Wszyscy obecni wstrzymali oddech. Muzycy przestali grać. Czas zdawał się stać w miejscu w tej chwili, która na zawsze odmieniła życie Rodriga Mendozy. Pablo trwał w bezruchu przez kilka sekund, które wydawały się wiecznością. Powoli otarł serwetką piwo z twarzy, wpatrując się w bandytę, który zaczynał zdawać sobie sprawę, że coś jest nie tak.
Mimika twarzy innych klientów, nagłe ruchy kilku mężczyzn podnoszących się z miejsc, wyczuwalne napięcie w powietrzu. Wszystko wskazywało na to, że Rodrigo popełnił właśnie gigantyczny błąd. Jeden z przyjaciół Rodriga, bardziej trzeźwy od niego, w końcu rozpoznał Pabla Escobara.
Jego twarz natychmiast zbladła, a on rozpaczliwie wyszeptał imię, które wszyscy w Medellín znali i którego się bali. Rodrigo, wciąż oszołomiony alkoholem, potrzebował kilku sekund na przetworzenie informacji, zanim w końcu pojął skalę swojego błędu. Nogi zaczęły mu drżeć. Wylał piwo na głowę najgroźniejszego człowieka w Kolumbii, a może i w całej Ameryce Łacińskiej.
Pablo powoli wstał, otrzepując koszulę z ostatnich kropel piwa. Jego wyraz twarzy był nieprzenikniony, maska spokoju skrywała wewnętrzny niepokój. Ochroniarze już otoczyli scenę, czekając na rozkazy. Właściciel baru, starszy mężczyzna o imieniu Don Julio, wybiegł z kuchni, słysząc, co się stało, modląc się w duchu, żeby jego lokal nie stał się miejscem masakry.
Rodrigo próbował wyjąkać przeprosiny, ale słowa uwięzły mu w gardle. Strach całkowicie zastąpił jego arogancję. Jego przyjaciele już zniknęli, pozostawiając go na pastwę losu. Pablo zrobił krok naprzód, zmniejszając dzielący ich dystans.
Cisza w barze była absolutna, przerywana jedynie urywanym oddechem Rodriga. Potem, ku zaskoczeniu wszystkich, Pablo się uśmiechnął. Nie był to przyjazny uśmiech, ale wyraz twarzy nasycony znaczeniem. Nic z tego nie pocieszającego. Położył dłoń na ramieniu Rodriga z naciskiem, który, choć nie gwałtowny, dawał wyraźny sygnał dominacji.
Cichym głosem, ledwo słyszalnym dla osób w pobliżu, Pablo wypowiedział słowa, które przypieczętowały los Rodriga. „Będę na ciebie czekał jutro o 10:00 w Haciendzie Nápoles. Nie spóźnij się. Jeśli się nie pojawisz, i tak cię znajdę. I uwierz mi, będziesz zadowolony, że przyszedłeś z własnej woli”.
Potem odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia, za nim podążali jego ludzie, zostawiając za sobą bar pogrążony w zbiorowym szoku i Rodriga Mendozę, który właśnie zdał sobie sprawę, że jego życie już nigdy nie będzie takie samo. Rodrigo nie spał tej nocy. Siedział na skraju łóżka w małym mieszkaniu, które dzielił z matką w robotniczej dzielnicy, rozważając stojące przed nim możliwości.
Mógł uciec, spróbować zniknąć w jakiejś odległej kolumbijskiej wiosce albo przekroczyć granicę z Wenezuelą lub Ekwadorem, ale wiedział, że zasięg Pablo Escobara jest praktycznie nieograniczony. Jego macki rozciągały się na cały kraj i poza jego granice. Ucieczka tylko opóźniłaby nieuniknione i prawdopodobnie pogorszyłaby jego sytuację. Inną opcją było poddanie się w Hacienda Nápoles, zgodnie z rozkazem, poniesienie konsekwencji swojej głupoty i błaganie o litość.
Jego matka, skromna kobieta pracująca jako krawcowa, zauważyła jego cierpienie wczesnym rankiem. Rodrigo nie opowiedział jej o szczegółach, powiedział tylko, że musi rozwiązać ważny problem. Dzięki swojej nieomylnej macierzyńskiej intuicji wyczuła, że jej syn jest w poważnym niebezpieczeństwie. Zrobiła mu kawę i arepas na śniadanie, a po jej pomarszczonych policzkach płynęły ciche łzy.
O 6:00 rano Rodrigo wziął prysznic, ubrał się w swoje najlepsze ubranie – szare spodnie i białą koszulę, którą starannie wyprasowała jego matka – i wyszedł z domu, niepewny, czy kiedykolwiek ją jeszcze zobaczy. Wsiadł do autobusu do Puerto Triunfo, najbliższego miasta od niesławnego rancza Pablo Escobara. Podróż z Medellín zajęła około czterech godzin.
Podczas podróży Rodrigo obserwował kolumbijski krajobraz, który roztaczał się przed jego oczami. Zielone góry, małe miasteczka, rolnicy uprawiający ziemię. Zastanawiał się, czy to ostatni raz, kiedy to wszystko zobaczy. W autobusie znajdowali się również rodziny, kupcy i studenci, nieświadomi osobistej tragedii, której doświadczał Rodrigo.
Starsza kobieta siedząca obok niego próbowała nawiązać rozmowę, ale on ledwo odpowiadał monosylabami, pogrążony w myślach. Przypomniał sobie dzieciństwo, kiedy ojciec, również człowiek gwałtowny, uczył go, że w życiu trzeba narzucać się siłą. Teraz zrozumiał, że ta filozofia doprowadziła go prosto do katastrofy.
Po przybyciu do Puerto Triunfo, Rodrigo zapytał o drogę do Haciendy Nápoles. Miejscowi patrzyli na niego z mieszaniną ciekawości i współczucia. Wszyscy wiedzieli, kto jest właścicielem posiadłości i jaki rodzaj działalności jest tam prowadzony. Taksówkarz zaproponował, że podwiezie go do głównego wejścia.
Podczas krótkiej jazdy kierowca, mężczyzna w średnim wieku z gęstym wąsem, ostrzegł go: „Chłopak, nie wiem, co wyprawiasz, ale bądź ostrożny. Niektórzy wchodzą na to ranczo i już z niego nie wychodzą”. Rodrigo skinął głową w milczeniu, zapłacił za przejazd i wysiadł z pojazdu. Przed nim wznosiło się imponujące wejście do Haciendy Nápoles ze słynnym samolotem Piper PA18 zamontowanym na łuku wejściowym, tym samym, którego Pablo używał do swoich pierwszych transportów kokainy.
Dwóch strażników uzbrojonych w karabiny AK-47 stało na straży przy wejściu. Rodrigo podszedł, z widocznymi rękami, starając się unikać gwałtownych ruchów. „Jestem tu, bo Don Pablo mnie wezwał” – powiedział drżącym głosem. Jeden ze strażników potwierdził informację przez radio. Po kilku minutach, które wydawały się godzinami, dali mu znak, żeby wszedł.
Jeep czekał, żeby zabrać go na teren posiadłości. Jadąc drogami hacjendy, Rodrigo mógł dostrzec skalę imperium Escobara. Były tam luksusowe budynki, sztuczne jeziora i, ku jego zdumieniu, egzotyczne zwierzęta: słonie, żyrafy, hipopotamy, zebry. Czuł się jak na afrykańskim safari w samym sercu Kolumbii.
Pablo Escobar przekształcił tę 3000-hektarową posiadłość w swój osobisty azyl, miejsce, w którym mógł rządzić własnym królestwem. Jeep zatrzymał się przed głównym domem w stylu kolonialnym, otoczonym starannie utrzymanym ogrodem.
Rodriga zaprowadzono do poczekalni, gdzie czekali na niego inni mężczyźni, wszyscy z napiętymi minami. Niektórzy byli partnerami biznesowymi, inni pracownikami, a prawdopodobnie niektórzy, tak jak on, musieli odpowiedzieć za jakiś błąd. Wskazówki zegara poruszały się z bolesną powolnością.
Rodrigo obserwował każdy szczegół pokoju. Obrazy na ścianach, eleganckie drewniane meble, polerowana marmurowa podłoga – wszystko emanowało potęgą i bogactwem. Punktualnie o dziesiątej w drzwiach pojawił się wysoki, szczupły mężczyzna w ciemnym garniturze i zawołał go po imieniu. Rodrigo wstał, czując, że ledwo trzyma się na nogach.
Nadszedł czas, by stawić czoła konsekwencjom swojego lekkomyślnego czynu z poprzedniej nocy. Rodrigo został poprowadzony długim korytarzem ozdobionym rodzinnymi fotografiami Pablo Escobara. Ukazywały one barona narkotykowego w codziennych chwilach: grającego w piłkę nożną z synami, obejmującego żonę Marię Victorię i pozującego z egzotycznymi zwierzętami.
Zdjęcia te ukazywały inną stronę człowieka, którego świat znał jako najbardziej poszukiwanego przestępcę. W końcu dotarli do przestronnego biura z dużymi oknami, z których roztaczał się panoramiczny widok na posiadłość. Za solidnym mahoniowym biurkiem siedział Pablo Escobar, ubrany swobodnie w dżinsy i biały T-shirt.
Palił papierosa, przeglądając jakieś dokumenty. Obok niego stali dwaj jego zaufani ludzie, obaj z beznamiętnymi minami. Mężczyzna, który prowadził Rodriga, wycofał się, zamykając za sobą drzwi. Pablo podniósł wzrok i przez kilka sekund obserwował Rodriga bez słowa. Potem wskazał gestem krzesło przed biurkiem.
„Usiądź” – rozkazał spokojnym, ale stanowczym głosem. Rodrigo posłuchał, czując, jak pot spływa mu po plecach, pomimo klimatyzacji, która utrzymywała chłód w pomieszczeniu. Pablo zgasił papierosa w szklanej popielniczce i odchylił się na krześle, zaciskając dłonie na brzuchu.


Yo Make również polubił
Zrobiłem test DNA dla zabawy i odkryłem brata, który twierdził, że dorastaliśmy razem
„proste wskazówki” dotyczące automasażu (akupresura / refleksologia dłoni)
15 zaskakujących korzyści płynących z soku, którego nigdy nie próbowałeś – cebula, ananas i miód
Niekonwencjonalna, ale bardzo skuteczna metoda ratowania przed udarem mózgu