* „No cóż, żonko, od teraz jesz sama! Masz dość wyłudzania ode mnie pieniędzy?” – oznajmił mój mąż. Zgodziłam się. A potem nadeszły urodziny mojego męża i jak zawsze przyprowadził 20 krewnych na darmowy posiłek. Gdy tylko weszli do kuchni, prawie oniemiali… – Page 7 – Pzepisy
Reklama
Reklama
Reklama

* „No cóż, żonko, od teraz jesz sama! Masz dość wyłudzania ode mnie pieniędzy?” – oznajmił mój mąż. Zgodziłam się. A potem nadeszły urodziny mojego męża i jak zawsze przyprowadził 20 krewnych na darmowy posiłek. Gdy tylko weszli do kuchni, prawie oniemiali…

Zatrzymałem się w progu. Spojrzałem na niego, na talerze na kuchence. „Dlaczego?” zapytałem. „No cóż…” zawahał się.

„Myślałam, że będziesz zmęczony po pracy. Postanowiłam ugotować”. „Igor, mamy różne budżety”.

„Wiem. Po prostu…” Podrapał się po głowie. „Po prostu chciałem.

„To nie jest zabronione”. Podszedłem do stołu i spojrzałem na talerze.

Spaghetti wyglądało na jadalne. Oczywiście nie idealne. Makaron był trochę rozgotowany.

Sos był dziwny. Ale wyraźnie się starał. „Usiądź” – powiedział Igor, zanim sos wystygł.

Usiadłem. Wziąłem widelec. Spróbowałem.

Sos okazał się być pastą pomidorową z duszonym mięsem i cebulą. Prosty, ale sycący. „Smaczne?” – zapytał z nadzieją.

„Jadalne?” – odpowiedziałem szczerze. Jedliśmy w milczeniu. Obracałem spaghetti na widelcu i myślałem.

Co to jest? Próba manipulacji? A może on naprawdę zrozumiał? „Słuchaj” – powiedział Igor, kiedy skończyliśmy jeść. „Dużo myślałem w tym tygodniu”. „I co wymyśliłem?” „Myliłem się” – powiedział, odkładając widelec.

„Bardzo źle. Nie doceniłem tego, co zrobiłeś. Przyjąłem to za pewnik.

A kiedy przestałeś to robić, zdałem sobie sprawę, jak wiele robiłeś. Milczałem. Słuchałem.

„Wiesz, najgorsze” – kontynuował – „to nie to, że teraz czuję się niekomfortowo, ale to, że nawet tego nie zauważyłem. Przez jedenaście lat. Po prostu żyłem swoim życiem i nie widziałem, że nosisz prawie wszystko”.

„I co teraz?” – zapytałem. „Nie wiem” – przyznał. „Ale chcę to naprawić. Naprawdę”.

„Igor, problem nie polega na tym, że nie gotujesz ani nie sprzątasz”. Wstałam i zaczęłam zmywać naczynia. „Problem polega na tym, że mnie nie szanujesz.

Myślisz, że muszę to wszystko robić tylko dlatego, że jestem kobietą? A kiedy wydaję na to pieniądze, to w końcu z ciebie zjadam. – Już tak nie myślę.

„Nie myślisz o tym teraz”. Wstawiłem talerze do zlewu. „Bo poniosę konsekwencje”.

Co będzie za miesiąc? Za rok? Znów zaczniesz traktować to, co robię, jak coś oczywistego”. Milczał, niepewny, co powiedzieć. „Widzisz” – powiedziałem – „nie możesz nawet zagwarantować, że nie wrócisz do dawnych czasów.

Umyłam naczynia, moje i jego, bo już gotował. Wytarłam ręce i minęłam go, idąc do sypialni. „Ania” – zawołał – „co? Naprawdę chcę to naprawić”.

Daj mi szansę. Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę. Dostrzegłam w jego oczach coś, co było albo szczerością, albo rozpaczą.

Trudno powiedzieć. „Zobaczymy” – powiedziałem – „czas pokaże”. W sobotni poranek obudziły mnie dźwięki dochodzące z kuchni.

Spojrzałem na zegarek; była wpół do dziewiątej. Wstałem, narzuciłem szlafrok i wyszedłem.

Igor stał przy kuchence, smażąc jajka. Na stole stały już dwie filiżanki kawy i talerze z kanapkami. „Dzień dobry” – powiedział, gdy mnie zobaczył.

„Śniadanie gotowe”. Usiadłem przy stole i wziąłem kubek. Kawa była w porządku.

W końcu nauczył się parzyć kawę w tureckim ekspresie i nie pić instantów. „Plany na dziś?” – zapytał, podając jajecznicę. „Żadnych” – odpowiedziałem. „Idę odpocząć”.

„Obejrzę film i poczytam książkę”. „Może pójdziemy na spacer?” – zaproponował. „Pogoda jest ładna”.

Wyjrzałem przez okno. Rzeczywiście było słonecznie i ciepło. Był koniec października, ale na zewnątrz czuć było prawie lato.

„Dobrze” – zgodziłam się. „Możemy pójść na spacer?”. Przeszliśmy przez park. Igor kupił dwie kawy na wynos. Zauważyłam, że zapłacił za obie.

Usiedliśmy na ławce, wypiliśmy kawę i milczeliśmy. Ale cisza nie była napięta, raczej spokojna. „Wiesz” – powiedział nagle Igor – „moja mama dzwoniła do mnie wczoraj”.

„I co powiedziała?” Powiedziała, że ​​jestem idiotą i że jeśli cię stracę, sama mnie wykończy. Zaśmiałem się. „Twoja matka ma 59 lat.

„Jak ona cię wychłoszcze?” No cóż, w przenośni. Uśmiechnął się też. Ale po jej intonacji wywnioskowałem, że mówiła poważnie.

Pierwszy raz w życiu mama tak mnie zrugała. „Czy twoja mama jest mądrą kobietą?” „Tak”. Skinął głową.

Powiedziała też, że jeśli się nie poprawię, będzie po twojej stronie w razie rozwodu. Upiłem łyk kawy. Słowo „rozwód” zawisło w powietrzu między nami.

Ciężkie, przerażające. „Myślisz o tym?” zapytał cicho. „O rozwodzie?” Zatrzymałam się.

Spojrzałem na ludzi spacerujących po parku. Matki z wózkami, starsze pary, młodzież na rowerach. „Myślicie?” – przyznałem. „Dużo myślałem przez ostatnie dwa tygodnie”.

„I do jakiego wniosku doszedłeś?” „Jeszcze do niego nie doszedłem”. Odwróciłem się do niego. Ale zrozumiałem jedno.

Nie chcę już żyć tak, jak żyłam. Gdzie dźwigam wszystko sama, a oni oskarżają mnie o bycie pasożytem. Albo wszystko się całkowicie zmieni, albo lepiej się rozstać.

Skinął głową. Jego twarz była blada. „Rozumiem” – powiedział.

„I jestem gotowy na zmianę. Naprawdę”. „Powiedz tak, Igor” – powiedziałem, dopijając kawę.

„Słowa nic nie znaczą. Liczą się czyny”. „To spójrz na czyny”.

Wziął mnie za rękę. „Udowodnię to. Każdego dnia.

„Tak długo, jak będzie trzeba”. Siedzieliśmy tak przez około dziesięć minut, trzymając się za ręce.

Milczeli. Potem wrócili do domu. Po drodze zatrzymali się w sklepie.

Igor wziął wózek. Przeszliśmy się alejkami razem. Zapytał, co musimy kupić.

Mówiłem ci. Włożył to do koszyka. Przy kasie wyjął kartę.

Za wszystko zapłaciłem sam. Cztery tysiące osiemset. Zakupy spożywcze na tydzień.

Dla nas obojga. „Czy lodówka jest teraz wspólna?” – zapytał, kiedy wróciliśmy do domu. „Zobaczymy” – odpowiedziałem. „Na razie połóż wszystko na swoją połowę”.

Jeśli będziesz się dobrze zachowywać, pomyślę o połączeniu sił”. Zaśmiał się. Po raz pierwszy od dwóch tygodni usłyszałem jego szczery śmiech.

„Może jest nadzieja” – pomyślałem. „Może on naprawdę rozumie. A może po prostu za bardzo chcę w to wierzyć”. Kolejne dni minęły zaskakująco spokojnie.

Igor się starał. Naprawdę się starał. Ugotował śniadanie, posprzątał po sobie, a nawet kilka razy sam sobie prał.

Owszem, zniszczył jedną z moich bluzek, wrzucając ją do prania razem ze swoimi dżinsami. Zrobiła się bladoniebieska. Ale milczałam.

Widziałem, że się stara. Wróciłem do domu we wtorek wieczorem, a on już ugotował obiad. Kasza gryczana z kurczakiem i sałatka z ogórków i pomidorów.

Proste, ale jadalne. „Jak minął dzień?” zapytał, nakładając mi porcję. „Dobrze.

Usiadłem przy stole. Dużo pracy. A ty? „Też dużo pracy.

Ale mój szef pochwalił mnie za projekt. Rozmawialiśmy. Spokojnie, bez napięcia.

Jak dwoje normalnych ludzi jedzących razem kolację. Kiedy to stało się rzadkością? Kiedy przestaliśmy rozmawiać swobodnie, o niczym ważnym? Nie mogłem sobie przypomnieć. Może rok temu? Dwa? Nasze rozmowy ograniczały się do „co na obiad?”.

Zapłać rachunki. Moi rodzice przyjeżdżają w sobotę. Mam już dość tej codziennej harówki.

Rutyna. Przestaliśmy być parą, staliśmy się po prostu sąsiadami dzielącymi mieszkanie. „O czym myślisz?” – zapytał Igor.

„No więc” – machnąłem ręką. „A propos pracy”.

Skinął głową. Nie naciskał dalej. Wcześniej nie zauważyłby, że byłam pogrążona w myślach.

Po prostu kończyłem jeść i szedłem oglądać telewizję. Po kolacji razem zmywaliśmy naczynia. On je mył, ja je wycierałem.

Potem usiedliśmy, żeby obejrzeć film. Igor nie narzekał na brak kanałów sportowych. Znaleźliśmy serial kryminalny na zwykłym kanale i rozsiedliśmy się na kanapie pod kocem.

Było dobrze. Spokojnie. Prawie jak poprzednio, na samym początku.

Kiedy po raz pierwszy zamieszkaliśmy razem, wszystko wydawało się takie idealne. Środa. Spóźniłem się do pracy, spotkanie się przedłużyło.

Napisałem do Igora, że ​​wrócę późno. Odpowiedział: „Dobra, zrobię obiad”.

Przybyłem o dziewiątej wieczorem. W kuchni pachniało cudownie. Igor stał przy kuchence i mieszał coś na patelni.

Co to jest? – zapytałem, zerkając mu przez ramię. Gulasz warzywny. Odwrócił się i uśmiechnął.

Znalazłem przepis w internecie. Wyglądał na skuteczny. Wypróbowałem i rzeczywiście zadziałał.

Jest nawet pyszne. Warzywa są miękkie, sos ziołowy. Aromatyczny.

„Umiesz gotować” – powiedziałem, siadając przy stole. Okazuje się… Aha, usiadł naprzeciwko mnie. Sam był zaskoczony.

Myślałem, że to skomplikowane. Ale tak naprawdę nie jest. Widzisz? A ty powiedziałeś, że nie rozumiesz.

Zamilkł. Jadł, nie podnosząc wzroku. „Przepraszam” – powiedział po minucie.

Powiedziałem mnóstwo głupot. Powiedziałem, zgodziłem się. Naprawdę nie chciałem cię urazić tą uwagą o przejadaniu się. W końcu na mnie spojrzał.

Vadim tak przekonująco tłumaczył swój i Kristiny system. A ja pomyślałem… No cóż, nie pomyślałem o tym. W tym problem…

Wiesz, co mnie naprawdę zirytowało? Odłożyłem widelec. Nie samo zdanie, ale fakt, że naprawdę tak myślałeś, że żyję z ciebie od jedenastu lat, a ty naprawdę myślałeś, że mnie wspierasz. Jestem głupcem.

Potarł twarz dłońmi. „Jesteś kompletnym idiotą. Przez tyle lat nie zauważyłem, ile inwestujesz w nas, w dom, w moją rodzinę”.

Po prostu to wziąłem za pewnik. Tak? A wiesz, co jest najgorsze? Gdyby nie te dwa tygodnie, dalej bym to ignorował. Milczałem do końca życia, bo miał rację.

Kiedy przestałaś gotować, kontynuował, na początku byłem zły. Myślałem, że po prostu jesteś dla mnie okrutny i mnie karzesz. Ale potem zrozumiałem.

Nie karzesz. Po prostu pokazujesz rzeczywistość. Pokazujesz, jak naprawdę jest.

A jak to jest naprawdę? Właściwie nic nie robię w domu. Mówił szczerze, bez próby usprawiedliwiania się. No cóż, kłamię.

Tak, zapłaciłem ratę kredytu. Zrobiłem przegląd samochodu.

Czasem wynosiłem śmieci. I to było wszystko. A ty robiłeś całą resztę.

Gotowanie, sprzątanie, pranie, zakupy, płacenie czynszu, moja rodzina, prezenty, organizacja domu, wszystko. Cieszę się, że to zrozumiałaś, Anya.

Wziął mnie za rękę przez stół. Wiem, że „wybacz mi” to za mało. Wiem, że przeprosiny to za mało, ale naprawdę chcę się zmienić.

Nie na tydzień czy miesiąc, ale na zawsze. Spojrzałem na nasze dłonie. Jego duża dłoń przykryła moją.

Kiedyś ten dotyk przynosił ciepło. Teraz jest tylko zmęczenie. Czas pokaże, powiedziałem, uwalniając dłoń.

Słowa to tylko słowa. Rozumiem. Skończyliśmy jeść w milczeniu.

On umył naczynia, ja je wytarłam. Potem rozeszliśmy się w swoje strony. On poszedł do swojego pokoju, ja do sypialni.

Położyłam się na łóżku z telefonem, przeglądając media społecznościowe. Nie byłam szczególnie zainteresowana, po prostu próbowałam się czymś zająć. Dostałam wiadomość od mojej przyjaciółki Leny.

Przyjaźnimy się od czasów szkolnych, ale ostatnio widywaliśmy się rzadko. Ma trójkę dzieci. Nie ma czasu na nic.

Anya, cześć. Dawno się nie odzywałyśmy? Jak się masz? Może spotkamy się w ten weekend? Myślałam sobie. Kiedy ostatnio widziałam się ze znajomymi? Trzy miesiące temu, może więcej? Kiedyś spotykałyśmy się regularnie, przynajmniej raz w miesiącu.

Ale potem jakoś się to skończyło. Ciągle byłam zajęta. W soboty byłam z rodzicami Igora.

Niedziela, sprzątanie po sobocie, gotowanie na cały tydzień, pranie. Wieczory w tygodniu, po pracy, gotowanie i sprzątanie. Kiedy się spotkamy? Zróbmy to w sobotę.

Wolne popołudnie? Świetnie. Kawiarnia na Sadowej o drugiej? Zgoda. Odłożyłem słuchawkę.

Przypomniałem sobie, że w tę sobotę zwykle… Chwila. Rodzice Igora zazwyczaj przychodzili. Ale już nie.

Bo już dla nich nie gotuję. Po raz pierwszy od siedmiu lat mam wolną sobotę. I nawet nie wiedziałam, co z nią zrobić.

W czwartek zadzwoniła do mnie teściowa. Zobaczyłam jej imię na ekranie i zamarłam. Czego chciała? Zbesztać mnie? Chronić syna? „Dzień dobry, Tatiana Michajłowna” – odpowiedziałam ostrożnie.

„Aneczka, cześć”. Jej głos był cichy i zmęczony. „Czy przeszkadzam?” „Właśnie wracam z pracy”.

„Słuchaj, kochanie, chciałem porozmawiać. Czy mogłabyś wpaść do mnie jutro po pracy? Sama? Bez Igora? Ciekawe, bardzo ciekawe”. „Dobrze” – zgodziłem się. „O której godzinie ci pasuje?” „O siódmej.

„Ugotuję obiad”. Zgodziliśmy się. Cały wieczór zastanawiałem się, po co teściowej to spotkanie.

Sama, bez Igora. To dla niej nietypowe. Zazwyczaj wszystkie rozmowy odbywały się w obecności syna albo za jego pośrednictwem.

Piątkowy dzień ciągnął się w nieskończoność. Przeglądałem raporty, odbywałem spotkania, odpowiadałem na e-maile i wciąż myślałem o wieczorze. O szóstej nie mogłem się skupić.

Spakowałem rzeczy, pożegnałem się z kolegami i pojechałem do teściowej. Ona i Michaił Siemionowicz mieszkają w starej dzielnicy, w kamienicy z czasów Chruszczowa. Mieszkanie jest małe, ale przytulne.

Wszedłem na czwarte piętro. Oczywiście nie było windy. Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi.

Tatiana Michajłowna szybko otworzyła drzwi. Wyglądała na zmęczoną. Miała cienie pod oczami, a włosy spięte w niedbały kok.

„Wejdź, wejdź”. Wpuściła mnie. „Misza jest ze swoim bratem, więc jesteśmy sami.

„Chodź do kuchni, zrobię herbatę”. Rozebrałam się i poszłam do kuchni. Na stole stały placki z kapustą i wiśniami.

W powietrzu unosił się zapach świeżo wypieczonych ciast. „Usiądź”. Tatiana Michajłowna postawiła czajnik.

Wyjęła filiżanki. „Napijmy się herbaty i porozmawiajmy. Jak kobiety”.

Zrobiła herbatę, nalała nam obojgu i usiadła naprzeciwko nas. Zatrzymała się, zbierając myśli. „Ania”.

W końcu zaczęła. „Chcę cię przeprosić”. Uniosłem brwi ze zdziwienia.

Nie spodziewałam się tego. „Za co?” „Za wszystko”. Westchnęła.

Za traktowanie cię jak służącego. Za niedocenianie twoich wysiłków. Za ciągłe czepianie się twojego gotowania, mimo że byłeś lepszym kucharzem ode mnie.

Milczałam. Słuchałam. „Wiesz, kiedy w zeszłą sobotę zobaczyłam na stole kurczaka ze sklepu” – kontynuowała Tatiana Michajłowna – „moją pierwszą myślą było: jak ona śmie, jak śmie nie przyrządzać go dla nas”.

„Jesteśmy jego rodzicami”. „A co cię przekonało?” – zapytałem. „Twarz Igora”. Uśmiechnęła się smutno.

Siedział tam czerwony na twarzy i winny, a ja nagle zdałam sobie sprawę, że naprawdę powiedział ci coś przykrego. A ty po prostu odpowiedziałaś mu tym samym. Pokazałaś mu, jak to jest być wykorzystywanym.

Upiła łyk herbaty. Ugryzła kawałek ciasta. „Wtedy przypomniały mi się wszystkie te soboty” – kontynuowała ciszej.

Siedem lat. Przychodziliśmy do ciebie co tydzień i za każdym razem, gdy nakrywałeś do stołu, gotowałeś rano. Widziałem, jak byłeś zmęczony, widziałem, jak po naszym wyjściu omdlałeś bez sił.

Ale ona robiła to bez przerwy. Tydzień po tygodniu, rok po roku. „A ty ciągle przychodziłeś” – dodałem cicho.

„Tak” – skinęła głową. „Kontynuowaliśmy, bo czuliśmy się komfortowo, bo nigdy nie mówiłeś „nie”. Założyliśmy, że ci się podobało, że cieszysz się, że nas widzisz”.

Nie byłam zadowolona. „Teraz rozumiem” – Tatiana Michajłowna spojrzała w swoją filiżankę. „Wstyd mi, Aneczko.

Tak mi wstyd. Tak wychowałam Igora. Rodzina to rzecz święta.

Rodziców należy szanować i pomagać im. I on pomagał. Tylko że to nie on pomagał.

Pomogłeś. A ja udawałem, że nie zauważyłem. Nie wiedziałem, co powiedzieć.

Po raz pierwszy od jedenastu lat moja teściowa przemówiła do mnie szczerze, bez udawania, bez wymuszonych uśmiechów. „Powiedz mi” – zapytała, patrząc mi w oczy. „Chcesz się rozwieść z Igorem?”. „Myślę o tym” – przyznałem. „Dużo o tym myślałem przez ostatnie dwa tygodnie…”.

zobacz więcej na następnej stronie Reklama
Reklama

Yo Make również polubił

Sałatka z awokado, szpinakiem i jajkiem: pożywna i sycąca rozkosz

Po ugotowaniu, przelewamy je zimną wodą, aby łatwiej było je obrać. Następnie w międzyczasie myjemy szpinak pod bieżącą wodą i ...

GNIAZDKA – PĄCZKI WIEDEŃSKIE –

W garnku zagotować wodę z masłem i solą, wsypać na wrzątek przesianą mąkę, cały czas energicznie mieszając. Mieszać ciasto aż ...

Jak Uprawiać Kiwi w Ogrodzie i Zebrać Nawet 30 kg Owoców – Praktyczny Przewodnik Krok po Kroku

Kiwi dojrzewa jesienią, zwykle we wrześniu lub październiku. Owoce są gotowe do zbioru, gdy łatwo odchodzą od łodygi, ale jeszcze ...

Gulasz grochowy po niemiecku – Przepis inspirowany Bundeswehrą z Harvest Harbor

Wegetariański: Zamiast boczku lub kiełbasy, można dodać tofu lub wędzoną paprykę, by nadać potrawie aromatu. Z dodatkiem cebuli karmelizowanej: Smażenie ...

Leave a Comment