

Siedziałam na schodkach werandy z kubkiem matchy ogrzewającym dłonie i obserwowałam, jak ostatnie promienie wieczornego światła rozlewają się po podjeździe. Zapach jaśminu unosił się z ogrodu, który sama podtrzymywałam przy życiu, sezon po sezonie.
I przypomniały mi się kolejne urodziny. Dwa lata temu. W środę. Wróciłem z pracy i zastałem dom cichy. Żadnej kartki. Żadnego tortu . Tylko zlew pełen naczyń i Kyle w gabinecie, przeklinający swoje statystyki w futbolu fantasy.
„Wynagrodzę ci to w ten weekend” – powiedział, nie odrywając wzroku od laptopa. Ale nigdy tego nie zrobił. Weekend minął, wypełniony sprawami do załatwienia, Kyle’em leczącym kaca i szybką kolacją w hałaśliwym barze, gdzie sprawdzał telefon między kęsami pizzy.
Wtedy też nie płakałam, w ciszy własnego towarzystwa. Ale uświadomiłam sobie coś gorzkiego:
On nie zapomniał. Mój mąż nie zapomniał. Po prostu nie uważał, że to ma znaczenie.
A to uświadomienie było dla mnie trudniejsze, niż jakakolwiek pominięta kolacja.
Ale w tym roku postanowiłam wszystko zmienić. Chciałam, żeby to dotyczyło mnie. Potrzebowałam, żeby to dotyczyło mnie.
Zaplanowałem własną kolację urodzinową.
Nie restauracja… Nie chciałam zmuszać Kyle’a do niczego „dodatkowego”. Żadnych rezerwacji, żadnych cenówek, żadnego zamieszania. Po prostu spokojny wieczór w domu, przy migoczących świecach w małych szklanych świecznikach.
Ulubiona pieczona jagnięcina Kyle’a, wolno pieczona z rozmarynem i czosnkiem. W tle nuciła jazzowa playlista. Stół zastawiony lnianymi serwetkami, które wyprasowałam rano, wypolerowanymi sztućcami i dwoma kieliszkami do wina, których prawie nie używaliśmy od naszej rocznicy trzy lata temu.
Na deser upiekłam ciasto od podstaw. Skórka cytrynowa i krem migdałowy, bo kiedy jeszcze się spotykaliśmy, mój mąż wspomniał, że ten smak przypomina mu babcię. Powiedział to tylko raz, mimochodem.
Ale pamiętałam. Kupiłam sobie nawet nową sukienkę. Granatową. Była dopasowana w talii, miękka w dotyku. Zakręciłam włosy, nałożyłam odrobinę szminki i skropiłam się perfumami, które kupił mi cztery razy na Boże Narodzenie. Te same perfumy, których użyłam tylko dwa razy.
Pachniało mi to nadzieją. Chciałam być widoczna. Nie w formie posta w mediach społecznościowych. Ale w formie „mój mąż naprawdę mnie zauważa”.
Dlatego zaplanowałam to wszystko… na moje urodziny.
Wieczorem wszystko było gotowe. Jagnięcina leżała na półmisku. Wino było schłodzone. Sos miętowy znajdował się w małej, białej miseczce. Ciasto stygło pod szklaną kopułą.
Spojrzałam na zegarek. Sprawdziłam ponownie stół. Poprawiłam wazon z tulipanami. Lekko drżącymi dłońmi wygładziłam przód sukienki.
A potem otworzyły się drzwi wejściowe. Śmiech, głośny i bezmyślny, rozlał się po korytarzu.
Zapach tłustej pizzy wypełnił cały dom. Głuchy stukot butów przy drzwiach. Powietrze natychmiast się zmieniło.
Kyle wszedł, śmiejąc się z przyjaciółmi. Trzymał w rękach dwa dwunastopaki i trzy pudełka po pizzy. Za nim stali Chris, Josh i Dev, ekipa Kyle’a, która spędzała wieczór gier. Krzyczeli powitania, będąc już w połowie drogi do kanapy.
Żadnego „Wszystkiego najlepszego”. Żadnych kwiatów. Ani jednego spojrzenia na świece, które zapaliłam, ani na wypolerowane sztućce. Tylko hałas, piwo i dźwięk czegoś we mnie, co cicho się zamykało.
„Kyle?” zawołałem. „Chodź tu na chwilę?”
Yo Make również polubił
Zmusił ją do rozwodu w szpitalnym łóżku, ale po 3 latach wróciła z siłą, której nie mógł zignorować
Balsam do rąk przywraca młodość Twoim dłoniom nawet w wieku 60 lat
Pieczony kurczak
DAR BOŻY DLA KOBIET: ZAPOBIEGA POWSTAWANIU ZAKRZEPÓW, OCZYSZCZA JELITA, CHRONI WŁOSY PRZED WYPADANIEM!