Ciemnowłosy mężczyzna w okularach w złotych oprawkach. Zaimponuj. Santiago się roześmiał. Wiesz, że to dla mnie za łatwe? To spróbuj. Trzeci mężczyzna, rudzielec z kwaśną miną, sprowokował go. Właśnie w tym momencie popełniłem błąd. Nalewałem czerwone wino do stolika obok, kiedy lekko się potknąłem. Kilka kropli spadło na biały obrus, tworząc małe czerwone plamy przypominające płatki róż. „Uważaj” – powiedział łagodnie mężczyzna przy stole. „Przepraszam pana” – mruknąłem, szybko wycierając serwetką, ale głos Santiago przeciął powietrze niczym brzytwa.
Słuchajcie, chłopaki, założę się, że poślubię tę kelnerkę, jeśli zatańczy ze mną tango. Przez chwilę panowała cisza, a potem wybuchnął śmiech. „Santiago, oszalałeś?” – roześmiał się Rodrigo. „Kelnerka tańcząca z tobą tango. Fajnie by było popatrzeć” – dodał, mając na nosie okulary w złotych oprawkach. Poczułem, jak krew napływa mi do twarzy. Nie ze wstydu, a ze złości – zimnej, kontrolowanej złości, której nie czułem od dawna. Powoli odwróciłem się do niego. Santiago patrzył na mnie z drwiącym uśmiechem, jakbym był elementem jego prywatnej gry.
„Mówiłeś poważnie?” zapytałam, starając się zachować spokój. Zamrugał zaskoczony. Prawdopodobnie nie spodziewał się mojej odpowiedzi. „Cóż, to był tylko żart”. „Nie wyglądało to na żart” – kontynuowałam. „Wyglądało na oświadczyny”. Jego przyjaciele milczeli, obserwując scenę, jakby byli świadkami zapowiedzianego wypadku. Santiago wyprostował się, odzyskując opanowanie. Uśmiech powrócił na jego twarz, ale teraz krył w sobie coś innego. Ciekawość, której wcześniej nie było. „Dobrze” – powiedział, wyciągając rękę. „Jeśli zatańczysz, ożenię się z tobą”.
To był żart. Wszyscy wiedzieli, że to żart. Oprócz mnie, bo dwa lata temu byłam Valentiną Morales, primabaleriną Teatro Colón. Tańczyłam na najważniejszych scenach Ameryki Południowej. Czułam w kościach aplauz tysięcy. A tango, tango było moją duszą. „Akceptuję” – powiedziałam, zdejmując fartuch. Cisza, która zapadła po mojej odpowiedzi, była ogłuszająca. Santiago wpatrywał się we mnie, jakby próbował rozwiązać zagadkę, podczas gdy jego przyjaciele wymieniali nerwowe spojrzenia.
Było jasne, że nikt nie spodziewał się, że zwykła kelnerka przyjmie wyzwanie. María Elena pojawiła się obok mnie z szeroko otwartymi oczami. „Valentino, kochanie, nie musisz. Nic nie szkodzi” – powiedziała, nie odrywając wzroku od Santiago. „Tylko kilka minut”. Zawahała się przez chwilę, być może zdając sobie sprawę, że wpakowała się w coś większego, niż sobie wyobrażała. Ale męska duma wzięła górę. Wskazując na małą orkiestrę grającą w kącie sali, dała im znak, żeby uciszyli cichą muzykę, która otulała rozmowę.
„Maestro!” zawołał Santiago, podchodząc do orkiestry. „Czy mógłbyś zagrać klasyczne tango?” Dyrygent, siwowłosy dżentelmen, skinął głową z zaciekawionym uśmiechem. Szepnął coś muzykom, którzy poprawiali instrumenty. W międzyczasie wziąłem głęboki oddech, próbując opanować nerwowość, która zaczynała ogarniać moje ciało. Minęły dwa lata, odkąd ostatni raz tańczyłem. Dwa lata od tej strasznej nocy w Teatrze Colón, kiedy wszystko się rozpadło. Moje mięśnie wciąż pamiętały ruchy, ale moje serce było chronione murem strachu.
Santiago odwrócił się do mnie, wyciągając rękę z przesadnym, teatralnym ukłonem. „Proszę pani” – powiedział, starając się zachować żartobliwy ton, ale w jego spojrzeniu było coś innego, intensywność, której wcześniej nie było. Ujęłam jego dłoń. Była duża, silna, z odciskami na opuszkach palców, które mnie zaskoczyły. Nie były to dłonie kogoś, kto po prostu zarządzał firmami; to były dłonie kogoś, kto nad czymś pracował. „Jest pani pewna?” – wyszeptał, prowadząc mnie na środek pokoju.
Przez chwilę dostrzegłam coś poza jego aroganckim uśmiechem. W jego głosie słychać było autentyczną troskę, jakby nagle zdał sobie sprawę, że może kogoś upokarzać, by zabawiać przyjaciół. „Tak, wiem” – odpowiedziałam. Pierwsze nuty comparsy zaczęły unosić się w powietrzu. Najbardziej tradycyjne argentyńskie tango, które każdy porteño zna od urodzenia. Zamknęłam na sekundę oczy, pozwalając rytmowi przeniknąć do moich kości niczym ciepła krew.
Santiago położył prawą rękę na moich plecach, delikatnie trzymając moją lewą. Jego postawa była prawidłowa. Umiał tańczyć tango, to było jasne. Prawdopodobnie nauczył się tego w dzieciństwie, jak wszyscy mężczyźni z dobrych rodzin w Buenos Aires. Ale ja nie byłam zwykłą kobietą, która znała kilka podstawowych kroków. Kiedy zaczęliśmy się poruszać, poczułam, jak jego ciało napina się, panuje nad sobą. Próbował mną pewnie kierować, bez żadnych ozdobników, prawdopodobnie po to, by uchronić mnie przed potknięciem, które mogłoby mnie jeszcze bardziej zawstydzić. Wtedy postanowiłam mu pokazać, kim naprawdę jestem.
W trzecim takcie, kiedy próbował zmusić mnie do prostego obrotu, przewidziałam ten ruch. Płynnym ruchem wygięłam ciało do tyłu, co gwałtownie go zatrzymało. Przez sekundę zamarliśmy w tej pozycji, moje włosy niemal dotykały podłogi, a jego dłonie mocno mnie trzymały. Wyprostowałam się i zobaczyłam zdumienie w jego oczach. „Ty zacząłeś”. Nie pozwoliłam mu dokończyć. Na chwilę przejęłam inicjatywę, prowadząc go przez sekwencję kroków, które wymagały techniki i precyzji.
Moje stopy poruszały się, jakby żyły własnym życiem, przypominając sobie każdą próbę, każdy występ, każdą chwilę, kiedy tango było moim sekretnym językiem ze światem. Santiago zrobił to samo. Ku mojemu zaskoczeniu, nie tylko to zrobił, ale i odwzajemnił się tym samym. Jego ruchy stały się pewniejsze, bardziej precyzyjne. Początkowe napięcie ustąpiło miejsca cichej komunikacji między naszymi ciałami, która zdarza się tylko wtedy, gdy spotyka się dwoje prawdziwych tancerzy. W pomieszczeniu zapadła całkowita cisza.


Yo Make również polubił
Naleśniki z serem i kapustą, pokrojonymi pomidorami i jajkiem
3 zakazane połączenia jaj, które wpływają na seniorów
Domowy trik! Jak zapobiec czernieniu awokado i zachować jego świeżość?
Większość ludzi robi to źle: Prawidłowy sposób czyszczenia szklanej płyty kuchennej: szybko!