„Zawsze tak było”. W tym momencie drzwi studia otworzyły się z ogłuszającym hukiem. Do środka wparowało czterech barczystych mężczyzn w ciemnych ubraniach.
Zanim Larisa zdążyła cokolwiek powiedzieć, rzucili się na Siemiona, wykręcili mu ręce i uderzyli w brzuch. Nawet się nie opierał, zwiotczał jak szmaciana lalka. „Co wy robicie?” krzyknęła Larisa, rzucając się na nich.
„Przestańcie! Natychmiast!” Jeden z napastników, ten sam Walentin, skinął krótko głową pozostałym. Siemion, już nieprzytomny po potężnym ciosie w głowę, został zaciągnięty w stronę wyjścia. „Rozkaz wodza” – warknął Walentin do Larisy.
„Nie wtrącaj się! Dokąd go zabierasz?” Złapała go za rękaw. „Powiedz, albo wezwę policję!” „Zadzwoń do szefa” – powiedział, obojętnie odtrącając jej dłoń. „To twój ojciec, nie ja” – postanowił.
Larisa rzuciła się do telefonu, gdy tylko drzwi zatrzasnęły się za nimi. Ręce trzęsły jej się tak bardzo, że dwa razy pomyliła numer. „Tak, córko!” – głos Sawickiego brzmiał spokojnie, jakby spodziewał się tego telefonu.
„Co ty robisz?” Jej głos się załamał. „Dokąd go zabrali?” Tam, gdzie wszystko się zaczęło, w telefonie słychać było warkot silnika. „Worlenok!” „Sprawiedliwość, nie sądzisz?” „Chodź tu, jeśli chcesz, żeby sprawiedliwości stało się zadość!” „Twoja sprawiedliwość!” „To nie sprawiedliwość, to lincz!” krzyknęła.
„Przestań! Proszę!” – przerwał mu Sawicki zbyt późno i rozłączył się. Larisa zamarła na środku studia, czując, jak ziemia usuwa się jej spod stóp. Potem ponownie chwyciła telefon i wybrała kolejny numer.
„Misza!” – wydyszała, gdy po drugiej stronie słuchawki rozległ się dźwięk. „Potrzebuję twojej pomocy! Pilnie!” To była kwestia życia i śmierci. Samochód pędził nocną autostradą, a jego reflektory przecinały ciemność.
Michaił siedział za kierownicą, rzucając zaniepokojone spojrzenia na Larisę, która nerwowo ściskała w dłoniach jedwabny szal. „Jesteś pewna, że nie powinniśmy wezwać policji?” zapytał, zręcznie wyprzedzając ciężarówkę. „To porwanie, Lar.”
„Przestępstwo. Nie!” pokręciła głową. „To sprawa rodzinna.
Mój i mojego ojca. I… Siemion!” Michaił milczał, mocniej ściskając kierownicę. “Powiedz coś!” błagała, nie mogąc znieść ciszy.
„Podziwiam cię!” powiedział ochryple. „Twoją siłę. Twoją odwagę.
„I nienawidzę ich, każdego, kto cię skrzywdził. Ja też ich nienawidziłam!” Położyła mu rękę na ramieniu. „Przez długi czas.
„Przeszły mnie dreszcze, zrobiło mi się niedobrze. A potem zrozumiałem, że nienawiść jest jak kwas: bardziej niszczy naczynie, w którym jest przechowywana, niż to, do czego jest skierowana. Nauczyłem się im współczuć”.
„Żałować?” Spojrzał na nią z niedowierzaniem. „Tak” – skinęła głową. „Bo zostali tam na zawsze, tamtej nocy.
I udało mi się stamtąd wydostać. Dorosnąć. Stać się całością, bez względu na wszystko.
Michaił pokręcił głową, nie mogąc pojąć głębi jej przemiany. „A co, gdyby wtedy wszystko potoczyło się inaczej?” – zapytał. „Gdyby Agłaja nie istniała?” „Nie wiem” – odpowiedziała szczerze Larisa.
„Może stałbym się inną osobą. Może bym się załamał. A może jednak odnalazłbym drogę do światła.
„Kto wie?” Popękany znak drogowy oznajmiał zjazd do Sosnówki, opuszczonej wioski w pobliżu dawnego obozu pionierów. „Przygotuj się” – powiedział Michaił, zwalniając. „Cokolwiek się stanie, jestem z tobą”.
Uścisnęła jego dłoń, w milczeniu wdzięczna za tę cichą, niezachwianą lojalność, która spajała jej kruchy, nowy świat. Orlyonok powitał ich ciemnością i pustką, jeszcze głębszą niż dziesięć lat temu. Dachy domów całkowicie się zawaliły, chwasty pochłonęły betonowe ścieżki, a niegdyś jasne postacie pionierów przy głównym wejściu rozsypały się pod wpływem czasu i pogody.
Tylko uginający się maszt wciąż piął się ku niebu, uparcie niczym wspomnienie wydarzeń, które miały tu miejsce pewnej majowej nocy. Reflektory kilku samochodów zaparkowanych przy wejściu ukazywały fantazmatyczne obrazy zniszczenia i rozkładu, kryjące się w ciemności. Larisa weszła na teren obozowiska, a jej serce zabiło mocniej; nie była tu od tamtej nocy.
Nogi zdawały się jej ołowiane, nie chciały nieść jej dalej, ale zmusiła się do pójścia, kurczowo trzymając się ręki Michaiła. Walentin spotkał ich w milczeniu, z kamienną twarzą. Poprowadził ich przez zarośnięty plac apelowy na dawny parkiet taneczny, gdzie w blasku prowizorycznych reflektorów rozgrywała się przerażająca scena.
Siemion, z posiniaczoną twarzą i rękami związanymi za plecami, stał przywiązany do tego właśnie masztu. Krew z rozciętej brwi zalewała mu oko, ale uparcie trzymał głowę w górze, jakby odnalazł godność, której zawsze mu brakowało. Paweł Sawicki stał naprzeciwko niego, bawiąc się ciężką ołowianą rurą.
Jego milczący poplecznicy, bezimienni wykonawcy cudzej woli, tłoczyli się wokół. I oto nadszedł gość honorowy. Sawicki odwrócił się, zauważając Larisę. W samą porę.
Właśnie mówiłem panu Iwołginowi, jak dokładnie odpowie dziś za swoje grzechy. Ojcze, przestań! Larisa zrobiła krok naprzód, odpychając dłoń Michaiła, który próbował ją powstrzymać. To szaleństwo.
„To jest sprawiedliwość” – warknął Sawicki. „Oko za oko. Męka za mękę”.
Powinien doświadczyć wszystkiego, czego ty doświadczyłeś. Czym więc jesteś od niego lepszy? Larisa podeszła bliżej. Czym jesteś lepszy od Goriejewa? Penkowa? Sam to powiedziałeś: przemoc i sprawiedliwość to dwie różne rzeczy.
„Zasłużył na śmierć” – warknął Sawicki, wymachując fajką. „Wszyscy na to zasłużyli. Tak jak ty!” – krzyknęła Larisa, stając między nim a Siemionem.
Czy nie zrobiłeś tego samego mojej matce? Czyż ja nie jestem owocem tej samej przemocy? Słowa zawisły w powietrzu, ciężkie jak ołowiane krople. Trąbka w dłoni Sawickiego zadrżała, zastygła w locie. „To… coś innego” – mruknął, ale w jego oczach błysnęła wątpliwość.
Co? Larisa się nie poddała. Zgwałciłeś dziewiętnastolatkę, która ci odmówiła. Zrujnowałeś jej życie.
Zostawiłem cię z dzieckiem, którego nie chciałeś znać. Więc jak ci poszło lepiej? Sawicki cofnął się, jakby uderzony. Jego twarz nagle zbladła, starzejąc się na jego oczach.
Opuścił rękę z rurą, która z głuchym odgłosem upadła na betonową płytę. Nie… Przerwał, po czym ciężko westchnął. Masz rację.
Jestem taki sam. Albo nawet gorszy. Bo nie znalazłem w sobie odwagi, by odpokutować swoją winę, chyba że świeżą krwią.
Siemion, wisząc na smyczy, nagle się odezwał. „Aglaja” – zachrypiał. „Ona… Ona jest moją córką, prawda?” Larisa odwróciła się do niego i ich oczy się spotkały.
W jego oczach nie było strachu przed śmiercią, tylko niekończący się niepokój. „Tak” – odpowiedziała cicho. „W takim razie proszę o jedno” – Siemion przełknął ślinę.
Nie potrzeba litości. Nie potrzeba łaski. Akceptuję wszystko.
Ale… Nie pozwól jej się dowiedzieć. Nigdy. Niech myśli, że jej ojciec…
Yo Make również polubił
Masz brudny samochód? Oto 10 super sprytnych sposobów na czyszczenie samochodu, które każdy powinien znać
Dlaczego wstajemy w nocy, żeby skorzystać z toalety?
Mąż próbował oszukać żonę, symulując jej śmierć, aż do jej szokującej reakcji
„Prank” mojego męża wywołał u mnie traumę — więc odeszłam od niego, będąc w ósmym miesiącu ciąży