Uruchomił silnik. „Jedziemy?” – zapytał. „Jedziemy.”
Odebrałam. Ciężarówka ruszyła. Odwróciłam się. Igor stał na balkonie.
Patrzył za nią. Podniósł rękę. Pomachał.
Odmachałem. I odwróciłem się. Patrzyłem w przyszłość.
Do nowego życia. Mieszkanie okazało się małe, ale jasne. Jednopokojowe, 32 metry kwadratowe.
Czysty, świeżo odnowiony. Meble są proste, ale wygodne. Wszystko, czego potrzebujesz, jest na miejscu.
Przeprowadzka przyniosła pudła. Zapłaciłem, zamknąłem drzwi i rozejrzałem się.
Cicho. Pusto. Moje.
Po raz pierwszy od 11 lat mieszkam sama. We własnym mieszkaniu. Na własnych zasadach.
Przestraszony? Trochę. Ale bardziej niż to. Wolny.
Zacząłem rozpakowywać pudła. Powoli, z namysłem, odkładając rzeczy na swoje miejsca.
Naczynia w szafkach. Ubrania w szafie. Książki na półce.
Stworzyłem własną przestrzeń. Wieczorem mieszkanie wyglądało na zamieszkane. Jeszcze nie przytulne.
Potrzeba czasu, żeby poczuć się komfortowo. Ale jest to miejsce nadające się do zamieszkania.
Zamówiłem sobie jedzenie. Dużą pizzę z owocami morza. Nigdy wcześniej tego nie zamawiałem.
Igor nie lubił owoców morza. Teraz ja mogę. Teraz wszystko zależy ode mnie.
Jadłem pizzę prosto z pudełka, siedząc na kanapie. Patrzyłem przez okno. Na zewnątrz robiło się ciemno.
Zapaliły się latarnie. Ludzie pospiesznie wracali do domów. Do swoich rodzin, do bliskich, do normalnego życia.
Siedzę sam w obcym mieszkaniu. Z pizzą z pudełka. I wiesz co? Czuję się dobrze.
Spokojnie. Tak. Tak.
Mieszkałam z Igorem 11 lat. Tak. Były dobre chwile.
Były. Na początku. Ale w ostatnich latach to już nie było życie.
To była egzystencja. Codzienność. Rutyna.
Usługa. Teraz jestem wolny. Mogę robić, co chcę.
Jeść, co chcę. Oglądać, co chcę. Śpić, ile chcę.
Umawiać się z kim chcę. Żyć dla siebie. Czy będzie strasznie? Pewnie.
Samotność. Przybiera różne formy. Czasami jest ciężko.
Czasem błyskotliwe. Ale w każdym razie szczere. Nie będzie złudzeń.
Nie będzie udawania. Tylko ja i moje życie. Wyjąłem telefon.
Lenya napisała. Przeprowadziłam się. Dzięki za wsparcie.
Przyjdź. Pokażę ci moje nowe mieszkanie. Odpowiedź nadeszła natychmiast.
Hura! Jestem z ciebie dumny. Przyjdę jutro z szampanem.
Napisałem do mamy. Mamo, przeprowadziłem się. Wszystko w porządku.
Nie martw się, odpowiedziała mama. Dobrze, córko.
Dobrze zrobiłeś. Przyjedź, jak się już zadomowisz. Napisałem do Tatiany Michajłowny.
Dziękuję za wszystko. Za zrozumienie i wsparcie. Jestem w nowym miejscu.
Odpowiedziała: „Bądź szczęśliwa, Aneczko. Zasługujesz na to”.
Odłożyłem telefon. Położyłem się na sofie. Przykryłem się kocem.
Nowe, które kupiłem na nowe życie. Zamknąłem oczy. Jutro nowy dzień.
Nowe życie. Nowe możliwości. Straszne, tak.
Ale to też ekscytujące. Przede mną jest pusta kartka papieru. Mogę na niej napisać, co chcę.
I napiszę. Na pewno napiszę. Moją historię.
Żadnych kompromisów. Żadnych poświęceń. Dla siebie.
Minęło sześć miesięcy. Sześć miesięcy odkąd wprowadziłem się do mojego kawalerki. Sześć miesięcy nowego życia.
I wiesz co? Nie żałowałem ani razu. Ani przez sekundę. Pierwszy miesiąc był trudny.
Nie dlatego, że tęskniłam za Igorem. Nie. Po prostu przyzwyczajałam się do samotności.
Jedenaście lat i nie jesteś sam. Przyzwyczajasz się do obecności drugiej osoby. Do jej dźwięków, zapachów, zwyczajów.
A potem bum. I cisza. Nikt nie trzaska drzwiami.
Nikt nie włącza telewizora. Nikt nie pyta, co na obiad. Przez pierwszy tydzień budziłem się i sięgałem po drugą stronę łóżka.
Wtedy sobie przypomniałem. Nikogo tam nie ma. I nikogo nie będzie.
To było dziwne, ale nie smutne. Dziwne. W drugim miesiącu przyzwyczaiłem się.
Co więcej, zacząłem się dobrze bawić. Obudziłem się w sobotę o dziesiątej rano. Świetnie, nikt nie prosił o śniadanie.
Chciałem pizzę na kolację. Zamówiłem ją. Nikt się nie skrzywił, bo „znów nie gotujesz”.
Postanowiłem oglądać serial do trzeciej nad ranem. Proszę, niech nikt nie narzeka, że światło nie daje mi zasnąć. Wolność okazała się słodka.
Bardzo miło. Praca szła dobrze. Nawet lepiej niż wcześniej.
To było tak, jakbym uwolnił się od niewidzialnego ciężaru. Mój umysł pracował jaśniej. Projekty przychodziły mi łatwiej…
Trzy miesiące po przeprowadzce zaproponowano mi awans. Szef Analityki. Dodatkowe 30 000 rubli pensji.
Zgodziłem się bez wahania. 150 tysięcy miesięcznie. Tylko moje.
Nikt nie mówi, że kogoś okrada. Nikt nie każe mi „zanieść go na myjnię”. Nikt nie oczekuje, że będę płacić za czyjeś jedzenie, czyjeś wakacje, czyjeś życie.
Kupiłem sobie karnet na siłownię. Drogi. Do dobrego klubu.
Chodzę trzy razy w tygodniu. Joga, pływanie, siłownia. Schudłam 5 kilogramów.
Nie dlatego, że musiałam. Po prostu chciałam. Dla siebie.
Czuję się lepiej, lżej, młodziej. Odświeżyłam garderobę. Wcześniej rzadko kupowałam ubrania.
Wszystkie pieniądze poszły na dom, na Igora, na jego rodzinę. Teraz mogę sobie pozwolić na ładną sukienkę, dobre buty i dobre kosmetyki. Nie z konieczności.
Z chęci. Spotykamy się z Leną co tydzień. Czasem u mnie, czasem u niej, czasem w kawiarni.
Rozmawiamy o wszystkim. O pracy, dzieciach, jej, mężczyznach, jeszcze nie o moich. O życiu.
Stała się kimś więcej niż tylko przyjaciółką. Stała się dla mnie wsparciem. Spotkała nawet moją sąsiadkę na korytarzu.
Ola ma 35 lat. Też rozwiedziona. Pracuje jako marketerka.
Czasami pijemy wino w jej kuchni. Rozmawiamy do północy. Opowiada o swoim rozwodzie.
To podobna historia, tylko że jej mąż też ją zdradził. Opowiem ci o swojej. O obżarstwie i zimnej zemście.
Śmiejemy się. Śmiejemy się smutno. Ale się śmiejemy.
Wiecie, co jest najzabawniejsze? Ola mówi pewnego dnia, nalewając wino. Wszyscy myślą, że są niezastąpieni. Że bez nich bylibyśmy zgubieni.
I żyjemy. I nie tylko żyjemy. Rozkwitamy.
Ma rację. Rozkwitłam. Moje włosy odrosły.
Postanowiłam nie ścinać włosów tak jak wcześniej. Teraz zafarbowałam je na cieplejszy odcień tuż pod ramionami. Moja twarz wygląda świeżo.
Nie mam już tego wiecznego zmęczenia w oczach. Ubieram się jaśniej. Wcześniej zawsze nosiłam czarne, szare i nijakie ubrania.
Teraz chodzi o kolory, wzory, kobiecość. Igor dzwonił kilka razy w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. Pierwszy raz miesiąc po rozwodzie.
Zapytał, jak się czuję. Odpowiedziałem krótko i grzecznie. Powiedział, że za mną tęskni.
Że o mnie myśli. Że wciąż ma nadzieję. Powiedziałem.
Igor, nie. To już koniec. Ruszaj dalej.
Zamilkł. Pożegnał się. Zadzwonił ponownie cztery miesiące później.
Powiedział, że sprzedał mieszkanie. Pieniądze są gotowe do przekazania. Mój udział to 1 milion 400 tysięcy.
Podałem szczegóły. Pieniądze dotarły następnego dnia. 1 milion 400 tysięcy.
Wpłaciłem je na depozyt. Niech rosną. Kiedyś kupię sobie własne mieszkanie.
Niewielki, ale mój. Albo zainwestuję w coś innego. Jeszcze nie wiem.
Nie spieszę się. Mam czas. – zapytał wtedy Igor.
Spotykasz się z kimś? Odpowiedziałem szczerze. Nie, jeszcze nie jestem gotowy. Ale jestem.
Powiedział cicho. Jeśli nagle zmienisz zdanie… Nie zmienię zdania. Przerwałem. Przepraszam.
Ruszaj się, Igorze. Ciesz się. Już nie zadzwonił.
Tatiana Michajłowna czasami pisze. Pyta, co słychać i dzieli się nowinami.
Igor wynajął mieszkanie w innej dzielnicy. Pracuje i mieszka sam. Nauczył się porządnie gotować.
On nawet regularnie sprząta. W końcu dorósł, pisze. Szkoda, że tak późno.
Cieszę się z jego szczęścia. Naprawdę się cieszę. Dajcie mu żyć.
Niech będzie szczęśliwy. Beze mnie. Życzę mu dobrze.
Ale nie chcę wracać. I nie wrócę. Marina kiedyś próbowała pisać.
Długa wiadomość. Wszyscy popełniamy błędy. Musimy wybaczać.
Rodzina jest ważniejsza niż obelgi. Przeczytałem i usunąłem. Nie odpowiedziałem.
Nie chcę tej toksyczności w swoim życiu. Oczyściłem się z niej. Na zawsze.
Ale częściej widuję rodziców. Jeżdżę do nich co dwa tygodnie. Mama piecze ciasta, tata opowiada mi nowiny o sąsiadach.
Siedzimy w kuchni, pijemy herbatę, rozmawiamy. Tak po prostu, od serca do serca, bez pośpiechu. Jesteś szczęśliwy? – pyta mama pewnego dnia.
Myślę. Czy jestem szczęśliwy? Tak, odpowiadam w końcu. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale tak.
Jestem szczęśliwa. Na swój sposób. Nie tęsknisz za mną? – pyta.
O Igorze? O rodzinie? O rodzinie. Chichoczę. Mamo, to nie była rodzina.
To była służba dla jednej osoby i jej bliskich. Prawdziwej rodziny. To było partnerstwo, równość, szacunek.
Nie mieliśmy tego. I co teraz? Tata wtrąca się do rozmowy. Czy będziesz sam całe życie? Nie wiem, tato.
Odpowiadam szczerze. Może kogoś poznam? Może nie. Ale wiecie co? Nie boję się. Kiedyś bałam się samotności.
Myślałam, że to gorsze niż zły związek. Ale okazuje się, że nie. Samotność to samotność, a w złym związku jesteś sam ze sobą.
To jest gorsze. Znacznie gorsze. Rodzice milczą…
Przyjmują to. Mądrze. W końcu, mówi mama.
Dojrzałaś przez ostatnie kilka miesięcy. Po prostu przestałam się oszukiwać, wzruszyłam ramionami. Poznałam ciekawą osobę w pracy. Roman, ma 42 lata, pracuje w sąsiednim dziale.
Szef IT. Wysoki, wysportowany, z siwiejącymi włosami na skroniach. Rozwiedziony od trzech lat.
Ma dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa. Mieszkają z matką. On utrzymuje z nią kontakt, płaci alimenty i angażuje się w jej życie.
Wpadliśmy na siebie w palarni. Nie palę, ale czasami wychodzę na świeże powietrze. On palił.
Zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Oboje byliśmy rozwiedzeni.
Oboje pracujemy w analityce. On też zaczynał jako analityk. Oboje uwielbiamy książki, filmy i podróże.
Zaprosił mnie na kawę po pracy. Zgodziłem się. Siedzieliśmy w kawiarni przez dwie godziny.
Rozmawialiśmy o wszystkim. Było łatwo, swobodnie i ciekawie. Potem zaprosił nas do kina.
Potem na kolację. Potem na wystawę. Spotykamy się już od miesiąca.
Nie codziennie. Raz lub dwa razy w tygodniu. Bez pośpiechu.
Obaj w przeszłości się sparzyli. Obaj są ostrożni. Ale czuję się z nim dobrze.
Nie żąda. Nie naciska. Nie oczekuje, że będę mu służyć.
Jesteśmy równi. On płaci za kolację. Ja zapłacę następnym razem.
On gotuje, kiedy jestem u niego. Ja gotuję, kiedy on jest u mnie. Dzielimy się wszystkim po równo.
Ale nie z zasady. Ale dlatego, że wszystko jest takie sprawiedliwe. Tak słuszne.
A wiesz, co jest najważniejsze? On mnie słucha. Kiedy mówię, on słucha. Nie kiwa głową na telefon.
Nie myśli o swoich sprawach. Słucha. Zadaje pytania.
On jest zainteresowany. Pamięta drobiazgi. Że wolę latte, nie cappuccino.
Że wolę białe wino od czerwonego. Że nie lubię róż, ale uwielbiam piwonie. Romans to nie miłość.
Na razie. Może tak. Może nie.
Ale to jest szansa. Szansa na nowy związek. Zdrowy.
Równi. Bez urazy, bez narzekań, bez niewypowiedzianych oczekiwań. Wczoraj spacerowaliśmy po parku.
Wiosna, ciepło, drzewa kwitną. Wziął mnie za rękę. Nie cofnęłam jej.
Szliśmy w milczeniu. Po prostu szliśmy. Trzymając się za ręce.
I było spokojnie. Właśnie. „O czym myślisz?” – zapytał.
„O życiu” – uśmiechnąłem się. „Jakie ono jest nieprzewidywalne”. „To pewne”.
„Zgodził się. Sześć miesięcy temu nie uwierzyłbym, że spotkam kogoś. Ale tak właśnie jest”.
„Ja też w to nie wierzyłem” – przyznałem. „Myślałem, że to już koniec. Koniec”.
Będę sam do końca moich dni. – I jak bardzo się bałem? – Na początku tak. Zacząłem się zastanawiać.
To było naprawdę przerażające. Ale potem zrozumiałem. To lepsze niż bycie w złym związku.
I strach minął. „U mnie było tak samo” – skinął głową…


Yo Make również polubił
Wow, uzależnia! Ciasto twarogowe z makiem – pieczone w zaledwie 5 minut i niebiańsko pyszne
Naturalny Napój Energetyczny: Niesamowite Połączenie dla Siły i Wytrzymałości!
Najlepsza witamina na obrzęki nóg i kostek
„Nowotwory – cichy wróg, który dotyka coraz więcej Polaków Dlaczego akurat Polacy?? Powody i wskazówki