Tej nocy, kiedy Adunni wpadł do stawu, Lagos spał, nieświadomy, że nad jego błyszczącym horyzontem dzieje się jednocześnie tragedia i cud.
Lodowata woda wbijała się w jej skórę niczym noże. Panika narastała w jej piersi, gdy walczyła o utrzymanie się na powierzchni. Ciężar sukienki wciągał ją pod wodę, a sól piekła w oczy. Wtedy poczuła ruch pod wodą: ciemne płetwy przecinające powierzchnię. Rekiny.
Jej krzyk rozległ się tylko raz, zanim jej płuca wypełniły się strachem i wodą. Kopała rozpaczliwie, jedną ręką trzymając się za brzuch. Moje dziecko… moje dziecko…
Potem nadszedł ból. Coś ostrego drasnęło jej nogę. Krew zmieszała się z wodą. Złapała oddech, a jej wzrok się zamazał. Ale zanim ciemność zdążyła ją całkowicie pochłonąć, coś – lub ktoś – wyciągnął rękę z brzegu stawu. Głos przerwał chaos.
„Poczekaj! Poczekaj, proszę pani!”
Zanurzenie. Silne ramiona. A potem nic.
Kiedy Adunni się obudziła, pierwszym dźwiękiem, jaki usłyszała, był szum fal. Nie były ostre ani okrutne jak poprzedniej nocy, lecz łagodne. Całe ciało ją bolało, gardło piekło, a głowa pulsowała. Mrugała w słabym świetle sączącym się przez drewniane żaluzje.
Ona nie była martwa.
„Powoli, proszę pani” – powiedział cichy, życzliwy głos. „Jest pani już bezpieczna”.
Przy jej łóżku stał mężczyzna w prostej niebieskiej koszuli, trzymając miskę ciepłej wody. Miał ciemną karnację, szerokie ramiona i łagodne oczy, w których zdawało się kryć zarówno smutek, jak i siłę.
„Kim… kim ty jesteś?” wyszeptała.
„Mam na imię Kunle” – odpowiedział cicho. „Pracuję na nabrzeżu konserwacyjnym niedaleko osiedla. Widziałem wczoraj w nocy, jak ktoś wpadł do stawu. Wskoczyłem, zanim zrobiły to rekiny”.
Usta Adunniego zadrżały. „Moje dziecko?”
Kunle uśmiechnął się czule. „On wciąż tam jest. Lekarz go zbadał. Miała pani szczęście, proszę pani. Bardzo dużo szczęścia”.
Łzy spływały jej po policzkach, gdy przykrywał jej brzuch. „Dziękuję… dziękuję.”
„Nie powinnaś za dużo mówić” – powiedział, mocząc szmatkę w wodzie. „Stracił dużo krwi. Powinnaś odpocząć”.
Ale Adunni nie mogła zaznać spokoju. Wspomnienia powróciły: twarz Adabo wykrzywiła się z gniewu, jego ręka ją popychała, szkło się roztrzaskało, lodowata woda ją otulała.
„On próbował mnie zabić” – wyszeptała drżącym głosem.
Kunle zatrzymał się. „Twój mąż?”
Powoli skinęła głową. „Myślał, że coś przed nim ukrywam. Ale nie wie, że te pieniądze nie są jego. Są moje. To spadek po mojej babci”.
Kunle zmarszczył brwi. „W takim razie nie może wrócić. Jeśli myśli, że nie żyje, może to jego szansa na zniknięcie”.
Adunni spojrzała na niego, a jej oczy płonęły bólem i determinacją. „Zniknąć? Nie, Kunle. Nie zniknę. Zabrał mi wszystko. Mój dom, moją godność… prawie odebrał mi syna. Nie pozwolę mu wygrać”.
Kunle milczał przez dłuższą chwilę. Potem powoli skinął głową. „W takim razie będzie potrzebował pomocy”.
Przyglądała mu się. „Dlaczego miałby mi pomóc?”
Odwrócił wzrok. „Bo ja też kiedyś kogoś straciłem. Moją żonę. Przez człowieka, który wierzył, że władza czyni go bogiem”.
Cisza. Dwie złamane dusze, zjednoczone bólem.
Dłoń Adunniego zacisnęła się na jej brzuchu. „Więc pomóż mi, Kunle. Pomóż mi przekonać go, że nikt – nawet miliarder – nie może ukrywać prawdy na zawsze”.
Tymczasem na strychu Adabo siedział w swoim gabinecie, drżąc. Wiadomość jeszcze nie wyciekła. Gospodyni sądziła, że Adunni pojechała odwiedzić ciotkę. Nikt nie wiedział, co się stało, i to jej odpowiadało.
Spojrzał w stronę stawu. Robotnicy osuszyli go rano, powołując się na „konserwację”. Nie było ciała. Tylko podarty kawałek jej sukienki utknął między kamieniami.
„Jej już nie ma” – mruknął do siebie. „Już po wszystkim”.
Ale daleko od rezydencji, w spokojnej wiosce rybackiej za miastem, kobieta, którą uważał za zmarłą, już stała na nogach – poturbowana, utykająca, ale żywa.
A w jej wnętrzu obudził się płomień.
Płomień, który mógł spalić wszystko, co zbudował, na popiół.
💔ODCINEK 3
Minęły trzy tygodnie od nocy, w której Adunni została uznana za zmarłą.
Świat uwierzył, że zniknęła.
Gazety opublikowały ciche hołdy:
„Towarzyski bywalc Adunni Adebayo znika po tajemniczym wypadku”.
Ale nie było ciała.
Żadnych dowodów.
Tylko plotki.
W cichym zakątku Epe, z dala od blasku i zgiełku Wyspy Wiktorii, Adunni ukryła się w małym domku nad brzegiem morza, należącym do zmarłego ojca Kunle.
W powietrzu unosił się zapach soli i deszczu.
Noce były spokojne, wręcz zbyt spokojne.
Ale w jej wnętrzu nie było spokoju.
Za każdym razem, gdy zamykała oczy, widziała twarz Adabo wykrzywioną wściekłością, jego dłonie ją popychające, roztrzaskujące się szkło, lodowatą wodę zalewającą ją.
A jednak coś było teraz silniejsze niż strach: cel.
Pewnego popołudnia, gdy słońce topniało nad morzem, Kunle wszedł z koszykiem zakupów.
„Szybko wracasz do zdrowia” – powiedział z lekkim uśmiechem. „Odzyskujesz siły”.
Adunni, siedząc na ganku z ręką na brzuchu, odpowiedziała:
„Muszę. Dla niego. Dla mojego syna… i dla sprawiedliwości”.
Kunle zawahał się.
„Naprawdę planujesz się z nim skonfrontować?”
„Tak”. Jej oczy stwardniały. „Ale nie jako Adunni Adebayo. To imię umarło tej nocy, kiedy wrzucił mnie do stawu”.
Kunle wpatrywał się w nią.
„Więc kim będziesz?”
Spojrzała w stronę horyzontu.
„Ktoś, kogo nigdy nie zobaczy”.
W ciągu następnych kilku dni Adunni po cichu zaczęła odbudowywać swoje życie.
Z pomocą Kunlego zarejestrowała się pod nowym nazwiskiem: Amara Bamidele.
Nauczył ją, jak poruszać się bez pozostawiania cyfrowego śladu.
Za pomocą sekretnej linii skontaktowała się z prawnikiem swojej babci i odkryła prawdę o spadku.
Majątek wart miliardy naira to nie tylko pieniądze; obejmował również udziały w Adebayo Holdings, firmie jej męża.
Akcje, o których nie wiedział, kontrolowane przez fundusz powierniczy jej imienia.
To była poetycka sprawiedliwość: imperium, które arogancko zbudował, było w pewnej mierze jego własnością z racji więzów krwi.
Tej nocy, przeglądając stare dokumenty na drewnianym stole, Kunle spojrzał na nią ze zdumieniem.
„Naprawdę się do tego urodziłaś”.
Uśmiechnęła się gorzko.
„Tak. Ale pozwoliłam miłości mnie zaślepić. Zapomniałam, co zawsze mówiła moja babcia: »Nigdy nie oddawaj władzy mężczyźnie, który kocha ją bardziej niż ty«”.
Położyła dłoń na papierach.
„Więc go zniszczę. Nie przemocą, ale prawdą”.
Tymczasem w Lagos świat Adabo zaczął się walić.
Akcje jego firmy gwałtownie spadały.
Do inwestorów napływały anonimowe listy: dokumenty ujawniające korupcję, sfałszowane kontrakty i ukryte długi.
Ktoś go wysysał od środka.
„Dowiedzcie się, kto za tym stoi!” – ryknął, rzucając papiery o ścianę.
„Proszę pana…” – wyjąkał jego asystent – „jest jeszcze coś. Nowa inwestorka po cichu kupuje pańskie akcje. Nazywa się Amara Bamidele”.
Adabo zamarł.
Imię nic mu nie mówiło, ale coś w nim poruszyło.
„Kto tam?”
„Nikt nie wie, proszę pana. Ale ona atakuje pana bezpośrednio.”
Serce Adabo waliło jak młotem.
Podszedł do okna, patrząc na rozświetlone miasto.
W jego umyśle rozbrzmiewało echo: kałuża, krew, krzyk.
„Nie…” wyszeptał. „Ona nie żyje”.
Ale coś w nim drgnęło.
Bo potwory często wyczuwają powrót swoich ofiar.
W Epe Adunni zamknęła komputer.
Światło księżyca musnęło jej twarz niczym obietnica.
„Zaczyna coś podejrzewać” – mruknęła.
Kunle podniósł wzrok.
„Dobrze. Niech poczuje strach, który ty czułeś”.
Uśmiechnęła się blado, z ogniem i bólem w oczach.
„On to poczuje. Zabiorę mu wszystko, co kocha: jego imperium, jego dumę, jego spokój”.
Spojrzała w stronę morza i wyszeptała: „A kiedy skończę… on dokładnie zrozumie, co to znaczy tonąć”.
Yo Make również polubił
Fibromialgia i koronawirus: co warto wiedzieć
Pluskwy: 10 naturalnych sposobów na możliwe ukąszenia
Ta witamina jest cudowna w poprawianiu krążenia krwi w nogach i stopach po 50. roku życia
10 objawów raka trzustki, których nie należy ignorować