Obecność teściowej pozwoliła mi ze spokojem skupić się na pracy. Ale, szczerze mówiąc, pomimo wdzięczności, nie mogłam pozbyć się lekkiego, ledwo wyczuwalnego uczucia dyskomfortu. Trudno było je opisać słowami.
Walentyna Andriejewna była niewątpliwie miła. Opiekowała się Olą perfekcyjnie, ale coś… coś mnie niepokoiło. Jakaś przesadna poprawność, jakieś niewidoczne napięcie, które przypisywałam znanym trudnościom w relacjach teściowa-synowa.
„Spóźnię się dzisiaj” – powiedziałam, zarzucając torbę na ramię. „Spotkanie z klientami potrwa do wieczora”. „Nie martw się, Oleńka i ja dogadamy się świetnie” – odpowiedziała, kołysząc dziecko.
„Czy Lyosha też się dziś spóźni?” „Tak, znowu jest w delegacji w tym tygodniu” – odpowiedziałam z nutą samotności w głosie. Rozumiałam, że praca mojego męża jest ważna, ale ostatnio jego obecność w życiu rodziny stała się minimalna. Jego interakcje z Olą stały się nieco formalne, mniej entuzjastyczne niż wcześniej, a czasami w jego głosie słychać było nutę jawnej irytacji.
Siedząc w samochodzie w drodze do biura, odtwarzałem w myślach ostatnie kilka tygodni. Minął zaledwie miesiąc od mojego powrotu do pracy. Koledzy przyjęli mnie ciepło, ale już zdawałem sobie sprawę, jak trudno będzie mi wrócić do normalnego rytmu.
Pogodzenie obowiązków macierzyństwa z pracą zawodową okazało się o wiele trudniejszym zadaniem, niż się spodziewałam. Ale przynajmniej dzięki Walentynie Andriejewnie nie musiałam się martwić o opiekę dzienną Oli. Jej doświadczenie jako pielęgniarki było nieocenione.
Uważnie monitorowała stan zdrowia wnuczki i zawsze służyła jej cennymi radami. Stojąc na światłach, sprawdziłam telefon, czy nie ma wiadomości. Była od teściowej.
„Olenka jest w cudownym nastroju. Pracuj spokojnie, nie rozpraszaj się”. Byłam wdzięczna za jej troskę, ale nie pomogło to złagodzić niejasnego niepokoju, którego źródła nie potrafiłam do końca zlokalizować.
A następnego ranka wszystko się zmieniło. Jak zwykle weszłam do pokoju Oli. Widok jej śpiącej twarzyczki był jedną z największych radości mojego dnia.
Ale kiedy podeszłam do łóżeczka, zobaczyłam, że moja córeczka już nie śpi. Leżała tam, jej małe ciałko dziwnie napięte, wpatrzona w sufit. „Dzień dobry, moje słoneczko” – powiedziałam czule, wyciągając rękę, żeby ją wziąć.
I w tym momencie Ola krzyknęła. To nie był zwykły dziecięcy płacz. To był rozpaczliwy, rozdzierający serce krzyk, jakby strasznie się bała.
Przytuliłam ją, zdezorientowana, próbując ją uspokoić. „Co się stało, kochanie? Jesteś głodna? Co cię wystraszyło?” Usłyszałam pospieszne kroki Leshy. Podbiegł i otworzył drzwi sypialni.
W tym momencie krzyk Oli stał się jeszcze głośniejszy, sięgając granic histerii. „Znowu krzyczy!” – głos mojego męża był wyraźnie zirytowany. „To samo co rano, to po prostu nie do zniesienia!”. „Lesza, to dziecko, płacz to dla niej norma!” – powiedziałam, zszokowana jego słowami i przytuliłam córkę jeszcze mocniej.
„Czy to normalne? Może dlatego, że źle ją wychowujesz?” – powiedział chłodno. „Inne dzieci są jakoś spokojniejsze. Ja byłam dziewczyną z anime”.
Po prostu nie wiedziałem, co powiedzieć. Lesha nigdy wcześniej nie był tak okrutny. Przed ślubem uwielbiał dzieci i byłem pewien, że będzie najlepszym ojcem na świecie.
Co się z nim stało? „Nie mów tak! Ola ma dopiero trzy miesiące!” „Nie obchodzi mnie to! Mam pracę, muszę się skupić, a nie słuchać tego marudzenia tak wcześnie rano!” – powiedział, odwracając się i wychodząc z pokoju, trzaskając drzwiami. Pozostawiona sama, ledwo powstrzymywałam łzy, kołysząc Olę. Oczywiście, byłam niedoświadczoną matką, wielu rzeczy nie wiedziałam i nie rozumiałam, ale słowa Leshy zraniły mnie do głębi.
Zaczęłam tracić wiarę w siebie, w swoje macierzyńskie umiejętności. Może miał rację? Może naprawdę robię coś źle? To pytanie zagnieździło się w mojej głowie, zatruwając wszystko wokół. Tego wieczoru wróciłam z pracy kompletnie załamana.
Dzień minął jak we mgle, a słowa mojego męża wciąż rozbrzmiewały mi w głowie. Jak zwykle, Walentyna Andriejewna powitała mnie w salonie z Olią w ramionach. Ale coś było nie tak.
Ola była wyjątkowo cicha, wyglądała na kompletnie wyczerpaną. „Witaj z powrotem, Lubo!” Teściowa wstała i podała mi córkę. „Coś się stało? Wygląda na ospałą” – zapytałam zmartwiona, przytulając Olę.
„Nie, nic specjalnego, Oleńka była dziś po prostu trochę marudna. Twarz Walentyny Andriejewny wyrażała zmęczenie. Płakała prawie cały dzień.”
Spojrzałem na moją córkę. Jej oczy nie miały zwykłego blasku. Wyglądała, jakby się czegoś bała.
Jak dokładnie płakała? „No cóż, tak jak dzieci zazwyczaj płaczą” – odpowiedziała teściowa wymijająco. „Czasami płaczą bez powodu, wiesz”. Tego wieczoru Lesha wróciła późno.
Po ułożeniu Oli do snu, poczekałam na niego. „Witaj!” Podałam mu filiżankę herbaty. „Dziękuję”.
Zmęczony opadł na sofę. Jak ci minął dzień? Jak się czuje Ola? Była dziś kapryśna. Płakała cały dzień.
Lesha zmarszczyła brwi. „Mówiłam ci, że coś jest nie tak z twoim wychowaniem. Mama chyba też ma już tego dość…”
Ale mnie tam nie ma w ciągu dnia. Walentyna Andriejewna siedzi z nią. „Więc sprawiasz mamie kłopoty”.
Ton Leszy stał się ostry. „Chciałabym, żebyś wzięła na siebie więcej odpowiedzialności i w końcu została prawdziwą matką”. Chciałam zaprotestować, krzyknąć, że robię już wszystko, co w mojej mocy, rozdarta między pracą a domem, ale słowa utknęły mi w gardle.
Może ma rację? Naprawdę spędzam z Olą mniej czasu, odkąd zaczęłam pracować. Może moja córka to wyczuwa i dlatego tak się zachowuje? Poczucie winy ciążyło mi na sercu. Następnego ranka obudziłam się przed świtem.
Ola już się obudziła, drgając drobnymi rączkami. Gdy tylko podeszłam do łóżeczka, znów wybuchnęła tym samym rozpaczliwym, przerażonym krzykiem. Podniosłam ją, czując ból i bezradność w sercu.
„Postanowiłem ubrać ją w jej najelegantsze, moje ulubione, jasnoróżowe body z haftowanymi króliczkami. Może ładny strój poprawi ci humor, moja mała?” – wyszeptałem, całując ją. Kiedy przyszła Walentyna Andriejewna, oddałem jej Olę ubraną w to samo body i z ciężkim sercem poszedłem do pracy.
Cały dzień byłam zdenerwowana. Wracając do domu wcześniej niż zwykle, zastałam teściową szykującą się do wyjścia. Ola była w jej ramionach, ale nasza córka miała na sobie inne, proste, białe body.
„Och, dlaczego ją przebrałaś?” – zapytałam, starając się brzmieć nonszalancko. „Beknęło jej tak mocno, że cała się ubrudziła” – odpowiedziała rzeczowo Walentyna Andriejewna. „Więc ubrałam ją w czyste ubrania”.
„Rozumiem”. Wziąłem Olę. „Gdzie jest ten różowy? W pralce?” „Tak, od razu go wyprałam i wrzuciłam do pralki” – odpowiedziała, już wkładając buty na korytarzu.
Kiedy teściowa wyszła, pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, było podejście do pralki. Otworzyłam drzwiczki – była pusta. Sprawdziłam kosz na pranie – tam też nic nie było.
Dreszcz przebiegł mi po plecach. Dlaczego skłamała? To nie było kłamstwo z rodzaju tych, które można by zrzucić na karb niepamięci. Wyraźnie powiedziała, że wrzuciła to do pralki.
Ale nigdzie go nie było. Co się działo w moim domu? Czułam się jak obca osoba we własnych murach. Wątpliwości co do teściowej, którą uważałam za swoje główne wsparcie, mieszały się z lękiem o zachowanie męża i niewytłumaczalny płacz córki.
Byłam w pułapce, a ściany tej pułapki zaciskały się coraz mocniej. Następnego dnia, w drodze do biura, nie wytrzymałam i zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Swiety. Miała dwuletniego synka i przeszła przez piekło okresu noworodkowego.
„Swieta, cześć. Słuchaj, z Olą dzieje się coś dziwnego” – wyrzuciłam z siebie, ledwo czekając na jej odpowiedź. „Ona tak krzyczy każdego ranka, niemal histerycznie”.
A mój mąż twierdzi, że jestem złą matką i źle ją wychowuję. „Lub, nie słuchaj go, wszyscy są mądrzy” – próbowała mnie uspokoić Swieta. Pierwszy rok jest po prostu okropny, ale to, że płacze tylko rano, jest naprawdę dziwne.
Zwykle krzyczą bez przerwy, bez żadnego harmonogramu. Moja Temka, pamiętam, nie potrafiła nawet odróżnić dnia od nocy. Może na coś reaguje? Na jakiś konkretny bodziec? Jej słowa dały mi do myślenia.
Coś drażniącego? Co drażniło ją tylko rano? Tego wieczoru specjalnie poprosiłam o wcześniejsze wyjście z pracy. Kiedy wróciłam do domu, Walentyny Andriejewny już nie było. Ola leżała sama w łóżeczku.
Aleksiej jeszcze nie wrócił. Odebrałam córkę. I o dziwo, była zupełnie spokojna.
Nie było rozdzierającego serca płaczu, żadnego napięcia. Wręcz przeciwnie, ufnie wtuliła się w moje ramiona i, jak mi się zdawało, nawet westchnęła z ulgą. „Ale dlaczego płaczesz tak tylko rano, moje słoneczko?” – wyszeptałem, całując ją w czubek głowy.
Ola chwyciła mój palec swoją maleńką rączką i spojrzała mi uważnie w oczy, jakby chciała mi coś powiedzieć. W tym momencie zacząłem dostrzegać pewien schemat w jej zachowaniu. Rano, kiedy Lesha była w domu, wpadała w histerię.
W ciągu dnia z teściową byłam rozdrażniona i zmęczona. Wieczorem, kiedy byłyśmy same, panował spokój. Kiedy Aleksiej wrócił, wszystko się zmieniło.
Gdy tylko zbliżył się do córki, jej ciało zaczęło stopniowo napinać się ponownie. A gdy tylko wyciągnął rękę, żeby ją wziąć, wybuchnęła przenikliwym krzykiem. Ponownie.
Lesha nawet nie próbował ukryć irytacji. „Co to za dziecko jest takie problematyczne?” Uważnie obserwowałem jego reakcję. Ani krzty współczucia, ani jednej próby zrozumienia, co się dzieje.
Tylko zimna irytacja. Tak, Ola zdecydowanie płakała, kiedy był w pobliżu. Ale czy to był tylko zbieg okoliczności, czy też kryło się za tym coś więcej? Wciąż nie mogłam uwierzyć, że mój mąż, mężczyzna, którego kochałam, mógł być przyczyną jej strachu.
Odepchnęłam te myśli. Wydawały się potworne, zdradliwe. Następnego dnia umówiłam Oli na wizytę u miejscowego pediatry.
Musiałem się upewnić, że nic jej nie jest, że płacze z powodu jakiejś choroby. Czekaliśmy w kolejce ponad godzinę w dusznym korytarzu, wypełnionym płaczem innych dzieci. W końcu zostaliśmy wezwani.
Nasza pediatra, Tamara Pawłowna, szybko zbadała Olę, zważyła ją i zmierzyła wzrost. „Mamo, czy masz jakieś dolegliwości?” – zapytała, wciąż wypełniając formularz. Zaczęłam paplać o porannych napadach złości, o tym, że jej płacz wydawał mi się nienormalny i przestraszony.
„Mamo” – Tamara Pawłowna uśmiechnęła się pobłażliwie – „dziecko ma trzy miesiące. Kolka, ząbkowanie wkrótce, pogoda się zmienia, układ nerwowy jest jeszcze niedojrzały. Weź walerianę, a dziecko będzie spokojniejsze”.
„Wszystko w normie”. Wyszłam z gabinetu kompletnie upokorzona. „Weź walerianę”.
Nawet nie próbowała zrozumieć. Dla niej byliśmy tylko kolejnym przystankiem w niekończącym się strumieniu pacjentów. Ale ja znałam swoje dziecko.
Czułam, że to nie tylko kolka. Moja macierzyńska intuicja podpowiadała mi, że dzieje się coś strasznego. Tego wieczoru, po ułożeniu Olki do snu, usiadłam do laptopa…
Yo Make również polubił
Naturalne sposoby na zdrowe zęby i dziąsła!
Popularna przyprawa, która niszczy komórki rakowe, zapobiega zawałom serca i odbudowuje jelita
Mini Churros z mieszanką słodkich i słonych smaków
Folia aluminiowa w zamrażarce: Dlaczego warto to robić, oszczędzasz pieniądze