Kiedyś zadzwoniła do moich drzwi o 6:42 rano w sobotę, żeby z oburzeniem upomnieć mnie za to, co nazwała wieńcami niespójnymi sezonowo. Wianek, o którym mowa, był prostym kręgiem z eukaliptusa, który moja zmarła żona zrobiła lata temu. Innym razem próbowała wejść do mojego ogrodu, twierdząc, że musi zmierzyć źdźbła trawy, żeby się zgadzały.
Kiedy kazałem jej odejść, parsknęła dramatycznie i powiedziała, że wróci z odpowiednimi dokumentami. Często widywano ją kucającą za krzakami hibiskusa, z lornetką i notesem w dłoni, szepczącą gorączkowo do krótkofalówki, która, jak twierdziła, była bezpośrednio połączona z zarządem budynku. Zarząd później potwierdził, że nigdy o niej nie słyszeli i z pewnością nie dali jej żadnego urządzenia komunikacyjnego.
Potem zaczęły się nocne incydenty, które naprawdę mnie martwiły. Każdego wtorkowego wieczoru moje kosze na śmieci były tajemniczo przewracane, a śmieci walały się po całym podjeździe. Kabel do mojej kamery bezpieczeństwa został równo przecięty czymś, co wyglądało jak nożyce ogrodowe. Wtedy zdecydowałem się na modernizację całego systemu. Zainstalowałem ciche alarmy przy każdym wejściu, kamery na podczerwień z kopią zapasową w chmurze i, co najważniejsze, przyjazne dzieciom przyciski paniki w pokoju Jake’a i na korytarzu.
Nauczyłam Jake’a dokładnie, co robić, gdy ktoś wejdzie do naszego domu bez zaproszenia: nacisnąć przycisk, zamknąć drzwi sypialni i schować się w szafie. Ćwiczyliśmy dwa razy w tygodniu, aż weszło nam to w nawyk. Zachowanie Patricii nasiliło się, gdy odmówiłam udziału w jej obowiązkowym seminarium o upiększaniu okolicy. Zaczęła pojawiać się o dziwnych porach i zmierzyła wysokość mojej skrzynki pocztowej o 23:00.
Fotografowała moje kosze na śmieci o świcie z różnych kątów. Pewnego popołudnia próbowała nawet śledzić Jake’a z przystanku autobusowego, żeby rzekomo przeszukać jego plecak w poszukiwaniu przemycanej gumy do żucia. Zgłosiłem wtedy swoją pierwszą sprawę na policję, choć powiedziano mi, że niewiele mogą zrobić, dopóki nie wkroczy na moją posesję. Noc, w której wszystko się zmieniło, zaczęła się jak każda inna.
Położyłam Jake’a spać o 21:30, sprawdziłam wszystkie zamki i usiadłam, żeby zająć się służbowymi mailami. Około północy usłyszałam nieomylny głos Patricii z sąsiedztwa, która kłóciła się przez telefon z kimś o bezczynność firmy zarządzającej nieruchomościami w naszej okolicy. Powinnam była się domyślić, że coś knuje. O 2:00 w nocy.
Spałem twardo, zupełnie nieświadomy, że Patricia postanowiła nie spać, bo wiedziała, że mogę używać detergentu do prania niezatwierdzonego przez zarządcę budynku. Właściwie, to ona później wspomniała o tym konkretnym problemie policji. Przyjechała do mojego domu ubrana całkowicie na czarno, co, jak później twierdziła, było standardowym strojem podczas inspekcji. Przyniosła latarkę, laminowaną kopię regulaminu zarządu budynku i aparat cyfrowy, żeby udokumentować to, co uważała za nieuniknione naruszenia.
Najpierw spróbowała otworzyć drzwi wejściowe, potem wszystkie okna z boku domu. Okno w łazience, które głupio zostawiłam otwarte po wywietrzeniu pokoju, stało się jej punktem wejścia. Wślizgnęła się jak jakiś podmiejski szop na misji, przewracając przy okazji butelkę płynu do płukania tkanin. Czujnik ruchu w salonie natychmiast ją wykrył i wysłał powiadomienie na mój telefon.
Ale zanim zdążyłem pojąć, co się dzieje, Jake już zareagował. Mój dzielny maluch był w stanie najwyższej gotowości od czasu incydentu z plecakiem. W chwili, gdy usłyszał cichy sygnał czujnika ruchu, który zaprogramowałem tak, by emitował określony dźwięk, bez wahania nacisnął przycisk alarmowy. Cichy alarm natychmiast powiadomił policję, używając naszego wcześniej ustalonego kodu alarmowego na wtargnięcie.
Pobiegłam do pokoju Jake’a, żeby upewnić się, że jest bezpieczny i zamknięty. Przez drzwi powiedziałam mu spokojnie, że postąpił słusznie i powinien zostać na miejscu. Potem chwyciłam telefon, żeby sprawdzić nagranie z monitoringu. Patricia skradała się po moim salonie z latarką, robiła zdjęcia moim czasopismom leżącym na stoliku kawowym i mamrotała coś o nieautoryzowanym czytaniu.
Poszła do kuchni, otworzyła moją lodówkę i zaczęła fotografować jej zawartość, wydając jednocześnie oburzone pomruki na temat mojego wyboru mleka nieorganicznego. Policja przyjechała dokładnie po 4 minutach i 12 sekundach. Weszli przez drzwi wejściowe, które szybko im otworzyłem, z wyciągniętą bronią i krzykiem wezwali intruza, żeby się pokazał.
Patricia, zaskoczona swoim nagłym pojawieniem się, próbowała schować się za zasłonami, ale zaplątała się w zaciemniającą tkaninę. Kiedy funkcjonariusze ją uwolnili, krzyknęła histerycznie, że to pilna kontrola i że ma prawo tam być. Machała przed nimi zalaminowanym regulaminem, jakby to był jakiś federalny nakaz.


Yo Make również polubił
Tuńczyk w skorupce pistacjowej
Młoda pielęgniarka opiekowała się mężczyzną, który był w śpiączce, ale pewnego dnia, gdy zdjąła koc, była całkowicie zszokowana tym, co odkryła…
Pożywna domowa zupa jarzynowa: kojąca uczta
3 niesamowite historie, w których pieniądze doprowadziły do rozłamu w rodzinie