Tego dnia ulice mojego miasta zdawały się nie mieć końca, mimo że wciskałem gaz do dechy. Kiedy wróciłem do domu, radiowóz już stał zaparkowany przed drzwiami. Caroline siedziała skulona na schodku, z bladą twarzą i oczami szeroko otwartymi ze strachu.
Podbiegłam do niej, przytuliłam ją i zapytałam z niepokojem: „Wszystko w porządku? Widziałaś coś jeszcze?”. Caroline tylko pokręciła głową, zaciskając usta, jakby nie mogła wydusić z siebie ani słowa.
Dwóch policjantów, jeden w średnim wieku o poważnym spojrzeniu i jeden młodszy, wyszło z domu. Powiedzieli, że sprawdzili każdy kąt, każdy pokój, każdą szafę, nawet szopę na podwórku. Nikogo nie było. Nie było śladów włamania. Wszystkie drzwi i okna były zamknięte na klucz, bez ani jednego zadrapania ani dziwnego odcisku stopy.
Odetchnęłam z ulgą, ale uczucie niepokoju nie ustępowało. Caroline powiedziała, wciąż drżąc: „Przysięgam, że ją widziałam, pani Emily. Nie wydawała się realna. Była jak cień. Nie mam odwagi, żeby znowu wejść na drugie piętro”.
Poklepałem ją po ramieniu, żeby ją pocieszyć, ale w głębi duszy zacząłem wątpić. Ten dom miał ponad 70 lat. Należał do rodziny Stevena, zanim się wprowadziliśmy. Kamienne ściany, skrzypiące drewniane drzwi, ciemne kąty – zawsze sprawiały, że czułem, jakby coś ukrywały. Ale kobieta? Nie mogłem sobie tego wyobrazić.
Właśnie wtedy usłyszałam, jak samochód Stevena podjeżdża pod kamienny podjazd. Wysiadł, a na jego twarzy malowało się zdziwienie, gdy zobaczył radiowóz i mnie obok Caroline. Złapałam go za ramię i szybko opowiedziałam, co się stało. Spodziewałam się, że będzie zmartwiony tak jak ja, że będzie chciał się dowiedzieć, co się dzieje. Ale Steven tylko lekko się uśmiechnął, uśmiechem, który rzadko widywałam. Podszedł do Caroline, poklepał ją po ramieniu i powiedział cichym, niemal kpiącym głosem: „Pewnie byłaś po prostu zmęczona i pomyliłaś odbicie z cieniem. Nasz dom jest stary. Ma mnóstwo zakamarków, które płatają figle twoim oczom”.
Caroline spuściła wzrok, nie mówiąc ani słowa. Spojrzałam na nią, a serce mi zamarło. Wiedziałam, że nie jest dziewczyną skłonną do fantazjowania. Była pracowita i uczciwa. Nie miała powodu, żeby coś takiego wymyślać. Ale spojrzenie Stevena, jego spokój, sprawiły, że zaczęłam wątpić w siebie. Może miał rację.
Przeprosiłem policję za to, że ich wypuściłem. Poczułem gorzki wstyd. Zapłaciłem Caroline, kazałem jej odpocząć i obiecałem, że zadzwonię, jeśli będę jej potrzebował.
Trzy miesiące później oficjalnie przeszedłem na emeryturę. Koniec z pośpiechem porannym, przygotowując się do pracy, koniec z niekończącymi się spotkaniami, koniec z gonitwą za terminami. Stary dom w moim cichym miasteczku stał się moim światem. Ale zmiana tempa życia sprawiała, że nie mogłem spać. Każdej nocy leżałem bezsennie, wpatrując się w sufit i słuchając tykania zegara w ciemności.
W te noce zacząłem zauważać dziwne dźwięki dochodzące ze strychu. Początkowo były to słabe odgłosy, jakby coś małego przypadkowo upadło na podłogę. Przekonywałem się, że to po prostu wiatr wpadający przez stare okna albo skrzypienie drewna spowodowane pogodą. Ale stopniowo dźwięki stawały się wyraźniejsze, bardziej wyraziste. Słyszałem coś, co przypominało powolne, ciężkie przesuwanie krzesła po podłodze. Potem kroki – lekkie, ale miarowe, jakby ktoś chodził tam i z powrotem. Czasami słyszałem nawet szelest papieru, jakby ktoś cicho przewracał strony książki.
Powiedziałam Stevenowi pewnego ranka, kiedy jedliśmy śniadanie w kuchni. Starałam się mówić spokojnie, ale mimowolnie czułam się nieswojo. „Kochanie, ostatnio słyszę jakieś hałasy na strychu. To nie wiatr. Brzmi, jakby ktoś tam był”.
Steven ziewnął, nie odrywając wzroku od gazety, którą trzymał w rękach. Odpowiedział roztargnionym tonem: „To tylko szczury, Emily. Nasz strych jest stary. Pełno na nim gratów. To raj dla myszy. Jutro kupię pułapki, rozstawię je i to wszystko”.
Następnego dnia, zgodnie z obietnicą, Steven przyniósł do domu kilka dużych metalowych pułapek. Takich, które głośno trzaskają, gdy się zamykają. Postawił je u stóp schodów prowadzących na strych, tuż pod starymi drewnianymi drzwiami. „Proszę” – powiedział, otrzepując ręce. „Teraz możesz spać spokojnie, kochanie”.
O dziwo, potem hałasy całkowicie ustały. Nie było już kroków. Nie było już przeciągania krzeseł. Nie było już szelestu papieru. Odetchnęłam z ulgą, przekonując samą siebie, że Steven miał rację. Może to tylko myszy, a ja martwiłam się na próżno. Ale potem zaczęły się dziać inne dziwne rzeczy. Rzeczy, których nie dało się zignorować.
Pewnego popołudnia kupiłem na lokalnym targu kawałek pikantnej kiełbasy, mojej ulubionej ze względu na intensywny smak. Steven natomiast nigdy nie przepadał za pikantnym jedzeniem. Nawet nie chciał go spróbować. Starannie owinąłem kiełbasę papierem i włożyłem do lodówki, planując delektować się nią przez weekend. Następnego ranka, otwierając drzwi, zamarłem. Brakowało dużego kawałka. Nacięcie było nierówne, jakby ktoś kroił je w pośpiechu.
Zapytałem Stevena, który czytał gazetę w salonie: „Wziąłeś trochę kiełbasy z lodówki?”
Spojrzał w górę, marszcząc brwi, jakby moje pytanie było absurdalne. „Eee, wczoraj miałem ochotę spróbować czegoś pikantnego, więc odciąłem sobie kawałek” – odpowiedział roztargnionym głosem. „Właściwie było dobre”.


Yo Make również polubił
Ta roślina dla mózgu i trawienia
20 wczesnych sygnałów ostrzegawczych, jeśli Twój organizm walczy z malatią
Chleb orzechowy
6 powodów, przez które Twoje stopy są zimne