Wszystkie piękne, wszystkie nienagannie ubrane w drogie suknie i biżuterię. I każda nosiła znamię swojego szejka. Jedna miała cienką kreskę na policzku, inna symbol na czole, a trzecia piętno widoczne na szyi.
Niektórzy próbowali ukryć ślady makijażem lub ubraniem, ale uważne oko i tak je dostrzegało. „Poznajcie się” – powiedział Said, prowadząc Arishę do stołu. „To wasza nowa rodzina”.
Kobiety patrzyły na nią z różnym wyrazem twarzy. Niektóre ze współczuciem, inne z ciekawością, a jeszcze inne z ledwo skrywaną zazdrością o jej wciąż nietkniętą skórę. „To jest Khadija” – powiedział Said, wskazując na kobietę około czterdziestki z poważną twarzą i blizną na lewym policzku.
„Najstarsza żona. Pomoże ci się zadomowić”. Khadija skinęła głową w stronę Arishy, a w jej oczach pojawiło się zrozumienie.
„To Yasmin” – młoda blondynka z piętnem na szyi próbowała się uśmiechnąć. „A to Zara, Leila, Amina”. Imiona zlewały się w głowie Arishy.
Widziała tylko jedno. Tych kobiet było wiele, zbyt wiele. I wszystkie były w takiej samej sytuacji jak ona teraz.
„Usiądź” – powiedział Said, wskazując na puste miejsce obok Khadiji. Kolacja przebiegała w napiętej atmosferze. Kobiety rozmawiały cicho między sobą, omawiając codzienne sprawy i plany na dzień.
Ale obecność mistrza była zawsze wyczuwalna. Kiedy Said przemówił, wszyscy ucichli i słuchali. Po obiedzie Chadidzka podeszła do Ariszy.
„Możemy porozmawiać?” zapytała cicho. Wyszli do ogrodu, gdzie ławki stały przy fontannie, w cieniu palm. „Wiem, co czujesz” – powiedziała Khadija, siadając obok niego.
„Też kiedyś byłam taka jak ty. Dumna i buntownicza”. „Jak długo tu jesteś?” zapytała Arisha.
„Osiemnaście lat. Miałam dwadzieścia dwa, kiedy przywiózł mnie z Libanu”. „I przyzwyczaiłaś się?” Khadija uśmiechnęła się gorzko.
„Przyzwyczajam się” to mało powiedziane. Pogodziłam się z tym i nauczyłam się przetrwać. Zatrzymała się, patrząc na wodę pluskającą w fontannie.
„Posłuchaj mnie uważnie, kochanie. Im bardziej będziesz się opierać, tym on będzie twardszy. Widziałem dziewczyny, które walczyły do końca”.
Ich los był okropny. – Co masz na myśli? – Marka nie jest najgorsza. Są inne sposoby, żeby kogoś złamać.
W głosie Khadiji słychać było tak wielki ból, że Arisza zrozumiała. Ta kobieta mówiła z gorzkim doświadczeniem. „Poddaj się” – kontynuowała najstarsza żona.
„To jedyny sposób na przetrwanie tutaj z minimalnymi stratami. Im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej dla ciebie”. „A co z godnością?” „Szacunkiem do samego siebie”.
„Co z godności zmarłej kobiety?” Te słowa zszokowały Ariszę. Czy naprawdę mogło tu być aż tak źle? Czy zabił swoje żony? „Nie własnymi rękami. Ale niektórzy z tych, którzy byli tu przed tobą, nie mogli tego znieść i popełnili samobójstwo”.
Inni zaś zostali wysłani w miejsca, gdzie śmierć wydawałaby się zbawienna. Arisha poczuła, jak chłód przenika ją do szpiku kości, pomimo upału. „Nie mogę” – wyszeptała.
„Nie mogę stać się jego obiektem westchnień”. „Więc przygotuj się na najgorsze” – powiedziała ze smutkiem Khadija. „Ale pamiętaj, kiedy stanie się to zupełnie nie do zniesienia, będę przy tobie”.
„Będziemy tam wszyscy”. Kolejne kilka tygodni minęło w dziwnej próżni. Arisha nadal odrzucała zaloty Saida, ale już nie z taką furią jak wcześniej.
Słowa Khadiji skłoniły ją do zastanowienia się nad konsekwencjami. Said wydawał się czerpać przyjemność z tej gry. Oprowadził ją po pałacu.
Pokazał mi swoją skarbnicę, bibliotekę rzadkich książek i podgrzewany basen. Dał mi drogie prezenty, biżuterię, suknie od najlepszych krawców i rzadkie perfumy. „To wszystko może być twoje” – powiedział – „na zawsze”.
Wystarczyło powiedzieć jedno słowo. Ale Arisza milczała albo odmawiała. A potem nadszedł ten pamiętny poranek, który zmienił wszystko.
Said zaprosił ją na śniadanie na tarasie z widokiem na pustynię. Wschodzące słońce malowało wydmy na złoty kolor. Delikatny wietrzyk przyniósł chłodną bryzę.
Stół był nakryty dla dwojga, ze świeżymi owocami, aromatyczną kawą i francuskimi wypiekami. Said był w doskonałym humorze. Opowiadał o swoich planach, między innymi o budowie nowego kurortu nad morzem, inwestycjach w europejskie firmy i projektach charytatywnych w Afryce.
„Wyobraź sobie, jak będziemy podróżować” – powiedział, nalewając sobie kawę. „Paryż wiosną, Londyn jesienią, Nowy Jork zimą. Będziemy mieli dom w każdym większym mieście świata”.
Arisha jadła winogrona w milczeniu, nie podnosząc wzroku. „Mogłabyś stąd prowadzić własny program” – kontynuował – „robiąc wywiady ze światowymi przywódcami, gwiazdami Hollywood. Umówię cię z kimkolwiek”.
W końcu odstawił filiżankę i spojrzał na nią poważnie. „Arisho, minęły już trzy tygodnie. Jesteś gotowa zostać moją żoną?”. I wtedy coś eksplodowało w jej głowie.
Może to była stłumiona wściekłość. Może rozpacz z powodu beznadziejności sytuacji. Ale podniosła głowę, spojrzała mu prosto w oczy i powiedziała: „Nigdy”.
Wolę umrzeć, niż stać się twoją własnością. Możesz mnie tu trzymać sto lat, ale nigdy nie zostanę twoją żoną. Nigdy.
Mówiła głośno, niemal krzycząc. A jej głos zawierał całą nienawiść, która nagromadziła się w niej przez te tygodnie niewoli. Całe upokorzenie, cały strach, cały ból zrujnowanego życia.
Twarz Saida powoli się zmieniała. Najpierw zdziwienie, potem niezrozumienie, a w końcu zimna, straszliwa wściekłość. Lata absolutnej władzy, nawyk, że jego wola jest prawem, nieumiejętność zaakceptowania nawet cienia oporu – wszystko to eksplodowało w jednej chwili.
Powoli wstał od stołu, a Arisha dostrzegła w jego oczach coś, co zmroziło jej krew w żyłach. To nie był zwykły gniew; to było coś pierwotnego, zwierzęcego, bezlitosnego. „Bezpieczeństwo!” krzyknął głosem, który rozniósł się echem po całym pałacu.
„Wszyscy, spalić ich wszystkich na dziedzińcu! Natychmiast!” Arisza miała wrażenie, jakby czas się zatrzymał. Siedziała przy stole, nie mogąc się ruszyć, i patrzyła, jak szejk przemienia się w rozwścieczoną bestię. Kilka minut później wszystkie kobiety z haremu zostały zapędzone na dziedziniec pałacu.
Było tam ponad dwadzieścia osób w różnym wieku, od bardzo młodych dziewcząt po dojrzałe kobiety. Wszyscy wiedzieli, co się dzieje. Wszyscy rozumieli, co się wydarzy.
Na ich twarzach malowało się przerażenie, współczucie dla nowej ofiary i strach o siebie. Bo każda z nich kiedyś przeszła przez to samo. Każda pamiętała swój pierwszy dzień jako żona szejka.
Chadidża stała w pierwszym rzędzie, a łzy spływały jej po policzkach. Próbowała podejść do Ariszy, ale strażnicy jej nie pozwolili. „Od tej chwili jesteś moją żoną” – powiedział Said, a jego głos brzmiał jak wyrok, wyrok śmierci.
„I zrobię z tobą, co zechcę”. „Odmówiłaś dobrowolnie, żeby nią zostać? W takim razie staniesz się siłą”. Dwóch wysokich służących podeszło do Arishy i chwyciło ją za ramiona.
Próbowała się wyrwać, krzycząc i błagając, ale ich uścisk był żelazny. Ich dłonie, przyzwyczajone do ciężkiej pracy, trzymały ją mocno jak imadło. „Nie, proszę, nie!” – szlochała Arisha.
Ale jej błagania zagłuszał szum fontann i krzyki pawi. Trzeci służący przyniósł kocioł z rozżarzonymi węglami i żelazną żarzącą się pochodnią. Metalowy przyrząd leżał już na węglach, powoli się rozgrzewając.
Wygrawerowano na nim arabskie znaki – inicjały szejka Saida Al-Qadiriego. „Nie, proszę, nie!” – Arisha szlochała dalej. Ale żelazo już zmieniało kolor, najpierw stając się ciemnoczerwone, potem jaskrawoczerwone, a w końcu prawie białe od gorąca.
Said stał z boku, ze skrzyżowanymi ramionami, obserwując wydarzenia. Jego twarz była kamienna, ale w środku szalał huragan sprzecznych emocji. Gniew na tę bezczelną dziewczynę, która ośmieliła się rzucić mu wyzwanie.
Rozczarowanie, że jego plany pokojowego podboju się nie powiodły. I przewrotna satysfakcja, że w końcu złamie jej opór w najbardziej starożytny i brutalny sposób. Pozostałe żony stały wokół, wiele z nich płakało.
Niektórzy odwracali się, nie mogąc patrzeć. Wszyscy pamiętali swój pierwszy dzień, swoją pierwszą piętno. Ból, upokorzenie, moment, w którym uświadamiasz sobie, że twoje dawne życie skończyło się na zawsze.
Yasmin, młoda blondynka, szlochała głośno i próbowała zakryć twarz dłońmi. Miała zaledwie dziewiętnaście lat, kiedy przywieziono ją tu z Ukrainy dwa lata temu. Wciąż dręczyły ją koszmary o dniu, w którym wypalono jej piętno na szyi.
Zara, ciemnowłosa piękność z Maroka, stała z kamienną twarzą. Ale jej ręce się trzęsły. Mieszkała tu od dziesięciu lat i dawno nauczyła się ukrywać emocje.
Ale wspomnienia wciąż powracały, straszne, bolesne wspomnienia. Khadija zakryła twarz dłońmi. Nie mogła znieść widoku młodej dziewczyny przechodzącej przez te same tortury, co oni wszyscy.
Jej serce walczyło między litością dla Ariszy a wdzięcznością, że to nie ona stała przed rozpalonym do czerwoności żelazem. Służący trzymający żelazo do wypalania spojrzał na szejka, oczekując na rozkaz. Żelazo rozżarzyło się do czerwoności i było gotowe do użycia…
„Zrób to” – rzucił krótko Said. Arisha została odwrócona plecami do paleniska i zmuszona do schylania się. Jeden ze służących trzymał ją za ramiona, drugi za ręce, uniemożliwiając jej ruch.
Poczuła żar rozgrzanego do czerwoności metalu, zanim jeszcze dotknął jej skóry. „Proszę” – wyszeptała przez łzy. „Będę dobrą żoną, posłucham, tylko nie”.
Ale Said była nieugięta. Zbyt długo się opierała, zbyt długo go upokarzała w obecności służby i pozostałych żon. Teraz nadszedł czas na lekcję, którą zapamięta na zawsze.
Kiedy rozpalone żelazo dotknęło skóry między jej łopatkami, Arisha wydała krzyk, który zdawał się rozdzierać niebo. Ból był nieludzki. Nie tylko fizyczny, gdyż metal palił jej ciało, ale także psychiczny i duchowy.
W tym momencie coś w niej pękło na zawsze. Zapach spalonego ciała wypełnił powietrze, a Arisha straciła przytomność z bólu, ale służący ją przytrzymali, nie pozwalając jej upaść, dopóki piętno nie pozostawiło wyraźnego, trwałego śladu na jej plecach. Kiedy to się skończyło, upadła na marmurowe płyty dziedzińca, jakby została odcięta.
Jej ciało drżało, a z gardła wydobywały się jedynie ochrypłe jęki. Said podszedł do leżącej na brzuchu dziewczyny, pochylił się i cicho powiedział: „Pamiętaj, Arisho, jesteś moją pasją i im szybciej to zrozumiesz, tym łatwiejsze będzie twoje życie”.
Potem odwrócił się i poszedł w stronę wyjścia na dziedziniec, zostawiając Arishę leżącą na zimnym marmurze pod palącym pustynnym słońcem. Kiedy Arisha się ocknęła, leżała w swoim pokoju. Chadidża siedziała obok łóżka, w milczeniu okładając jej ranę zimnymi kompresami.
W oczach najstarszej żony pojawiły się łzy. „Wybacz mi” – wyszeptała – „wybacz nam wszystkim, nie mogliśmy cię ochronić”. Arisha próbowała przemówić, ale z jej ust wydobył się jedynie ochrypły dźwięk.
Ból w plecach był tak silny, że każdy ruch był dla niej męką. „Nie ruszaj się” – powiedziała Khadija – „rana musi się zagoić, to potrwa tygodnie”. „Dlaczego” – wychrypiała Arisha – „dlaczego wy wszyscy to znosicie?”. Khadija długo milczała, wciąż zmieniając okłady.
„Co innego możemy zrobić?” – powiedziała w końcu. „Jesteśmy w obcym kraju, bez dokumentów, bez pieniędzy. Nasze rodziny myślą, że jesteśmy szczęśliwie poślubieni przez bogatego szejka”.
Kto nam uwierzy, kto nam pomoże? Ale musi być jakiś sposób. Być może. Ale cena porażki jest zbyt wysoka.
Khadija wskazała na swoją twarz, na bliznę na policzku. „Dostałam to za próbę ucieczki. Pierwszy raz.
Za drugim razem znak był w innym miejscu. Arisha zamknęła oczy. Nawet tak silna kobieta jak Khadija próbowała uciec dwa razy.
I została ukarana dwukrotnie. Kolejne miesiące stały się dla Arishy okresem powolnego gojenia ran. Nie tylko fizycznych, ale i emocjonalnych.
Piętno na jego plecach stopniowo przerodziło się w bliznę. Ale ból w duszy pozostał równie ostry. Said zmienił swoje zachowanie.
Teraz nie próbował jej oczarować ani przekonać. Po prostu przychodził do jej pokoju, kiedy tylko chciał i robił to, co uważał za słuszne. Arisha już się nie opierała.
Zdała sobie sprawę, że to daremne i przyniesie tylko dalsze cierpienie. Ale coś się w niej zmieniło. Tam, gdzie kiedyś panował gniew i rozpacz, teraz pojawił się zimny, wyrachowany umysł.
Zaczęła studiować pałacowy porządek, zwyczaje strażników, harmonogramy służby. A co najważniejsze, zaczęła prowadzić pamiętnik. W pałacowej bibliotece znalazła mały, oprawiony w skórę notes.
Habiba pozwoliła jej pożyczyć książki do czytania. I pewnego dnia, między stronami starożytnego tomu poezji, Arisza odkryła ten notatnik. Być może jedna z jej byłych żon go zostawiła, a może któryś ze służących o nim zapomniał.
Każdej nocy, w blasku małej lampki, zapisywała wszystko: imiona żon, ich historie, szczegóły życia w pałacu, charakter Saida, jego zwyczaje, codzienną rutynę. Pisała o strażnikach, służbie i o tym, kto z nich mógłby sympatyzować z pojmanymi kobietami.
Ukryła notatnik w sekretnej kieszeni materaca, którą starannie rozerwała i zaszyła. Gdyby ktokolwiek przeszukał pokój, nigdy nie znalazłby tej sekretnej notatki. Trzy miesiące po wypaleniu znaku towarowego wydarzyło się coś, co dało Arishy nadzieję.
Said ogłosił, że zabiera osiem żon na wycieczkę do starego miasta kasjera, na tradycyjny targ tekstylny. Była to nagroda za dobre zachowanie. Niektóre z kobiet nie opuszczały pałacu od lat, a możliwość zobaczenia świata poza jego murami była dla nich prawdziwą gratką.
Arisza była wśród wybranych. Być może Said chciał jej pokazać, że posłuszeństwo zostanie nagrodzone. A może po prostu wierzył, że po napiętnowaniu była całkowicie złamana i nie stanowiła już zagrożenia.
Targ zadziwił Arishę. Po miesiącach zamknięcia w pałacu, zwyczajne dźwięki, zapachy i kolory wielkiego miasta wydawały się jej niezwykle żywe. Nawoływania kupców, brzęk monet, zapach przypraw i kadzidła, kolorowe tkaniny wiszące na linach między budynkami.
Żony szły w grupie, pilnowane przez czterech strażników. Wybierały jedwabie i aksamity na nowe suknie, targowały się ze sprzedawcami i przez kilka godzin czuły się jak zwykłe kobiety na zakupach. A potem Arisza go zobaczyła.
Młody mężczyzna, około trzydziestu pięciu lat, o europejskim wyglądzie, stał przy straganie z wyrobami skórzanymi. Jego ubranie i zachowanie wskazywały, że nie był turystą, a długoletnim mieszkańcem. Być może biznesmenem lub dziennikarzem.
Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Arisha dostrzegł w nim zaskoczenie, a potem zrozumienie. Zauważył grupę pięknych kobiet w drogich strojach, pilnowanych przez strażników, zauważył ich sztywne ruchy, ich ostrożne spojrzenia i zdał sobie sprawę, że to nietypowi klienci. Arisha zrobił desperacki krok…


Yo Make również polubił
Podczas parapetówki mój mąż i teściowa zażądali, żebyśmy oddali mieszkanie jego siostrze – odpowiedź mojej mamy ich uciszyła
Co oznacza symbol szklanki i widelca na pojemniku Tupperware
Skurcze, które budzą Cię w nocy: co one oznaczają?
Mini tarty jabłkowe: idealny i smaczny deser, jeśli nie masz czasu