Recepcjonistka, ubrana w butelkowo-zieloną marynarkę i z doskonale wyćwiczonym uśmiechem, wpisała jakieś informacje do komputera.
Witamy w Belmont Reforma, panie Briones. Miło nam pana gościć dziś wieczorem.
Tomás ledwo na nią spojrzał. Był zbyt zajęty podziwianiem zaskoczonej miny Nadii i myśleniem o tym, co wydarzy się później.
Jego żona, Jimena, była przekonana, że jest w Monterrey na konferencji biznesowej. Jak zwykle wysłał jej zdjęcia „sal konferencyjnych”, które w rzeczywistości były restauracjami.
Po dwunastu latach małżeństwa Jimena zaufała mu bezgranicznie. To zaufanie sprawiło, że jego podwójne życie stało się o wiele łatwiejsze.
„Pokój jest gotowy” – kontynuował recepcjonista, przesuwając kartę-klucz po ladzie. „Muszę ci tylko coś powiedzieć: dziś wieczorem nowa właścicielka osobiście wita gości. To jej pierwszy tydzień w hotelu i lubi ich witać”.
„Nowy właściciel?” Tomás zmarszczył brwi, ledwo zainteresowany.
„Tak, proszę pana. Hotel zmienił właściciela trzy dni temu. To dla nas bardzo ekscytujące. Powinna tu być lada chwila.”
Tomás niecierpliwie wziął kartę. Nadia dyskretnie ciągnęła go w stronę wind.
A potem jedno słowo przywróciło go do życia.
„Tomasz.”
Jego imię. Wypowiedziane głosem, który znał lepiej niż swój własny.
Odwrócił się powoli, a jego żołądek zapadł się w podłogę.
Około dziesięciu kroków dalej, w świetle holu, stała jego żona.
Jimena miała na sobie granatowy kostium, w którym nigdy wcześniej jej nie widział, eleganckie szpilki i ciemne włosy spięte w schludny kok. Nie była kobietą w dżinsach i fartuchu, która powitała go w domu. Na jej twarzy malował się spokojny, stanowczy wyraz osoby przyzwyczajonej do dowodzenia.
„Ji… Jimena” – wyjąkał. „Co ty tu robisz?”
Podeszła do niego spokojnie, bez pośpiechu, jak ktoś, kto punktualnie przybywa na umówione spotkanie.
„Jestem właścicielką tego hotelu” – odpowiedziała. „Od poniedziałku rano. Nie mówiłam ci, że inwestuję?”
Dłoń Nadii rozluźniła się na jego ramieniu. Spojrzała na niego, potem na Jimenę, a jej przerażenie rosło.
„Czy ona jest twoją żoną?” — wyszeptała.
„Tak” – odpowiedziała Jimena, zanim Tomás zdążył otworzyć usta. „Jestem panią Briones. A pani musi być Nadia Pérez, prawda? Koordynatorka marketingu w firmie Tomása”.
Nadia zbladła.
„Skąd… skąd ona zna moje imię?”
„Wiem wiele rzeczy” – powiedziała Jimena z uprzejmym uśmiechem i twardym spojrzeniem. „Na przykład wiem, że to nie pierwszy raz, kiedy jesteś w hotelu z moim mężem. W zeszłym miesiącu w Mesón del Río, dwa miesiące temu w Continental. Mam kontynuować?”
Tomás poczuł, jak hol zakołysał się pod jego stopami.
„Jimena, to nie jest to, na co wygląda…”
„Och, prawda?” przerwała. „Bo wygląda na to, że zabrałeś swojego kochanka do luksusowego hotelu, korzystając z karty powiązanej z naszym wspólnym kontem. Tym samym kontem, które analizuję od sześciu miesięcy”.
„Wiem wiele rzeczy”. Recepcjonistka stała jak sparaliżowana, niepewna, czy się schylić, czy zniknąć. Z boku, w drzwiach biura, inna kobieta w ciemnym garniturze obserwowała scenę ze skrzyżowanymi ramionami, z miną kogoś, kto wyćwiczył tę chwilę.
„Czy mnie szpiegowałeś?” – wyrzucił z siebie Tomás, próbując odzyskać kontrolę.
„Szpiegowanie?” Jimena parsknęła śmiechem. „Tomás, nawet nie byłeś kreatywny. »Późne noce w biurze«, których twoja asystentka nie mogła potwierdzić. Weekendowe »konferencje«, o których twój szef nigdy nie wspominał. Opłaty hotelowe na wspólnej karcie kredytowej. Nie musiałam cię szpiegować. Musiałam tylko uważać.”
Nadia cofnęła się o krok.
„Ja… ja wychodzę” – mruknęła. „Nie chcę żadnych kłopotów”.
„Nie wychodź z mojego powodu” – powiedziała Jimena, a jej ton ją zatrzymał. „Właściwie powinnaś zostać. Pokój jest już opłacony”. Ciesz się spa, zamów obsługę pokoju, skorzystaj ze wszystkich udogodnień. Potraktuj to jako rekompensatę za stracony czas.
„Co robisz?” – wyszeptał wściekły Tomás.
„Szczerze mówiąc” – odpowiedziała. „Nadia niczego ci nie obiecała. Ty to zrobiłeś. Zasługuje przynajmniej na spokojną noc. Ty natomiast…”
Nadia spojrzała na nią, wciąż drżąc.
„Przepraszam, pani Briones. Naprawdę nie wiedziałam, że jest żonaty. Nie nosi obrączki, kiedy podróżuje.”
„Wierzę ci” – powiedziała Jimena, tym razem z nutą szczerego współczucia. „To nie pierwszy raz, kiedy używa tej sztuczki”.
Nadia wyrwała Tomásowi kartę dostępu z ręki, niemal wyrywając mu ją, i pobiegła w stronę wind.
Tomás chciał pójść za nią, ale Jimena jednym spojrzeniem zablokowała mu drogę.
„Czy możemy porozmawiać o tym prywatnie?” zapytał, czując suchość w gardle.
„Oczywiście” – powiedziała, wskazując na boczne drzwi, gdzie czekała kobieta w ciemnym garniturze. „Moje biuro jest tam”.
Druga kobieta zrobiła krok naprzód.
„Jestem Mariana Chen, prawniczka pani Briones” – przedstawiła się, lekko kiwając głową. „Dobry wieczór, panie Briones”.
Biuro Jimeny było przestronne, z widokiem na Paseo de la Reforma. Na półce stały makiety hoteli, a na ścianie oprawione plany. Nic z tego nie istniało w życiu, które Tomás sądził, że zna.
Mariana usiadła w kącie, otworzyła skórzaną teczkę i milczała.
„Od kiedy wiesz?” – wyrzucił z siebie Tomás, gdy tylko drzwi się zamknęły. „Od kiedy wiesz o… Nadii?”
„O niej, dwa miesiące temu” – odpowiedziała Jimena, siadając za biurkiem. „O twoich zdradach w ogóle… prawie rok temu”.
Tomás mrugnął.
„Rok?”
„Pierwsza była Estefanía, ta z księgowości, pamiętasz?” – wyliczała, jak ktoś przeglądający listę dostawców. „Potem kobieta z konferencji w Cancún. Potem kolejna, której nawet nie próbowałam zidentyfikować. Przestałam liczyć po czwartej”.
Opadł na krzesło.
„Skoro wiedziałeś to wszystko… to dlaczego nic nie powiedziałeś?”
Jimena zacisnęła dłonie na biurku. Jej paznokcie były idealnie wypielęgnowane. Nigdy tego nie zauważył.
„Bo potrzebowałam czasu” – odpowiedziała. „Aby pomyśleć. Aby wszystko udokumentować. Aby mieć pewność, że kiedy podejmę decyzję o zakończeniu tego małżeństwa, zrobię to z pozycji siły”.
Tomás przełknął ślinę.
„O czym mówisz?”
„Nasze życie, Tomásie”. „Aktywa, konta, to, co moje, a to, co uważasz za twoje”. Spojrzała mu prosto w oczy. „Dom jest na moje nazwisko. Moi rodzice nalegali, kiedy go kupowaliśmy, pamiętasz? Zainwestowałam w nasze inwestycje z odziedziczonego majątku. Samochód, którym jeździsz, jest zarejestrowany na moje nazwisko. A od poniedziałku jestem właścicielką tego hotelu i dwóch innych w mieście”.
Jego głowa zaczęła puchnąć.
„Wykorzystałeś spadek, nie mówiąc mi o tym?”
„To mój spadek” – odpowiedział bez mrugnięcia okiem. „Ten sam, który chciałeś wykorzystać tysiąc razy na swoje »świetne pomysły biznesowe«. Różnica polega na tym, że moje inwestycje działają. Twoje… to były hotele, ale ledwo wystarczały”.
Mariana przemówiła po raz pierwszy.
„Panie Briones, pozew rozwodowy zostanie panu formalnie doręczony jutro rano” – powiedziała neutralnym tonem. Biorąc pod uwagę przytłaczające dowody cudzołóstwa i historię wspólnych środków wykorzystanych na wasze romanse, radzę panu zatrudnić dobrego prawnika.
„Dowody?” powtórzył.
Jimena otworzyła szufladę i położyła na biurku grubą teczkę.
„Rachunki z hotelu, wyciągi bankowe, wiadomości, e-maile, zdjęcia” – wyliczała. „Sześć miesięcy pracy prywatnego detektywa, któremu, nawiasem mówiąc, zapłaciłam z własnej kieszeni”.
Tomás poczuł się odsłonięty.
„Zatrudniłeś detektywa…”
„Skonsultowałam się z trzema różnymi kancelariami prawa rodzinnego” – kontynuowała. „Przeanalizowałam finanse z dwunastu lat, dokładnie obliczyłam, co mi się należy, a co nie. I doszłam do bardzo prostego wniosku”.
„Który to jest?”
„Że cię nie potrzebuję. Że nigdy cię nie potrzebowałam”.
To zdanie było jak policzek.
„Wmówiłeś mi” – kontynuowała niezrażona – „że wspieranie twojej kariery jest ważniejsze niż mojej”. Że „żona dyrektora” to praca na pełen etat. Studiowałam hotelarstwo, Tomásie. Miałam oferty pracy, kiedy się pobraliśmy. Odrzuciłam je, żeby jeździć za tobą po kraju. Zaryzykowałam. A kiedy ja rezygnowałam z marzeń, ty imprezowałeś z innymi kobietami.
Po raz pierwszy poczuł coś na kształt prawdziwego wstydu.
„Jimena, przepraszam” – mruknął. „Wiem, że popełniłem błąd, ale możemy spróbować…”
„Nie” – przerwała mu ostro. „To, co stało się wczoraj wieczorem, nie było „błędem”. Błędem jest zapomnienie o rocznicy. To, co zrobiłeś, było powtarzającym się wyborem. Wybierałeś zdradę raz po raz. Tego nie da się naprawić terapią dla par ani kwiatami”.
Mariana wstała i podała mu wizytówkę.
„Oto moje dane kontaktowe. Kiedy będziesz miał prawnika, poproś go o kontakt” – powiedziała. „Warunki są szczegółowo opisane w pozwie, ale pani Briones może je streścić”.
Jimena wzięła głęboki oddech.
„Ty zachowasz swój samochód, konto emerytalne i rzeczy osobiste” – wymieniła. „Ja zachowam dom, portfel inwestycyjny i hotele. Ty odpowiadasz za swoje długi, w tym za karty kredytowe, których użyłeś na wyjazdy. A co do naszego „kręgu towarzyskiego”, ludzie sami zdecydują, z kim będą, kiedy dowiedzą się, dlaczego nasze małżeństwo się rozpadło”.
„Powiesz wszystkim?” – zapytał zaniepokojony.
„Nie ma potrzeby”, odpowiedziała. „Hotele gadają, Tomásie. Recepcjoniści, menedżerowie, konsjerże… wszyscy się znają. Jutro rano połowa świata dowie się, że przyprowadziłeś kochankę do hotelu swojej żony. To zbyt pikantna historia, żeby ją przemilczeć”.
Wstał i zaczął machać rękami w powietrzu.
„Zaplanowałeś to wszystko. Kupno hotelu, bycie tu akurat dzisiaj… To wszystko była pułapka”.
„Mylisz się” – powiedziała Jimena, patrząc mu prosto w oczy. „Kupno hotelu było transakcją biznesową. To, że akurat dzisiaj wybrałeś ten hotel… to był czysty przypadek. Dla mnie”.
Tomás był bez słowa.
„I co teraz?” – zapytał w końcu. „Co się ze mną stanie?”
„Teraz wychodzisz” – odpowiedziała. „Nie możesz wrócić do domu. Wymieniłam zamki. Twoje rzeczy są w magazynie; wyślę ci adres. A jutro zaczniesz ponosić konsekwencje wszystkiego, co zrobiłeś”.
Zrobił krok w jej stronę.
„Jimena, proszę…”


Yo Make również polubił
„Za mało miejsca dla twoich dzieci”. To był SMS od mojej mamy. W Wigilię spakowałem wszystkie prezenty z powrotem do bagażnika. 26 grudnia „otworzyłem” coś jeszcze – i cała rodzina zamilkła.
Mój mąż zaprosił mnie na kolację biznesową z japońskim klientem. Milczałam i udawałam, że nie rozumiem japońskiego, ale potem usłyszałam, jak mówi coś, co mnie zamarło. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę…
Woda owsiana z cytryną: sojusznik w obniżaniu poziomu cholesterolu
Jak zrozumieć pięć etapów żałoby