Te opowieści były proste, wręcz banalne, ale w nich zawsze ktoś ratował – nie dlatego, że musiał, ale dlatego, że nie mógł się powstrzymać. W takie wieczory Anastazja obserwowała ich z cienia. I czuła, jak coś w niej kipi, co sprawiało, że chciała jednocześnie płakać i śmiać się.
A potem znowu płakała. Victor stawał się dla niej kimś więcej niż tylko bliskim. Jakby wydobywał z niej cząstkę, którą pogrzebała przed czterdziestką, kiedy uznała, że bycie silną jest ważniejsze niż życie.
Kiedy dokumenty były w końcu gotowe, a Wiktor otrzymał dowód osobisty, akt urodzenia Timki i tymczasową rejestrację, wrócił do domu wyglądając, jakby wygrał maraton. Jego oczy płonęły determinacją, ramiona wyprostowały się, a głos stał się wyraźniejszy. „Udało się” – oznajmił w drzwiach.
„To wszystko, Timka idzie do szkoły. Jutro złożę podanie. A co do mnie, jestem gotowy do pracy”.
Anastazja słuchała jego słów, jego uśmiechu, i w jej głowie zaczęła kiełkować myśl, która kiełkowała w niej od kilku dni. „Mam dla ciebie propozycję” – powiedziała, gdy Timka pobiegł do kuchni po paszteciki. „Chcę, żebyś spróbował swoich sił z nami”.
„W dziale zaopatrzenia. Problematyczna sprawa. Ale jestem pewien, że sobie poradzisz.”
Wiktor zamarł. „W twoim towarzystwie?” „Tak. Już ci mówiłem, to ty znasz rzeczywistość, a nie tylko jej prezentację.
Potrzebujemy kogoś takiego. I nie myśl, że to przysługa. To korzyść.
„Wzajemnie”. Spojrzał na nią i po raz pierwszy nie zobaczył swojej dobrodziejki. Zobaczył swoją partnerkę.
„Równi”. „Dziękuję” – powiedział cicho. „Nie zawiodę cię”.
Pierwszy dzień Victora w nowej pracy był niemal jak skok ze spadochronem. Wszedł do biura, gdzie wszyscy się znali, ale patrzyli na niego jak na outsidera. Zdobył go dzięki znajomościom, można było to wywnioskować po ich wyglądzie.
Ale nie dał się zniechęcić. Od pierwszej chwili rzucił się do działania, analizując umowy, porównując ceny i analizując stare łańcuchy dostaw. W ciągu jednego dnia zaproponował optymalizację jednej trasy, oszczędzając firmie dziesiątki tysięcy.
W ciągu tygodnia nawiązał kontakt z zespołem, który nie dotrzymywał terminów. Z każdym dniem czuł się coraz pewniej na swoim stanowisku. A Timka z każdym dniem był coraz szczęśliwszy.
Znalazł przyjaciół w klasie, ulubionego nauczyciela, a nawet klub robotyki. Wieczorami z entuzjazmem opowiadał o tym, jak zbudował programowalnego robota, a Wiktor słuchał z dumą, jakby opowiadał o wystrzeleniu satelity. Tymczasem Anastazja coraz bardziej zamykała się w sobie.
Na zewnątrz była spokojna, pracowita i uśmiechnięta. Ale rano trudno jej było wstać. Czasami, przy nagłym ruchu, jej wzrok ciemniał.
Jej dokumentacja medyczna była w górnej szufladzie, ale jej nie otworzyła, jakby papier mógł zniszczyć iluzję, że wszystko jest w porządku. Victor zobaczył, jak zbladła. Raz nawet to zasugerował.
„Może powinnaś odpocząć?” „Dam sobie radę”. Machnęła lekceważąco ręką. „Dopóki mam siłę, muszę żyć”.
„Wtedy będzie za późno”. Nie rozumiał. Ale pamiętał to zdanie.
Pewnego wieczoru, gdy Timka już spała, Wiktor wszedł do biblioteki. Anastazja siedziała z kieliszkiem wina i wpatrywała się w kominek. „Dziękuję” – powiedział.
„Za wszystko. Nie tylko za pracę. Za to, że oddaliście nam życie”.
Milczała przez dłuższą chwilę. Potem odwróciła się do niego. W jej oczach było coś dziwnego, jak u kogoś, kto podjął decyzję, ale nie potrafi jej wypowiedzieć.
„A co, gdybyś odkrył, że to wszystko nie był przypadek? Że pojawił się w moim życiu z jakiegoś powodu?” Zamarł. „Co masz na myśli?” Odwróciła się do ognia. „Na razie nic.
„Wyobraź sobie, że ktoś wiedział o tobie więcej niż ty sam. I zachował to dla siebie. Czy byś mu wybaczył?” Victor nie wiedział, co powiedzieć.
„To zależy od powodu” – powiedział powoli. „Jeśli robi się to ze strachu, to pewnie. Jeśli z miłości, to zdecydowanie”.
Zapadła cisza. Na zewnątrz padał śnieg – nie taki, który przeraża, ale taki, który otula ziemię niczym koc. I w tej ciszy było coś ważnego.
Coś, co zmienia wszystko. Na zawsze. Ostatnie kilka tygodni płynęło jak miód w mrozie: powoli, lepko, jakby każda minuta została wyjęta z kalendarza i umieszczona osobno, by przyjrzeć się jej ze wszystkich stron.
Dom, niegdyś wypełniony ciszą korytarza i zimnym blaskiem szkła, teraz rozbrzmiewał echem kroków, śmiechu, brzęku naczyń, dziecięcych rozmów, brzęku kluczy i od czasu do czasu ożywionego, niemal swojskiego: „Chcesz herbaty?”. Wszystko to zdawało się próbować odsunąć od siebie ból Anastazji, dręczącą świadomość własnego losu. Victor i Timka mocno zakorzenili się w jej rutynie.
Rano kawa dla nas trojga, z kruchymi ciasteczkami i opowieściami Timki o szkole. W ciągu dnia praca, w której Wiktor stopniowo stawał się niezastąpionym pracownikiem. Wieczorem kominek, herbata, a czasem wino…
Ale w tym komforcie było coś, czego Anastazja bała się bardziej niż śmierci – intymność. Przyłapała się na tym, że patrzy na jego dłoń, zatrzymując się na głosie, o którym zaczynała marzyć.
Jego śmiech, który po raz pierwszy od lat rozbrzmiewał w niej niczym coś więcej niż echo. Victor też to czuł. Nie odzywał się, ale w jego czynach, trosce, cichej obecności było coś więcej.
Zauważył, kiedy była zmęczona. Dawał jej koc, podsuwał kubek bliżej i nigdy nie zadawał zbyt wielu pytań. Bała się, że pewnego dnia odezwie się na głos.
Bo już wiedziała: to przeczucie było błędne. Siedziała w sypialni, trzymając w dłoniach ten sam certyfikat, którego tak długo unikała. Lekarz na wizycie nie maskował już spojrzenia; mówił ostro.
Postęp. Operacja nie jest możliwa. Tylko leczenie wspomagające.
Musisz się przygotować. Przygotować? Na co – na śmierć? Na moment, gdy oddech spadnie z łóżka niczym prześcieradło? Na spisanie testamentu? Anastazja schowała papier z powrotem do szuflady, jakby chciała ukryć potwora pod łóżkiem. Ale on nie zniknął.
Tej nocy spała źle. A o świcie podjęła decyzję: nie będzie się ukrywać. Nie będzie się ukrywać przed tym, co się dzieje.
I spędzić resztę życia nie w szpitalu, nie sama, ale z tymi, którzy stali się jej bliscy. Nawet jeśli to boli. Nawet jeśli to złe.
Chcesz jechać na wakacje? Victor był zaskoczony, kiedy wspomniała o tym w kuchni. Nie byle jakie wakacje. Chcę pokazać Timce coś wielkiego.
Coś pięknego. Coś, co zapamięta na zawsze. Egipt? Egipt.
Piasek, piramidy, morze. Marzyliśmy o tym jako dzieci, prawda? Wiktor się zaśmiał. Marzyłem o kopaniu w piasku, ale skończyło się na kopaniu rowów.
„Czas się zemścić” – uśmiechnęła się. „Rozmawiałam już z agentem podróży. Wszystko załatwimy”.
Lot za pięć dni. Czy Nikołajewna pojedzie? Oczywiście. Kto poniesie walizki? Wiktor zamilkł.
Wyczuł coś wyjątkowego w tej podróży. Ale nie zapytał. Nie chciała rozmawiać, więc to nie był odpowiedni moment.
Podczas przygotowań Anastazja uchwyciła te chwile niczym kadry z ulubionego filmu. Timka przymierzyła gogle pływackie i zaśmiała się do lustra. Wiktor wybrał szorty i skrzywił się.
Wyglądam jak turysta z Panamy z lat dziewięćdziesiątych. Nikołajewna pakowała apteczkę, jakby przygotowywała się nie do wakacji, a do przetrwania na pustyni. Każda z nich, nieświadomie, czuła, że coś się zmienia.
W noc poprzedzającą lot Anastazja nie mogła spać. Otworzyła stary album ze zdjęciami z dzieciństwa. Na jednym z nich babcia trzymała małego chłopca.
Podpis wyblakł, ale już wiedziała, że to matka Victora. I teraz wszystko stało się jaśniejsze. Podobieństwo, które wcześniej uznała za zbieg okoliczności, stało się faktem.
To ciepłe uczucie, które wydawało się miłością, okazało się czymś innym: głębszym, bardziej złożonym. To była więź krwi. I to sprawiło, że wszystko stało się nieznośnie skomplikowane.
Jak mam mu to powiedzieć? Jak nie zniszczyć tego, co w końcu stało się rzeczywistością? A jeśli mu nie powiem, to będzie kłamstwo. Życie z tym też jest złe. W ciemności pokoju przytuliła stare zdjęcie do piersi i wyszeptała:
Przepraszam. Że nie wiedziałam. Że tak się czułam.
I za to, że nie mogę”. Następnego ranka, po raz pierwszy od wielu lat, wyszła z domu nie w płaszczu czy garniturze, ale w lekkiej wiatrówce i z plecakiem. Wyglądała jak kobieta, której bagaż zawierał nie ubrania, ale jej ostatnie szanse.
Lotnisko powitało ich gwarem, zapachem kawy i mieniącą się wystawą. Timka biegał między walizkami, z ekscytacją oglądając samoloty. Victor nie spuszczał ich z oka.
Nikołajewna mruczała, rozdając chusteczki nawilżane. Anastazja odsunęła się nieco, wpatrując się w twarze ludzi, jakby próbowała wszystko zapamiętać. Kiedy samolot wystartował, zamknęła oczy.
Jej palce drżały. Victor dotknął jej dłoni. Wszystko w porządku.
Uścisnęła jego dłoń. Na razie tak. Ale w głębi duszy wciąż powtarzała myśl: gdyby tylko starczyło czasu, żeby wszystko powiedzieć…
Yo Make również polubił
Smutno mi przepis na wyjątkowe danie, które rozświetli każdy dzień
Mięsne kawałki z serem i nadzieniem
Najlepszy przepis na ciasto pomarańczowe – szybki deser w 5 minut!
Ciasto czekoladowo-bananowe