„Do kogo?” – zapytała Rachel. „Do twoich znajomych ze szkoły artystycznej, którzy też nie mogą zapłacić czynszu?”
„Różni kolekcjonerzy.”
Marcus w końcu oderwał wzrok od telefonu. „Kolekcjonerzy, prawda? Tak teraz nazywamy ludzi, którzy kupują rzeczy na wyprzedażach garażowych?”
„Tylko mówię” – kontynuowała mama, a jej głos przybrał ten specyficzny ton, którego używała, gdy chciała brzmieć rozsądnie, mówiąc coś okrutnego. „W pewnym momencie musisz pogodzić się z rzeczywistością. Twój ojciec i ja zapłaciliśmy za cztery lata na znakomitym uniwersytecie. Mogłaś studiować biznes, prawo, medycynę. Zamiast tego wybrałaś sztukę i zobacz, do czego cię to doprowadziło”.
„Jej nawet nie stać na samochód” – dodała Rachel, wskazując kieliszkiem wina. „Wszędzie jeździ autobusem. Wyobrażasz sobie autobus?”
Devon poruszył się niespokojnie. „Transport publiczny w tym mieście jest naprawdę bardzo wydajny”.
Rachel dotknęła jego ramienia. „Jesteś słodki, ale nie, to żenujące. Emma, mogłabyś pracować w firmie taty. Może jako recepcjonistka. Przynajmniej miałabyś ubezpieczenie zdrowotne”.
„Mam ubezpieczenie zdrowotne.”
„Przez giełdę rządową” – powiedziała mama, brzmiąc jak choroba. „Bo kwalifikujesz się jako osoba o niskich dochodach. Rozumiesz, jak to odbija się na tej rodzinie?”
Wziąłem łyk wody. Lód brzęknął o kryształową szklankę. Pewnie bakarat. Mama używała tylko najlepszych na rodzinne obiady, zwłaszcza gdy Rachel przyprowadzała Devona.
„Przyjechała na moje zaręczyny Uberem” – powiedziała Rachel do Devona, jakby zdradzała skandaliczny sekret. „Nawet nie Uber Black. Zwykłym Uberem”.
„Nie mam samochodu” – odpowiedziałem spokojnie.
„Dokładnie” – wtrącił Marcus. „Bo cię na to nie stać. Żyjesz od wypłaty do wypłaty. Och, czekaj. Z jakiej wypłaty? Żyjesz z tego, co dadzą ci przypadkowi ludzie za obrazy, którymi pewnie zamalowali plamy na ścianach”.
Mama westchnęła długo i teatralnie. „Wiązaliśmy z tobą takie nadzieje, Emmo. Byłaś taka bystra w szkole. Pamiętasz, jak wygrałaś konkurs na esej w 10. klasie? Myśleliśmy, że zostaniesz pisarką albo profesorką. Kimś porządnym”.
„Zamiast tego maluje” – powiedziała Rachel, kręcąc głową. „Obrazy przypadkowych rzeczy, pejzaże, portrety. Nic oryginalnego”.
„Właściwie” – zacząłem.
„I nie mów mi o jej pracowni” – przerwała mama. „Odwiedziłam ją raz. Raz. Budynek nadaje się do rozbiórki. Betonowe podłogi, odsłonięte rury, brak porządnego ogrzewania. Ma płytę grzewczą do gotowania, na litość boską”.
„Ma charakter” – powiedziałem cicho.
„Są tam karaluchy” – poprawiła mama. „Widziałam trzy. Trzy w biały dzień”.
Devon wyglądał na coraz bardziej zakłopotanego, z widelcem zawieszonym między talerzem a ustami. „Cóż, jestem pewien, że Emma robi to, co ją uszczęśliwia. I czyż nie to jest najważniejsze?”
„Happy nie płaci rachunków” – przerwał mu Marcus. „Happy nie buduje kapitału. Happy nie przygotowuje się do emerytury. Wiesz, co ona ma w swoim 401(k)? Nic. Zero. Sprawdzałem.”
Mrugnęłam. „Sprawdziłeś moje konto emerytalne?”
„Mama dała mi dostęp” – powiedział lekceważąco. „Ktoś musi monitorować sytuację finansową rodziny. Jesteś obciążeniem, Emmo. 32-latką, która ma farbę pod paznokciami i urojenia o tym, że odniesie sukces jako artystka”.
Rachel pochyliła się do przodu, a jej pierścionek zaręczynowy odbijał światło – trzykaratowy, wspominała już kilka razy. „To po prostu smutne, szczerze mówiąc. Siostra Devona jest lekarką. Jego brat jest wspólnikiem w firmie konsultingowej. A ty jesteś tą nieudaną artystką, której nie stać nawet na oprawienie własnych prac”.
„Oprawiam swoje dzieła” – powiedziałem.
„Czym? Patyczkami do lodów?” Marcus zaśmiał się z własnego żartu.


Yo Make również polubił
Młotek za ścianą łazienki: Dzień, w którym odkryłam straszny sekret mojego męża
Przepis na marokańską herbatę miętową 🇲🇦
Moja synowa zaprosiła dwudziestu pięciu krewnych na święta Bożego Narodzenia do mnie. Powiedziałem jej, że będę podróżował — i tam zaczęła się prawdziwa niespodzianka.
Rolada z sernika dyniowego