* W dniu moich 30. urodzin, moja teściowa wzniosła toast słowami: „Za naszą głupią dziewczynkę… – Page 4 – Pzepisy
Reklama
Reklama
Reklama

* W dniu moich 30. urodzin, moja teściowa wzniosła toast słowami: „Za naszą głupią dziewczynkę…

Kirill stał niezręcznie w pobliżu, wyraźnie niepewny, co robić. „Polina” – powiedział w końcu – „może powinienem iść do domu? Muszę wyjaśnić wszystko gościom i ustalić szczegóły z restauracją”. Skinąłem głową.

„Tak, idź, zostanę tutaj. Jesteś pewien, że mogę zostać z tobą?” „Nie ma potrzeby. Idź.”

Pochylił się, żeby pocałować mnie w policzek, ale odwróciłam wzrok. Po tym wszystkim, co się wydarzyło, jego dotyk napawał mnie jedynie odrazą. Kirył wyszedł, a ja i mama zostałyśmy na szpitalnym korytarzu, patrząc przez szybę na mojego ojca walczącego o życie.

„Co się stało w restauracji?” – zapytała mama po długiej ciszy. Siedziałam daleko i nie słyszałam, co powiedziała twoja teściowa. Widziałam tylko, jak tata nagle wstał i podszedł do niej.

Opowiedziałam jej o toaście Walentyny Siergiejewny, o śmiechu Kiryła, o tym, jak mój ojciec z godnością zareagował na tę obelgę. „Zawsze cię bronił” – powiedziała mama, uśmiechając się smutno – „odkąd byłaś mała. Pamiętasz, jak dokuczali ci w szkole z powodu okularów? Poszedł do dyrektora i tak się z tobą przekomarzał, że nikt już nie śmiał się z ciebie śmiać”.

Przypomniałam sobie tę historię i wiele innych. Mój ojciec zawsze był moim obrońcą, moim wsparciem, człowiekiem, który wierzył we mnie bezwarunkowo i kochał mnie bezwarunkowo. „Nie powinien się tak martwić” – wyszeptałam. „Moim zadaniem było pokazać teściowej, gdzie jej miejsce”.

„Nie obwiniaj się” – mama wzięła mnie za rękę. „Zrobił to, co uważał za słuszne – bronił honoru córki. Siedzieliśmy w szpitalu całą noc, pielęgniarki przyniosły nam herbatę, lekarze co jakiś czas sprawdzali stan mojego ojca i stwierdzili, że nie ma pogorszenia, ale też nie ma znaczącej poprawy”.

Rano Wiktor Andriejewicz przyjechał sam, bez Kiryła i Walentyny Siergiejewny. Przyniósł termosy z gorącą kawą i świeże bułeczki. „Jak się czuje Nikołaj Stiepanowicz?” – zapytał, podając nam jedzenie.

„Bez zmian” – odpowiedziała mama. „Dziękuję za troskę, Wiktorze Andriejewiczu”. Skinął głową i usiadł obok nas.

Rozmawiałem z profesorem Lebiediewem. Uważa, że ​​operacja najlepiej będzie przeprowadzić w stolicy, w centrum kardiologicznym. Mogę zorganizować transport, gdy tylko stan Nikołaja Stiepanowicza będzie na tyle stabilny, że będzie można go przetransportować.

Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. „Dlaczego to robisz?” Wiktor Andriejewicz zamilkł, wpatrując się w przestrzeń. „Wiesz, Polino” – powiedział w końcu – „twój ojciec wczoraj zachował się jak prawdziwy mężczyzna, jak człowiek z godnością.

„Szanuję takich ludzi, niezależnie od ich sytuacji finansowej”. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Ten Wiktor Andriejewicz w niczym nie przypominał zimnego, wyrachowanego biznesmena, którego znałem przez te wszystkie lata.

„I” – dodał ciszej – „wstydzę się zachowania mojej żony i syna. To, co się wczoraj stało, jest niewybaczalne”. Wstał i odsunął marynarkę.

Wszystko załatwię z Lebiediewem. Trzymaj się, wszystko będzie dobrze. Kiedy teść wyszedł, mama spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

Zawsze taki był. Nie, pokręciłem głową. Nigdy.

W ciągu dnia stan mojego ojca nieznacznie się poprawił. Lekarze powiedzieli, że jeśli ten pozytywny trend się utrzyma, mogą rozważyć przetransportowanie go do stolicy za dwa dni. Kirył przybył po południu.

Wyglądał na zmęczonego i przygnębionego. „Jak się czuje twój ojciec?” zapytał, podchodząc do nas. „Trochę lepiej” – odpowiedziałem. „Czy twój ojciec zaproponował, że przewiezie go do stolicy na operację?” Kirył skinął głową.

„Tak” – powiedział mi. „To dobry pomysł. Stolica ma najlepszych kardiologów”.

Milczeliśmy. Jakby między nami wyrósł mur nie do przebicia. „Polina” – powiedział w końcu – „musimy porozmawiać”.

„Nie teraz, Kirył, nie mogę”. „Rozumiem. Ale chcę, żebyś wiedział, że przepraszam za to, co się wczoraj wydarzyło”.

I mama też. Spojrzałem na niego z ironią i zmęczeniem. Naprawdę? I dlatego ani ty, ani ona nie byliście wczoraj w szpitalu, nie dzwoniliście, żeby sprawdzić, co z tatą.

Nie chcieliśmy ci przeszkadzać, uznaliśmy, że powinieneś być z rodzicami. Nie kłam, Kirył, po prostu się wstydziłeś. Po tym, co zrobiła twoja matka, po tym, jak się z nią śmiałeś, spuścił głowę.

Tak, wstydzę się, ale chcę wszystko naprawić. Niektórych rzeczy nie da się naprawić. Odwróciłem się do okna. Idź do domu, Kirył, ja tu zostanę.

Musisz odpocząć, nie spałeś całą noc. Nie mogę zostawić taty, więc zostanę. Nie ma potrzeby, mama jest tutaj, damy radę.

Chciał zaprotestować, ale zmienił zdanie. Dobra, dzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebował. Kiedy Kirył wyszedł, mama położyła mi rękę na ramieniu. Nie bądź dla niego taka surowa, Polina, on próbuje pomóc.

„Teraz się stara” – uśmiechnęłam się gorzko. „Gdzie on był przez te wszystkie lata, kiedy jego matka upokarzała mnie i moją rodzinę?” Mama westchnęła. „Ludzie się zmieniają, córko, czasami potrzeba silnego impulsu, żeby spojrzeć na siebie z zewnątrz”. Nie odpowiedziałam, nie chciałam się kłócić z mamą, zwłaszcza teraz, kiedy wszystkie nasze myśli krążyły wokół taty.

Kolejne dwa dni spędziliśmy w szpitalu; stan mojego ojca stopniowo się poprawiał, choć nadal pozostawał na oddziale intensywnej terapii. Lekarze stwierdzili, że postępy są pozytywne, ale trzeba się przygotować do operacji. Wiktor Andriejewicz odwiedzał go codziennie, przynosząc jedzenie i rozmawiając z lekarzami.

Dzięki jego koneksjom, mojemu ojcu przydzielono prywatny pokój na oddziale intensywnej terapii i przydzielono mu najlepsze pielęgniarki. Kirył również odwiedził mnie, ale tylko na krótko; zdawał się wyczuwać jego obecność jako niemile widzianą i nie przeszkadzał. Walentyna Siergiejewna w ogóle się nie pojawiła, przysyłając jedynie ogromny kosz owoców z notatką: „Serdecznego powrotu do zdrowia, Nikołaju Stiepanowiczu”.

Trzeciego dnia profesor Lebiediew ogłosił, że mój ojciec może zostać przetransportowany do stolicy. Jego stan jest stabilny, powiedział, choć istnieje ryzyko, ale w stolicy może otrzymać bardziej fachową opiekę. Wiktor Andriejewicz załatwił wszystko bezzwłocznie.

Samolot medyczny, zespół lekarzy, spotkanie karetki pogotowia w stolicy. „Polecisz z ojcem” – powiedział mi. „Mama może do ciebie dołączyć później, kiedy Nikołaj Stiepanowicz trafi do szpitala”.

Byłem wdzięczny mojemu teściowi za tę pomoc, choć nie rozumiałem, co sprawiło, że zwrócił na mnie tak wielką uwagę. „Dziękuję” – powiedziałem. „Nie wiem, jak możemy ci się odwdzięczyć”. „Nie ma za co dziękować” – machnął ręką – „Po prostu informuj mnie na bieżąco o stanie zdrowia twojego ojca”.

W dniu lotu spakowałem małą torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami. Mama została w domu, żeby załatwić kilka spraw przed wyjazdem do stolicy, a ja leciałem z ojcem i zespołem medycznym. Kirył przyjechał, żeby zawieźć mnie na lotnisko.

Przez całą podróż milczeliśmy. Wyjrzałem przez okno, myśląc o zbliżającej się operacji i o tym, jak bardzo zmieniło się moje życie w ciągu ostatnich kilku dni. Przy wejściu na terminal Kirył nagle wziął mnie za rękę.

„Polina” – powiedział poważnie – „chcę, żebyś wiedziała, że ​​będę tu na ciebie czekał tak długo, jak będzie trzeba”. Spojrzałam na niego zaskoczona. „Co masz na myśli? Wiem, że teraz jest między nami przepaść i to ja jestem za to winna, ale chcę wszystko naprawić. Daj mi szansę”.

Uwolniłem rękę. „Teraz nie czas na tę rozmowę, Kirył, mój ojciec jest na krawędzi życia i śmierci. Rozumiem, wiedz tylko, że jestem tutaj, gdybyś mnie potrzebował”.

Skinąłem głową i ruszyłem w stronę terminala, nie oglądając się za siebie. Teraz myślałem tylko o ojcu. Lot przebiegł bez zakłóceń, samolot medyczny był w pełni wyposażony, a lekarze stale monitorowali stan mojego ojca. Był przytomny, ale osłabiony i ledwo mówił.

W stolicy powitała nas karetka, która zabrała mojego ojca prosto do centrum kardiologicznego. Tam natychmiast zabrano go na badania, a mnie poproszono o poczekanie w specjalnym pokoju dla krewnych. Godzinę później wyszedł do mnie lekarz, wysoki mężczyzna w średnim wieku o zmęczonych, ale uważnych oczach. „Krewny Nikołaja Stiepanowicza?” – zapytał.

„Tak, jestem jego córką. Przeprowadziliśmy podstawowe badanie i stan twojego ojca jest stabilny, ale wymaga pilnej operacji. Ma trójnaczyniową chorobę wieńcową i potrzebuje by-passu. Kiedy operacja? Jutro rano przygotowują go do operacji…”

„Mogę go zobaczyć?” „Tylko na pięć minut, potrzebuje odpoczynku. Wszedłem na oddział intensywnej terapii, mój ojciec leżał na łóżku otoczony sprzętem medycznym. Wyglądał na tak kruchego, tak delikatnego, nigdy wcześniej go takiego nie widziałem. Tato, wziąłem go za rękę, jak się czujesz?” Uśmiechnął się słabo.

„Wszystko w porządku, córko, nie martw się. Operacja jest jutro, wszystko będzie dobrze, lekarze tutaj są najlepsi. Wiem” – ścisnął moją dłoń.

„Polina, posłuchaj, jeśli coś się stanie, nic się nie stanie” – przerwałam mu – „będziesz żyła długo i szczęśliwie”. „Polina” – jego głos był cichy, ale stanowczy. „Posłuchaj mnie, jeśli coś się stanie, chcę, żebyś wiedziała, że ​​jestem z ciebie dumny, wyrosłaś na silną, mądrą kobietę i chcę, żebyś była szczęśliwa”.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. „Tato, nie płacz”. Uśmiechnął się słabo.

„Chcę tylko, żebyś pomyślała o swoim życiu, o tym, czy jesteś szczęśliwa z Kiryłem i czego naprawdę chcesz”. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Ostatnie wydarzenia wywróciły do ​​góry nogami moje pojmowanie mojego życia, mojego małżeństwa i rodziny Izmajłowów.

„Pomyślę o tym, tato, obiecuję.” „Dobrze.” Zamknął oczy.

„A teraz idź odpocząć, potrzebujesz sił”. Pielęgniarka weszła do pokoju. „Godziny odwiedzin minęły” – powiedziała.

„Twój ojciec potrzebuje odpoczynku przed operacją”. Pocałowałem ojca w czoło i wyszedłem z pokoju. Na korytarzu czekała na mnie pracownica socjalna ze szpitala.

„Zarezerwowaliśmy dla ciebie pokój w hotelu w centrum” – powiedziała. „To niedaleko, zaledwie pięć minut spacerem, gdzie możesz odpocząć”. Podziękowałem jej i ruszyłem we wskazanym kierunku.

Hotel był mały, ale wygodny. W pokoju było łóżko, telewizor i mała lodówka z wodą i sokami. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo byłem zmęczony.

Trzy dni bez snu, ciągłe napięcie, zmartwienia – to wszystko dało mi się we znaki. Wziąłem prysznic i dosłownie padłem na łóżko. Obudziłem się, gdy zadzwonił telefon.

To była mama, przyleciała do stolicy i była już w drodze do szpitala. „Jak tata?” – zapytała z niepokojem. „Stabilny”.

Operacja jest zaplanowana na jutro. Będę za pół godziny. Wstałem, szybko się ubrałem i pospieszyłem z powrotem do ośrodka.

Mama już tam była i rozmawiała z lekarzem. „Operacja jest skomplikowana” – powiedział lekarz – „ale mamy duże doświadczenie w takich interwencjach. Szanse są duże”.

Mama skinęła głową, ściskając mocno torbę w dłoniach. Widząc mnie, uśmiechnęła się blado. „Polina, wyglądasz lepiej.

„Odpoczęłaś?” „Tak, trochę”. Pozwolono nam na krótko zobaczyć się z ojcem. Był słaby, ale przytomny, rozpoznał moją matkę, a nawet zażartował z jej zaniepokojonego wyglądu.

„Nie patrz tak na mnie, Lena” – powiedział. „Jeszcze nie idę na tamten świat”. Mama uśmiechnęła się przez łzy.

„Oczywiście, że nie. Nadal będziesz opiekować się wnukami”. Spędziliśmy cały dzień w szpitalu, wracając do hotelu tylko po jedzenie i chwilę odpoczynku.

Tego wieczoru powiedziano nam, że mój ojciec jest przygotowywany do operacji i poproszono nas, żebyśmy wrócili rano. W hotelu mama i ja długo nie mogłyśmy spać, mimo że obie wiedziałyśmy, że potrzebujemy sił na następny dzień. „Co o tym myślisz? Czy wszystko będzie dobrze?” – zapytałam, leżąc w ciemności.

„To musi być prawda” – odpowiedziała stanowczo moja mama – „twój ojciec jest silnym mężczyzną”. Przyjechaliśmy do szpitala wczesnym rankiem następnego dnia. Mój ojciec był już przygotowywany do operacji.

Pozwolono nam zobaczyć go tylko na chwilę, zanim zawieźli go na salę operacyjną. „Nie martwcie się” – powiedział, próbując się uśmiechnąć. „Wrócę”.

Mama go pocałowała. „Poczekamy”. Tatę zabrano, a nas poproszono, żebyśmy poczekali w specjalnym pokoju.

Operacja miała trwać kilka godzin. Czas wlókł się niemiłosiernie wolno. Mama i ja siedzieliśmy obok siebie, prawie nie rozmawiając.

Od czasu do czasu któryś z nas wychodził kupić herbatę albo po prostu spacerować korytarzem, żeby rozprostować nogi. Po trzech godzinach czekania do pokoju wszedł Wiktor Andriejewicz. Spojrzałem na teścia ze zdziwieniem; nie spodziewałem się go tu, w stolicy.

„Wiktor Andriejewicz” – powiedziałem, wstając, żeby go powitać. „Co tu robisz?” „Przyleciałem porannym lotem” – odpowiedział. Chciał wiedzieć, jak się miewa Nikołaj Stiepanowicz.

Jest na operacji. Jest już trzecia. Teść skinął głową.

Profesor Lebedev powiedział, że operacja może potrwać do sześciu godzin. To normalne. Usiadł obok nas, wyjął termos z kawą i kanapki.

„Pewnie nie jadłeś śniadania, zjedz trochę”. Mama z wdzięcznością przyjęła kanapkę. „Dziękuję, Wiktorze Andriejewiczu, jesteś bardzo troskliwy”.

Siedzieliśmy we trójkę, czekając na wieści. Wiktor Andriejewicz opowiadał o podobnych operacjach, które przyniosły mu przyjaciół, o wysokiej skuteczności i o tym, jak szybko ludzie wracają do zdrowia po operacji bypassów.

Za miesiąc lub dwa Nikołaj Stiepanowicz będzie jak nowy, powiedział z przekonaniem. Współczesna medycyna czyni cuda. ​​Jego obecność działała dziwnie uspokajająco.

Emanował pewnością siebie człowieka przyzwyczajonego do rozwiązywania problemów i brania na siebie odpowiedzialności. Pięć godzin po operacji wyszedł do nas chirurg w zielonym fartuchu, z maską naciągniętą na szyję. Jego twarz była poważna, ale nie ponura.

Krewni Nikołaja Stiepanowicza? Mama i ja podskoczyliśmy. Tak, to my. Operacja się udała.

Wykonaliśmy potrójne bypassy. Pacjent jest stabilny i jest teraz przenoszony na oddział intensywnej terapii. Poczułem ulgę, jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa.

Obok mnie mama zaczęła cicho płakać. Kiedy go zobaczymy? – zapytałem. Nie wcześniej niż za sześć godzin. Musi wyjść z narkozy.

Ale powtarzam, wszystko poszło dobrze, rokowania są pomyślne. Chirurg wyszedł, a my staliśmy tam, nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście. Wiktor Andriejewicz podszedł do nas i niespodziewanie nas oboje uściskał.

„No i proszę” – powiedział z uśmiechem. „Mówiłem ci, że wszystko będzie dobrze”. Wyszliśmy ze szpitala na krótki spacer i coś do jedzenia w pobliskiej kawiarni.

Po raz pierwszy od kilku dni poczułem, że mogę swobodnie oddychać. Mój ojciec przeżyje, wszystko inne będzie do zniesienia. Kiedy wróciliśmy do szpitala, powiedziano nam, że ojciec odzyskał przytomność, ale jest bardzo osłabiony.

Pozwolono nam zobaczyć go przez szybę oddziału intensywnej terapii. Leżał otoczony sprzętem, z rurkami wychodzącymi z klatki piersiowej, kroplówkami i monitorami. Ale oczy miał otwarte i na nasz widok uśmiechnął się blado.

„Wyzdrowieje” – powiedział Wiktor Andriejewicz. „Teraz jestem tego pewien. Tego wieczoru zadzwoniłem do Kiryła, żeby przekazać mu tę nowinę. „Dzięki Bogu” – westchnął do telefonu.

Martwiłem się tak samo jak ty. To normalne. Oczywiście, że jestem zmęczony, ale teraz najważniejszy jest tata.

Twój ojciec jest silnym mężczyzną, da sobie radę. Tak, wiem. Milczeliśmy.

To dziwne, ale zawsze miałem problem z rozmową z Kiryłem przez telefon. To było tak, jakbyśmy stracili kontakt bez kontaktu wzrokowego. „Polina” – powiedział w końcu – „mama chce z tobą porozmawiać”.

Naprawdę żałuje tego, co się stało. Westchnąłem. Kirył, teraz nie jest na to czas.

Rozumiem, po prostu przekazuję dalej. Dobrze, oddzwonię jutro i opowiem ci o tacie. Pożegnaliśmy się, a ja wróciłem do pokoju hotelowego, gdzie mama już spała, wyczerpana zmartwieniami i nieprzespanymi nocami.

Kolejne dni spędziliśmy w szpitalu. Stan mojego ojca poprawił się i został przeniesiony z oddziału intensywnej terapii na oddział stacjonarny. Lekarze stwierdzili, że jego powrót do zdrowia przebiega pomyślnie i bez powikłań.

Wiktor Andriejewicz przychodził do szpitala codziennie, przynosząc owoce i soki, rozmawiając z lekarzami, a nawet zatrudnił pielęgniarkę, żeby ułatwić życie mnie i mojej mamie. Piątego dnia po operacji, kiedy tata mógł już siedzieć i trochę chodzić po sali, nagle zobaczyłem znajomą postać na szpitalnym korytarzu – Cyryla. Stał przy oknie, patrząc na dziedziniec szpitala i nie zauważył mnie. Podszedłem do niego. Cyryl odwrócił się, a jego twarz rozjaśnił uśmiech.

zobacz więcej na następnej stronie Reklama
Reklama

Yo Make również polubił

Jak zatrzymać samochód, gdy hamulce nagle przestają działać

Co powinieneś zrobić natychmiast: Wyłącz silnik i zaciągnij hamulec ręczny. Ostrożnie wysiadaj z pojazdu, zwłaszcza jeśli znajdujesz się na ruchliwej ...

Co należy, a czego nie należy robić, aby zatamować krwawienie z nosa?

Babcine sposoby na krwawienie z nosa: Liście bluszczu na krwawienie z nosa Możesz również położyć lód na środku twarzy, nad ...

Subtelne sposoby, w jakie prawdziwa miłość objawia się w chwilach intymności

On upewnia się, że wszystko z tobą w porządku Troskliwy mężczyzna nie zapomina zaglądać do ciebie, nawet (i zwłaszcza) w ...

🚨🧠 6 oznak zbliżającego się udaru – nigdy ich nie ignoruj!

Migreny i silne bóle głowy nigdy nie pojawiają się bez przyczyny. Podczas udaru bóle te zwykle występują, ponieważ przepływ krwi ...

Leave a Comment