Na kolanach, łamiąc rozkaz zawieszenia broni. Masakra. Iwan miał go wyeliminować tego dnia, ale zawahał się, a ten błąd zemścił się na nim w postaci człowieka, który nauczył go wszystkiego oprócz granic. Następnego ranka jeden z ludzi Bondarenki został znaleziony nieprzytomny w łazience Bloku B, bez widocznych ran, bez świadków, jedynie z napisem napisanym pastą do zębów na ścianie.
Kilka godzin później spadł kolejny, a potem kolejny. Wszystko w ciszy, bez krzyków, bez dowodów, tylko jasny komunikat. Ivan rozpoczął sprzątanie.
Bondarenko, otoczony strachem i nieufnością, zebrał tych nielicznych, którzy wciąż pozostali mu wierni. „On mnie ściga, jednego po drugim. Co robimy?” – zapytał jeden z nich drżącym głosem. „Najpierw atakujemy”.
Tymczasem Romanyuk znalazł na biurku w pokoju monitoringu notatnik. Notatnik Iwana. Ktoś go tam zostawił. Na ostatniej stronie, napisane ciemnym atramentem, było tylko jedno zdanie.
„Jeśli chcą potworów, to im je dam”. Poniżej, wściekle przekreślone nazwisko: Roman Bondarenko. Podwórko przy ulicy Sofijskiej pozostawało puste przez trzy dni z rzędu.
Nie z rozkazu strażników, ale ze strachu. Każdego ranka kolejny człowiek Bondarenki znikał, bez rozlewu krwi, bez walki, w ciszy. Tej samej ciszy, która poprzedza upadek.
Bondarenko szedł teraz sam. Jego towarzysze byli albo ranni, albo udawali, że nic nie wiedzą. Spojrzenia, które kiedyś podążały za nim z szacunkiem, teraz szybko się odwróciły. Nawet strażnicy się zmienili.
Unikali mijania celi numer trzynaście. Unikali wymieniania imienia Iwana Łysenki. Sofijowska nie była już terytorium dominacji. Stała się polem minowym.
W pokoju kontrolnym Romanyuk obserwował kamerę skierowaną na korytarz celi Bondarenki. Obraz zamarł na sekundę, a kiedy wrócił, drzwi były uchylone. Nazwisko Bondarenki wyryte było z chirurgiczną precyzją na ścianie obok framugi. Przekreślone.
Romanyuk powoli wstał. Już się zaczęło. Szepnął i zgasił światło w pokoju. Zostawił monitor w ciemności, czekając.
Iwan Łysenko nie był już młody. Bolały go stawy, nocami tracił wzrok, ale instynkt pozostał ostry jak świeżo zahartowane ostrze i wiedział, że Bondarenko nie ucieknie. Bondarenko będzie go szukał. W celi Iwan w milczeniu przeciągał się, jakby każdy mięsień musiał przypomnieć sobie, kim jest.
Jego palce, rano sztywne, wieczorem odzyskały precyzję. Na ścianie kalendarz ze znakami wskazywał siedem dni. Siedmiu poległych.
Został sam. Iwan trenował sam na dziedzińcu. Nie potrzebował worka treningowego; wykorzystywał powietrze, wiatr. Każdy ruch był wyważony, powtarzany, każdy cios zatrzymywany w ostatniej chwili.
Więc przetrwał, nie siłą, lecz dyscypliną. Więźniowie, którzy wcześniej go ignorowali, teraz patrzyli w milczeniu. Niektórzy próbowali go naśladować, inni po prostu trzymali się z daleka, ale wszyscy myśleli o tym samym.
Jak mężczyzna po siedemdziesiątce mógł być tu najbardziej przerażający? Odpowiedź była prosta. Bo Iwan nigdy się nie zatrzymywał, tylko milczał. Ósmej nocy strażnik wsunął kartkę papieru pod jego drzwi.
Bez imienia, bez pieczęci. Po prostu powiedziałem. Jutro o trzeciej. W pokoju z generatorem.
Tylko ty i on. Iwan przeczytał, złożył i schował do kieszeni. Ostatecznie przesłanie było jasne. Rząd chciał końca.
Ale Iwan już o tym wiedział. Wiedział to od dnia, w którym wrócił na Sofiewską. Tego wieczoru umył ręce, usiadł cicho i napisał jedną linijkę w notesie, jak zawsze przed czymś ważnym.
Ostateczny test. Nie fizyczny, ale psychiczny. Nie. Korytarz prowadzący do pomieszczenia z generatorem znajdował się pod strefą izolacji.
Najciemniejszy punkt Sofijewskiej. Najmniej strzeżony. Dokładnie o trzeciej Iwan szedł zimnymi tunelami. Każdy krok niósł ze sobą ciężar pożegnania.
Kilka godzin wcześniej Romanyuk próbował wysłać raport dyrektorowi, ale system blokował go wielokrotnie. Na ekranie pojawiła się czerwona linia. Protokół zakończony. Interwencja autoryzowana.
Romanyuk zrozumiał. Rząd chciał, żeby tak się stało. A co najgorsze, nikt nie zamierzał pomóc przegranemu. W pomieszczeniu z generatorem Bondarenko już na niego czekał.
Spocony, spięty, trzymając metalowy pręt, Iwan powoli wszedł do środka. Rozejrzał się. Zamknął za sobą drzwi…
Bondarenko uśmiechnął się nerwowo. „Ostatni akt twojej pracy, staruszku” – odpowiedział bez słowa Iwan, zdjął zegarek i położył go na stole.
To nie jest dzieło sztuki, powiedział. To czystka. Bondarenko rzucił się na niego.
Iwan się nie poruszył. W bloku głównym kilku więźniów obudziło się, nie wiedząc dlaczego. Niektórzy mówili, że słyszeli głuchy odgłos. Inni przysięgali, że ziemia się zatrzęsła.
Ale wszyscy wyczuwali to samo. Coś się tam działo i nie była to zwykła walka. Romanyuk, sam w pokoju monitorów, wpatrywał się w czarny ekran kamery siedemnaście, tej, która patrzyła prosto na pomieszczenie z generatorem.
Na chwilę obraz powrócił i pokazał tylko jedno: Łysenkę stojącego, a w tle ciało Bondarenko leżące na podłodze. Obraz znów zniknął.
Romanyuk nie uśmiechnął się, nie świętował, tylko szepnął. Znów wygrał. W pomieszczeniu z generatorami unosił się zapach starego oleju, rdzy i napięcia. Szum kabli mieszał się z ciężkimi oddechami dwóch mężczyzn dźwigających na barkach dekady śmierci.
Iwan Łysenko pozostał wyprostowany i skupiony. Bondarenko krążył wokół niego jak młody drapieżnik, niecierpliwy i głodny. „Dlaczego wróciłeś, Iwanie?” – zapytał Bondarenko, obracając w dłoniach żelazną rurę.
„Mógłbyś umrzeć jako legenda, ale teraz umrzesz jako starzec”. Iwan spojrzał na niego oczami, które widziały wojny, które Bondarenko znał tylko z książek. „Wróciłem, bo zostawiłem coś niedokończonego”.
Bondarenko zaatakował. Pałka opadła z brutalną siłą, ale Iwan odpowiedział z chirurgiczną precyzją, a uderzenie o ścianę zabrzmiało jak dzwon pogrzebowy. Iwan kontratakował, nie z furią, ale z opanowaniem. Każdy ruch był precyzyjny, każdy cios wymierzony, ale Bondarenko był szybki i brutalny.
Pięść uderzyła go w brzuch. Starzec upadł na kolana i zaczął kaszleć. Na jego ustach pojawiła się strużka krwi. Bondarenko się roześmiał.
„W końcu, widzisz, czas cię pokonał”. Iwan podniósł wzrok. „Myślisz, że chodzi o siłę?” Powoli wstał.
Równomierny oddech, puste oczy. Chodzi o to, żeby potwory takie jak ty nie zastąpiły potworów takich jak ja. Bondarenko zaatakował ponownie, tym razem z ukrytym nożem…


Yo Make również polubił
CIASTO SEROWE CHUCK-BAM w wyjątkowym wydaniu, gotowe do pieczenia w 5 minut.
Oryginalne Tiramisu to klasyczny włoski deser z warstwami biszkoptów nasączonych kawą i kremowym mascarponeu Przepis
Czarna Zośka
5 Szybkie Sałatki, Które Znikają w Mgnieniu Oka