„Masz pojęcie, ile na ciebie wydaję?” – zapytał Igor, patrząc na mnie, jakbym właśnie ukradł mu ostatnią nerkę, żeby sprzedać ją na czarnym rynku. Stałem na korytarzu z trzema torbami na zakupy.
Ciężkie uchwyty wbijały mi się w dłonie. I pomyślałem: no to już koniec. Nie zdążyłem nawet zdjąć kurtki ani butów, a on już zaczął.
Jeszcze minutę temu wszystko było normalnie. Otworzyłem drzwi kluczem, zawołałem tradycyjne „cześć” i usłyszałem w odpowiedzi chrząknięcie z pokoju. Typowy poniedziałkowy wieczór, nic nadzwyczajnego.
Zacząłem chować zakupy w kuchni: mleko do lodówki, chleb do chlebaka, warzywa do dolnej szuflady. A potem on wszedł. Stanął w drzwiach, skrzyżował ramiona na piersi, jego postawa była tak męska i zdecydowana, wiesz, i wygłosił błyskotliwą uwagę na temat wydawania pieniędzy.
Nazywam się Anna. Mam 39 lat, tak przy okazji. Pracuję jako analityk finansowy w dużej firmie handlowej.
Liczby to moja specjalność. Czuję je, rozumiem, widzę je na wylot. Dostaję 60 000 rubli w gotówce.
Czysto, po wszystkich odliczeniach. Nieźle, co? Jak na nasze miasto, bardzo dobrze. „Poważnie, Anya” – kontynuował, wchodząc do kuchni i pochylając się nade mną – „Właśnie wystawiałem pomidory.
„Czy zastanawiałeś się kiedyś, ile kosztuje utrzymanie ciebie?” „Utrzymać”. To słowo szczególnie mi się spodobało, jakbym był rasowym kotem albo kurą w klatce. „No tak” – machnął ręką – „ale spójrz na fakty.
„Kto płaci kredyt hipoteczny?” „Ja”. „Kto kupuje sprzęt AGD do domu?” „Ja”. „Z czyjej pensji pojechaliśmy na wakacje?” „Z mojej”.
Zamarłam z paczką kaszy gryczanej w dłoniach. Naprawdę byliśmy latem w Turcji. On kupił bilety.
„Prawda, zapłaciłam za wszystkie wycieczki, nasze obiady, kolacje w restauracjach, jego nowe szorty i koszule, które tam kupił, mój kostium kąpielowy, który uparł się kupić też tam, bo mój stary wyglądał jak szmata. Ale tak, to on zapłacił za te wycieczki”. „Rozumiem” – powiedziałam – „więc o co ci chodzi?”. A wszystko zaczęło się, jak później zrozumiałam, od jego wypadu na ryby w zeszły weekend.
Igor wrócił stamtąd w sobotę wieczorem, śmierdzący, brudny, ale jakoś dziwnie ożywiony. Pomyślałem, że po prostu dobrze się bawił, wypił piwo z kumplami i już o mnie zapomniał. To normalne, mężczyzna też potrzebuje przerwy.
Ale nie. Okazuje się, że właśnie tam, przy ognisku, pomiędzy kieliszkami wódki i opowieściami o wielkości złowionego szczupaka, przyjaciele Igora otworzyli mu oczy na życie rodzinne. A konkretnie Vadim, jego kolega z klasy, który pracuje w IT i generalnie uważa się za wizjonera.
Wadim jest żonaty z jakąś matką chrzestną, żyją na oddzielnych budżetach, każdy płaci za swój, i, widzisz, wszystko jest między nimi uczciwe i transparentne. A potem Igor, mając dość patrzenia na cudze szczęście przez pryzmat alkoholowego zamroczenia, uznał, że nasz dom jest absolutnie niesprawiedliwy, że jestem pasożytem, żyjącym na jego koszt, pasożytem, że tak powiem. „Słuchaj, Aniu” – powiedział, siadając na krześle, rozciągnięty, krzyżując nogi, pełen przepychu i okoliczności.
Myślałem sobie, że musimy coś zmienić w naszym systemie, bo inaczej czeka nas ta dziwna sytuacja. Co dziwnego? Wstawiłem czajnik, nalałem wody i odkręciłem. Miałem ochotę na herbatę, bardzo chciałem.
No cóż, słuchaj, ja pracuję, zarabiam, ty też pracujesz, ty też zarabiasz. Ale z jakiegoś powodu mam wrażenie, że wszystkie wydatki pokrywam ja. Odwróciłam się i spojrzałam na niego uważnie.
Siedział tam, poważny i ważny. Naprawdę wierzył w to, co mówił. „Wydatki są twoje” – powtórzyłem. „No tak, kredyt hipoteczny, samochód, duże zakupy, wszystko. Jestem mężczyzną, więc muszę”.
Ale Vadim wyjaśnił mi, że w cywilizowanych krajach sprawy mają się inaczej; każdy odpowiada za siebie, rozumiesz? Wyciągnąłem dwa kubki: jego ulubiony, z logo jakiejś drużyny piłkarskiej, i zwykły biały dla siebie. Proponuję, żebyśmy też przeszli na ten system. Wstał, podszedł bliżej i położył mi ręce na ramionach, najwyraźniej uznając, że tak będzie bardziej przekonująco.
Aneczka, słuchaj, jesteśmy ludźmi współczesnymi, po co nam te relikty przeszłości, gdzie mężczyzna płaci za wszystko, a kobieta niby nic nie jest winna? Więc co właściwie sugerujesz? Wyciągnęłam fusy z herbaty, czarnej, mocnej. Podzielmy wszystko po połowie: ja płacę za siebie, ty płacisz za siebie, dzielimy się opłatami, każdy kupuje sobie jedzenie i tak dalej, uczciwie. Uczciwie, powtórzyłam. Tak, ożywił się.
Vadim i Kristina żyją tak już od trzech lat i żyją w całkowitej harmonii. Nie mają żadnych pretensji. Kristina wręcz mówi, że to dla niej świetna dyscyplina; zaczęła wydawać mniej na drobiazgi.
Zalałam wrzątkiem fusy z herbatą, przykryłam filiżanki spodkami i odczekałam 30 sekund. „A kiedy chcesz zacząć?” – zapytałam najspokojniejszym głosem. „No to zaczynamy jutro, pierwszy dzień miesiąca nie pasuje, jest już środek miesiąca.
„Przeszkadza ci to?” Nalałam herbaty, najpierw sobie, potem jemu. Dosypałam dwie łyżeczki cukru do jego filiżanki, a dla siebie nie dosypałam cukru. Postawiłam jego filiżankę na stole przed nim.
Usiadłem naprzeciwko niego. „Nie mam nic przeciwko” – powiedziałem spokojnie. „Spróbujmy”.
Powinieneś był zobaczyć jego minę. Wyraźnie przygotowywał się na inny scenariusz. Na łzy, na histerię, na „jak możesz mi to robić po tylu latach?”. Na obelgi, narzekania, może nawet rzucanie talerzami, ale ja po prostu się zgodziłem.
„Serio?” Wydawał się zaskoczony. „Serio. To dobry pomysł, nowoczesny, podoba mi się”.
Świetnie. Odetchnął i się rozluźnił. „Cieszę się, że podszedłeś do tego tak właściwie.
Wielu by zrobiło scenę. “Wystarczająco.” To słowo pamiętam szczególnie dobrze.
Później to powracało w mojej pamięci nie raz. Dopiliśmy herbatę. Igor poszedł do pokoju i włączył piłkę nożną, a ja zostałem w kuchni i zacząłem zmywać naczynia.
Powoli, z namysłem. I myśl. Myśl dużo.
Tej nocy nie mogłem spać. Leżałem, gapiąc się w sufit, słuchając chrapania Igora obok mnie, spał mocno, a nawet chrapał lekko. A liczby wirowały mi w głowie.
Nie mogłem ich powstrzymać. Ustawiły się same, dodawały, odejmowały, mnożyły. Narzędzia.
Co miesiąc dostaję rachunek na 5320. Kto go płaci? Wchodzę w aplikację banku i przelewam pieniądze. Co miesiąc.
Jedenaście miesięcy z rzędu. Odkąd Igor zapomniał zapłacić w zeszłym roku i odcięto nam ciepłą wodę, to moja działka.
Internet i telewizja. 2800 rubli miesięcznie. Może się wydawać, że to niewiele, ale z tych 2800 rubli 1800 rubli przypada na kanały sportowe, które ogląda tylko Igor.
Nawet nie włączam telewizora. Wystarcza mi laptop i podstawowy internet. Zakupy.
A oto najciekawsza część. Chodzę do sklepu co tydzień. W środy po pracy i w sobotnie poranki.
Kupuję wszystko. Od chleba po mięso. Igor uwielbia mięso.
Uwielbia wiele rzeczy. Steki, kotlety, steki, szaszłyki. Ja bez problemu dałbym radę z kurczakiem i rybą.
Ale nie. On potrzebuje wołowiny. Dobrej wołowiny, nie najtańszej.
Średnio wydaję 35 000 rubli miesięcznie na artykuły spożywcze. Czasami więcej, jeśli są święta lub goście. Chemia gospodarcza.
Proszek, płyn do płukania tkanin, płyn do mycia naczyń, płyn do podłóg, płyn do łazienki, płyn do toalety. Odświeżacze powietrza. Igor jest nimi zachwycony.
W każdym pokoju powinien pachnieć świeżością. Papier toaletowy, i to nie najtańszy, bo kiedyś wpadł w furię, bo kupiłam zwykły papier zamiast trójwarstwowego. Serwetki, gąbki, worki na śmieci.
Średnio 3000 miesięcznie. Leżałem i liczyłem. Potem wstałem, poszedłem do kuchni i wyjąłem pudełko po butach z szafy.
Trzymam tam wszystkie paragony. To nawyk z czasów studenckich, kiedy żyłem ze stypendium i liczyłem każdy grosz. Potem, kiedy miałem pieniądze, ten nawyk pozostał.
Igor zawsze mnie drażnił, po co trzymam tyle makulatury, ale po co? Usiadłem przy stole, włączyłem laptopa, otworzyłem Excela i zacząłem wpisywać liczby, metodycznie i powoli. Każdy paragon był wierszem w arkuszu kalkulacyjnym.
Data, miejsce zakupu, kwota, kategoria. 12 września. Sklep.
2630. Zakupy spożywcze na tydzień. 15 września.
Apteka. 440. Igor się przeziębił, kupiłem mu lekarstwo.
Poprosił mnie, żebym kupił droższy, żeby mieć pewność, że pomoże. 20 września. Piateroczka.
600. Poprosił mnie, żebym kupił mu piwo i chipsy w drodze powrotnej z pracy; jego znajomi wpadli obejrzeć mecz piłki nożnej. 23 września.
Sklep z artykułami gospodarstwa domowego. 3400. Nowe ręczniki kąpielowe.
Nie podobały mu się stare, były trochę zniszczone. I tak dalej. Przekartkowałem paragony i pisałem, pisałem, pisałem.
Liczby rosły. We wrześniu, sierpniu, lipcu. O czwartej nad ranem miałem już gotowy arkusz kalkulacyjny na ostatnie trzy miesiące.
Spojrzałem na sumę na dole i uśmiechnąłem się. 88 400. W trzy miesiące…
Zachowałem tylko paragony. Były też zakupy bez paragonów. Targ, warzywa, owoce, pieczywo w małej piekarni po drodze do domu, drobiazgi w kiosku przy metrze.
Igor poruszył się w sypialni. Szybko zamknęłam laptopa i wróciłam do łóżka. Położyłam się cicho, żeby go nie obudzić.
I myślała o jutrze. O tym, co będzie dalej. Poranek zaczął się jak zwykle.
Budzik jest na siódmej. Wstałem pierwszy. Zawsze wstaję pierwszy.
Poszedłem do kuchni i nastawiłem czajnik. Wyjąłem z lodówki jogurt, chleb, masło, ser i kiełbasę i położyłem je na stole.
Usiadła, żeby poczekać, aż woda się zagotuje. Igor wyszedł dwadzieścia minut później. Usiadł przy stole, ziewnął, posmarował chleb masłem i położył na nim kiełbasę.
„Chcesz kawy?” zapytałam. „Aha” – mruknął z pełnymi ustami. Nalałam mu kawy, rozpuszczalnej, którą lubi, chociaż ja jej nie znoszę. Zrobiłam sobie zieloną herbatę.
„Słuchaj” – powiedział, kończąc kanapkę – „może pójdziemy dziś wieczorem do kina?”. W kinach jest nowy film akcji. Chodźmy. Wziąłem łyk herbaty.
Każdy płaci za swój bilet? Zakrztusił się kawą. Zaczął kaszleć. Co się stało? Oczywiście.
Uzgodniliśmy wczoraj. Każdy dla siebie. Czy to dotyczy tylko zakupów spożywczych i rachunków? Nie, nie dotyczy.
Zawahał się. Po prostu myślałem… No dobra. Zróbmy to następnym razem.
Szybko dopił kawę, ubrał się i wyszedł. Nawet się porządnie nie pożegnał. A ja zostałem w kuchni z kubkiem zimnej herbaty i myśląc… Zaczęło się.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem po przyjściu do pracy, było zadzwonienie do firmy zarządzającej. Usiadłem w sali konferencyjnej. Było tam cicho, nikt mi nie przeszkadzał.
Wybrałem numer. „Dzień dobry” – odpowiedział uprzejmie operator. „Nasza firma zarządzająca domem”.
Słucham cię. Cześć. Nazywam się Anna Petrova.
Jestem właścicielem mieszkania przy ul. Sadowej 15, lokal 42. Chciałbym rozdzielić konta osobiste. Zapadła cisza.
Najwyraźniej dziewczyna nie słyszała tego codziennie. „Rozdzielić konta osobiste?” zapytała. „Więc chcesz, żeby rachunki przychodziły osobno?” „Dokładnie”.
Mieszkanie jest zarejestrowane na dwóch właścicieli: mnie i mojego męża, Igora Nikołajewicza Pietrowa. Chcemy, żeby każdy z nas płacił za siebie osobno. Rozumiem.
Dziewczyna była wyraźnie zdezorientowana. „Chwileczkę, sprawdzę u prawnika, jak to poprawnie sformalizować. Zostałam przełączona na oczekiwanie”.
Grała jakaś nudna muzyka. Spojrzałem przez okno sali konferencyjnej na sąsiedni biurowiec i ludzi krzątających się po ulicy poniżej. Typowy wtorkowy poranek.
Nikt z tych ludzi nie wie, że dziś zaczynam nowe życie. „Halo?” – odpowiedziała dziewczyna. „Tak, technicznie rzecz biorąc, to możliwe”.
Musisz przyjść do naszego biura z paszportem i dokumentami mieszkania. Wypełnij wniosek, a my podzielimy rachunki. Otrzymasz osobne rachunki od pierwszego dnia następnego miesiąca.
Świetnie. Ale czy możemy sprawić, żeby każdy płacił dokładnie za swoją połowę metrów kwadratowych? Tak, da się. Dziewczyna zaczyna łapać o co chodzi.
Jaka jest Twoja powierzchnia całkowita? 68 metrów kwadratowych. Podzielmy ją na pół. Każdy ma 34 metry kwadratowe.
W związku z tym płatność zostanie podzielona proporcjonalnie. Świetnie. Kiedy mogę wpaść? Otwarte do szóstej.
Przyjdź kiedy chcesz. Zapisałem adres, podziękowałem i się rozłączyłem. Potem wyjąłem telefon i otworzyłem aplikację mojego dostawcy internetu.
Zalogowałem się na swoje konto osobiste. Igor i ja jesteśmy połączeni z tym samym kontem. Tak się po prostu stało, kiedy się wprowadziliśmy do mieszkania.
Przejrzałem listę usług. Podstawowy internet kosztuje 500 dolarów miesięcznie. Pakiet sportowy premium kosztuje 900 dolarów.
120 kanałów, wszystkie z piłką nożną, hokejem i wszelkiego rodzaju mieszanymi sztukami walki. Pakiet filmów i seriali obejmuje 400 kanałów. Kiedyś się na to zapisałem, ale przez ostatni rok ani razu nie włączyłem telewizora.
Kino online – 200. Też moje, też nie korzystam. Wyłączyłem Sport Premium.
Nacisnąłem przycisk i potwierdziłem akcję. Gotowe. Oszczędności: 900 miesięcznie.
Potem wyłączyłem filmy, seriale i kino online. Po co miałbym płacić za coś, z czego nie korzystam? Zostawiłem tylko podstawowy internet. To mi wystarcza.
Następnie otworzyłem aplikację bankową. Mam dwie karty – kartę do wypłaty i konto oszczędnościowe. Na karcie do wypłaty zazwyczaj mam minimum, a resztę natychmiast przelewam na konto oszczędnościowe.
Jest ich tam teraz 223 000. Moja siatka bezpieczeństwa. Igor o tym nie wie.
Nigdy nie czułem potrzeby dzielenia się z nim wszystkimi szczegółami moich finansów. Stworzyłem nowy cel oszczędnościowy. Nazwałem go „oddzielny budżet” i przelałem na niego 50 000 z mojego konta oszczędnościowego.
Załóżmy na razie osobny fundusz. Potem otworzyłem notatki w telefonie i zacząłem robić listę. Czego już nie płacę? Opłat za media dla Igora – jego połowy – 2160.
Igor kupuje sobie środki czystości do domu; może sobie kupić własny proszek do prania. Jego osobiste wydatki to piwo, papierosy i inne śmieci. Prezentem dla bliskich jest benzyna do samochodu.
Dodałam ostatni punkt z nutką radości. Igor jest bardzo dumny ze swojego samochodu. To dziesięcioletnia Honda, ale bardzo o nią dba.
Tankuje tylko na zaufanych stacjach benzynowych. Kupuje drogi olej. Myje samochód na myjni w każdą sobotę.
Tysiąc za mycie samochodu. Nawiasem mówiąc, zawsze płaciłem za to mycie, tylko dlatego, że mówił: „Aniuta, wstąpię po drodze na myjnię i przeleję tysiąc na kartę”. I tak robiłem.
Co? – zapytał mój mąż. Nie będzie pytał więcej. W porze lunchu poszłam do kawiarni w naszym biurze.
Kupiłem sobie zupę jarzynową, kaszę gryczaną z kurczakiem i kompot. 320. Jest okej.
Usiadłem przy stoliku przy oknie. Wyjąłem telefon i kontynuowałem planowanie. Dostałem wiadomość od Igora.
Co na obiad? Zazwyczaj o tej porze wiedziałem już, co będę gotował tego wieczoru. Planowałem menu w głowie. Czasami nawet wpadałem do sklepu w porze lunchu, jeśli czegoś mi brakowało.
Napisałem. Nie wiem. Kupię sobie coś po drodze…


Yo Make również polubił
15 skuteczne domowe sposoby na usunięcie śluzu i plwociny z gardła, zapalenia zatok i nieżytu nosa
Ciasto w 15 minut! Słynne ciasto, które doprowadza cały świat do szaleństwa! Lepsze niż szarlotka
Domowe ciasto czekoladowe
Mini-bagietki Knusprige