Bogaty biznesmen, z litości, oddał klucze do starego domu w odległej wiosce bezdomnemu sierocie… A gdy pół roku później przybył na miejsce, zamarł na widok tego, co zobaczył… – Page 6 – Pzepisy
Reklama
Reklama
Reklama

Bogaty biznesmen, z litości, oddał klucze do starego domu w odległej wiosce bezdomnemu sierocie… A gdy pół roku później przybył na miejsce, zamarł na widok tego, co zobaczył…

„Oczywiście” – powiedział. „Zdejmę to jutro”. „Co, nie masz własnych? Miałeś dorywczą pracę w studiu.

Jest opóźnienie, Alevtina nie patrzyła mu w oczy. „Oddam później, tak szybko, jak to możliwe”. „No, daj spokój” – Gleb machnął ręką.

„Jakie rachunki wyrównywać?” Dla Mileny nic nie stanowiło problemu. Tego wieczoru, kiedy Alevtina i jej córka spały, Gleb po cichu wślizgnął się do pokoju siostry. Nienawidził siebie za to, za kontrolę, za kontrolę, za nieufność.

Ale było zbyt wiele niepowodzeń, zbyt wiele obietnic, które zostały zniweczone przez rzeczywistość. W szafie, pod stertą swetrów, znalazł kopertę z rachunkami. Mikropożyczki.

Pięć z nich, każdy poniżej dziesięciu tysięcy. W sumie pięćdziesiąt tysięcy. I to tylko te, o których słyszał.

Tego ranka, przy śniadaniu, Gleb położył kopertę na stole między nimi, czekając, aż Milena pójdzie do swojego pokoju, żeby przygotować się do szkoły. „Co to jest?” Alevtina zbladła, rozpoznając kopertę. „Powiedz mi!” Gleb spojrzał jej w oczy.

„Aleczka, obiecałaś!” „Co się stało?” „Znowu kasyno?” „Nie!” Alevtina podniosła głowę. „Przysięgam. Nie grałam.

To… Potrzebowałem pieniędzy na ubrania dla Mileny. Nie chciałem cię prosić, bo już się ociągasz. Myślałem, że dam sobie radę sam.

Alya! To prawda! – W jej oczach pojawiły się łzy. – Nie straciłam panowania nad sobą. Po prostu… To było głupie.

„Ale spłacę to” – westchnął Gleb. „Spłacę te pożyczki. Ale, Alya, proszę, żadnych sekretów.

„Jesteśmy rodziną. Razem przez to przejdziemy, wiesz?” Alevtina skinęła głową, ocierając łzy. „Żadnych sekretów.

„Obiecuję!” Chciał jej wierzyć. Naprawdę chciał. Luty 2024 roku okazał się mroźny.

Gleb wracał do domu po trudnym spotkaniu z dostawcami. Ceny znów wzrosły, a rynek morsów spadał. Trzeba było coś z tym zrobić.

Z trudem wspiął się na siódme piętro. Winda, jak na złość, była nieczynna od dwóch tygodni, więc otworzył drzwi mieszkania. Korytarz był ciemny i cichy.

Było za cicho. Zwykle o tej porze Milena wracała już ze szkoły artystycznej, a z głośników leciała jej ulubiona muzyka. „Halo! Milena!” zawołał, zapalając światło.

Z głębi mieszkania nie dobiegał żaden dźwięk. Gleb wszedł do salonu; był pusty. W kuchni też nikogo nie było.

W końcu, zaglądając do sypialni siostry, zobaczył ją i Liftinę siedzącą na podłodze, obejmującą kolana. Twarz miała opuchniętą od płaczu, a oczy zaczerwienione. „Alya! Co się stało?” Gleb usiadł obok niej.

„Jesteś chory? Gdzie Milena?” Liftina w milczeniu podała mu kartkę papieru. „Zwykły wydruk komputerowy, czarno-biały. Twoja córka jest z nami.

„Moja matka jest mi winna 2,7 miliona. Oddamy jej w ciągu dwóch tygodni po spłacie całości. Zadzwoń na policję, a więcej jej nie zobaczysz”.

Świat zawirował. Gleb nie mógł sobie przypomnieć, jak znalazł się na podłodze obok siostry. Krew odpłynęła mu z twarzy, a w uszach zaczęło dzwonić.

„Ile?” – wydusił. „Ile jesteś winien?” Ale Liftina nie mogła wykrztusić słowa. Jej usta drżały, a z gardła wydobywał się tylko cichy szloch.

„Ile?” powtórzył Gleb, nie rozpoznając własnego głosu, obcego i mechanicznego. „Dwa miliony siedemset tysięcy” – wyszeptała w końcu Liftina. Gleb spojrzał na siostrę, a świat, który tak długo i pieczołowicie budował, rozpadł się w jego wnętrzu.

Świat, w którym Liftina pokonała uzależnienie, w którym byli szczęśliwi, choć nie do końca zwyczajną rodziną. Świat, w którym Milena była bezpieczna. „Kiedy?” – zapytał, zaskoczony własnym spokojem.

„Kiedy znowu zaczęłaś grać?” „Trzy miesiące temu”. Liftina zakryła twarz dłońmi. „Spotkałam Lidę, pamiętasz, pracowałyśmy razem.

Powiedziała, że ​​zna miejsce, gdzie mógłbym szybko zarobić. Poszedłem. Tylko żeby się rozejrzeć.

A potem… potem… – Wybuchnęła płaczem, chowając twarz w kolanach. Gleb milczał. Nie krzyczał, nie przeklinał.

To właśnie najbardziej przerażało Liftina – jego nienaturalny spokój. „Sprzedam wszystko” – powiedział w końcu cicho, przeraźliwie cicho. „Biznes, samochód.

Mieszkanie nie jest moje, ale sprzedam meble. Zbiorę około dwóch milionów. Reszta to pożyczki.

Dwa miliony siedemset tysięcy. Rozumiesz, że wyrzucą nas na ulicę? Że nie będziemy w stanie zapłacić czynszu? Że będę musiała zaczynać od zera w wieku 38 lat? Rozumiesz? – szlochała Liftina, ocierając łzy. – Nie chciałam.

Myślałem, że odzyskam pieniądze. W Fortunie obiecali mi, że odzyskam wszystko w jeden wieczór. Pożyczyli mi pieniądze, mówiąc: „Pech dzisiaj, powodzenia jutro”.

„Daj mi ten numer” – przerwał jej Gleb, wskazując na karteczkę z groźbą. Liftina wyciągnęła z kieszeni dżinsów zmiętą karteczkę z numerem telefonu. Gleb wyjął telefon i wybrał numer.

Długi sygnał, potem kliknięcie i męski głos, zaskakująco spokojny i rzeczowy. „Słucham”. „Tu Gleb Raevsky” – przedstawił się.

„Brat Aliftiny”. „O czym?” „Od dawna”. „Słucham” – powtórzył głos, nie okazując ani zaskoczenia, ani emocji.

„Spłacę dług” – powiedział Gleb. „W całości”. „Ale potrzebuję czasu”.

– Dwa tygodnie. – Pauza. – Potem.

— Dwa tygodnie. — Dziewczyna będzie bezpieczna, jeśli pieniądze dotrą na czas. — Jeśli nie, przeszukaj las.

Gleb zacisnął zęby tak mocno, że aż mu mięśnie szczęki zadrżały. „Rozumiesz” – powiedział. „Dwa tygodnie”.

„Już ani dnia”. „Rozumiem” – odpowiedział głos. „Czekam na twój telefon”.

Gleb się rozłączył. Odwrócił się do siostry, która patrzyła na niego z mieszaniną nadziei i strachu. W jego oczach nie było gniewu ani wyrzutu, tylko niekończące się zmęczenie i determinacja.

„Jeśli coś się stanie Milenie” – powiedział cicho – „nie wiem, co zrobię”. „Ale na pewno nie mogę już z tobą mieszkać”. Alevtina płakała jeszcze głośniej, ale Gleb nie spieszył się, żeby ją pocieszyć, jak to zwykle robił.

Wstał, poszedł do kuchni i nalał sobie wody. Ręce mu się trzęsły, ale głowa pracowała sprawnie i metodycznie. Lutowy zmierzch nagle zapadł nad miastem, jakby ktoś narzucił na ziemię ciemny koc.

Śnieg, padający grubymi płatkami przez cały dzień, tłumił dźwięki, tworząc wrażenie nierealności. Milena stała przy wejściu do szkoły artystycznej, obserwując, jak jej oddech zamienia się w obłok pary. Zegar wskazywał 18:30.

Zadrżała, zakopując się głębiej w różowej kurtce. Na zaparowanej szybie drzwi Milena rysowała niewidzialne wzory, przeplatające się linie podobne do tych, które pokazał jej wujek Gleb, wyjaśniając, jak działają drogi i skrzyżowania. Logistyka to skomplikowane słowo, ale Milena była dumna, że ​​zna jego znaczenie.

Siergiej, kierowca, spóźnił się. To było nietypowe; zazwyczaj przyjeżdżał punktualnie, żartował z niemieckiej punktualności i pomagał nieść ciężki album. Milena sprawdziła telefon; nie było żadnych wiadomości.

Połączenie było niestabilne z powodu śnieżycy. Szkoła była pusta, z wyjątkiem ochroniarza na parterze. Mogli wrócić do środka i poczekać w cieple, ale ich dziewięcioletnia duma na to nie pozwoliła.

Już się ze wszystkimi pożegnała, powiedziała, że ​​ją zabiorą. Powrót byłby głupotą. Milenoczka? Kobiecy głos wyrwał ją z zamyślenia.

Podszedł do niej nieznajomy w średnim wieku, otulony ciemną kurtką puchową. Jej ciemne włosy wystawały spod zawiązanego kapelusza, a na twarzy malował się przyjazny uśmiech. „Jestem z Gleba Michajłowicza” – kontynuowała kobieta, zatrzymując się kilka kroków od niej.

Poprosił mnie, żebym cię odebrał. Siergiej utknął w korku na obwodnicy. Pogoda jest okropna.

Milena się spięła. Jej wujek nauczył ją nie ufać obcym, nawet jeśli wydawali się mili. Ale kobieta znała imię jej wujka, znała Siergieja i… „Wujek Gleb prosił mnie, żebym ci powiedziała, że ​​przyniesie ci nowe akwarele” – dodała kobieta, jakby odczytując jej wątpliwości.

Dokładnie te, o których mówiłeś w zeszłym tygodniu. Osiemnaście kolorów. To załatwiło sprawę.

Tylko jej matka, wujek i nauczyciel wiedzieli o farbach. Milena skinęła głową, poprawiła kapelusz i zrobiła krok naprzód. „A kim pani jest?” zapytała, idąc za kobietą do ciemnoszarego SUV-a zaparkowanego nieco dalej…

Koleżanka twojego wujka, kobieta otworzyła tylne drzwi. Wchodź szybko, bo zamarzniesz. Ogrzewanie jest włączone.

Ciepło samochodu otuliło Milenę, gdy rozsiadła się na tylnym siedzeniu. Kobieta obeszła samochód i wsiadła za kierownicę. Milena dostrzegła mężczyznę na przednim siedzeniu pasażera, ale w słabym świetle nie mogła dostrzec jego twarzy.

„Zapnijcie pasy” – krzyknęła kobieta przez ramię. Milena sięgnęła po pas i w tym momencie wszystko się zmieniło. Mężczyzna odwrócił się błyskawicznie, a w jego dłoniach błysnęła ciemna torba.

Sekundę później świat pogrążył się w ciemności, a ciężka tkanina zakryła jej głowę, ściskając gardło. „Cicho bądź, bo będzie gorzej” – syknął gdzieś bardzo blisko męski głos. Milena sapnęła z przerażenia.

Samochód ruszył, nabierając prędkości. Dziewczyna próbowała zerwać torbę, ale mężczyzna złapał ją za ręce i związał nadgarstki czymś twardym, plastikową opaską zaciskową albo liną. „Nie ruszaj się” – ostrzegł.

„Nic ci się nie stanie, jeśli mama spłaci dług”. „Dług? Jaki dług?” W głowie Mileny pojawiły się strzępki podsłuchanych rozmów. Mama płacze w nocy.

Wujek rozmawiający o mikropożyczkach. Niespokojne spojrzenia, które wymieniali, gdy myśleli, że nie patrzy. Czas się dłużył, tracił sens.

Minuty zamieniły się w godziny, a może godziny w minuty. Milena próbowała liczyć zakręty, pamiętać kierunki, tak jak nauczył ją wujek podczas leśnych wędrówek, ale szybko straciła orientację. Strach ustąpił miejsca odrętwieniu.

Kiedy samochód w końcu się zatrzymał, dziewczyna zamarła. Drzwi zatrzasnęły się. Cisza.

Potem rozległ się kolejny huk i czyjeś ręce chwyciły ją i wyciągnęły z samochodu. Zimne powietrze przedarło się przez jej kurtkę, przyprawiając ją o dreszcze. „Siedź spokojnie” – syknął męski głos.

Milena poczuła, że ​​siedzi na czymś twardym, ławce albo pniaku. Torba została zdjęta, a jasne światło uderzyło ją w oczy. Mrugając, zobaczyła, że ​​jest na leśnej polanie.

Reflektory oświetlały zaspy i nagie pnie drzew. Dwóch mężczyzn stało kilka kroków dalej, paląc papierosy i cicho rozmawiając. Kobiety nigdzie nie było widać.

Szef powiedział: „Zatrzymamy cię na dwa tygodnie” – usłyszała Milena. „Jeśli nie dostanę pieniędzy, zostawimy cię tutaj. Natura zrobi swoje”.

„To trochę za surowe, nawet jak na Larin” – odpowiedział drugi, niższy mężczyzna. „To tylko dziecko”. „No cóż, niech jej matka spłaca długi” – wzruszył ramionami pierwszy.

„Idę do samochodu, jest zimno”. „Ty patrz”. Milena zamarła.

„Czy oni ją zabiją? Po prostu zostawią w lesie, żeby zamarzła?” Panika zalała ją niczym dusząca fala. „Myśl” – nakazała sobie w myślach głosem wujka Gleba. Panika nikomu nie pomogła.

Milena rozejrzała się. Samochód stał zaparkowany jakieś pięć metrów dalej, jego silnik cicho mruczał. Jeden z porywaczy zniknął już w środku, drugi krążył w pobliżu, dopalając papierosa.

Ręce dziewczynki były wolne; opaski zaciskowe musiały zostać zdjęte, kiedy wyciągali ją z samochodu. Jej kapelusz gdzieś zaginął, może w samochodzie, może kiedy zdejmowali torbę. „Przeżyj” – wyszeptał głos w jej głowie.

„Za wszelką cenę”. Zbierając wszystkie siły i starając się zachować ciszę, Milena zsunęła się z pnia i pobiegła w stronę drzew, oddalając się od samochodu. Śnieg głucho chrzęścił pod stopami, ale ryk silnika zagłuszał dźwięki.

Udało jej się przebiec jakieś dziesięć metrów, zanim usłyszała krzyk. „Hej! Stój!” Nie oglądając się za siebie, Milena pobiegła głębiej w las. Jej stopy zapadły się w głęboki śnieg, oddech stał się ciężki, a w boku poczuła kłujący ból.

Upadła, podniosła się i znowu pobiegła. Za sobą usłyszała przekleństwa, chrzęst śniegu, a potem strzał, który poderwał jej serce do gardła. Strach dodał jej sił.

Nie patrząc, dokąd idzie, potykając się o zaśnieżone konary, Milena biegła, aż paliły ją płuca. W końcu, wyczerpana, padła pod gęstym krzakiem i zakopała się w śniegu, próbując stać się niewidzialną. Minuty ciągnęły się w nieskończoność.

Gdzieś w oddali słychać było głosy i trzask gałęzi. Między drzewami migotały promienie latarek. Milena skuliła się mocno, zakrywając usta dłonią, żeby nie stracić oddechu.

„Do diabła z nią!” wiatr niósł fragment zdania. „Ona i tak nie przeżyje w lesie. Powiemy szefowi, że uciekła, niech myśli, że wilki ją zjadły”.

„A jeśli nas znajdą? Kto nas znajdzie? Zima, śnieżyca, zatrze wszelkie ślady. I nikt nie zapuszczałby się w tak odległe miejsce. Chodźmy!” Stopniowo dźwięki cichły.

Milena nie drgnęła, bojąc się uwierzyć, że jest uratowana. Dopiero gdy w lesie zapadła całkowita cisza, odważyła się wyjrzeć ze swojego schronienia. Wokół nie było żywej duszy, tylko śnieg i drzewa.

Zimno przenikało ją aż do kości. Ręce miała niemal zdrętwiałe, nogi jakby zamarzły. Musiała się ruszyć, znaleźć schronienie, ale dokąd? Milena zmusiła się, żeby wstać.

Nogi odmówiły jej posłuszeństwa i upadła z powrotem w śnieg. Łzy napłynęły jej do oczu. Pomyślała o matce, o wujku Glebie.

Czy to naprawdę możliwe, że już nigdy się nie zobaczą? „Nie poddawaj się!” – szepnął jej wewnętrzny głos. „Jesteś silna! Dasz radę!”. Zebrawszy resztki sił, doczołgała się do najbliższego drzewa i oparła o pień. Po krótkim odpoczynku spróbowała wstać.

Tym razem się udało. Chwiejąc się, Milena zrobiła kilka kroków, potem coraz więcej. Nie pamiętała, jak długo wędrowała po lesie.

W pewnym momencie zaczęła powtarzać sobie mantrę swojego wujka, krok po kroku: „Po prostu zrób następny krok”. W końcu, wyczerpana, Milena wpełzła pod rozłożysty krzak i zwinęła się w kłębek, próbując się ogrzać.

Chłód ją ukołysał, przywołując delikatną ciemność, wolną od strachu i bólu. Milena zamknęła oczy. Jej ostatnią myślą, zanim straciła przytomność, było: „Przepraszam, wujku Glebie”.

Próbowałem. Milion pięćset tysięcy. Gleb zapisał tę liczbę w swoim notesie, zakreślił ją i wpatrywał się w nią bez wyrazu.

Na zewnątrz, minął trzeci dzień od porwania Mileny. Trzeci dzień bez snu, napędzany kawą i adrenaliną. Gleb siedział przy komputerze w swoim domowym biurze, sporządzając listy tego, co mógł sprzedać, ile mógł dostać i gdzie zdobyć resztę.

Transit, jego pomysł, duma, mógł zostać sprzedany za półtora miliona. Szybka sprzedaż, praktycznie za bezcen. Wszystkie te lata pracy, wszystkie nieprzespane noce, wszystkie ryzykowne decyzje – wszystko to zostało przeliczone na suchą kwotę na papierze.

Samochód, używany Volkswagen, kosztował maksymalnie czterysta tysięcy. Miał trzysta tysięcy oszczędności, które odkładał na edukację Mileny na czarną godzinę. Teraz nadszedł ten dzień i nie mógł być już ciemniejszy.

Razem – siedemset tysięcy. Brakuje ośmiuset. Gleb przetarł bolące oczy.

Pożyczki. Może zaciągnąć pożyczki na swoje nazwisko w wysokości od pięciuset do ośmiuset tysięcy. Jego historia kredytowa jest nienaganna, więc nie powinno być żadnych problemów.

Ale jak miał to spłacić? Bez firmy, bez dochodów? Straszna prawda wyszła na jaw, gdy zobaczył kolumny liczb. Nawet jeśli udałoby mu się zebrać pieniądze, po spłacie zostałby z niczym. Bez mieszkania, bez pracy, bez pieniędzy…

zobacz więcej na następnej stronie Reklama
Reklama

Yo Make również polubił

Wykwintny Przepis na Ribeye-Steak – Rozkosz Dla Podniebienia!

Podgrzej piekarnik: Ustaw temperaturę piekarnika na 200°C. Smażenie: Na patelni żeliwnej rozgrzej odrobinę oliwy na dużym ogniu. Posól i popieprz ...

Zaskakujący Przepis na Zucchini z Szynką i Serem! Odkryj Sekret, Który Oczaruje Twoje Podniebienie!

1. Przygotowanie cukinii: Najpierw dokładnie umyj cukinie, usuń końcówki, a następnie pokrój je wzdłuż na cienkie plastry o grubości około ...

9 objawów niedoboru witaminy B12!

Choroby układu pokarmowego: Choroby takie jak choroba Leśniowskiego-Crohna czy celiakia upośledzają zdolność organizmu do wchłaniania witaminy B12. Operacje przewodu pokarmowego: ...

Miałam poślubić mężczyznę moich marzeń, gdy zatrzymał mnie nieznajomy i powiedział: „On nie jest tym, za kogo go uważasz” – Historia dnia

Tylko w celach ilustracyjnych. | Źródło: Midjourney Otworzyłem oczy i zobaczyłem kobietę. Wyglądała na zmęczoną i wyczerpaną. Jej ubranie luźno ...

Leave a Comment