W przypływie wściekłości popchnął ciężarną żonę w stronę stawu z rekinami, nieświadomy, że to ona jest prawowitą dziedziczką jego miliardowego imperium. – Page 4 – Pzepisy
Reklama
Reklama
Reklama

W przypływie wściekłości popchnął ciężarną żonę w stronę stawu z rekinami, nieświadomy, że to ona jest prawowitą dziedziczką jego miliardowego imperium.

Lagos był teraz inny.
Zimniejszy. Głośniejszy. Okrutniejszy.
A może to Adunni się zmienił.

Wysiadła z przyciemnianego SUV-a przed wieżowcem Adebayo Holdings.
Jej obcasy stukały o marmur.
Miała na sobie jedwabną chustę zakrywającą włosy i duże okulary, które zasłaniały jej oczy, ale jej pewność siebie była wyczuwalna na każdym kroku.

Nie była już Adunni Adebayo, potulną żoną, która uśmiechała się przez kłamstwa.
Stała się Amarą Bamidele, tajemniczą inwestorką o potężnym kroku i zemście w żyłach.

W sali konferencyjnej Adabo przemawiała z właściwą sobie arogancją:
„Panowie, w tym kwartale ponieśliśmy straty, ale obiecuję, że wrócimy na szczyt…”

Jej głos ucichł, gdy drzwi się otworzyły.

„Przepraszam, że przerywam” – powiedział stanowczy, elegancki kobiecy głos. „Ale myślę, że mam wystarczająco dużo akcji, żeby wziąć udział w tym spotkaniu.

Adabo zmarszczył brwi.
„A ty jesteś…?”

Uśmiechnęła się i zdjęła okulary.
„Amara Bamidele. Twój nowy większościowy udziałowiec”.

Cisza wypełniła pokój.
Imię było mu obce, ale jej postawa, jej spojrzenie… coś go zaniepokoiło.

„Nie wiedziałem, że ktoś kupił aż tyle” – wyjąkał.

„Oczywiście, że nie” – odpowiedziała spokojnie. „W tym tkwi problem z potężnymi mężczyznami: myślą, że są właścicielami świata… dopóki świat po cichu ich nie wykupi”.

Kilku dyrektorów zaśmiało się nerwowo.
Adabo udał uśmiech, choć jego palce zacisnęły się na krawędzi stołu.

Tej nocy, w swoim penthousie, Adabo nie mógł wyrzucić jej z głowy.
Jej głosu. Jej elegancji. Jej oczu.
Coś go prześladowało.

Tymczasem po drugiej stronie miasta Adunni przeglądała się w lustrze swojego nowego mieszkania.
Jej odbicie było inne: silniejsze, zimniejsze, niepowstrzymane.

„Widziałeś, jak tonę” – wyszeptała. „Ale ja nie umarłam. To ty umarłeś”.

Wyjęła telefon i napisała SMS-a do Kunlego:

„Faza pierwsza ukończona. Nie rozpoznał mnie.”

Odpowiedź nadeszła kilka sekund później:

„Dobrze. Faza druga?”

Adunni wpisał:

„Ujawnij jego tajne konta i wspólników. Potem będziemy ścigać tego, kto pomógł mu zatuszować moją śmierć”.

Ale zawahała się, zanim wysłała wiadomość.
W jej umyśle pojawiło się imię ukryte wśród starych listów babci: ktoś, komu kiedyś ufała.
Ktoś, kogo kochała.

Dwie noce później, na gali charytatywnej w Ikoyi, wszyscy odwracali się, gdy wchodziła.
Amara Bamidele stała się kobietą, którą każdy chciał poznać.

Miała na sobie srebrną suknię, która lśniła jak księżyc; każdy jej krok był wyważony, majestatyczny.

A przez pokój wzrok Adabo znów ją odnalazł.

„Panno Bamidele” – powiedział, wyciągając rękę. „Spotykamy się ponownie”.

Uśmiechnęła się uprzejmie.
„Panie Adebayo.”

Przyjrzał jej się uważnie.
„Przypominasz mi kogoś”.

Pochyliła głowę.
„Och, tak?”

Przez chwilę jej maska ​​prawie pękła, w oczach błysnął ból… ale opanowała się.
„Chyba wszyscy nosimy w sobie duchy” – powiedziała cicho.

Tej samej nocy szef jej ochrony wszedł do biura Adabo.
„Proszę pana, namierzyliśmy konta panny Bamidele. Jest coś dziwnego: jedno z nich jest powiązane z fundacją należącą do rodziny pańskiej zmarłej żony”.

Szklanka Adabo spadła na podłogę i rozbiła się.

„Powiedz to jeszcze raz” – mruknął.

Fundacja nazywała się Adunni Heritage Trust.

Powietrze zgęstniało.

Cofnął się, drżąc.
„Nie… to niemożliwe…”

I w myślach usłyszał to wszystko jeszcze raz: wodę, krzyk, ciszę.

Tymczasem w swoim mieszkaniu Adunni wpatrywała się w horyzont, roniąc łzy i czując ciężar na piersi.
Szepnęła do swojego nienarodzonego dziecka:

„Już prawie, kochanie. Wkrótce pozna prawdę. Każdy potwór w końcu znajdzie swoje lustro”.

🌧️ODCINEK OSTATNI
Tej nocy deszcz padał jak szalony.
Lagos tonął w grzmotach i błyskawicach.
To była noc, w której wszystko zatoczy koło.

Skurcze Adunniego zaczęły się już kilka godzin wcześniej.
Lekarz powiedział, że to jeszcze nie czas, ale los nie czeka na idealny moment.

Kunle desperacko jechał przez burzę.
„Trzymaj się, Adunni, już prawie jesteśmy!”

Ale ścisnęła siedzenie, dysząc.
„Nie, Kunle… przestań. On nadchodzi.”

“Kto?”

„Adabo. On wie, gdzie jesteśmy.”

W tym momencie w lusterku wstecznym pojawił się czarny SUV.
Oślepiły ich reflektory.
Pojazd uderzył w nich raz, drugi… aż zjechali z drogi i wpadli do rowu.

Kunle usiadł oszołomiony.
Drzwi SUV-a się otworzyły.
Wyszedł z nich Adabo, przemoczony, z dzikim wzrokiem.

Otworzył drzwi pasażera i złapał ją za ramię.
„A więc to prawda” – warknął. „Żyjesz! Bawiłaś się mną, okradłaś mnie, upokorzyłaś!”

Ledwo mogła oddychać.
„Próbowałeś mnie zabić, Adabo… zabiłeś nas oboje!”

„Ty mnie zniszczyłeś pierwszy!” ryknął.

Nad nimi rozległ się grzmot: dwie dusze połączone nienawiścią i bólem.

Kunle wytoczył się, ranny.
„Puść ją, Adabo! To się dzisiaj skończy!”

Mężczyzna wycelował pistolet.
„Nikt mi nie mówi, kiedy to się skończy”.

Ale zanim strzelił, krzyk Adunni przeciął powietrze: odeszły jej wody.
Upadł na kolana, krzycząc z bólu.

Adabo zatrzymał się sparaliżowany.
Przed nim kobieta, którą kochał… rodziła w deszczu.

„Proszę” – błagała. „Pomóż mi. Nie dla mnie… dla twojego dziecka”.

I coś w nim pękło.
Jego wściekłość, duma, strach… rozpłynęły się pod wpływem tych krzyków.

Upuścił broń.

Kunle pobiegł, zdjął kurtkę, żeby ją pod nią podłożyć, krzycząc o pomoc.
Minuty zdawały się godzinami, aż w końcu krzyk przerwał burzę.
Dziecko. Żywe. Idealne.

Adunni płakała, tuląc dziecko do piersi.
Ale gdy podniosła wzrok, Adabo zniknął.

Dwa dni później policja znalazła jego samochód obok tego samego zbiornika z rekinami.
Tym razem potężny mężczyzna zostawił drżącą notatkę:

„Wszystko brałem za pewnik… nawet miłość.
Powiedz mojemu synowi, że mi przykro”.

Jego ciała nigdy nie odnaleziono.
Niektórzy mówili, że upadł.
Inni, że uciekł.
Adunni nigdy go nie szukał.
Niektóre duchy zasługują na to, by pozostać zagubione.

Słońce wzeszło nad Wyspą Wiktorii.
Adunni stała na balkonie swojego nowego domu, a wiatr czochrał jej włosy.
Jej dziecko – chłopiec, którego nazwała Ayo, co znaczy Radość – bawiło się na dywanie.

Kunle wyszedł z dwiema filiżankami kawy.
„Ostateczny transfer dokonany. Wszystko, co po sobie zostawił, jest teraz twoje”.

Uśmiechnęła się delikatnie.
„Nie chcę jego imperium. Tylko pokoju”.

„I na to zasługujesz” – odpowiedział.

Adunni spojrzał na chłopca i szepnął:

„Przetrwaliśmy to, co próbowało nas zniszczyć”.

Potem spojrzała na wschód słońca i dodała:

„Niech przeszłość spocznie pod wodą. Jesteśmy wolni”.

Kilka tygodni później przyszedł list bez adresu zwrotnego.
W środku zdjęcie: mężczyzna przy nabrzeżu, trzymający sieć rybacką, z twarzą częściowo zasłoniętą kapeluszem.
Na odwrocie trzy słowa:

„Uważaj na siebie, Adunni.”

Trzymała go przez dłuższy czas, po czym wsunęła między strony Biblii swojej babci i uśmiechnęła się przez łzy.

Ponieważ w przebaczeniu, jak w końcu zrozumiała, nie chodzi o zapomnienie…
lecz o decyzję o ponownym życiu.

zobacz więcej na następnej stronie Reklama
Reklama

Yo Make również polubił

Lody kokosowe na tacy – prestiż na tacy

Rozpuść gorzką czekoladę w kuchence mikrofalowej w 30-sekundowych odstępach, mieszając po każdym podgrzewaniu, lub w kąpieli wodnej. Kiedy czekolada całkowicie ...

Mrożone lody jogurtowo-owocowe.

PRZYGOTOWANIE Ubij jogurt z miodem lub cukrem, wlej trochę jogurtu o obniżonej zawartości tłuszczu do foremki i ułóż plasterki owoców ...

Jedna łyżeczka, by rozkwitnąć: Ożywianie róż, pelargonii i hortensji

🌸 3. Hortensje – kolorowe kule pełne życia Hortensje kochają kwaśną glebę. Aby podkreślić ich barwę, szczególnie odcień niebieski, warto ...

Oto, co musisz wiedzieć, jeśli chcesz uprawiać soczystą i chrupiącą paprykę

5. Zastosuj nawóz, aby promować wzrost Aby zachęcić do produkcji owoców, poczekaj, aż rośliny zaczną kwitnąć, zanim zastosujesz nawóz. Wczesne ...

Leave a Comment