„A teraz, jak się okazuje, zostało mi już niewiele czasu. Mamo, co ty mówisz?” Maksym nagle zmienił ton, ale bardziej zirytowany niż zaniepokojony. „Musisz iść do lekarza, a nie siedzieć w domu i czekać na cud”.
„Wiem, że masz rację, synu. Ale czy nie moglibyśmy zostać tutaj, w domu? Chciałbym być z tobą, choćby tylko przez te ostatnie kilka dni”. Maksym ciężko westchnął.
„Mamo, to nie podlega dyskusji. Porozmawiam z Nataszą i coś załatwimy”. „Maxim, ale ja nie chcę”.
Vera zaczęła, ale jej przerwał. „Mamo, wystarczy. To dla twojego dobra.
„Dobrze, oddzwonię”. Pół godziny później zadzwoniła córka Very, Natalia. W jej głosie słychać było zarówno swobodną troskę, jak i lekką irytację.
„Mamo, Maksym powiedział, że czujesz się bardzo źle. Umówiliśmy się już, że zabiorą cię do kliniki. Tam cię zbadają i będą cię obserwować”.
„Natasza, dlaczego?” błagała Wiera. „Po prostu chciałam być z tobą”. „Nie mogę zostać w domu?” „Mamo, nie bądź uparta” – warknęła Natalia.
Maxim i ja już wszystko postanowiliśmy. Dom to nie miejsce na leczenie. Lepiej będzie, jeśli trafisz do kliniki.
Ale Natasza… Wiera znowu próbowała interweniować. „Żadnych „ale”, mamo. Kochamy cię, ale w domu zrobisz sobie krzywdę.
Wszystko już załatwione. Odbierzemy cię jutro.” Sygnały przerwały rozmowę.
Vera wpatrywała się w telefon w dłoni, jakby miała nadzieję, że dzieci się opamiętają i zmienią zdanie. Ale telefon nie zadzwonił. Następnego ranka do jej domu przyjechała karetka.
Kierowca i sanitariusz pojechali do mieszkania i zaczęli się pakować. Vera usiadła na skraju łóżka, powoli pakując swoje najpotrzebniejsze rzeczy do torby. Serce zamarło jej z żalu: zamiast zostać z dziećmi, stała się niechcianym gościem we własnym życiu.
Sanitariusz, starszy mężczyzna o zmęczonym wyrazie twarzy, próbował nawiązać rozmowę. „No cóż, wszystko w porządku, przyjmą cię w szpitalu i wszystko będzie dobrze”. Vera tylko skinęła głową, nie mogąc znaleźć słów.
Samochód szybko zawiózł ją do szpitala, gdzie czekał na nią mały pokój o gładkich, białych ścianach. Vera rozejrzała się, czując, jak wszystkie jej marzenia o ostatnim cieple rodzinnego ogniska domowego rozsypują się w pył. Zmęczona położyła się na łóżku, wpatrując się w sufit.
Ponownie ogarnęło ją poczucie bezużyteczności i samotności. Pragnęła jedynie spędzić ostatnie dni z dziećmi, ale one postrzegały jej prośby jedynie jako problem do rozwiązania. Vera zamknęła oczy, próbując stłumić gorycz, i wyszeptała: „Czyż nie zasługuję na więcej?”
Wiera Iwanowna leżała w swojej szpitalnej sali. Jej wyczerpaną twarz ledwo oświetlało słabe światło sączące się przez wąskie okno. Pokój był maleńki, z szarymi ścianami i skrzypiącym łóżkiem.
Jeszcze wczoraj wydawało się, że opuściły ją wszystkie siły i myślała tylko o nieuniknionym zbliżaniu się. Ktoś cicho zapukał do drzwi. Nie była to pielęgniarka ani salowa.
W drzwiach pojawił się Iwan Pawłowicz, wysoki, krzepki mężczyzna o gęstych, siwych włosach. Miał na sobie formalny marynarkę, ale jego zachowanie było równie swobodne jak zawsze. „Wiera, cześć” – powiedział cicho, wchodząc do pokoju.
Usiadła na poduszce, choć wyraźnie opadała z sił. „Ivan, jak mnie znalazłeś?” Jej głos był słaby, ale w oczach błyszczało ciepło. Ivan usiadł na krześle obok łóżka, zdjął płaszcz i ostrożnie położył go na oparciu.
Potem spojrzał na Verę z troską w oczach. „Co się stało, Vera? Jak to znalazłaś? Przeszedłbym całe miasto, gdybym musiał. A ty?” Vera wzruszyła ramionami.
„Widzisz, z każdym dniem jest coraz gorzej”. W jej głosie słychać było cichą rezygnację. Ivan milczał przez chwilę, patrząc przez okno, po czym gwałtownie zmienił temat. „Mam cię na oku”.
„I w twojej firmie też. Maxim oczywiście tam jest”. Westchnął i pokręcił głową.
„Niszczy wszystko, co zbudowałaś przez tyle lat”. Vera uśmiechnęła się słabo. „On jest po prostu młody i porywczy.
„Myśli, że wie wszystko lepiej niż ktokolwiek inny”. „Seksowny?” zapytał Iwan, unosząc brwi z niedowierzaniem. „Przestraszył cały personel”.
Wydaje rozkazy na lewo i prawo, ale nawet nie rozumie, co robi. Ludzie narzekają, ale nie da się go powstrzymać. Myśli, że teraz to on rządzi.
Wiera odchyliła się na poduszce i zamknęła oczy. Jej twarz stała się jeszcze bardziej zmęczona. „Iwan, nie mogę już tego znieść.
Niech robi, co chce. Nie jestem już w stanie wszystkiego śledzić. Ivan pochylił się bliżej i wziął ją za rękę.
Jego głos stał się łagodniejszy, ale bardziej natarczywy. „Vero, nie mów tak. To twoja sprawa, twoje życie.
I nie możesz się poddać bez walki. Otworzyła oczy i spojrzała na niego. Co mogę zrobić? Jestem sama, Iwanie.
Moje dzieci czekają na moją śmierć. Wygląda na to, że firma już nie należy do mnie. Nie mam siły walczyć.
„Masz mnie, Vero” – powiedział pewnie. „Trzymaj się, słyszysz? Całe życie byłaś wojowniczką. Zawsze znajdowałaś wyjście, nawet gdy wszyscy mówili, że to niemożliwe”.
A teraz nagle postanowiła ustąpić. Uśmiechnęła się blado, ale w jej oczach błysnęła ledwo zauważalna iskierka. „Łatwo ci mówić, Iwanie.
Ty wciąż masz siłę, ale ja już nie. Wstał, przeszedł się po pokoju, a potem odwrócił się do niej i oparł ręce na biodrach. „Nie jesteś sama, Vero.
„I zdecydowanie nie jesteś słaba. Potrzebujesz wstrząsu, trochę troski, żeby znów poczuć smak życia. Rozumiesz?” Jego pewność siebie zdawała się przenikać jej wyczerpaną świadomość.
Przez chwilę myślała nawet, że ból ustąpił. „Dziękuję, Iwanie” – wyszeptała, nie odrywając od niego wzroku. „Może masz rację”.
„Oczywiście, że masz rację” – powiedział z lekkim uśmiechem, siadając z powrotem na krześle. „Przyjdę”.
„I nadal będziesz mi mówić, że masz siłę. I zajmiemy się Maximem”. Przykrył jej dłoń swoją.
W tym momencie coś ciepłego i żywego zadrżało w piersi Wiery Iwanowny. To była nadzieja, choć nikła, ale tak bardzo potrzebna w tej chwili. Wiera Iwanowna leżała w swoim pokoju, zaspana, wpatrując się w okno.
Słabe zimowe światło padało na łóżko, sprawiając, że pokój stawał się jeszcze bardziej ponury. Hałas dochodzący z zewnątrz stopniowo przybierał na sile. Drzwi lekko się uchyliły i w progu pojawiła się młoda kobieta w białym fartuchu.
Trzymała wiadro z wodą i mop. Nieśmiało zajrzała do środka. „Och, przepraszam, obudziłam cię”.
Głos był cichy i miękki, jakby dziewczyna bała się obudzić chorej. Wiera Iwanowna usiadła lekko na łóżku, patrząc ze zdziwieniem na gościa. „Gdzie jest Lidia?” – zapytała lekko ochrypłym głosem.
„Mama jest chora” – odpowiedziała dziewczynka, wchodząc do pokoju. „Dziś ją zastępuję”. Poprosiła o pomoc, dopóki nie wyzdrowieje.
Ostrożnie postawiła wiadro na podłodze i wyciągnęła szmatkę. Jej ruchy były zręczne i pewne, ale trochę się denerwowała. Vera obserwowała dziewczynę, jej blond włosy były związane w kucyk, a wyraz jej twarzy był skupiony…
Yo Make również polubił
Przepis na świąteczne churrosy
Napar ze skrzypu polnego i pietruszki oczyszczający organizm
Jak Przygotować Spray Usuwający Kamień z Prysznica – Prosty i Ekologiczny Przepis
Prawdziwy sekret kurczaków z wolnego wybiegu