Jego stopy ślizgały się po glinianych ścianach dołu, nie znajdując oparcia. Pierwsza próba zakończyła się niepowodzeniem; ręce mu się ześlizgnęły i opadł z powrotem na dno, stłumiając przekleństwo. „Przepraszam” – mruknął.
„Teraz jeszcze raz”. Potarł dłonie o spodnie, strzepując z nich brud i ponownie chwycił prowizoryczną linę. Tym razem podciągnął się mocniej, opierając stopy o ściany.
Jednym energicznym ruchem podciągnął się na samą krawędź i przewrócił, ciężko dysząc. Mężczyzna upadł na plecy z wyciągniętymi rękami i leżał tak przez kilka sekund, wpatrując się w niebo. Richard, z radosnym piskiem, skoczył mu na pierś i zaczął lizać twarz.
„Ugh, Rich, zostaw mnie w spokoju!” Mężczyzna machnął słabo ręką, ale w jego głosie słychać było miłość. „Przez ciebie o mało nie wylądowałem w tej dziurze”. W końcu usiadł, strzepując z siebie zaschniętą glinę i liście.
Przyjrzał się uważnie Maryanie; stała kilka kroków od niego i patrzyła na niego nieufnie. „Dziękuję” – powiedział poważnie. „Nie wiem, jak długo jeszcze dałbym radę tam siedzieć”.
„Mam na imię Gleb”. „Gleb Rajewski”. „Maryana” – odpowiedziała dziewczyna po chwili milczenia, nie podając swojego nazwiska.
Gleb skinął głową, akceptując ograniczenie. Przyjrzał jej się: chuda, z nieufnymi szarymi oczami, znoszona, z plecakiem wyraźnie wypełnionym najpotrzebniejszymi rzeczami. Samotna w lesie w środku nocy.
Nie trzeba było detektywa, żeby się domyślić, że ucieka przed czymś. Albo przed kimś. „Czy twoi rodzice wiedzą, gdzie jesteś?” – zapytał ostrożnie.
Maryana spięła się, jej wzrok stwardniał. Pokręciła głową w milczeniu. Gleb nie naciskał.
Zamiast tego wyciągnął portfel z kieszeni spodni. Był mokry, ale pieniądze w środku były suche. „Słuchaj, uratowałeś mnie. Jestem ci winien jedno”.
„Mogę cię zawieźć, dokądkolwiek zechcesz. Albo…” Zawahał się, nie wiedząc, jak zapytać, nie wystraszając dziewczyny. „Może powinienem cię podwieźć do domu?” Maryana ponownie pokręciła głową, tym razem ostrzej.
„Nie idę do domu” – powiedziała cicho. Gleb zauważył, że jej wzrok na chwilę powędrował w stronę plecaka, gdzie spod klapy wystawał kawałek gazety. Najwyraźniej był w nim zawinięty chleb.
Butelka wody. Ciepły sweter. Zapasy człowieka, który nie ma dokąd pójść.
„Uciekłaś z sierocińca?” – zapytał bez ogródek. Maryana zadrżała, zamarła jak zwierzę w świetle reflektorów, po czym powoli skinęła głową. „Nie odsyłaj mnie tam z powrotem!” W jej głosie słychać było tak błagalny ton, że Gleb poczuł ukłucie w piersi.
„Proszę”. „Nie zrobię tego” – odpowiedział. „Jeśli nie chcesz, to nie zrobię”.
Usiadł prosto na trawie, pozwalając dziewczynce zachować dystans. Cofnął się nawet trochę, żeby jej nie spłoszyć. Richard usiadł obok niej, opierając pysk na łapach i obserwując Maryanę swoimi inteligentnymi, paciorkowatymi oczami.
„Słuchaj” – powiedział cicho Gleb. „Nie wyślę cię nigdzie wbrew twojej woli. Ale muszę wymyślić, jak mogę ci pomóc”.
Jest już noc. Jesteś sam. Zmierzasz w nieznane.
„Mam samochód w pobliżu. Mogę cię przynajmniej podwieźć w bezpieczne miejsce”. Maryana zawahała się, przestępując z nogi na nogę.
„Rozumiem, że mi nie ufasz” – kontynuował. „I masz rację. Ja też bym ci nie ufał na twoim miejscu”.
„Zróbmy to tak. Opowiem ci trochę o sobie, a potem zdecydujesz, czy chcesz, żebym ci pomógł”. Zrobił pauzę, zbierając myśli.
Mam młodszą siostrę, Alevtinę. Ma teraz 33 lata. Kiedy miałam dziewiętnaście lat, a ona czternaście, nasi rodzice zginęli w wypadku.
„Zostałem jej opiekunem”. Gleb uśmiechnął się z nutą goryczy. „Wyobraź sobie, dziewiętnastolatek właśnie poszedł na studia i nagle – bum! Jesteś opiekunem, jesteś dorosły, jesteś odpowiedzialny za wszystko”.
To nie było łatwe. Roztargnionym ruchem podrapał Richarda za uchem.
Ali ma problemy. Najpierw alkohol, potem hazard. W wieku dwudziestu trzech lat zaszła w ciążę z mężczyzną, który teraz siedzi w więzieniu za narkotyki.
Urodziłam Milenę, moją siostrzenicę. Ma teraz dziewięć lat. Ali mówi, że z tym skończyła, ale… Westchnął.
Generalnie opiekuję się nią i Mileną. Nie zawsze mi się to udaje, ale staram się.
Maryana słuchała, nie przerywając. Kiedy mówił, podeszła bliżej, nieświadomie, i stanęła kilka kroków od Gleba, nieświadomie głaszcząc Richarda, który do niej podbiegł. „A ty?” – zapytał cicho Gleb.
„Możesz mi powiedzieć, co się stało?” „Obiecuję, że nigdzie cię nie zaciągnę. Chcę tylko wymyślić, jak ci pomóc”. Maryana opadła na trawę, obejmując kolana.
Przerwa się przedłużała i Gleb myślał, że nie odpowie, ale nagle cichy głos przerwał ciszę nocy: „Moja matka utonęła. Pięć lat temu.
„Byłem z nią. Widziałem, jak…” Głos się urwał. Gleb się nie spieszył, dając jej czas.
Mój ojciec odmówił przyjęcia mnie. Miał nową rodzinę. Tak trafiłem do sierocińca.
Pięć lat tam. To… nie jest miejsce do życia. To miejsce do przetrwania.
Spojrzała na Gleba, a on dostrzegł w jej oczach odbicie księżyca i bólu, więcej niż powinna widzieć dwunastolatka. Żanna Borisowna, reżyserka. Ona.
Mówi, że nikomu się nie przydasz, nawet własnym rodzicom. Codziennie. I zaczynasz w to wierzyć.
Marya zacisnęła pięści, aż zbielały jej kostki. Nie mogłem już tego znieść. Uciekłem tej nocy.
Zostawiłam swoje rzeczy nad rzeką, list. Żeby pomyśleli… Że utonęłam, jak mama. Wtedy nie szukaliby mnie.
Mówiła coraz szybciej, jakby bała się zmienić zdanie. Chciałem dotrzeć do jakiejś wioski. Daleko od miasta.
Znajdź osoby starsze, które potrzebują pomocy. Pracuj za jedzenie i schronienie. Do 18 lat.
A potem? A potem jakoś tak. Gleb słuchał, a z każdym słowem narastało w nim uczucie ciężaru. Przed nim siedziała dziewczyna w wieku jego siostrzenicy.
Dziewczyna, która uznała, że lepiej udawać samobójstwo i włóczyć się po wioskach, pracując za jedzenie, niż tkwić w państwowej instytucji przeznaczonej do opieki nad dziećmi. I jak można sobie wyobrazić Milenę w takiej sytuacji? Gdyby go nie było, gdyby Alia kompletnie oszalała. Czy jej siostrzenica trafiłaby w to samo miejsce?
Aż strach pomyśleć. A ta dziewczyna właśnie uratowała mu życie. Wyciągnęła go z dziury, w której mógł utknąć do rana, a może i dłużej.
I teraz spojrzała na niego wzrokiem, w którym Nadieżda walczyła z nieufnością. Nagle Glebowi przyszedł do głowy pewien pomysł. Przypomniał sobie dom swoich dziadków w Zarzeczu.
Dom stoi pusty od trzech lat. Szkoda go burzyć; jest tam tyle wspomnień, tyle rzeczy po babci, których nie potrafię wyrzucić. Sprzedać go jest niemożliwe.
Komu potrzebny jest stary dom w umierającej wiosce? Ale oddać go. „Słuchaj” – powiedział, wciąż niepewny, czy postępuje właściwie. „Mam pomysł”.
Może to głupie, ale… Mam dom. Ten w Zarzeczu. Stary, mojego dziadka…
Yo Make również polubił
75 motocyklistów pojawiło się na pogrzebie mojej siostry — to, czego dowiedzieliśmy się o jej spuściźnie, zmieniło wszystko, co o niej wiedzieliśmy
Ciasto czekoladowe z karmelem orzechowym
Wykluczyłam dzieci mojej synowej ze spotkań rodzinnych” – przepis na konflikt, który może ugotować całą rodzinę
Ile jajek dodać do kotletów mielonych? Zapamiętajcie tę zasadę, a zawsze wam wyjdą