— Wiera Il’iniczna, może spędzicie weekend z dziećmi? Muszę wziąć dodatkową zmianę. — Nie mogę, Majechka, — odpowiadała. — Ciśnienie skacze, ledwo sobie radzę. Może potem, kiedy indziej.
„Potem” nie nadchodziło przez miesiące. Krewni Artioma też nie byli chętni do pomocy.
Po roku Maja spłaciła pierwszy duży kredyt. Kolejne sześć miesięcy później — drugi.
Skreślała długi z listy jak dni w kalendarzu więźnia.
Czas mijał. Dzieci rosły. Kostia poszedł do szkoły, Katia do przedszkola.
Maja już nie roznosiła codziennie jedzenia, ale w weekendy nadal dorabiała.
I pewnego dnia, dokładnie trzy lata po śmierci Artioma, dokonała ostatniej wpłaty.
Siedząc w kuchni z wydrukowanym wyciągiem bankowym, po raz pierwszy od dawna zapłakała — z ulgi.
Dwa tygodnie później w supermarkecie natknęła się na Timura, byłego kolegę z roku.
Wysoki, z przedwczesnymi siwiznami w ciemnych włosach i dobrymi oczami, uśmiechnął się do niej tak, że serce zabiło mocniej.
— Przeprowadź się do mnie, — powiedział po trzeciej randce, gdy spacerowali wieczorem po parku. — Razem z dziećmi. Mam duże mieszkanie, a Miszka będzie zadowolony z towarzystwa.
Po raz pierwszy od wielu miesięcy Maja zaśmiała się — lekko i swobodnie.
Wiosna wdarła się w życie Mai razem z promieniami słońca i ciepłem, które wnosił do ich domu Timur.
Po raz pierwszy od dawna pozwoliła sobie uśmiechać się bez powodu, kupować kwiaty ot tak i marzyć o przyszłości.
Dzieci rozkwitały na oczach — Kostia zaczął przynosić piątki ze szkoły, a Katia przestała bać się ciemności.
Pewnego niedzielnego wieczoru, podczas oglądania razem kreskówki, telefon Kostii nagle zadzwonił.
Chłopiec spojrzał na ekran zdziwiony.
— To… babcia Wiera, — powiedział zdezorientowany, patrząc na matkę.
Maja zamarła. W ciągu trzech lat teściowa dzwoniła do wnuków kilka razy — tylko na urodziny, i to krótko.
— Cześć, babciu, — ostrożnie odpowiedział Kostia. — Tak… w porządku… Uczymy się… U mamy? Wszystko dobrze…
Po rozmowie podał telefon matce, wzruszając ramionami:
— Mówi, że tęskni i chce nas odwiedzić.
Tydzień później telefony stały się codzienne. Kostia przekazywał telefon siostrze, która niechętnie odpowiadała na pytania babci.
— Gdzie pracuje wasza mama? Kim jest ten wujek Timur? Często u was bywa? — pytała Wiera Il’iniczna, a dzieci, nieprzyzwyczajone do ukrywania, odpowiadały szczerze.
Pewnego słonecznego sobotniego dnia, gdy Maja rozwieszała wyprane pranie na balkonie, ktoś zadzwonił do drzwi.
Na progu stała Wiera Il’iniczna — z ciastem w rękach i wymuszonym uśmiechem.
— Przyszłam zobaczyć wnuki, — powiedziała, wchodząc do mieszkania, przyglądając się nowym zasłonom i świeżemu remontowi w przedpokoju. — Widzę, że żyjecie całkiem dobrze.
Dzieci niezręcznie objęły babcię, którą widziały najwyżej pięć razy w życiu. Timur, który pomagał Mai w kuchni, uprzejmie przywitał się i zaproponował herbatę.
Wiera Il’iniczna oceniła go wzrokiem od stóp do głów, a potem, czekając aż dzieci pójdą do innego pokoju, ostro zwróciła się do synowej:
— Budujesz nową rodzinę? Znalazłaś nowego męża?


Yo Make również polubił
Liczba mnoga od „pani”! Jeśli golisz głowę publicznie, przeczytaj to!
Rak Żołądka – Cichy Zabójca
Mama mnie nauczyła – i ciasto nie jest potrzebne: jest 2 razy smaczniejsze od wszystkich ciast, ciasto zwiewne i mięciutkie.
Spraw radość swojej wątrobie: Jedna łyżeczka każdego ranka na pusty żołądek i oczyść swój organizm