„Nigdy nic nie wiadomo, Laya” – powiedziała Rachel, niemal wibrując przez telefon. „To porządny facet – inteligentny, singiel, dobra robota, żaden zboczeniec. Mój współpracownik przysięga, że jest normalny. Przynajmniej go poznaj”.
Laya próbowała się śmiać.
„To świetna recenzja. ‘Nie jestem żadnym obrzydliwcem’”.
„Mówię poważnie” – upierała się Rachel. „Chowasz się za pracą, zajęciami pilatesu i klubem książki. Masz trzydzieści lat, nie dziewięćdziesiąt. Pozwól sobie na życie. W najgorszym razie dostaniesz darmowy posiłek i historię do opowiedzenia mi jutro”.
Laya więc powiedziała „tak”, nie dlatego, że wierzyła, że tego wieczoru wszystko się zmieni, ale dlatego, że alternatywą były kolejne święta spędzone na kanapie u rodziców, gdzie będą ją pytać delikatnie, to raz mniej delikatnie, kiedy „się ustatkuje”. W tym roku odrzuciła ich zaproszenie, mówiąc, że ma „plany”. To sprawiło, że przez jakieś pięć minut czuła się odważna i lekkomyślna.
Teraz nie była już taka pewna.
Sprawdziła godzinę. 19:02
Spóźnił się tylko dwie minuty. Nic wielkiego. Ludzie się spóźniali. Korki, parking, cokolwiek. Poprawiła serwetkę i przypomniała sobie, żeby oddychać.
Podszedł kelner, młody mężczyzna o miłych oczach i lekko przekrzywionej muszce.
„Czy mogę przynieść ci coś do picia, podczas gdy będziesz czekać?” zapytał.
„Na razie wszystko w porządku” – powiedziała. „Poczekam, aż tu dotrze”.
„Oczywiście” – powiedział z uśmiechem. „Jeśli zmienisz zdanie, po prostu pomachaj”.
Patrzyła jak odchodzi i powstrzymywała się, żeby nie patrzeć na drzwi co pięć sekund.
Minęło dziesięć minut. Potem piętnaście.
Sięgnęła po telefon, sprawdziła, czy wybrała właściwą datę, godzinę i restaurację. Na ekranie wyświetlił się tekst z Rachel: zrzut ekranu zdjęcia Evana, przypomnienie jego imienia i rezerwacji.
„Będzie tam” – napisała Rachel. „To dorosły mężczyzna z kalendarzem”.
Laya odłożyła telefon i złożyła dłonie na kolanach. Blask świecy tańczył na tle pustego kieliszka do wina. Wokół niej rozbrzmiewał śmiech, który w jednej chwili odbijał się od cienkiej bańki jej stołu.
Dwadzieścia minut.
Powtarzała sobie, że wszystko w porządku. Ludzie się spóźniali. To nic o niej nie znaczyło. To nie znaczyło, że była głupia, że przyszła.
Po dwudziestu pięciu minutach gospodyni spojrzała na nią wzrokiem, którego Laya nie potrafiła odczytać. Litość? Ciekawość? Poczuła, jak ciepło podchodzi jej do karku.
Po trzydziestu pięciu minutach serwer powrócił.
„Nadal czekasz?” zapytał łagodnie.
„Na to wygląda” – powiedziała Laya, starając się brzmieć swobodnie.
„Czy mogę przynajmniej przynieść ci trochę wody?”
„Jasne” – mruknęła.
Postawił przed nią szklankę i odszedł, zostawiając ją z cichym dźwiękiem lodu dotykającego szklanki. Laya obserwowała drżenie wody, stukając palcem w stół.
Po czterdziestej minucie drzwi się otworzyły i podmuch zimnego powietrza wdarł się do pokoju. Do środka wszedł wysoki mężczyzna, strzepując śnieg z ciemnych włosów. Miał na sobie grafitowy płaszcz narzucony na dopasowaną koszulę z kołnierzykiem i drogie buty. Emanował z niego spokój i pewność siebie osoby, która zakłada, że zawsze znajdzie się dla niego miejsce, miejsce, powitanie.
Evan.
Rozejrzał się po sali, dostrzegł ją i ruszył w stronę stolika numer dziewięć.
Laya poczuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła. Wyprostowała się na krześle, dotknęła włosów, spróbowała przywołać wersję siebie, która była naturalna i czarująca.
Podszedł do stołu, spojrzał na nią raz i westchnął — wyraźnie rozczarowany.
Jego wzrok nie zatrzymał się na jej twarzy. Przesunął się po jej sukience, ramionach, stole, jakby oceniał danie z menu, którego nie zamówił.
Zgarbił się i opadł na krzesło naprzeciwko niej.
Nie przeprosił. Nie przedstawił żadnego wytłumaczenia.
„I co z tego?” – zapytał, ledwo zerkając na menu. „Jesteś przyjaciółką Rachel?”
Laya skinęła głową, a jej uśmiech zniknął.
„Tak, i musisz być…”
„Jestem Evan” – wtrącił, wyciągając telefon, żeby zerknąć na wiadomość. „Słuchaj, będę szczery. Przyszedłem, bo mama nie przestaje mnie umawiać. Chce wnuków i uważa, że marnuję sobie życie. Nie szukam nikogo”.
Spojrzał na nią z góry i z powrotem, jakby ten minimalny kontakt wzrokowy był ustępstwem.
„A już na pewno nie dla kogoś bardziej…” – przerwał i machnął w jej stronę niejasnym gestem. „Asertywnego niż ja. Nie radzę sobie z tym najlepiej. A ty trochę emanujesz taką aurą”.
Laya poczuła, jak płoną jej policzki. Nie zdawała sobie sprawy, że „wibracja” może przypominać policzek.
„Lubię łagodniejsze typy” – dodał, wzruszając ramionami. „Więc tak, bez urazy, prawda? Wydajesz się miła, tylko nie… no wiesz.”
Zrobił gest, jakby nie chciało mu się szukać lepszego słowa.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, wstał i strzepnął z płaszcza nieistniejące kłaczki.
„Wesołych Świąt” – powiedział beznamiętnie, odwracając się.
Wyszedł nie oglądając się za siebie.
Fotel naprzeciwko niej był wciąż ciepły. Jego nieobecność wydawała się głośniejsza niż jego obecność.
Przez długą sekundę Laya nie mogła się ruszyć. Dźwięki świątecznej radości narastały wokół niej niczym ocean wzbierający, by ją zatopić. Brzęk sztućców, wybuch śmiechu, dziecko wrzeszczące o więcej paluszków. Jej własny świat skurczył się do kręgu światła wokół świecy na stole numer dziewięć.
Położyła drżącą dłoń na brzegu sukienki, wygładzając materiał na kolanach, jakby to mogło uspokoić drżenie. Odwróciła się lekko, odwracając twarz do ściany, z dala od najbliższego stolika ze śmiejącymi się gośćmi.
Gardło jej się ścisnęło. Zamrugała gwałtownie.
Świeca między dwoma pustymi kieliszkami do wina migotała delikatnie, rzucając złote światło na jej szklankę z wodą. Jej mały płomyk zdawał się szeptać jej samotność, odbijając jej twarz w miniaturze na zakrzywionym szkle.
Nie chodziło tylko o Evana.
O każdej randce przy kolacji, która zakończyła się niezręczną ciszą. O każdym mężczyźnie, który powiedział: „Jesteś świetna, tylko nie dla mnie”. O każdym pełnym nadziei początku, który do niczego nie doprowadził. O każdym „może następnym razem”, z którego nigdy nie wyszło.
Chodziło o to, jak głos jej matki złagodniał, gdy wspomniała o zaręczynach innej sąsiadki. „Uwierzysz, w wieku dwudziestu ośmiu lat? Tak szybko dorastają”. O to, jak jej ojciec pytał, czy nie jest „zbyt wybredna”, tym samym tonem, którego używał, gdy podejrzewał, że podlewa roślinę.
Odrzuciła zaproszenie na spędzenie Wigilii z rodziną właśnie dla tego. Dla niego. Dla szansy.
Wcześniej stała w swoim mieszkaniu, wpatrywała się w swoje odbicie i powtarzała sobie, że pragnienie miłości jest w porządku, że bycie trzydziestolatką i singielką nie jest przekleństwem, że ktoś, gdzieś, ją zobaczy i nie drgnie.
Ale teraz, siedząc sama przy stoliku numer dziewięć, czuła się jak jedyna kobieta w Bostonie, którą wystawiono w Wigilię.
Oddech zamarł jej w piersi, ostry i bolesny.
Nie mogła tu zostać. Ani chwili dłużej.
Sięgnęła po płaszcz, bawiąc się jego materiałem.
Zanim zdążyła zsunąć się z krzesła, spod krawędzi stołu dobiegł cichy głos.
„Przepraszam… dlaczego jesteś smutny?”
Laya zamarła.
Spojrzała w dół zaskoczona.
Obok jej krzesła stała mała dziewczynka, nie starsza niż trzy lata, z miękkimi, brązowymi lokami okalającymi okrągłe policzki. Miała na sobie czerwoną aksamitną sukienkę z satynową kokardą zawiązaną lekko krzywo z tyłu, a w jednej ręce ściskała małego, dzierganego misia. Jej skarpetki były ściągnięte w kostkach nad lśniącymi, czarnymi butami. Jej piwne oczy mrugały szeroko otwartymi, poważnymi oczami, patrząc na Layę.
Laya spojrzała na nią z zaskoczeniem.
Dziewczynka przechyliła głowę i wpatrywała się w twarz Layi z nieprzeniknionym skupieniem, jakie mają tylko małe dzieci.
„Potrzebujesz przytulenia?” zapytała cicho.
Ze wszystkich rzeczy, które Laya spodziewała się usłyszeć tego wieczoru, tych pięciu słów nie znalazło się na liście.
Coś w jej piersi pękło — nie z bólu, a z najdelikatniejszego, najbardziej niespodziewanego miłosierdzia.
Laya spojrzała na małą postać stojącą obok jej krzesła.
„Potrzebujesz przytulenia?” zapytała ponownie dziewczyna, jej głos był słodki, spokojny i niezwykle szczery.
Laya nie wiedziała, jak zareagować. Jej serce, już złamane upokorzeniem, zmiękło całkowicie. Zdobyła się na niepewny uśmiech.
„To bardzo miła oferta” – szepnęła.
Dziewczyna skinęła głową uroczyście, jakby potwierdzając coś w myślach.
„Mam na imię Ruby” – oznajmiła. „Mam trzy lata”. Uniosła trzy palce, jeden z nich lekko zgięty. „Mój tata mówi, że przytulanie pomaga, zwłaszcza gdy ktoś ma zwiotczałą twarz”.
Cichy, zaskoczony chichot wyrwał się Layi, zanim zdążyła go powstrzymać. Poczuła to dziwnie i cudownie w piersi, jak gdyby otworzyło się okno.
Szybko mrugnęła, nie ufając sobie, że zdoła powiedzieć cokolwiek więcej, nie rozpłacząc się.
Z odległości kilku stóp dobiegł głos — spokojny, niski, ostrożny.
“Rubin.”
Laya odwróciła głowę.
Mężczyzna stał przy stole, zaledwie kilka kroków za nimi. Był wysoki, miał ponad metr osiemdziesiąt, krótkie ciemne włosy i taką postawę, która tworzyła przestrzeń, nie przytłaczając jej. Czarny sweter opinał jego szerokie ramiona, a płaszcz, wciąż pokryty śniegiem, wisiał na oparciu krzesła.
Nie uśmiechał się, ale jego oczy – szare, z nutą burzy – były ciepłe. Zatroskane.
Powoli zrobił krok do przodu i położył jedną dłoń na małym ramieniu Ruby.
„Bardzo mi przykro” – powiedział, kiwając głową w stronę Layi cicho i z szacunkiem. „Ruby jest bardzo przyjazna. Nie do końca jeszcze rozumie granice osobiste”.
„Ona jest…” – zaczęła Laya, a jej głos znów się załamał. „Ona jest cudowna”.
Wyraz twarzy mężczyzny złagodniał, napięcie zniknęło z jego ramion.
„Jestem Adrien” – powiedział. „Adrien Hale”.
Laya zawahała się, ale po chwili skinęła głową.
„Laya.”
Adrien spojrzał na nią przez chwilę, jakby obserwował zaczerwienienie wokół jej oczu, świecę wciąż migoczącą między nietkniętymi kieliszkami z winem i lekkie drżenie jej dłoni. W jego spojrzeniu nie było litości, tylko uważna cisza.
Bez słowa sięgnął do kieszeni płaszcza, wyciągnął małe opakowanie chusteczek i delikatnie położył jedną na stole przed nią. Nie dotykał jej, nie napierał na nią, po prostu położył ją tam i odsunął się – uprzejmość tak prosta, że znów ścisnęło ją w gardle.
Następnie przykucnął obok Ruby, tak że jego oczy znalazły się na poziomie wzroku córki.
„Kochanie” – powiedział łagodnie. „Czasami dorośli są smutni. I to jest w porządku. Ale kiedy ktoś jest smutny, musimy być dla niego wyjątkowo mili i delikatni. Pamiętasz to?”
Ruby powoli skinęła głową, jej loki poruszyły się.
„Byłam delikatna” – argumentowała cicho. „Nie rzuciłam się na nią”.
Adrien stłumił uśmiech.
„Byłeś bardzo delikatny” – zgodził się.
Ruby odwróciła się do Layi, marszcząc brwi w skupieniu. Potem, jakby podejmując wielką decyzję, wyciągnęła rękę i położyła na dłoni Layi małą, lekko lepką dłoń.
„Chcesz zjeść z nami?” – zapytała radośnie. „Mój tata robi naprawdę dobrego kurczaka”. Zmarszczyła brwi zamyślona. „No, nie robi. On dzwoni, a oni go przynoszą. Ale smakuje, jakby to on go zrobił”.
Adrien otworzył usta, a potem je zamknął. Wyglądał na niemal oszołomionego, rozdartego między zażenowaniem a czymś jeszcze – czymś w rodzaju nadziei.
„Ruby” – zaczął, ale Laya już się śmiała.
Śmiech zaskoczył ją – głęboki i szczery, rozgrzewający jej twarz po raz pierwszy tego wieczoru.
„Ona jest przekonująca” – powiedziała cicho Laya, zerkając na Adriena.
Podrapał się po karku, wyraźnie zawstydzony.
„Obiecuję, że zazwyczaj nie zaprasza obcych na kolację.”
– Nie od zeszłego Święta Dziękczynienia – dodała poważnie Ruby, szarpiąc go za rękaw. – Ona nie jest obca. To Laya.
Adrien spojrzał z wahaniem na Ruby i Layę. Laya niemal widziała obliczenia w jego oczach: czy to bezpieczne, czy to za dużo, co to będzie oznaczać?
„Jeśli nie masz nic przeciwko” – powiedział cicho – „z przyjemnością cię do nas zaprosimy. Oczywiście, bez presji”.
Laya spojrzała na pełną nadziei twarz Ruby, jej szeroko otwarte, piwne oczy wciąż wpatrywały się w nią. Nie było w nich żadnego ukrytego zamiaru, żadnego osądu. Tylko czysta, szczera dobroć.
I w tym momencie Laya poczuła, że coś się zmienia.
Nikt nigdy wcześniej nie wybrał jej w ten sposób. Nie pierwszy. Nie tak instynktownie. Nie tak po prostu.
Spojrzała na Adriena, a potem z powrotem na Ruby.
„Chciałabym tego” – powiedziała cicho. „Bardzo bym tego chciała”.
Ruby rozpromieniła się i ścisnęła jej dłoń. Ramiona Adriena rozluźniły się i po raz pierwszy tego wieczoru Laya poczuła ciepło płynące nie tylko z blasku świec w restauracji.
Nie tak wyobrażała sobie Wigilię. Ale może, tylko może, tak właśnie miało być.
Gospodarz znalazł dla nich spokojniejszy zakątek restauracji, gdzie pod oszronionym oknem, pokrytym smugami śniegu, stał mały okrągły stolik. Świat na zewnątrz wydawał się odległy i niewyraźny, niczym na obrazie.
Ruby natychmiast zajęła środkowe siedzenie i poklepała krzesła po obu stronach.
„Usiądź tutaj” – poinstruowała Layę – „a ty usiądź tutaj” – powiedziała do Adriena. „Jesteśmy jak kanapka”.
Adrien uniósł rozbawiony brwi, odsunął krzesło Layi i usiadł na swoim.
„Ona ma duże wymagania co do rozmieszczenia miejsc siedzących” – powiedział.
Ruby położyła swojego misia na stole jako czwartego gościa i zaczęła rozmawiać, gdy tylko usiedli.
„Na naszej ulicy mieszka kot” – zaczęła, machając nogami pod krzesłem. „Jest zrumieniony i marudny, i kiedyś ukradł mi ser. Nazwałam go Pudding, ale tata nazywa go Menace. Poza tym śnieg smakuje inaczej, kiedy złapie się go językiem. I wiecie co? Widziałam dziś Świętego Mikołaja”. Złapała oddech. „W sklepie spożywczym. Kupował mleko”.
Laya roześmiała się – naprawdę się roześmiała – po raz pierwszy tej nocy. Dźwięk ten zaskoczył ją tak bardzo, że o mało się nie rozpłakała.
Spojrzała na Adriena i dostrzegła delikatny uśmiech na jego ustach, gdy ostrożnie rozłożył serwetkę i położył ją na kolanach Ruby.
„Poproszę małe kęsy” – przypomniał jej, krojąc grillowanego kurczaka Ruby na równe kawałki.
Sięgnął po kolejną serwetkę i ostrożnie położył ją również na kolanach Layi.
„Na wypadek, gdyby śnieg poszedł za tobą” – powiedział cicho, niemal nieśmiało.
Prosta uprzejmość sprawiła, że coś w jej piersi się rozluźniło.
Pojawił się kelner z napojami. Adrien bez słowa podał Layi parującą filiżankę herbaty, jakby zamówienie jej było najnaturalniejszą rzeczą na świecie.
„Skończyło im się grzane wino” – powiedział. „Herbata wydawała się najlepszym rozwiązaniem”.
Objęła dłońmi ciepło i spojrzała na niego. Naprawdę spojrzała.
To nie był tylko mężczyzna odgrywający rolę ojca. To był mężczyzna, który w pełni się nim stał.
Ruby zjadła frytkę, po czym zwróciła się do Layi z pełnymi ustami.
„Wiesz, czego naprawdę chcę na święta?” zapytała.
Laya się uśmiechnęła.
„Co to jest?”
„Mamusia” – powiedziała Ruby radośnie. „Czy możesz być moja?”
Pytanie wpadło w przestrzeń między nimi niczym kamyk do stojącej wody.
Adrien zamarł. Jego dłoń zamarła na widelcu. Laya zamrugała, oszołomiona. Nawet Ruby zdawała się dostrzegać, że coś się zmieniło. Spojrzała na ojca, a potem z powrotem na Layę, czekając.
Laya odchrząknęła i delikatnie wsunęła kosmyk włosów za ucho Ruby.
„Ja… ja nie wiem, kochana dziewczyno” – powiedziała ostrożnie. „Ale jesteś taka cudowna. Myślę, że każdy chciałby być częścią twojej rodziny”.
Ruby przyjęła odpowiedź lekkim, zamyślonym skinieniem głowy, choć w jej oczach nadal malowała się nadzieja.
Adrien powoli odetchnął i spojrzał Layi w oczy ze skruchą.
„Ona nie do końca rozumie, co… co się stało” – powiedział cicho. „Miała zaledwie roczek, kiedy odeszła jej mama. Czasami tak mówi, a ja…”
Urwał i spojrzał na swoje dłonie, jakby chciał powiedzieć coś, co mogłoby być prawdą, gdyby wpatrywał się wystarczająco uważnie.
„Nie zawsze wiem, jak sobie z tym poradzić” – zakończył cicho.
Było coś w sposobie, w jaki to powiedział – nie tylko przeprosiny, ale i wyznanie. Takie, które niosło ze sobą ciężar bycia jednocześnie rodzicem i mężczyzną, który boi się ponownie otworzyć swoje serce.
Laya skinęła delikatnie głową.
„Radzisz sobie lepiej, niż myślisz” – powiedziała.
Spojrzał na nią. Naprawdę spojrzał. I poczuła, jak coś się w niej porusza. Nie romantyczne, jeszcze nie, ale głęboko ludzkie. Rozpoznanie. Szacunek.
Ruby, nieświadoma napięcia panującego między dorosłymi, sięgnęła po kawałek chleba i go ugryzła.
Laya przesunęła dłoń po stole i delikatnie ścisnęła małe palce Ruby.
„Tobie też wszystko w porządku, wiesz?” wyszeptała.
Ruby zwróciła się do Adriena, promieniejąc.
„Tato, ona już nie jest smutna” – oznajmiła z dumą. „Zrobiłam to. Naprawiłam ją”.
Twarz Adriena złagodniała całkowicie. Spojrzał na córkę, a potem na Layę – kobietę, którą jego córeczka jakimś cudem przyciągnęła do ich życia niczym promień światła w najciemniejszą noc w roku.
W tym jednym, wspólnym spojrzeniu coś między nimi przeminęło. Żadnych obietnic, żadnych oczekiwań. Tylko chwila ciszy, wzajemnego zrozumienia, wdzięczności, bliskości – i początek czegoś, czego żadne z nich się nie spodziewało.
Laya ścisnęła dłoń Ruby, czując, jak jej serce wypełnia się radością, jakiej nie czuła od bardzo dawna.
Niektóre posiłki zaczynały się od menu, a kończyły na rachunkach.


Yo Make również polubił
5-Minuten Witte Chocolade Karamel Pecannoten Fudge – Hemels Lekker!
Tagine z klopsikami i ziemniakami (sos pomidorowy)
Kiedy spódnica opadła, zamarzłam – a prawda, która nastąpiła, zmieniła moje życie na zawsze
Delizioso Queso Pastello – Aksamitny sernik o niebiańskim smaku!