„Pani Ałło, kiedy przyjechałam dziś o siódmej rano, pani jeszcze nie było, a zastałam Miszę w takim stanie. Gdyby pani zadzwoniła do agencji, nie zostawiłaby dziecka na pastwę losu. Jak pani śmie mi się sprzeciwiać?” Ałła podniosła głos, a jej twarz poczerwieniała z oburzenia.
„Panie Romanie, proszę spojrzeć, jak ta kobieta do mnie mówi. Dlatego mówię, że nie zna swojego miejsca. Moim zadaniem jest zająć się tym, czym trzeba się zająć” – odpowiedziała Karina drżącym ze wzruszenia głosem. A dziecko, które płakało i było brudne, potrzebowało natychmiastowej pomocy.
„Nie zamierzałam stać bezczynnie, czekając na nianię, która może nawet nie istnieć, podczas gdy Misza cierpi”. Roman zaczynał zdawać sobie sprawę, że w tej historii kryje się coś więcej, niż się wydawało na pierwszy rzut oka. Pani Ałło zawsze była wzorową pracownicą, wydajną i oddaną. Ale dziś coś w jej zachowaniu było nie tak, a reakcja Miszy na obecność Kariny była niezaprzeczalna.
„Alla, daj mi numer do agencji, zadzwonię i potwierdzę” – powiedział Roman, wyciągając rękę. Gospodyni znów się zawahała, nerwowo bawiąc się fartuchem. „Proszę pana, nie mam teraz przy sobie numeru. Jest na górze, w moim pokoju.
To idź i go odbierz”. Gdy Alla szybko wyszła z kuchni, Roman zwrócił się do Kariny. Młoda kobieta wciąż trzymała Mishę, która spokojnie bawiła się guzikami swojego uniformu. „Karina, musi pani zrozumieć, że to niemożliwe” – powiedział, starając się zachować profesjonalny ton.
„Została pani zatrudniona do sprzątania domu, a nie do opieki nad moim synem. Rozumiem, panie Roman. Ale czy pani rozumie, że nie mogłem zostawić dziecka na pastwę losu?” Spojrzała mu prosto w oczy, a w nich błyszczały stłumione łzy.
„Gdyby pani była na jej miejscu, znalazłaby płaczące i brudne dziecko, co by pani zrobiła?” „Odwrócisz się, bo to nie twoja oficjalna praca”. Pytanie to uderzyło Romana w serce. Wiedział, że ma rację, ale przyznanie się do tego oznaczałoby przyznanie się do porażki jako ojciec, do tego, że nie zna wystarczająco dobrze ludzi, którzy troszczą się o jego syna.
„To co innego” – mruknął, ale bez przekonania. „To co innego, bo jestem tylko sprzątaczką” – zapytała cicho Karina. „Bo nie mam dyplomu ani żadnego specjalnego szkolenia, panie Roman. Nie potrzebujesz dyplomu, żeby opiekować się dzieckiem.
Potrzebujesz miłości, uwagi i obecności”. Jej słowa odbiły się echem w ciszy luksusowej kuchni. Roman patrzył, jak Misha wygodnie rozsiada się na kolanach Kariny, całkowicie rozluźniony, i poczuł ukłucie czegoś, czego nie potrafił od razu zidentyfikować. To była zazdrość, podziw, a może bolesna świadomość, że jest outsiderem w życiu własnego syna.
„Masz dzieci?” – zapytał, nie wiedząc, dlaczego pytanie wymknęło mu się z ust. Karina na chwilę zamknęła oczy, ból przemknął po jej twarzy niczym cień. – Miałam córkę – powiedziała cicho. – Sonię.
Ma teraz cztery lata. Naprawdę? Straciłam nad nią opiekę dwa lata temu. Kiedy jej ojciec zniknął, zostałam sama, bez stałej pracy, wynajmując pokój na przedmieściach.
Rada opiekuńcza uznała, że nie potrafię godnie wychowywać dziecka. – Gardło Romana ścisnęło się z litości. Uważał Karinę za zwykłą pracownicę, bez żadnych szczególnych zmartwień czy problemów. Nigdy tak naprawdę z nią nie rozmawiał poza formalnymi powitaniami.
– A gdzie teraz jest twoja córka? Została adoptowana przez rodzinę w Odessie. Dobrą rodzinę, z lepszymi warunkami, niż ja mogłabym jej zapewnić. Karina przełknęła ślinę, powstrzymując łzy.
Otrzymuję listy raz w miesiącu od pracownika socjalnego. Sonia ma się dobrze, jest szczęśliwa, studiuje. Tego właśnie dla niej chciałam. – W tym momencie Misza wymamrotał cicho: „Mamo”, patrząc na Karinę.
To słowo uderzyło oboje dorosłych jak błyskawica. Karina natychmiast próbowała go poprawić. „Nie, Misza, nie jestem twoją matką. Twoja matka jest w niebie, pamiętasz?” powiedziała cicho, przeczesując dłonią mokre włosy chłopca.
Roman odwrócił wzrok. Jego żona, Maria, zmarła przy porodzie Miszy. Chłopiec nigdy nie poznał swojej biologicznej matki, a nianie, które zmieniały się, nigdy nie zostawały wystarczająco długo, by stworzyć prawdziwą więź. Być może dlatego Misza tak przywiązał się do Kariny, która zapewniła mu matczyną opiekę, której tak rozpaczliwie potrzebował.
Pani Ałła wróciła do kuchni, przerywając napiętą chwilę. Trzymała w ręku kartkę papieru, ale jej wyraz twarzy był jeszcze bardziej niespokojny niż wcześniej. „Panie Roman, dzwoniłam do agencji i doszło do nieporozumienia” – powiedziała szybko. „Niania, którą mieli wysłać, przyjedzie dopiero jutro.
Myślałam, że to będzie dzisiaj. Czyli Misza został sam cały ranek tylko dlatego, że źle założyłeś?” – zapytał Roman, a w jego głosie słychać było coraz większą irytację. – Proszę pana, nie wiedziałam, że Swietłana wyszła, dopóki nie przyjechałam o dziewiątej – broniła się Ałła. – Myślałam, że nadal opiekuje się chłopcem.
Swietłana wyszła wczoraj wieczorem – wtrąciła cicho Karina. – Widziałam, jak wychodziła w drodze do domu. Miała walizkę. Wszyscy się na nią odwrócili.
Roman poczuł, jak wrze w piersi gniew. – Widziałeś, jak niania wyszła wczoraj wieczorem,
Yo Make również polubił
8 praktycznych wskazówek, jak zapobiegać chrapaniu.
Przepis na pyszny gulasz wołowy
Plasterki Esterházy są naprawdę rewelacyjne!
To bardzo dziwne :vKto pierwszy przypadkowo ucierpi?