Bogaty biznesmen, z litości, oddał klucze do starego domu w odległej wiosce bezdomnemu sierocie… A gdy pół roku później przybył na miejsce, zamarł na widok tego, co zobaczył… – Page 5 – Pzepisy
Reklama
Reklama
Reklama

Bogaty biznesmen, z litości, oddał klucze do starego domu w odległej wiosce bezdomnemu sierocie… A gdy pół roku później przybył na miejsce, zamarł na widok tego, co zobaczył…

Maryana przełknęła ślinę. Oto jest. Pierwszy test.

Mamo. Ona odpoczywa, zaczęła ostrożnie. Ona.

Jest chora. Ma gruźlicę. Przyjechaliśmy tu, bo lekarze powiedzieli, że potrzebujemy świeżego powietrza, natury.

Dali jej sześć miesięcy, może rok. Spuściła wzrok, żeby rozmówca nie zauważył kłamstwa. Jej sierocińcowy instynkt podpowiadał jej, że jeśli będzie grała na litości, będą żądać mniej.

„Och, co za tragedia!” Olesia Pietrowna zacisnęła dłonie. „A gdzie jest ojciec?” Zmarł. Przynajmniej to było bliskie prawdy.

Nie umarł, ale zniknął z jej życia równie nieodwołalnie. „Biedna dziewczyno!” Olesia Pietrowna pokręciła głową. „A ile dokładnie masz lat?” „Dwanaście”.

Maryana kopała ziemię motyką. „I sama z chorą matką?” „A gdzie są twoi krewni?” „Daleko” – westchnęła Maryana. „Na Syberii”.

„Och!” Olesia Pietrowna pokręciła zamyślona głową. „I przyjdź do mnie, jeśli będziesz czegoś potrzebować. Pomogę ci, jak tylko będę mogła”.

Przyniosę świeże mleko. Mam kozę, Zorkę. I własne ziemniaki i ogórki.

„Nie bądź nieśmiały”. „Dziękuję” – Maryana spojrzała w górę. „Mogę ci pomóc we wszystkim.

„Z ogrodem. Albo wokół domu”. „W porządku” – uśmiechnęła się Olesya Petrovna.

„To samo w sobie może być dla mnie trudne. Zawsze potrzebuję pomocy”. Tak rozpoczęła się nowa relacja, szczera wymiana zdań oparta na małym kłamstewku.

Maryana pomagała Olesi Pietrownie w ogrodzie, przynosząc wodę ze studni i karmiąc kury. W zamian dostawała świeże jajka, mleko i warzywa z ogrodu. Widziała, że ​​starsza kobieta podejrzewa, że ​​coś jest nie tak, ale taktownie nie zadawała pytań.

Wkrótce wiejskie radio, jedyny środek komunikacji działający niezawodnie w każdą pogodę, rozniosło wieść o dziewczynce opiekującej się chorą matką. Inni starsi również zaczęli zapraszać Maryanę do pomocy, rąbania drewna lub naprawy płotów. Płacili, czym mogli: jedzeniem, starymi, ale wciąż solidnymi ubraniami, a czasem drobnymi monetami.

W październiku, podczas eksploracji domu, Maryana odkryła prawdziwą skarbnicę w starej komodzie. Motek wełnianej włóczki, druty o różnych rozmiarach, szydełka, a nawet małe krosno tkackie. Jej palce naturalnie sięgnęły po znane narzędzia.

Nauczyła ją robić na drutach Marina Pietrowna, liderka klubu dziewiarskiego w sierocińcu – jedyne miejsce, w którym Maryana czuła się wolna, gdzie mogła stworzyć coś własnego. Marina Pietrowna do złudzenia przypominała matkę, być może w sposobie układania włosów, a może w intonacji. Maryana była jedną z najlepszych w klubie, ale…

Potem Marina Pietrowna poszła na urlop macierzyński, a nowa dyrektorka klubu pracowała tylko z dziewczynami startującymi w zawodach miejskich. Maryany wśród nich nie było. Jej pierwsza próba robienia na drutach zakończyła się porażką; jej ręce straciły wprawę, oczka były nierówne, a wzór pękał po każdym rzędzie.

Stopniowo jednak umiejętność ta powracała. Wieczorami, po skończeniu wszystkich codziennych obowiązków, Maryana siadała przy piecu i robiła na drutach, a druty cicho brzęczały w półmroku. Pierwszą serwetkę dała Olesi Pietrownie w podziękowaniu za jej dobroć i ciche zrozumienie.

Starsza kobieta wzruszyła się do łez, oglądając tę ​​delikatną robotę. Co za mistrzyni! Była zachwycona. Dawno nie widzieliśmy takich serwetek w naszej okolicy.

Czy wiesz, że można je sprzedać? Mnóstwo ludzi sprzedaje je przy autostradzie, niektórzy sprzedają filcowe buty, inni mleko. Mieszkańcy miast chętnie je kupują, zwłaszcza w okolicach Nowego Roku. Za takie cudeńka zapłacą krocie.

Pomysł przykuł uwagę Maryany. Do listopada wydziergała wystarczająco dużo rzeczy na swoją pierwszą wyprawę handlową. Z desek zbudowała prostą tacę, znalazła w domu stary stołek i rozłożyła na nim czystą szmatkę.

Rozłożyła swoje skarby: wzorzyste serwetki, skarpetki, szaliki, a nawet parę wzorzystych rękawiczek. Pierwszy dzień na autostradzie był przerażający. Każdy przejeżdżający samochód wydawał się zagrożeniem, każdy zwalniający kierowca potencjalnym informatorem.

Stopniowo jednak strach ustąpił miejsca ekscytacji biznesowej. Do wieczora sprzedała trzy pary skarpetek i jedną serwetkę, zarabiając prawie 700 rubli. W warunkach wiejskich to fortuna.

W ten sposób wykształcił się nowy rytm jej życia: pomoc starszym w ciągu dnia, robótki na drutach wieczorami, a raz w tygodniu handel na gościńcu. W grudniu zarabiała 3000-4000 rubli miesięcznie, nie licząc wymiany barterowej z mieszkańcami wsi.

Zima nadeszła niespodziewanie, pokrywając w nocy tereny za rzeką grubą warstwą śniegu. Maryana stawiła jej czoła w pełni przygotowana. Zgromadzono drewno na opał, naprawiono dachy, uszczelniono okna na zimę.

Nauczyła się rozpalać piec, utrzymując stały ogień godzinami. Nauczyła się rąbać drewno, machając nim prawidłowo, aby nie nadwyrężać pleców. Nauczyła się odśnieżać, wybierając optymalną trasę, aby uniknąć konieczności dwukrotnego przenoszenia śniegu.

To było fizycznie trudne, ale to było zdrowe, porządne zmęczenie. Nie to wyniszczające wyczerpanie, które wiązało się z nieustannym narzekaniem, obelgami i ciągłą potrzebą bycia czujnym w sierocińcu. Tutaj ciało było zmęczone, ale dusza odpoczywała.

Wieczorami, gdy wczesnozimowy zmierzch zapadał nad wioską, Maryana zapalała lampę naftową – prąd był, ale słaby. Oszczędzała też pieniądze i czytała książki znalezione w domu. Stare wydania z pożółkłymi kartkami. Ich spokojny, pewny siebie styl działał jak lekarstwo.

W tych książkach natura była żywa, zrozumiała i znajoma. Tak jak Maryana czuła ją teraz, za rzeką. Tylko koszmary trwały.

Co tydzień, a czasem częściej, budziła się zlana zimnym potem z tego samego snu. Jej matka tonęła, wyciągała ręce, wołając ją po imieniu, ale ona, Maryana, nie mogła się powstrzymać, nie mogła się nawet ruszyć. W takich chwilach przytulała poturbowanego zająca i szeptała do niego, jedynego świadka jej słabości: „Wybacz mi, mamo! Wybacz, że cię nie uratowałam! Wujku Glebie, patrz, narysowałam nas!”. Milena z dumą wyciągnęła kartkę ze swojego szkicownika, na której w jaskrawych kolorach narysowane były trzy postacie.

Wysoki mężczyzna, kobieta o długich blond włosach i mała dziewczynka pośrodku. Wszyscy troje trzymali się za ręce i uśmiechali. Gleb podniósł wzrok znad laptopa, na którym przeglądał kwartalne raporty firmy, i uśmiechnął się.

Biuro domowe to odwieczna historia przedsiębiorcy średniego szczebla, gdzie przestrzeń osobista i robocza zacierają się do tego stopnia, że ​​stają się nieodróżnialne. Wyszło świetnie; potargał włosy siostrzenicy. Mama wyglądała wyjątkowo pięknie.

„Zrobiłam to celowo!” Milena wdrapała się na jego kolana i zwinęła w kłębek, zupełnie jak mała dziewczynka. „Jest naprawdę śliczna, prawda?” „Bardzo” – zgodził się Gleb, patrząc w stronę kuchni, gdzie Alevtina przygotowywała obiad, popijając coś pod nosem. Trzypokojowe mieszkanie w osiedlu Parkowaja było ich domem od trzech lat.

Typowy układ nowego domu, standardowe remonty od dewelopera i meble z IKEA. Gleb zawsze chciał zrobić coś bardziej konkretnego, ale nigdy się do tego nie zabrał. I tak naprawdę nie widział w tym sensu.

Wynajął mieszkanie, woląc inwestować w biznes niż w kredyt hipoteczny. Transit, jego pomysł, mała firma logistyczna, działała stabilnie, ale bez większych wzlotów i upadków. Ostatni rok był szczególnie trudny.

Konkurencja rosła, ceny paliw rosły, a liczba kontroli przeprowadzanych przez różne urzędy podwoiła się. Zyski spadały, ale Gleb trzymał się – dla siebie, dla siostry, dla Mileny. Zwłaszcza dla Mileny.

Alevtina weszła do pokoju, wycierając ręce w fartuch. „Obiad za piętnaście minut” – powiedziała. „Milena, chodź umyć ręce”.

Jego siostrzenica zeskoczyła z kolan Gleba i wybiegła z pokoju. Alevtina usiadła na sofie obok brata. „Jak tam w pracy?” – zapytała, a Gleb wyczuł w jej głosie niezwykłe napięcie.

„Dobrze” – odpowiedział, uważnie przyglądając się siostrze. „Jak zwykle. Spędzasz czas?” Alevtina skinęła głową, gniotąc brzeg fartucha.

„Gleb, słuchaj. Potrzebuję pieniędzy”. „Tylko trochę.

„Pięć tysięcy”. Nowa kurtka dla Mileny, stara była kompletnie zniszczona. Gleb zmarszczył brwi.

Coś w tonie siostry wzbudziło w nim niepokój. Przez ostatnie dwa lata Alevtina była porządną kobietą, nie piła, nie uprawiała hazardu i była wzorową matką. Ale słyszał to zdanie: „Potrzebuję pieniędzy”, a potem zapewnienia o dobrych intencjach, zbyt wiele razy w ciągu ostatnich dziesięciu lat, by uwierzyć w nie bezwarunkowo…

zobacz więcej na następnej stronie Reklama
Reklama

Yo Make również polubił

Czym jest półpasiec i jakie są objawy tej choroby?

Powikłania, których należy unikać za wszelką cenę Półpasiec to nie tylko choroba skóry, ale także zaburzenie nerwów. Jeśli infekcja nie ...

Syn stowarzyszenia HOA Karen ukradł lamborghini czarnoskóremu mężczyźnie i je rozbił – stowarzyszenie HOA Karen przyszło i zażądało od niego zapłaty za szkody…

„Czy zdajesz sobie sprawę, co mogłeś zrobić?” – zapytał cicho Julian. „Mógłeś zginąć lub kogoś innego zranić”. Dylan wzruszył ramionami ...

Moja teściowa krzyknęła, że ​​moja córka nie jest córką mojego męża podczas kolacji z okazji Dnia Ojca i pokazała test DNA – reakcja mojej mamy sprawiła, że ​​zbladła

Tylko dla zobrazowania „Biedactwo, biedactwo! Oczywiście, Willa nie jest córką Jamesa”. Potem mama kontynuowała. „James jest bezpłodny, Evelyn. Od lat” ...

Leave a Comment