Wszystko się zmienia, powiedział Santiago po prostu. Długo patrzył na mnie, jakby czytał między wierszami to, czego nie mówiłam. „Mówiłem poważnie o oświadczynach”, powiedział w końcu. „Jakich oświadczynach?”. „Małżeństwa”. Zaśmiałam się, ale bez humoru. „To był żart. Wszyscy wiedzą, że to był żart. To nie było dla mnie”, powiedział, robiąc krok w moją stronę. „A przynajmniej nie po tym, jak widziałam, jak tańczysz”. Poczułam dreszcz na plecach. W jego intensywnym spojrzeniu było coś, co mnie jednocześnie przerażało i pociągało.
„Nie znasz mnie” – powiedziała. „To pozwól mi cię poznać”. Prostota odpowiedzi kompletnie mnie zbiła z tropu. Staliśmy przez chwilę w milczeniu, wpatrując się w siebie. „Muszę wracać do pracy” – wymamrotałem w końcu. „Czy mogę się z tobą zobaczyć jutro?”. Eee, proszę. Słowo zabrzmiało tak cicho, tak pozbawione arogancji, że zaskoczyło mnie. „Pracuję codziennie” – powiedziała. Potem, po pracy. Powinienem był odmówić. Powinienem był wyjść i zapomnieć o całej nocy. Ale w jej oczach było coś, szczerość, której nie mogłem zignorować.
„Może” – powiedział, a ja zobaczyłam jego uśmiech. Inny niż ten kpiący uśmiech z poprzedniego dnia. Szczery uśmiech. Następnego dnia obudziłam się z dziwnym uczuciem w piersi. Była sobota, mój jedyny wolny dzień w tym tygodniu, ale nie mogłam pozbyć się wspomnienia spojrzenia Santiago, błagającego mnie o szansę. Zrobiłam kawę i usiadłam przy kuchennym stole, patrząc przez okno na tętniącą życiem ulicę Santelmo. To była dzielnica, w której na każdym rogu tętniło tango, a turyści przychodzili tu w poszukiwaniu prawdziwego Buenos Aires.
Dla mnie to był po prostu dom, bezpieczne miejsce, gdzie nikt nie kwestionował mojej przeszłości. Zadzwonił telefon, wyrywając mnie z zamyślenia. Valentina. Znajomy głos Carmen, mojej dawnej koleżanki z Teatru Colón, sprawił, że ścisnęło mnie w żołądku. Carmen, wzięłam głęboki oddech. Minęło tyle czasu. Dokładnie dwa lata. Słuchaj, muszę z tobą porozmawiać osobiście. Mogę wpaść? Nie wiem, czy to dobry pomysł. Bal jest ważny. O Diego. Mój świat się zatrzymał. Diego Santa María, dyrektor artystyczny Teatru Colón.
Człowiek, który zniszczył mi karierę i niemal życie. Co się dzieje z Diego? Nie mogę rozmawiać przez telefon. Idę na górę. Połączenie się urwało. Carmen zawsze wiedziała, gdzie mieszkam. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami przez pięć lat, aż do tej strasznej nocy, która wszystko zmieniła. Piętnaście minut później stanęła w moich drzwiach. Wciąż piękna jak na trzydziestolatkę, z platynowymi blond włosami, zobaczyłam nienaganną postawę pierwszej tancerki. Miała na sobie drogi wełniany płaszcz i markowe buty, co świadczyło o tym, że jej kariera wciąż kwitnie.
Wszystko w porządku? – zapytałam, rozglądając się po moim małym mieszkaniu. To nie było pytanie. Żyję. Westchnęła, siadając na sofie. Val i Diego zostali zwolnieni. Czułam, jakby ziemia usunęła mi się spod stóp. Co? W zeszłym tygodniu w końcu dowiedzieli się, co robię. Nie tylko ty, Bal, inne dziewczyny też. Łzy popłynęły bez ostrzeżenia. Dwa lata ukrywania tej tajemnicy, dwa lata noszenia poczucia winy i wstydu, myśląc, że jestem jedyna. Zgłosili to.
Jedna z nich miała odwagę; pozostali dołączyli później. Jej nazwisko padło kilkakrotnie podczas śledztwa. Moje, jako jednej z osób, które prześladowała, jako kogoś, kto opuścił teatr z jej powodu. Zakryłam twarz dłońmi, próbując przetworzyć tę informację. „Val” – kontynuowała Carmen, biorąc mnie za rękę. „Chcą, żebyś wróciła?” „Nie mogę”. „Dlaczego? Byłaś najlepszą tancerką, jaką Colón kiedykolwiek miał. Twoja technika, twoja interpretacja”. „Już nie mogę” – przerwałam. „Próbowałam tyle razy”.
Za każdym razem, gdy myślę o wyjściu na scenę, tracę oddech. To się da leczyć. Terapia, leki. Carmen, proszę. Przez chwilę milczała, wpatrując się w moją twarz. „Jest jeszcze jedna rzecz” – powiedziała. „Nowy dyrektor artystyczny chce w końcu zaprezentować Traviatę pod koniec roku. To wyjątkowa produkcja z oryginalną choreografią. Pytał mnie konkretnie o ciebie”. Serce mi waliło. Traviata była moim ostatnim występem, zanim wszystko się rozpadło. Rola Marguerite, kurtyzany, która poświęca się dla miłości, była moją najbardziej cenioną rolą.
„Nie” – powiedziała automatycznie. „Przynajmniej pomyśl o tym. Masz czas”. „Nie, Carmen, odbudowałam swoje życie. Mam pracę, rutynę kelnerowania” – powiedziała z autentycznym smutkiem w głosie. „Bal, urodziłeś się, by tańczyć. Taki jesteś. Ja też byłam”. Zanim Carmen zdążyła odpowiedzieć, zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na ekran i zobaczyłam nieznany numer. „Przepraszam” – powiedziała, odbierając. „Valentina, tu Santiago. Santiago Herrera”. Serce zabiło mi mocniej. Carmen uniosła brwi z zaciekawieniem. „Skąd masz mój numer?”
Zapytałem Marię Elenę. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Zastanawiałem się, czy chciałabyś zjeść ze mną dzisiaj lunch? Zerknąłem na Carmen, która patrzyła na mnie z odnowionym zainteresowaniem. Mam teraz gościa. Jasne. A może jutro po pracy, Santiago? Proszę, tylko pogadamy. Obiecuję, że nie będę już składał żadnych szalonych oświadczyn. Mimo wszystko, uśmiechnąłem się. Dobra, ale tylko rozmowa. Idealnie. Odbiorę cię z hotelu o 10. Nie, powiedziała szybko. Spotkamy się w jakimś publicznym miejscu.
Jasne. Znasz Café Tortoni? Wiedziałam. To była najsłynniejsza kawiarnia w Buenos Aires, w samym sercu historycznego centrum, publiczna, bezpieczna i neutralna. O 10:30. Idealnie. Do zobaczenia jutro. Valentina. Odłożyłam słuchawkę i zobaczyłam Carmen patrzącą na mnie z figlarnym uśmiechem. Kto to był? Nikt, po prostu ktoś, kogo poznałam w pracy. Mężczyzna, który zaprasza cię na randkę, to nikt. Val. Westchnęłam i usiadłam obok niej ponownie. To skomplikowane. Powiedz mi. I opowiedziałam jej o poprzedniej nocy, o Santiago, o tańcu, o absurdalnych oświadczynach i rozmowie na balkonie.
Carmen słuchała mnie w milczeniu, ale widziałem, jak jej wyraz twarzy się zmienia, gdy mówiłem. „Bal” – powiedziałem, kiedy skończyłem. „Tańczyłaś tango publicznie po raz pierwszy od dwóch lat”. „To był tylko taniec”. „To nie był tylko taniec”. „Znów byłaś sobą, choćby przez kilka minut”. „Carmen, a teraz jest mężczyzna, którym jesteś zainteresowana, mężczyzna, który widział, jak tańczysz, i był pod wrażeniem. Nie wie, kim naprawdę jestem”. „Więc mu powiedz”. Prostota tej sugestii mnie zaskoczyła.
Nie mogę. Dlaczego nie? Dlaczego? Zatrzymałam się, szukając słów. Bo jeśli ci powiem, będę musiała wszystko zapamiętać. A jeśli wszystko zapamiętam, będę chciała znowu tańczyć. A jeśli będę chciała znowu tańczyć, zobaczysz, że nadal potrafisz. Dokończyła cicho Carmen. Siedzieliśmy w milczeniu, każde pogrążone we własnych myślach. Na zewnątrz życie toczyło się jak zwykle, ale w moim małym mieszkaniu czułam, że wszystko znów się zmieni. Masz rację, to niespójne.
Poprawię ten fragment, żeby zachować chronologię. Niedziela nadeszła z niepokojem, którego nie czułam od dawna. Cały ranek spędziłam na przebieraniu się, niepewna, w co się ubrać na spotkanie z Santiago. To nie była romantyczna randka, powtarzałam sobie. To była tylko rozmowa, ale i tak chciałam wyglądać schludnie. Wybrałam prostą granatową sukienkę, płaskie buty i dzianinowy kardigan. Nic krzykliwego, ale eleganckiego. W lustrze zobaczyłam 26-letnią kobietę, która próbowała ukryć zdenerwowanie pod pogodnym wyrazem twarzy.
Café Tortoni znajdowało się przy Avenida de Mayo, historycznym miejscu, gdzie w ubiegłym wieku spotykali się znani pisarze. Ściany zdobiły stare fotografie, a w powietrzu zawsze unosił się zapach mocnej kawy i świeżo upieczonych croissantów. Przybyłem kilka minut wcześniej i wybrałem stolik z tyłu, z dala od okien. Stare nawyki nie dają o sobie zapomnieć. Zawsze wolałem miejsca, w których mogłem widzieć, kto wchodzi, nie będąc łatwo zauważalnym. Santiago pojawił się punktualnie o 10:30. Miał na sobie ciemne dżinsy i prostą białą koszulę bez krawata.
Wyglądał młodziej, mniej onieśmielająco niż poprzedniego wieczoru w smokingu. „Przyszedłeś” – powiedział, brzmiąc na szczerze zaskoczonego. „Obiecałem”. Usiadł naprzeciwko mnie, zamówił u kelnera cortado i przez chwilę mi się przyglądał. „Wyglądasz inaczej” – powiedział w końcu. Inaczej pod jakim względem? Bardziej jak ty sam. Wczoraj wieczorem, w swoim mundurze, zdawałeś się odgrywać jakąś rolę. Ta obserwacja zaskoczyła mnie. Był bardziej spostrzegawczy, niż przypuszczałem. „Wszyscy czasami odgrywamy role” – powiedział. To prawda. Gram aroganckiego potentata od tak dawna, że czasami zapominam, kim naprawdę jestem.


Yo Make również polubił
Rozstępy: Dwa domowe sposoby na ich skuteczne zmniejszenie
Samotny ojciec stracił pracę po tym, jak dał butelkę wody nieznajomemu — kilka dni później ryk 40 motocykli przed jego domem ujawnił prawdę, która zmieniła wszystko dla niego i jego córeczki
Ciasto wiśniowe z budyniem waniliowym, owocowe, soczyste i niesamowicie pyszne!
Wyjątkowy Przepis na Muffiny Jabłkowo-Rodzynkowe z Migdałową Posypką