Wlewali ten mdły, słodko pachnący płyn do kubka i cierpliwie łyżeczką podawali go Arturowi do ust. I za każdym razem działo się to samo. Spokojny bezruch ciała pana Millera ulegał przerwaniu. Ogarniało go dziwne wzburzenie. Jego oczy rozszerzały się, wpatrywały w syna, a palce prawej dłoni – jedynej części ciała, nad którą zachował choćby cień kontroli – zaczynały stukać.
To było ciche, rytmiczne bębnienie o zimny metal poręczy łóżka. Puk. Puk-puk. Puk-puk. Puk.
„O, patrz” – mówił Robert z westchnieniem, klepiąc ojca po ramieniu. „Drżenie znowu się zaczyna. Biedny tata. Ma po prostu zszargane nerwy”. Zbagatelizowali to jako bezsensowny skurcz mięśni, tragiczny objaw jego schyłku.
Ale Sarah widziała więcej. Była istotą pełną schematów, jej umysł był wyszkolony w odczytywaniu subtelnego języka monitorów pracy serca i kart pacjentów. I to był język. Stuknięcia nie były przypadkowe. Miały rytm, rytm. Były wyraźne pauzy, krótkie i długie stuknięcia. A co najważniejsze, zdarzały się tylko wtedy, gdy Robert i Susan byli w pobliżu, zwłaszcza podczas rytuału parzenia herbaty. To nie był skurcz. To był sygnał.
Tej nocy nie mogła pozbyć się obrazu jego zdesperowanych oczu i stukających palców. Co on próbował powiedzieć? Myśl, że jest uwięziony, przytomny i próbuje się porozumieć, była przerażającą możliwością, której nie mogła zignorować. Pomyślała o jego formularzu przyjęcia pacjenta. „Poprzedni zawód: Oficer Łączności, Korpus Łączności Armii USA”.
Łączność. Sygnały. Kierując się przeczuciem, sięgnęła po laptopa i wpisała w wyszukiwarkę „stare wojskowe kody komunikacyjne”. Pierwszym wynikiem, który się pojawił, był wykres. Prosty, elegancki system kropek i kresek.
Kod Morse’a.
Wpatrywała się w alfabet stuknięć, a jej serce zaczynało walić z mieszaniny podniecenia i strachu.
Następnego dnia Sarah rozpoczęła swoją zmianę z nowym poczuciem celu. Spędziła godziny studiując diagram kodu Morse’a, a wzory kropek i kresek były teraz ledwo słyszalnym echem w jej umyśle. Czuła się jak szpieg uzbrojony w tajny pierścień dekodujący, gotowy przechwycić wrogą transmisję.
Czekała. O 15:15 przybyli Robert i Susan, trzymając w dłoniach dobrze znany srebrny termos. Sarah weszła do pokoju pana Millera pod pretekstem sprawdzenia kroplówki.
„Czas na herbatę, tato” – powiedziała Susan, nalewając pachnący płyn.
Gdy Robert pochylił się nad łóżkiem, by unieść głowę ojca, wzrok Artura powędrował w stronę Sary, po drugiej stronie pokoju. W jego oczach zapłonął nowy, żarliwy ogień. A potem jego palce zaczęły się poruszać.
Stuknij, dotknij, dotknij. Stuknij-stuknij. Stuknij, dotknij, dotknij.
Myśli Sary pędziły, ręce miała zajęte kroplówką, ale cała jej uwaga skupiła się na dźwięku. Starała się ignorować przesłodzony bełkot Susan i protekcjonalny ton Roberta.
Stuknięcie. (E) Stuknięcie-stuknięcie. (A) Sekwencja była słaba, ale wyraźna.
Pierwsze słowo się formowało. Sarah zmusiła się do zachowania spokoju, jej twarz przybrała maskę profesjonalnej neutralności. Arthur zamilkł, wziął płytki, chrapliwy oddech, po czym zaczął od nowa, nie odrywając od niej wzroku.
Stuknij-stuknij. (N)
Sarah niemal zamarła. Słowo nabierało ostrości. Wiedziała, co to jest. Serce waliło jej jak młotem. Palce Artura zadrżały, ale potem odzyskały rytm w ostatniej, desperackiej sekwencji.
Stuknij. (I) Stuknij-stuknij. (S)
Miała wiadomość. Jej umysł ją wykrzyczał. Skończyła zadanie, skinęła grzecznie parze głową i wyszła z pokoju, chwiejąc się na nogach. Pospieszyła do pustej szafki na zapasy i oparła się o drzwi, oddychając urywanymi oddechami.
Ułożyła to sobie w głowie. Pierwsze słowo: T… E… A. Herbata. Pauza. Drugie słowo: P… O… I… S… O… N. Trucizna.
Wiadomość, przekazana serią słabych, desperackich stuknięć, uderzyła ją z siłą fizycznego ciosu. Herbata. Trucizna. To nie była nieudana próba rodziny w kierunku medycyny alternatywnej. To był powolny, metodyczny plan morderstwa, realizowany z uśmiechem i termosem ziołowej herbaty. Wszystko wskoczyło na swoje miejsce: naciski, by ogłosić go niekompetentnym, udawany żal, bagatelizowanie jego „spazmów”. Truli go, a jego jedyną bronią, ostatnią desperacką nadzieją był zapomniany kodeks wojskowy i młoda pielęgniarka, która była gotowa go wysłuchać.
Sarah wiedziała, że nie może iść do dr. Albrighta, który był już przekonany, że pan Miller to przegrana sprawa. Potrzebowała sojusznika, kogoś, na kogo nie wpłynęło bogactwo i wpływy Roberta i Susan. Znalazła go w dr. Chenie, bystrym, młodym rezydenturze z oddziału kardiologii, którego szanowała za jego dokładność i uczciwość.
W cichym kąciku stołówki opowiedziała swoją niesamowitą historię: zamknięty pacjent, kod Morse’a, dwa przerażające słowa. Dr Chen początkowo był sceptyczny, ale słuchając przekonania w jej głosie i przeglądając kartę pacjenta – zauważając niewyjaśnioną arytmię i powolny spadek jego stanu zdrowia, który rozpoczął się wkrótce po przyjęciu – jego sceptycyzm przerodził się w chłodne, profesjonalne zaniepokojenie.
„Jeśli masz rację” – powiedział cicho – „to jest usiłowanie zabójstwa. Potrzebujemy absolutnego, niezbitego dowodu”.
Wspólnie opracowali plan, pułapkę, która miała wykorzystać samą broń jako dowód.
Następnego popołudnia, kiedy przyjechali Robert i Susan, Sarah była gotowa. Gdy Susan zaczęła wlewać herbatę łyżeczką do ust teścia, na monitorze pracy serca Arthura nagle rozległ się alarm – przenikliwy, uporczywy pisk.
„Ma częstoskurcz komorowy!” krzyknęła Sarah, biegnąc do łóżka.


Yo Make również polubił
Trzy szklanki mąki na dziewięć magicznych tureckich bułeczek… Pieczemy je tylko 5 minut!
Jak łatwo wyczyścić grzebień?
Wróciłam wcześniej do domu i zastałam córkę i męża za zamkniętymi drzwiami. To, co mi powiedzieli, zszokowało mnie…
Strona główna Porada dotycząca usuwania kamienia nazębnego