziałem, starając się brzmieć swobodnie.
Jej oczy się rozszerzyły.
„Trzydzieści dwa? Samemu?”
„Mój mąż pomoże” – powiedziałam automatycznie, choć słowa te brzmiały jak kłamstwo.
Przyglądała mi się przez dłuższą chwilę i dostrzegłem, że na jej twarzy maluje się współczucie.
„Kochanie, to nie jest pomoc. To jak patrzeć, jak ktoś tonie, stojąc na pomoście.”


Yo Make również polubił
Dip dyniowy z krakersami graham
Zmuszono mnie do siedzenia samej na ślubie mojej siostry – wtedy obcy mężczyzna powiedział: „Udawaj, że jesteś ze mną”
– Wujku, dziś urodziny mamy… Chcę kupić kwiaty, ale nie mam pieniędzy… Kupiłam chłopcu bukiet. I po chwili, kiedy doszłam do grobu, zobaczyłam tam ten bukiet.
100-letni przepis, którego nauczyła mnie moja teściowa! Najprostsze i najsmaczniejsze.