Pomyślałam o Hawajach, o białych, piaszczystych plażach, których nigdy nie zobaczę. A potem pomyślałam o miejscu, do którego zawsze chciałam pojechać, o surowym nadmorskim mieście oddalonym o kilka godzin drogi, pełnym doków, fal i obietnicy anonimowości. Przejeżdżałam przez nie kiedyś, lata temu, i ten obraz utkwił mi w pamięci. Nikt mnie tam nie potrzebował. Nikt mnie nie znał. I o to właśnie chodziło.
Nie spałem tej nocy. Wyciągnąłem zakurzoną torbę podróżną z głębi szafy i zacząłem się pakować. Kilka par dżinsów, kilka znoszonych koszul, stare robocze buty. Nie miałem żadnego planu, tylko desperacka potrzeba ruchu. Chwyciłem oszczędności – cienki, żałosny plik gotówki z miesięcy nadgodzin – i sprawdziłem rozkład jazdy autobusów w telefonie. Autobus odjeżdżał o 5:00 rano, zanim jeszcze słońce zdążyło wzejść.
Zawahałam się, a kciuk zawisł mi nad numerem telefonu mojej najmłodszej siostry Sophie. W wieku szesnastu lat była jedyną osobą, która mnie rozumiała, jedyną, która patrzyła na mnie jak na człowieka, a nie tylko na narzędzie. Ale nie zadzwoniłam. Wiedziałam, że będzie próbowała mnie od tego odwieść, a na to nie mogłam sobie pozwolić. Nie teraz.
O 3:00 nad ranem zarzuciłam torbę na ramię, zamknęłam drzwi do mieszkania i poszłam na dworzec autobusowy. Powietrze było chłodne, ulice puste, a w piersi czułam ucisk, jakbym coś zdradzała. Ale co? Rodzinę, która nawet nie uważała mnie za członka?
Podjechał autobus, potężna szara bestia, a ja wręczyłem mu bilet. Usiadłem z tyłu i patrzyłem, jak moje miasteczko kurczy się w oknie – stacja benzynowa, sklep z narzędziami, dom, w którym dorastałem, wszystko tonie w mroku. W mojej głowie rozbrzmiewały słowa ojca: Nie jesteś częścią nas.
Dobrze. Gdybym nie był ich częścią, byłbym częścią czegoś innego. Czegoś mojego. Po raz pierwszy od lat poczułem się przebudzony. Przestraszony, owszem. Ale przebudzony. Nie oglądałem się za siebie.
Rozdział 3: Nowe miasto, nowe życie
Wysiadłem z autobusu w mieście głośnym, tętniącym życiem i całkowicie obojętnym na moje istnienie. Doki ciągnęły się aż do szarej wody, dźwigi górowały niczym stalowe olbrzymy, a syreny niewidocznych łodzi rozbrzmiewały w mglistym porannym powietrzu. Było to zupełne przeciwieństwo cichej, podmiejskiej pułapki, z której właśnie się wydostałem.
Nie miałem pojęcia, od czego zacząć. Ale o to właśnie chodziło. Nikt tutaj nie znał mnie jako „Felixa, gościa, który wszystko naprawia”. Byłem po prostu facetem z torbą podróżną.
Już pierwszego dnia znalazłem pokój do wynajęcia – pudełko na buty nad barem, które co noc trzęsło się od dudnienia basu. Właściciel, facet z brodą jak stalowa wełna, nie przejmował się referencjami. Po prostu wziął ode mnie gotówkę i dał mi klucz. Rzuciłem torbę na nierówny materac i pozwoliłem, by ciężar tego, co zrobiłem, w końcu do mnie dotarł. Właśnie odszedłem od całego swojego życia. Zastanawiałem się, ile czasu minie, zanim zauważą, że naprawdę mnie nie ma.
Następnego ranka ruszyłem na ulice w poszukiwaniu pracy. Znalazłem fuchę w obskurnej kawiarni niedaleko doków, nędznej knajpie pełnej rybaków i dostawców. Kierownik rzucił mi fartuch i kazał się pilnować. Moja pierwsza zmiana to była katastrofa: rozlana kawa i pomylone zamówienia. Ale nikt nie krzyczał na mnie za to, że zapomniałem spakować torby z pieluchami. Było ciężko, ale czysto. To był mój bałagan, nie ich.
Tam poznałem Sheilę. Pracowała przy kasie, pełna ostrych krawędzi i szybkich, sarkastycznych uszczypliwości. „Jesteś powolny, nowy” – powiedziała, uśmiechając się złośliwie, gdy niezdarnie grzebałem w latte.
„Przynajmniej nie odstraszam klientów” – odparłem.
I śmiała się, prawdziwie, szczerze. Sheila nie chodziła wokół mnie na palcach ani nie oczekiwała, że będę bohaterem. Po prostu traktowała mnie jak człowieka.
Dni zlewały się w tydzień. Pracowałem, spałem w swoim hałaśliwym pokoiku i włóczyłem się po mieście, kiedy nie mogłem spać. Pod wpływem impulsu kupiłem w lombardzie stary, rozklekotany aparat, na co nie pozwalałem sobie od czasów liceum, kiedy myślałem, że mogę być kimś więcej niż chłopcem na posyłki. Tej nocy zabrałem go nad wodę i pstryknąłem zdjęcie molo wcinającego się w ciemne morze. Wyszło rozmazane, ale i tak je zachowałem. Czułem się, jakbym budził się z jakiejś części siebie.
W domu wciąż nie zadzwonili. Wyobrażałam ich sobie w stanie gorączkowego chaosu, próbujących zorganizować wyjazd na Hawaje bez wyznaczonego logistyka i opiekunki. Moja siostra Sophie w końcu napisała SMS-a, a jej wiadomość była krótką, bolesną prośbą: Tęsknię za tobą. Wróć, proszę.
Poczułam ucisk w piersi. To była jedyna osoba, której nie cierpiałam zawodzić. Nie mogę, odpisałam. Nie teraz.
Następnego dnia znowu wyjąłem aparat. Sheila przyłapała mnie na bawieniu się nim w pracy. „Nie uważałam cię za artystę” – powiedziała.
„Nie uważałem cię za wścibską” – odpaliłem. Ona tylko się uśmiechnęła.
Może mógłbym to zrobić. Zamieszkać tu. Być kimś nowym. Miasto było surowe i głośne, ale nie wymagało ode mnie duszy. Leżałem bezsennie tej nocy, muzyka z baru dudniła w podłodze, i myślałem o Hawajach. Zastanawiałem się, czy w ogóle będą tęsknić za moją obecnością, czy tylko za moją funkcją.
Rozdział 4: Rozmowa telefoniczna
Byłem w mieście od dwóch tygodni, kiedy to się stało. W noc przed ich wielką podróżą zadzwonił mój telefon. Na ekranie błysnął: Tata. Ścisnęło mnie w żołądku. Prawie pozwoliłem, żeby włączyła się poczta głosowa, ale jakaś chorobliwa ciekawość kazała mi odebrać.
„Felix! Gdzie ty, do cholery, jesteś?” Jego głos był chropawy i ostry, ton, którego używał, gdy pominąłem jakiś obowiązek, a nie gdy porzuciłem życie. „Dzieciaki trzeba jutro pilnować. Co to ma być, jakaś sztuczka?”
Dwa tygodnie. I dlatego zadzwonił. Nie po to, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Ale żeby zażądać, żebym wróciła na stanowisko opiekunki do dzieci. Wzięłam głęboki oddech, a gniew, który tak starannie tłumiłam, podszedł mi do gardła. „Mnie tam nie ma” – powiedziałam powoli i stanowczo. „Wyszłam. Nie będziesz mi już dyktować, co mam robić”.
Wyjąkał. „Co to ma znaczyć? Wylatujemy na Hawaje, a ty teraz to robisz?”
Wtedy usłyszałem, jak mama wyrywa telefon, a jej głos jest ostry jak brzytwa. „Felix, jesteś niesamowicie samolubny! Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiliśmy, tak nam się odwdzięczasz?”
Wszystko, co dla mnie zrobili? Prawie się roześmiałem. Lata, kiedy ich wspierałem, naprawiałem dach, wyciągałem Marka z długów hazardowych, opiekowałem się ich wnukami za darmo… a ona miała czelność mówić o spłacie.
„Odpłacić ci?” Słowa wylały się z nich niczym potok dziesięcioleci urazy. „Byłam twoją wycieraczką od osiemnastego roku życia! Rzuciłam studia, żeby opłacić twoje rachunki! Zahartowałam się, żebyś mogła sobie wygodnie siedzieć! A ty masz czelność mówić mi, że nie jestem częścią twojej rodziny? Skończyłam z tym! Zajmij się swoimi cholernymi dziećmi!”
„Niewdzięczny!” – jęknęła, po czym warknęła: „Taki właśnie jesteś! Pożałujesz tego!”
Rozłączyłem się. Ręce mi się trzęsły, ale poczułem się lżej, jakbym w końcu przeciął linę, która dusiła mnie przez trzydzieści pięć lat.
Następnego ranka Sophie napisała kolejną wiadomość.
Wyjazd to porażka. Odwołali Hawaje. Tata nie chce zapłacić za opiekunki, a nikt inny się nie zgłasza. Wszyscy się kłócą.
Wpatrywałam się w wiadomość, a na mojej twarzy pojawił się powolny, zimny uśmiech. Zbudowali swój wygodny, łatwy świat na fundamencie mojego cichego poświęcenia. A teraz, kiedy odeszłam, rozpadał się w pył. Dobrze. Niech tak będzie.
Tego dnia po mojej zmianie Sheila przyparła mnie do muru. „Dziś wieczorem są zajęcia z fotografii” – powiedziała. „Prowadzi je mój znajomy. Powinieneś przyjść. Ogarnij się”.
Poszedłem. Zajęcia odbywały się w przeciągłym magazynie, pełnym ludzi, którzy wiedzieli, co robią. Czułem się nieswojo z moim lombardowym złomem, ale instruktor, żylasty facet o imieniu Paul, nie przejmował się sprzętem. Mówił o kadrowaniu, o świetle, o dostrzeganiu historii w przyziemności. Po zajęciach wyszliśmy i sfotografowaliśmy doki w ostrym blasku latarni ulicznych. Udało mi się zrobić niezłe zdjęcie: dwóch pracowników rozładowujących skrzynie, ich cienie ciągnęły się i zniekształcały na mokrym chodniku.
Paul spojrzał na niego. „Masz oko, Felix” – powiedział. „Kontynuuj”.


Yo Make również polubił
Co to za ciemna plama widoczna na twarzy papieża Franciszka: hipotezy ekspertów
Dzika Rozkosz – Ekspresowy Tort w 30 Minut, Który Zachwyca Smakiem!
Łatwy przepis na niemiecką cuca, który sprawi, że każdemu pocieknie ślinka
Sekret babci: ponowne wykorzystanie skórek czosnku