Azora, jej ośmioletnia córka, siedziała w swoim pokoju na końcu korytarza. Zazwyczaj dziewczynka witała mamę radosnymi okrzykami i opowieściami o szkole, przyjaciołach i nauczycielce, pannie Williams.
Ale dziś – tak jak przez ostatnie dwa tygodnie – dziewczynka była dziwnie cicha. Wróciła ze szkoły, przywitała się cicho i poszła prosto do swojego pokoju.
„Pewnie jest po prostu zmęczona” – pomyślała Vada, doprawiając kurczaka solą, pieprzem i szczyptą suszonych ziół. „Ten semestr zawsze jest najcięższy. Zbliżają się ferie wiosenne. Będzie miała trochę odpoczynku”.
Postawiła patelnię na palniku, wlała trochę oleju i usłyszała za sobą ciche kroki na drewnianej podłodze.
Odwróciła się.
Azora stała w drzwiach kuchni w swoim puszystym różowym szlafroku, boso, jej warkocze były lekko potargane, twarz miała bladą, a pod oczami niebieskawe cienie.
„Azora, kochanie, jesteś głodna?” – zapytała delikatnie Vada. „Chodź tutaj. Pomóż mamie nakryć do stołu”.
Dziewczynka podeszła powoli i pociągnęła mamę za brzeg bluzki. Ruch był nieśmiały, niepewny.
“Mama.”
Głos był cichy, niemal szeptem.
„Co się stało, kochanie?” Vada wyłączyła palnik i usiadła na krześle naprzeciwko córki.
Azora zawahała się, skręcając rąbek szaty w palcach. Potem uniosła wzrok. Vada dostrzegła w nim błaganie zmieszane ze strachem.
„Mamo, czy mogę przestać brać tabletki, które mi dała?”
Vada zamarła.
Dziesiątki myśli w jednej chwili przemknęły jej przez głowę.
Jaka pani?
Jakie pigułki?
Kiedy? Jak to możliwe, że w ogóle o tym nie wiedziała?
„Jaka pani, Azora?” zapytała, starając się mówić spokojnie, żeby nie przestraszyć dziecka. „I jakie pigułki?”
„No cóż, przyjaciółka taty” – wyszeptała dziewczynka. „Koleżanka. Przychodzi, kiedy jesteś w pracy. Mówi, że to witaminy, żeby mi lepiej się uczyła, ale po ich zażyciu robię się strasznie senna. Potem budzę się, a tam już jest ciemno i boli mnie głowa”.
Serce Vady zaczęło bić szybciej. Poczuła, jak skóra na twarzy robi się zimna, a mięśnie szyi napinają się, ale nie mogła pokazać córce swojego strachu. Nie mogła jej przestraszyć.
„Azora” – powiedziała powoli Vada, kładąc dłonie na drobnych ramionach dziewczynki. „Kochanie, przynieś mi te pigułki, dobrze? Proszę, pokaż mi buteleczkę”.
„Jest w moim pokoju, w szufladzie biurka. Pani powiedziała, że to tajemnica, że jeśli będę grzeczna i będę brać witaminy, tata da mi pieniądze”.
„Idź i to przynieś” – poprosiła Vada, próbując wymusić uśmiech. „Proszę, kochanie”.
Azora skinęła głową i pobiegła korytarzem.
Vada wstała z krzesła i oparła się o ścianę. Ogarnęła ją panika. Jej myśli były chaotyczne.
„Jaki kolega? Firma Sterlinga to głównie mężczyźni. Kim jest ta kobieta, która podaje mojemu dziecku jakieś tabletki? I dlaczego Azora zasypia po ich zażyciu?”
Dziewczyna wróciła po minucie, trzymając w ręku małą plastikową butelkę.
Vada wzięła ją i spojrzała na etykietę.
Nie było żadnej marki, nazwy apteki – tylko biała naklejka z jednym słowem napisanym niechlujnym pismem:
Witaminy.
W środku znajdowały się okrągłe, białe tabletki.
„Dziękuję, kochanie” – powiedziała Vada, chowając butelkę do kieszeni. „Połóż się na chwilę w swoim pokoju, dobrze? Obejrzyj bajki i umyj ręce. Zaraz zjemy. I nie bierz nic więcej, dobrze? Mama zajmie się tymi witaminami”.
Azora posłusznie poszła do swojego pokoju.
Vada wyciągnęła telefon i szybko wysłała SMS-a do swojej przyjaciółki, dr Zinni, która pracowała w klinice opieki doraźnej na końcu ulicy — małej klinice niedaleko ich dzielnicy w Denver.
„Zinnia, potrzebuję pilnej pomocy. Możesz sprawdzić tabletki? Ktoś dał je mojej córce. Powiedział, że to witaminy. Chcę to potwierdzić. Będę jutro rano.”
Odpowiedź nadeszła niemal natychmiast.
„Wpadnijcie o 8, zanim zaczną się rundy. Sprawdzimy je.”
Vada odłożyła telefon i wróciła do kuchenki. Panika jej nie opuszczała, ale musiała ugotować obiad. Musiała zachowywać się jak zwykle, żeby nie wzbudzić podejrzeń.
Podejrzenie kogo?
Od Sterlinga.
Nie mogła uwierzyć, że jej mąż świadomie dał córce tabletki za jej plecami. Sterling kochał Azorę. Zawsze był troskliwym ojcem. Bawił się z nią, czytał jej bajki na dobranoc, pomagał jej w odrabianiu lekcji.
Nie mógł świadomie podać dziecku czegoś szkodliwego.
Więc ta kobieta musiała działać za jego plecami.
Myśl była przerażająca i Vada próbowała ją odepchnąć, ale wciąż wracała. Uparcie tkwiła w jej głowie.
A co, jeśli Sterling wiedział o tabletkach? Co, jeśli wiedziałby dokładnie, kto przychodzi do ich domu pod nieobecność Vady?
Drzwi mieszkania się otworzyły i pojawił się Sterling, wysoki, wysportowany, ubrany w ciemną kurtkę i dżinsy. Powiew zimnego powietrza Kolorado powiał za nim.
Uśmiechał się szeroko, jak zwykle.
„Hej, kochanie” – powiedział, podchodząc i całując Vadę w policzek. „Ładnie pachnie”.
„Kurczak” – odpowiedziała krótko Vada, nie odrywając wzroku od patelni.
„Czy Azora jest w domu?” zapytał Sterling, zdejmując kurtkę i wieszając ją na haczyku przy drzwiach.
„Zaraz wyjdzie.”
Sterling wszedł do salonu, a Vada usłyszała, jak włącza telewizor – w tle cicho nucił jakiś kanał sportowy. Zwykły wieczór. Zwykła amerykańska rodzina w cichym osiedlu.
Ale coś w jej wnętrzu się zmieniło.
Wszystko napięło się z powodu niepokoju.
Podczas kolacji Vada w milczeniu obserwowała męża i córkę. Sterling żartował, rozmawiał o pracy, pytał Azorę o szkołę. Dziewczyna odpowiadała monosylabami, dłubiąc w ryżu bez apetytu.
Sterling nie zauważył jej przygnębienia — albo udawał, że nie zauważa.
„Czemu jesteś taka smutna, Azora?” – zapytał w końcu. „Może powinnaś brać witaminy. Kolega polecił ci dobre na odporność”.
Vada znieruchomiała.
Przestała żuć. Prawie się zakrztusiła.
Azora podniosła wzrok na ojca, a potem spojrzała na matkę.
„Nie, tato” – powiedziała cicho. „Nie chcę już tych witamin. Mama kupi mi inne”.
„Jak chcesz” – Sterling wzruszył ramionami i kontynuował jedzenie.
Po kolacji Vada położyła córkę do łóżka, długo siedziała przy niej i głaskała ją po włosach, aż Azora zasnęła.
Dziewczynka spała niespokojnie, przewracając się z boku na bok i mamrocząc coś przez sny.
Vada opuściła pokój dziecka i zamknęła za sobą drzwi.
Sterling siedział w salonie, zaabsorbowany telefonem. Vada minęła go bez słowa i poszła spać, ale nie zasnęła.
Leżała z otwartymi oczami w ciemności, słuchając, jak jej mąż myje zęby w łazience, jak kładzie się obok niej, a jego oddech w ciągu kilku minut staje się regularny i głęboki.
I pomyślała o tabletkach.
O nieznanej kobiecie.
O tym, że jutro dowie się prawdy.
Rano Vada wstała o szóstej, jak zawsze. Niebo nad Denver za kuchennym oknem było wciąż szaroniebieskie, poprzecinane pierwszymi smugami światła znad Gór Skalistych.
Przygotowała Azorę do szkoły, zapleciła jej włosy, przygotowała pudełko z lunchem i odprowadziła ją na przystanek żółtego autobusu szkolnego na rogu.
Dziewczyna wyglądała na ożywioną bardziej niż poprzedniego dnia. Nawet się uśmiechała.
„Mamo, naprawdę kupisz mi inne witaminy?” zapytała przed wejściem do autobusu.
„Oczywiście, kochanie” – powiedziała Vada, całując ją w policzek. „Nie martw się. Miłego dnia w szkole”.
Patrzyła, jak autobus odjeżdża ich obsadzoną drzewami ulicą, po czym szybko ruszyła w stronę stacji kolei miejskiej. Przychodnia była trzy przystanki dalej, bliżej centrum.
Zinnia już czekała na nią przy wejściu, ubrana w biały fartuch i z zatroskaną miną.
„Pokaż mi, co potrafisz” – powiedziała zamiast powitania.
Vada wyjęła butelkę z torebki.
Zinnia otworzyła wieczko, wysypała tabletkę na dłoń, dokładnie jej się przyjrzała i nawet powąchała.
„To nie są witaminy” – powiedziała powoli.
„Vada, muszę to zanieść do analizy. Mam znajomego chemika w sąsiednim budynku. Zaraz to sprawdzi.”
„Co się stało?” wyszeptała Vada.
„Jeszcze nie wiem dokładnie, ale mam bardzo złe przeczucie. Poczekaj tu na mnie.”
Zinnia odeszła, zabierając butelkę.
Vada stała w holu kliniki, czując, jak nogi robią jej się jak z galarety. Wokół niej tłoczyli się ludzie – pacjenci, lekarze, pielęgniarki. Telewizor na ścianie wyświetlał stłumione poranne wiadomości o ruchu na autostradzie I-25 i prognozę pogody.
Życie toczyło się dalej, ale w jej wnętrzu wszystko się rozpadało.
Dwadzieścia minut później Zinnia wróciła. Jej twarz była blada.
Vada chwyciła przyjaciółkę za ramię.
„To środek uspokajający” – powiedziała Zinnia niskim, stanowczym głosem. „Silny środek psychotropowy. Jest przepisywany dorosłym z poważnymi zaburzeniami snu. Podawanie go dzieciom jest absolutnie zabronione. Może powodować uzależnienie, uszkodzenia mózgu, opóźnienia rozwojowe. Rozumiesz, co to znaczy?”
Vada skinęła głową, nie mogąc wydobyć głosu.
„Skąd to masz? Kto dał te pigułki Azorze?” – zapytała Zinnia.
„Nie wiem. Kobieta. Azora powiedziała, że jest koleżanką taty. Przychodzi, kiedy mnie nie ma w domu i podaje mojej córce te witaminy. Azora zasypia po ich zażyciu.”
Zinnia na chwilę zamilkła, po czym stanowczo rzekła:
„Vada, musisz dowiedzieć się, kim jest ta kobieta i zgłosić się na policję. Podawanie substancji psychotropowych dziecku bez recepty to przestępstwo. Twoja córka mogła doznać poważnej krzywdy”.
„Wiem” – odpowiedziała Vada. „Zrobię wszystko. Dziękuję, Zinnio.”
Wyszła z kliniki, wyjęła telefon i zadzwoniła do pracy. Powiedziała, że spóźni się kilka godzin.
Następnie zamówiła Ubera i pojechała do domu.
Musiała coś sprawdzić.
Mieszkanie było puste. Sterling poszedł do pracy o siódmej.
Vada poszła do pokoju Azory i otworzyła szufladę biurka, w którym jej córka trzymała przybory szkolne.
Tam, pod notatnikami, leżało kilka złożonych banknotów.
Vada je policzyła.
Siedemset dolarów.
Skąd ośmiolatek miał tyle pieniędzy? Obiady szkolne były opłacane z góry za pośrednictwem strony internetowej okręgu. Vada i Sterling rzadko dawali kieszonkowe. Może pięć lub dziesięć dolarów na lody.
Siedemset to było zdecydowanie za dużo.
Vada przypomniała sobie słowa córki.
„Tata da mi pieniądze.”
Więc Sterling wiedział.
Wiedział o tym koszmarze i płacił Azorze za jej milczenie.
„Nie” – wyszeptała. „To niemożliwe”.


Yo Make również polubił
„Czy w ogóle przeczytałaś dress code?” – zadrwiła córka wiceprezesa pierwszego dnia, machając podręcznikiem. „Jesteś zwolniona!” W holu inwestorka z 3 mld dolarów przytuliła mnie. „Gotowa podpisać umowę o fuzji?” – zapytał. Uśmiechnęłam się. „Przepraszam, właśnie mnie zwolniła. Żadnej umowy”. Odwrócił się do niej zimnym wzrokiem. „Co zrobiłaś?”
Pozbądź się orgelli w oku, wykonując następujące czynności
Pomagałem niewidomej matce mojego sąsiada – potem oskarżył mnie o kradzież
Moja teściowa nie wiedziała, czym się zajmuję. Wylała na mnie miskę zupy, mówiąc: „Jesteś do niczego, jesteś do niczego, WYNOCHAJ SIĘ, póki jestem jeszcze miła”. Ale następnego dnia wiadomość ich obezwładniła…